Aktualności

Mama musiała obciąć warkocze

Data publikacji 16.11.2020

- Mama miała piękne warkocze – siostra Anna Teresa pokazuje zdjęcia, na których młoda dziewczyna z dorodnymi jasnymi puklami zerka w stronę obiektywu aparatu. – Wstępując do policji, musiała je obciąć. Przez kilka lat nie mogła również wyjść za mąż.

Siostra Anna Teresa (VSM) jest córką przed wojennej policjantki Aliny Godlewskiej z domu Fabian. Jest w Zakonie Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny, czyli sióstr wizytek, na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie. Zgromadzenie ma charakter klauzurowy, ale dzięki temu, że siostra Anna jest nie jako „oddelegowana” do kontaktów z instytucjami zewnętrznymi, możemy spotkać się w jednej z rozmównic, aby odbyć podróż w przeszłość.

PREZES STRAŻY

Mama siostry Anny pochodziła z rodziny protestanckiej, która przybyła z Niemiec na tereny Polski w połowie XIX w. Fabianowie osiedlili się w Żychlinie, małym miasteczku między Kutnem a Łowiczem.

Jednym z ich dzieci był Karol, dziadek siostry Anny. Senior rodu po skończeniu szkoły w Łowiczu kształcił się dalej w technikum budowlanym w Szwajcarii. Po otrzymaniu dyplomu wrócił w rodzinne strony, ale że z pracą było krucho, wyjechał do Petersburga. Stamtąd jako budowniczy ruszył na Krym. Potem wrócił do Petersburga, gdzie pracował w biurze budowlanym. Żona jednak źle znosiła rozłąkę z krajem i wkrótce wróciła do Żychlina. Karol, przynaglany przez małżonkę, po zebraniu odpowiedniej kwoty również wrócił w rodzinne strony.

Przywiezione pieniądze zainwestował w cegielnię i budowę elektrowni, która za opatrywała w prąd miasteczko. Przez prawie dwadzieścia lat był też honorowym prezesem straży pożarnej w rodzinnym mieście. Pierwsza motopompa w powiecie była właśnie w Żychlinie.

MUNDUROWE RODZEŃSTWO

W 1905 r. przyszedł na świat Kazimierz, a sześć lat później Alina. Wychowywani byli w duchu działania dla innych. Pieniędzy starczało na wszystko, więc dzieci po skończeniu gimnazjum w kraju wyjeżdżały po dalszą edukację do Belgii.

– Mama nauczyła się tam perfekt francuskiego – mówi siostra Anna, córka Aliny. – W tym czasie dziadek chciał zmodernizować swój zakład. Marzyła mu się mechaniczna produkcja cegieł. Mimo sprzeciwów żony wziął olbrzymi kredyt. W Polsce zaczęto już jednak odczuwać kryzys ekonomiczny, w dodatku okazało się, że na miejscu są kłopoty z wodą. Przyszedł czas, że trzeba było spłacać zaciągniętą pożyczkę, a nie było z czego.

Bank przejął rezydencję. Rodzina przeprowadziła się do skromnego domu w Żychlinie. O dalszej nauce Aliny nie mogło być już mowy. Dziadek założył biuro budowlane w Kutnie. Gdy hrabia Maurycy Potocki sprzedawał swoje dobra w Jabłonnie, kupił działkę. Z rozparcelowanych dóbr wyrastało Legionowo pod Warszawą. Dziadek zaprojektował tam dom, do którego wkrótce przeprowadziła się cała rodzina.

W dobie kryzysu rodzeństwo szukało sposobu na życie. Kazimierz po odbyciu służby wojskowej wstąpił do Policji Państwowej. Dwa lata potem Alina natrafiła w prasie na anons, że policja poszukuje do pracy kobiet.

SIEDEM LAT CELIBATU

Alina Fabian długi czas się wahała. Myślała na pewno nie tylko o włosach. Policjantkami były wtedy panny, którym przez siedem lat nie wolno było wyjść za mąż. W końcu zdecydowała się.

– To był 1934 r. Mama miała 23 lata – siostra Anna wyciąga kolejne zdjęcia, na których widać kobiety w mundurach. – Najpierw była na kursie, przechodziła szkolenia. Skończyła np. kurs języka esperanto. Na początku trafiła do ówczesnej prewencji, potem pracowała w Urzędzie Śledczym w Warszawie, a następnie przeniesiono ją do służby mundurowej.

Na Alinie Fabian szybko poznali się przełożeni. W 1935 r. podczas oficjalnej wizyty przedstawicielek policji angielskiej w Polsce pełniła rolę tłumacza. Na co dzień zajmowała się „dziećmi ulicy”. Jak wspomina jej córka – zawsze mogła liczyć na pomoc kolegów. Miejscem szczególnej patologii był wtedy Annopol – policjanci nigdy nie pozwolili jej samej jechać w ten rejon. W 1938 r., gdy była kanonizacja św. Andrzeja Boboli, Alina Fabian brała udział w pielgrzymce Policji Państwowej do Rzymu. Jako protestantka nie uczestniczyła w uroczystościach na placu św. Piotra, ale pojechała tam w charakterze tłumacza.

– Oni wszyscy byli wtedy młodzi – siostra Anna uśmiecha się. – Po służbie kwitło życie towarzyskie. Co czwartek spotykali się w klubie policyjnym na tańcach. Mama poznała tam Jana Mykietowicza. Przed wojną wszyscy traktowali ich już niemal jak narzeczonych.

WOJNA

Napaść Niemców, a potem Sowietów rozdzieliła zakochanych. Oboje, różnymi drogami, ewakuowali się na Wschód.

– Mama, idąc w tłumie uchodźców, uświadomiła sobie nagle bezsens tej wędrówki – mówi siostra Anna. – Po wiedziała do koleżanki: gdzie my właściwie idziemy? Mamy iść na Wschód, ale ja nie mam rozkazu miejsca – gdzie mam się zgłosić, do kogo? Zdecydowała, że wraca. 8 września była już z powrotem w Legionowie.

Niestety Jan Mykietowicz po 17 września wpadł w ręce sowieckie. Trafił do obozu w Ostaszkowie i, podobnie jak inni policjanci, został zamordowany przez Rosjan w Kalininie (Twerze). Dziś jego szczątki spoczywają na cmentarzu w Miednoje.

Alina Fabian została powołana do Polnische Polizei. Przez całą okupację pracowała w obyczajówce. Nie nosiła munduru, ale miała odznakę. Dzięki niej, jak opowiada siostra Anna, pomogła wielu ludziom, np. schwytanym podczas łapanki.

– Wtedy poznała też swojego przyszłego męża Zdzisława Godlewskiego, któremu udzielała korepetycji z języka angielskiego – mówi córka przedwojennej policjantki. – W 1942 r. wzięli ślub. W tym czasie na strychu domu w Legionowie ukrywała się Żydówka z dzieckiem. Wszystko było tak zakonspirowane, że żaden z gości niczego się nie domyślił. Ojciec należał do AK, potem do NSZ. W ogrodzie przy domu był punkt przerzutowy, gdzie dostarczano olej do maszyn poligraficznych, swoje zbiórki organizowali harcerze. Dzięki temu, że mama pracowała w Policji Polskiej, był to bezpieczny teren do takich działań.

PRZESŁUCHANIE WE WŁASNYM FOTELU

Przed zbliżającym się frontem rodzina Godlewskich schroniła się w Kobyłce. Po powrocie do Legionowa zastali ograbiony przez „wyzwolicieli” dom. Zostały tylko tak „nieużyteczne” rzeczy, jak pianino czy popiersie Mickiewicza.

– W lipcu 1945 r. mama została wezwana na przesłuchanie do UB w Legionowie – mówi siostra Anna. – Opowiadała mi potem, jak ze zdziwieniem zauważyła, że wystrój pokoju stanowią meble z ich do mu, które dziadek Karol sprowadził z Petersburga. Przesłuchiwana była tylko ten jeden raz, strzelali jej nad uchem szpicrutą, ale nic nie zrobili. Ojciec był na liście wywózkowej do ZSRR, ale dzięki znajomości z miejscowym Żydem dr. Finkelsteinem uniknął zsyłki.

Brat Aliny Kazimierz Fabian, już jako pracownik MSZ, w 1939 r. ewakuował się przez Rumunię i Francję do Anglii. Wojnę spędził w Szkocji, gdzie był oficerem łącznikowym między władzami polskimi i brytyjskimi. Tęsknił za Polską. Mimo ułożonego i dostatniego życia na Wyspach wrócił do kraju. Pracował w skupie cukru, mąki, w końcu zaczął uczyć języka angielskiego. W jego ślady poszła siostra Alina. Kazimierza ze szkoły po kilku latach wyrzucono – żeby jako były żołnierz generała Maczka „nie zatruwał młodzieży”. Alina przez jakiś czas prowadziła świetlicę dla licealistów w Legionowie, do emerytury uczyła angielskiego.

Razem z bratem i bratową prowadziła także w latach 50. młodzieżowy zespół artystyczny przy legionowskiej szkole podstawowej nr 1.

PAŁKA W MUZEUM

– Mama była bardzo energiczna, nigdy na nic nie narzekała – wspomina siostra Anna. – Za wszystko była wdzięczna. Kochała młodzież i to z wzajemnością. Odebrała protestanckie wychowanie. Zawsze była prawdomówna, oszczędna. Za pierwszą policyjną pensję kupiła zegarek TISSOT, który chodzi do dziś. Do końca życia miała tylko jeden zegarek. „Po co kupować nowy, jeżeli ten dobrze chodzi” – powtarzała. Dzisiaj, gdy widzę młode policjant ki, to staje mi przed oczy mama ma. Tyle że teraz one są eleganckie, włosy im ładnie spod czapki wystają, są podmalowane. Przed wojną policjantki musiały wyglądać raczej ascetycznie. Pyta pan o lata osiemdziesiąte? No tak, wtedy ciężko było się przyznawać, że ma się korzenie policyjne. Policja to była milicja i kojarzyła się z zomowcami. Koło naszego kościoła układany był olbrzymi krzyż z kwiatów. Miejsce było pod stałą obserwacją. W czasie demonstracji zomowcy wrzucali nam do kościoła petardy. Jedna z naszych sióstr zewnętrznych bardzo ucierpiała podczas takiej akcji. Przy okazji jakiejś patriotycznej rocznicy rozmównica, w której jesteśmy, za mieniona była na salę opatrunkowo-operacyjną. Dyżurowali tu lekarze. Władza obawiała się rozruchów. Demonstracje faktycznie były, ale na szczęście bez ofiar.

Alina Godlewska z domu Fabian zmarła w 1990 r. Do końca życia nie była w stu procentach pewna, co stało się z Janem Mykietowiczem, ukochanym policjantem sprzed wojny. Dostała dwie kartki, wiedziała, że był w Ostaszkowie, potem słuch o nim zaginął.

Pałkę Aliny Fabian i inne pamiątki siostra Anna przekazała do tworzącego się muzeum Policji.

Źródło: Policja 997

  • Policjantki przed wojną musiały wyglądać raczej ascetycznie - Alina Fabian w Warszawie
  • - Przechowuję pamiątki rodzinne, oryginały przekazałam do tworzącego się muzeum Policji - mówi siostra Anna Teresa
  • Alina Wanda Fabian
  • Alina Wanda Fabian - posterunkowa w Urzędzie Śledczym w Warszawie
Powrót na górę strony