Aktualności

Rozdział V Zadania policji w czasie wojny. 213 ochotniczy pułk piechoty i jego organizacja. Pobyt pułku w Warszawie.

Data publikacji 21.08.2020

Praca policji w czasie wojny jest zawsze uciążliwa i skomplikowana, stwarza bowiem - na skutek nienormalnej sytuacji w kraju - szereg nowych zjawisk życiowych, które wymagają natychmiastowego regulowania. Zadania policji, trudne nad wyraz, są mimo to jeszcze znośne, jeśli wojna toczy się na terenach państwa nieprzyjacielskiego, względnie jeśli walki trwają na stałych, umiejscowionych pozycjach. Jeśli natomiast własne wojska rozpoczną odwrót w głąb kraju, wówczas dopiero następuje najuciążliwszy okres działań nie tylko dla wojska, ale i dla policji, która musi zająć się przeprowadzeniem i dopilnowaniem ewakuacji z terenów zagrożonych inwazją.

Ewakuuje się więc urzędy państwowe i ich mienie, ludność miejscową i jej dobytek. Wielu, nawet bardzo wielu spośród starych policjantów momenty takie przeżywało u nas w roku 1920 i ci najlepiej wiedzą, jak ogromnie uciążliwe i wymagające poświęcenia i samozaparcia są to zadania. Powstaje wówczas  nieuniknione zamieszanie, z którego korzystają złodzieje i różne męty społeczne, zagrażając bezpieczeństwu publicznemu.

Policji nie wolno dopuścić do grabieży i gwałtów, pozostaje więc do końca na miejscu i wycofuje dopiero wraz z wojskiem, a często nawet i po jego odejściu. W konsekwencji  policjanci zmuszeni są do przyjęcia walki z nacierającymi nieprzyjacielskimi oddziałami i wycofywania pod gradem kul. Jeśli nie zdążą, walczą ramię w ramię z żołnierzami. Często giną lub  dostają się do niewoli. Do służby w takich warunkach nie każdy funkcjonariusz ma odpowiednie predyspozycje.

W roku 1920, gdy nasze armie cofały się pod sowieckim naporem, a jednocześnie w związku z odezwą Rady Obrony Państwa policjanci masowo zaczęli rwać się do wojska, Komenda Główna Policji Państwowej nie miała początkowo chęci do tworzenia własnego pułku. Gdy jednak, pomimo wszystko  podjęto decyzję na „tak”, prace nad jego sformowaniem przebiegły sprawnie.

Przedtem  uregulowano wzajemny stosunek policji do wojska i odwrotnie na czas wojny. W związku z tym, w wyniku porozumienia Komendy Głównej  PP z MSW i Ministerstwem Spraw Wojskowych, zostały wydane dwa rozporządzenia Rady Obrony Państwa z dnia 30 lipca i 6 sierpnia 1920 r., które ustalały, że:

1) przez czas trwania wojny policjant nie może zwolnić się ze służby w policji bez zgody właściwej władzy;

2) policja w czasie wojny może być użyta także do celów wojskowych i w takim wypadku podlega rozkazodawstwu i sądownictwu wojskowemu;

3) policją otrzymuje w stosunku do osób wojskowych uprawnienia żandarmerii wojskowej.

Szczegóły miały być unormowane w instrukcji Min. Spr. Wojsk., wydanej w porozumieniu z MSW. Instrukcji jednak nie było, stąd też sporne i niejasne kwestie, wynikłe na gruncie wzajemnych stosunków, były regulowane przez Sztab i Komendę Główną PP w „krótkiej drodze”, tzn. od wypadku do wypadku. Mimo to do poważniejszych nieporozumień ani konfliktów nigdzie nie doszło. Pomyślny ten rezultat należy przypisać głównie temu, że cała policja miała świadomość, że podczas wojny muszą dominować nad wszystkimi interesy władz wojskowych, a te ostatnie zdawały sobie sprawą z tego, że zorganizowany z mozołem kosztowny aparat policyjny należy traktować i używać do celów swoich tak, aby możliwie zachować go w całości dla ciężkiej pracy w warunkach powojennych.

Poza tym zobligowano Min. Spr. Wojsk do wydania rozporządzenia o tworzeniu oddziałów ochotniczych policji. Dokument ten ukazał się w terminie spóźnionym, bo dopiero w dniu 11 sierpnia, niemniej jednak był konieczn ze względu na unormowanie organizacji tych jednostek.

Gdy wszystkie sprawy natury formalnej zostały załatwione, dopiero wówczas Komenda Główna PP rozpoczęła organizację policyjnych jednostek bojowych. Sprawą tą z ramienia Komendy Głównej i pod kierunkiem ówczesnego komendanta głównego, inż. Władysława Henszla zajmowali się podinspektorowie: 1) Władysław Jaroszewicz, obecny Komisarz Rządu m. st. Warszawy, 2) Julian Suski — obecnie radca Min. Spr. Wewn. oraz 3) Ignacy Koral, obecnie adwokat. Ten ostatni zajmował się przede wszystkim regulowaniem wszystkich kwestii  prawnych, jakie wyłaniały się w związku z powstającymi  oddziałami woj skowymi.

Chodziło poza tym o to, aby pułk i szwadron policyjny stworzyć w taki sposób, ażby nie ucier piał na tym ład i porządek w kraju. Rozwiązanie tej sprawy nie było problemem łatwym. Ostatecznie Komenda Główna zdecydowała się powołać ochotników policyjnych do wspomnianych wyżej jednostek z m. st. Warszawy i województw: warszawskiego, łódzkiego i kieleckiego. Decyzje Komendy Głównej w tej sprawie tłumaczy w swej relacji  inspektor Koral następująco: „Może wydawać się dziwne, że wybierano akurat te środkowe okręgi, pomijając z jednej strony okręgi całkowicie lub częściowo ewakuowane, jak białostocki, lubelski itp., a z drugiej — tyłowe, jak poznański i pomorski oraz Małopolskę. (O Śląsku nie mogło być wówczas mowy, bowiem nie należał on jeszcze wówczas do Polski — przyp. autora). Nie był to prosty przypadek, stąd  ewakuowanej policji nie chciano ruszać w przewidywaniu szybkiego powrotu i ważnych zadań, jakie na nią czekały w miejscowościach, które przez pewien czas znajdowały się pod okupacją agresora; w okręgach tyłowych policja miała cięższą pracę w związku z rozmieszczeniem tam całej masy ewakuowanych urzędów i uchodźców; poza tym nie bez znaczenia była pewna autonomia, którą w 1920 r. posiadała policja w Małopolsce—a jeszcze w większym stopniu w Wielkopolsce. Utrudniało to jednolitość zarządzeń".

                                                                       X

Tworzący się pułk, o którym wyłącznie już w tym materiale mówić będziemy, otrzymał nr 213. Wszystkie bataliony organizowane były równocześnie w Warszawie, Łodzi i Kielcach.

Organizacją batalionu warszawskiego z ramienia Komendy Miasta zajmowali się nadkomisarze: Czesław Grabowski, obecnie inspektor i komendant wojewódzki we Lwowie; Jan Szuch, obecnie podinspektor i zastępca komendanta miasta w Warszawie; Maurycy Sonenberg, obecnie emerytowany podinspektor, adwokat; komisarz Euzebiusz Zieliński, obecnie podinspektor i zastępca naczelnika Wydziału IV- go KG PP, i wreszcie podkomisarz Jerzy Komes, obecnie komisarz i kierownik XIII komisariatu PP w Warszawie.

Organizacją batalionu kieleckiego zajmowali się pod kierunkiem komendanta  okręgowego podkomisarze: Eugeniusz Madejczyk, obecnie komisarz i komendant powiatowy w woj. Poznańskim; Marian Kozielewski, obecnie nadkomisarz i komendant powiatowy w Będzinie, oraz st. przodownik Czesław Witulski.

W Lodzi organizację batalionu przeprowadzili: podinspektor Ryszard Gallera i nadkomisarz Brunon Betcher.

W dniu 11 sierpnia 1920 r. bataliony kielecki i łódzki przybyły do stolicy i połączyły się z batalionem warszawskim. W taki sposób został utworzony 213 ochotniczy pułk piechoty policyjnej. Pułk ten prezentował się świetnie i nic dziwnego, że cały korpus policyjny był niesłychanie dumny z posiadania takiej właśnie reprezentacji w szeregach armii.

Stan liczebny pułku składał się z 33 oficerów oraz 1352 szeregowych. W korpusie oficerskim pułku znajdowało się 8 oficerów i 4 lekarzy, przydzielonych z wojska. Bataliony w pułku ponumerowano w taki sposób, że I-szy baon składał się z policjantów łódzkich, II-gi z kieleckich, Ill-ci zaś — warszawskich. Dowódcą pułku  został mianowany nadkomisarz Brunon Betcher z Lodzi, były pułkownik armii rosyjskiej, jego zastępcą major Gallera. Należy tu wyjaśnić, że oficerowie policji, znajdujący się w pułku, o ile nie mieli stopni oficerów rezerwy, dostawali nominacje oficerów W. P. na czas wojny, zależnie od posiadanych stopni policyjnych. Tak więc, aspiranci dostawali stopnie podchorążych, podkomisarze —podporuczników , komisarze —poruczników, nadkomisarze —kapitanów, podinspektorowie zaś —majorów. Dowódcą I-go batalionu mianowany został kapitan Franciszek Polniaszek, II-go zaś—kpt. Eugeniusz Kozłowski. Batalion Ill-ci natomiast miał różnych dowódców spośród oficerów PP m. st. Warszawy. Początkowo więc—przez czas bardzo krótki batalionem tym dowodził nadkomisarz Czesław Grabowski. Następnie dowództwo objął nadkomisarz Jan Szuch, a gdy ten zachorował, batalion przez dłuższy czas pozostawał pod dowództwem komisarza Euzebiusza Zielińskiego. Następnie kilkudniowym dowódcą był również nadkomisarz Szczepkowski, a gdy i ten odszedł,  dowództwo batalionu pozostało już do końca w rękach komisarza Zielińskiego.

Przy dowództwie pułku znajdował się konny pluton wywiadowców, składający się z 30 ludzi,  który bezpośrednio podlegał kapitanowi Sonenbergowi, zajmującemu poza tym stanowisko oficera gospodarczego pułku.

Uzbrojenie pułku, początkowo różnorodne, zostało później ujednolicone w taki sposób, że wszyscy otrzymali karabiny angielskie, które dostarczyła Komenda Główna. Natomiast umundurowanie pułk otrzymał od władz wojskowych.

Pułk przebywał w Warszawie w okresie najgorętszych dni,  od 11-go do 18-go sierpnia, a więc w przededniu i w czasie trwania bitwy warszawskiej. Pułku nie  wysłano na pole walki, niektóre kompanie pełniły więc służbę garnizonową w stolicy, poza tym odbywano ćwiczenia wojskowe poza miastem. W tym czasie pułk oficjalnie był zaliczony do grupy rezerwowej generała Zawadzkiego, przeznaczonej na wypadek najgorszych dopiero ewentualności do obrony stolicy.

W dniu 15 sierpnia, w momencie największego napięcia walk pod Radzyminem, puik dwukrotnie był alarmowany i dwukrotnie wymaszerowywał w kierunku pola walki, jednak każdorazowo był wycofywany z powrotem do Warszawy.

W dniu 16 sierpnia pułk ponownie został zaalarmowany i wysłany szybkim marszem na linię rzeki Świder, gdzie rzekomo mieli się przedrzeć bolszewicy. Pogłoska ta okazała się jednak nieprawdziwą i w rezultacie pułk mocno przemęczony, nie zażywszy wrażeń bojowych, wrócił do Warszawy. W czasie tego wypadu wydarzył się niebezpieczny incydent, który mógł zakończyć się tragicznie. Maszerując nocą nad Świder, pułk natknął się na oddział   Legii Kobiecej, który w ciemnościach, wziął ich za Rosjan i ostrzelał. Na szczęście obeszło się bez ofiar.

Trzeba podkreślić, że w pułku – zarówno wśród oficerów, jak i żołnierzy - panowało ogromne rozgoryczenie z powodu braku możności zetknięcia się z wrogiem. Wszyscy, „palili się“ do walki, pragnąc okazać swoje męstwo i patriotyzm, tymczasem decydujące czynniki wojskowe nie dały im tej możliwości. Toteż, gdy 18 sierpnia, na Dworcu Wschodnim w Warszawie pułk załadowano do wagonów, kierując go na front, nadzieja walki z wrogiem ożyła na nowo. 

 

Źródło: "Na Posterunku" 1930 nr 36

Powrót na górę strony