Aktualności

Obrączka po babci

Data publikacji 31.10.2020

– Jestem córką jednego z zamordowanych – Bronisława Korzelskiego, który służył w policji od 1925 r. W 1939 r. pracował tu, w Białymstoku –pani Irena Korzelska-Uhlach mówi z pięknym, kresowym akcentem. Przemawia do zebranych gości, ale przede wszystkim do stojących przed nią młodych policjantów. – Mój tato z mamusią przeżyli razem tylko sześć lat – jej głos drży. – Potem przyszła wojna. Ojciec nigdy z niej nie wrócił, a my zostaliśmy poza ojczyzną. Po 70 latach stoję na swojej ziemi, białostockiej, gdzie się urodziłam, i bardzo dziękuję wszystkim, że mogłam być dzisiaj tutaj.

Najpierw zapadła cisza, a potem wybuchły gromkie brawa. Nie jedna łza zakręciła się w oku. Uroczystość upamiętnienia 23 funkcjonariuszy Policji Państwowej odbyła się 10 listopada w Białymstoku, ale dla pani Ireny wszystko zaczęło się rok wcześniej, gdy córce Lidii Rozhok przekazała obrączkę po swojej mamie, wdowie po st. post. Bronisławie Korzelskim.

W IMIENIU BABCI

 – Wcześniej nosiła ją mama – pani Lidia zamyśla się. – Nie wiem, dlaczego mi ją dała, ale gdy ja zaczęłam ją nosić, stało się dla mnie jasne, że muszę upamiętnić postać dziadka. I w ciągu roku się to udało, choć niebyło łatwo.

Lidia Rozhok pracuje we Lwowie w przedstawicielstwie polskiej firmy, z ojczyzną ma teraz bliskie i dość częste kontakty. Najpierw był pomysł, aby dąb ku czci st. post. Bronisława Korzelskiego posadzić na Ukrainie, ale nie za bardzo był ku temu sprzyjający czas. Po rozmowie telefonicznej z ojcem Józefem Jońcem, prezesem Stowarzyszenia Parafiada, które zaczęło akcję sadzenia dębów „Katyń... ocalić od zapomnienia”, postanowiła, że drzewo będzie rosło w Polsce. Umówiła się z ojcem Jońcem na 13 kwietnia 2010 r. w Warszawie, kiedy obchodzony jest Dzień Pamięci Ofiar Zbrodni Katyńskiej.

10 kwietnia jechała autobusem do Polski. – Telefonowałam wcześniej do ojca Jońca, ale był poza zasięgiem – pani Lidia nie kryje wzruszenia. – Gdy dojeżdżaliśmy do granicy, zadzwonił do mnie kolega z pracy, mówiąc, że zginął prezydent Polski. Nie chciałam wierzyć. Gdy przekraczaliśmy granicę, mówiły już o tym wszystkie media. Usiadłam koło kierowcy, wsłuchana w każdy radiowy komunikat. W końcu wymieniono nazwiska osób lecących z prezydentem do Katynia. Był wśród nich ojciec Joniec. Byłam w szoku – jechałam przecież na spotkanie z nim. Nie wiedziałam, co robić. W Warszawie trafiłam w centrum wszystkich żałobnych uroczystości. Byłam przed Pałacem Prezydenckim...

VIA 997

Za pośrednictwem Krystyny Krzyszkowiak, o której ojcu, przedwojennym policjancie Michale Adamczyku, pisaliśmy na naszych łamach („Dąb aspiranta Adamczyka” Policja 997 z lipca 2009 r. oraz „Aspirant Adamczyk i jego rodzina” Policja 997 z lutego 2010 r.), pani Lidia skontaktowała się z naszą redakcją. Szukała kogoś w Białymstoku – ostatnim miejscu pełnienia służby jej dziadka, kogoś, kto mógłby pomóc w wyszukaniu odpowiedniego miejsca i placówki, która zechciałaby posadzić dąb.

Zadzwoniliśmy do podlaskiej komendy wojewódzkiej i okazało się, że trafiliśmy idealnie.

– Właśnie planowaliśmy uroczystość sadzenia kilkunastu dębów katyńskich – mówi mł. insp. Waldemar Bućko, naczelnik Wydziału Prezydialnego KWP w Białymstoku. – Chętnie więc przystaliśmy na upamiętnienie jeszcze jednego naszego kolegi sprzed lat. W efekcie 10 listopada uhonorowaliśmy dębami i pamiątkową tablicą 23 funkcjonariuszy Policji Państwowej z ziemi podlaskiej. Na wiosnę planujemy zrobić jeszcze imienne tabliczki przy drzewkach.

POMARAŃCZE I PSZCZOŁY

We wrześniu 1939 r. mama pani Lidii – Irena, miała prawie 5 lat. Ojciec od dawna służył w Białymstoku. Urodził się w 1897 r. w Olesku, niedaleko Lwowa. Nie wiadomo, co robił przed służbą w policji. Na pewno brał udział w wyzwalaniu ojczyzny i wojnie z bolszewikami, gdyż został odznaczony Medalem Pamiątkowym za Wojnę 1918 –1921. Do Policji Państwowej wstąpił w 1925 r. Często przyjeżdżał do rodzinnego Oleska, gdzie siostry wyswatały mu młodszą o 14 lat Marię Jakimowicz. Pobrali się w Olesku w 1933 r. Rok później urodziła się pierwsza córka Irena Anna, a w 1937 r. druga – Wanda Daria.

– Pamiętam, że z Białegostoku wyjeżdżaliśmy często do jakiejś pobliskiej miejscowości, gdzie mieszkaliśmy w domu naprzeciwko plebanii – wspomina pani Irena. – Raz ksiądz był chory i mamusia wysłała mnie, aby mu zanieść dwie pomarańcze. Szłam przez ogród, w którym rosło mnóstwo kwiatów, a wśród nich uwijały się pszczoły. Pamiętam, że strasznie mnie pożądliły... Pamiętam też zapach bułeczek waniliowych, który rozchodził się z cukierni niedaleko naszego mieszkania w Białymstoku. Pamiętam, jak chodziliśmy do kościoła, do którego wiodły wysokie schody. Jak po nabożeństwie spacerowaliśmy w parku.

Latem 1939 r. Bronisław Korzelski zawiózł całą rodzinę na wakacje do rodzinnego Oleska. Chyba przeczuwał zbliżającą się wojnę, choć na kanikułę zabrali tylko jedną dużą walizę.

– Pamiętam, jak jechaliśmy pociągiem – mówi pani Irena. – Na jednej ze stacji poszłam z tatą kupić coś do jedzenia. Gdy wróciliśmy na peron, pociąg powoli ruszał. Ojciec wziął mnie na ręce i zaczął biec za pociągiem. Skoczył na ostatnie schodki, a mamusia już przeżywała, że nas nie ma. Ojciec został z nami w Olesku dzień czy dwa i wrócił do służby w Białymstoku. Wtedy widziałam go po raz ostatni. Gdyby nie wojna... inaczej potoczyłoby się nasze życie... Ojciec był bardzo dobrym człowiekiem. Mamusia zawsze nam powtarzała, że chce, abyśmy miały takich mężów, jak nasz ojciec. On był dobry dla wszystkich, nie tylko dla nas, dzieci.

BRONISŁAW, FRANCISZEK I KAROL

Starszy posterunkowy Korzelski dostał się do niewoli sowieckiej. W obozie przejściowym spotkał się ze starszym bratem Franciszkiem, który napisał o tym swoim bliskim. Bronisław przysłał tylko jedną kartkę, którą w latach 50. za brała rodzinie sowiecka bezpieka.

Franciszek był przewodniczącym sądu grodzkiego w Kamionce Strumiłowej, a ponadto pod porucznikiem artylerii rezerwy, trafił więc do Kozielska. Bronisław, jako policjant, znalazł się w Ostaszkowie.

Był jeszcze ich brat stryjeczny Karol Korzelski, oficer Wojska Polskiego z Wołynia. Tego zamknięto w Starobielsku.

Trzy obozy – trzech braci. Trzy cmentarzyska – trzech Korzelskich. Katyń – Franciszek, Charków – Karol i Miednoje – Bronisław.

DOM KOBIET

Olesko w 1939 r. zostało włączone do ZSRR. Gdy wybuchła wojna między dotychczasowymi sojusznikami, Sowieci uciekli, a przyszli Niemcy. Po ofensywie Sowieci wrócili i zostali na długie lata.

Gdy Niemcy uciekli, ludzie wyszli z ukrycia witać wyzwolicieli. Ci ostrzelali tłum. Od sowieckiej bomby zginęli siostra mamy pani Ireny – Joanna z synkiem. Maria, która cały czas czekała na Bronisława, wzięła na wychowanie córkę zabitej siostry. Jej męża już „za pierwszego Ruskiego” zabrało NKWD. Drugą siostrę z rodziną wywieziono na Sybir.

Po wojnie rodzina Korzelskich w ramach repatriacji wyjechała do nowej Polski. Jej potomkowie mieszkają w Głubczycach, Rzeszowie, Wrocławiu, Opolu, Krakowie i Warszawie.

– Babcia nie wróciła – wyjaśnia pani Lidia. – Czekała przecież na dziadka, a poza tym miała już trójkę dzieci na wychowaniu. W Olesku mój pradziadek wybudował w 1911 roku duży dom, stoi zresztą do dzisiaj, gdzie spokojnie mogły mieszkać cztery rodziny. Babcia bała się jechać w nieznane. Gdy na frontach uspokoiło się, pojechała do Białegostoku. Okazało się, że w ich mieszkaniu byli już nowi lokatorzy, a sprzęty rozgrabiono. Część udało się odzyskać, bo były u sąsiadów. Nie było do czego wracać. Gdyby nie wojna, pewnie nadal mieszkalibyśmy w Białymstoku, a tak nadeszły dla nas bardzo złe czasy. Babcia musiała pracować w kołchozie. Zmarła w wieku 53 lat, a wyglądała dużo, dużo starzej, tak ją to wszystko wyniszczyło. Kościoły pozamykano, zrobiono w nich magazyny. Mnie ochrzczono w tajemnicy, a i tak KGB się dowiedziało. Nie można było przyznawać się do swojej narodowości, wiary, do swojego pochodzenia. Mój ojciec zmarł, gdy miałam 12 lat. Jego ojciec także nie wrócił z wojny. Taki los, że w tej rodzinie niebyło mężczyzn...

Pani Irena przepracowała 35 lat jako nauczycielka matematyki we Lwowie. O losie swojego ojca dowiedziała się dopiero na początku lat 90. XX w. Córka przedwojennego polskiego policjanta ma dziś dwoje wnuków: Irenkę, która uczy się w szkole polskiej we Lwowie, i dorosłego Jurija oraz dwoje prawnuków: Asię i Łukasza. Siostra pani Ireny – Wanda Daria, nadal mieszka w Olesku, a dwoje jej dzieci: Taras i Halina już mają swoje rodziny.

10 kwietnia 2010 r. po uroczystości w KWP w Białymstoku wraz z córką Lidią odbyła sentymentalny spacer ulicami miasta, gdzie się urodziła, gdzie została ochrzczona, gdzie spędziła beztroskie pięć lat swojego dzieciństwa.

Źródło: Policja 997, zdj. PO, z archiwum rodzinnego Ireny Korzelskiej-Uhlach

  • Bronisław Korzelski 1897 - 1940
  • Ślubne zdjęcie Marii i Bronisława Korzelskich
  • Rodzinny spacer w Białymstoku. Od prawej: Bronisław Korzelski, jego córka Irena, żona Maria i niania
Powrót na górę strony