Aktualności

Twardy glina

Data publikacji 04.01.2021

Postać komisarza Gajewskiego w serialu „Glina” przypadła do gustu prawdziwym policjantom tak, że w dowód uznania poprosili o wywiad z Panem. Czy poczuł się Pan zaskoczony?
-Przede wszystkim bardzo mnie cieszy, że fachowcom podoba się to, co w tym serialu robię. Znaczy to dla mnie, że się w ich oczach nie ośmieszam, a to byłoby chyba najgorsze, co mogłoby mnie spotkać. Nie wiem, na ile bliskie rzeczywistości były, czy są, inne moje role, ale taki odzew, jak ten, zdarza mi się pierwszy raz.

Po trzech latach od zakończenia pracy przy „Glinie” zmieniłby Pan coś w tej kreacji?

-Niczego bym nie zmieniał. Teraz nawet otwiera się taka szansa, bo lada chwila zaczynamy zdjęcia do następnych 13 odcinków, ale myślę, że trzeba w nich grać tego samego sprawdzonego Gajewskiego. Zresztą to jest też, jak sądzę, pewna reguła tego typu serialu: oglądamy tego samego bohatera, tyle że wplątanego w inne perypetie.

Co sprawiło, że zdecydował się Pan zagrać Gajewskiego?

-Przede wszystkim scenariusz, który jest, jak uważam, znakomicie napisany, poważny, skupiony głównie na pracy tych ludzi, nie bardziej niż trzeba zajmujący się ich prywatnością. Na tyle jednak, żeby zrozumieć, jak trudno z tą pracą pogodzić dobrze ułożone prywatne życie. Film pokazuje, jaką cenę bohater płaci za wybór tego zawodu. Poza tym oczywiście zobaczyłem szansę na postać, która może zadomowić się w świadomości widzów, tym bardziej że reżyserem był Władysław Pasikowski, a trudno się nie zgodzić, że filmy to on umie robić. Z innego jeszcze względu była to dla mnie rzecz wyjątkowa w mojej zawodowej działalności: bardzo rzadko zdarza mi się występować w serialach, a nigdy tak uparcie nie schodzić w nich z ekranu.

Co najtrudniej było Panu zaakceptować w tej roli?

-Nie miałem żadnych kłopotów z zaakceptowaniem jej w całości.

Czy budując postać twardego gliny z wydziału do spraw zabójstw korzystał Pan z jakiegoś wzorca osobowego z rzeczywistości?

-Nie, nikogo konkretnego nie miałem przed oczami. Ten materiał, jaki dawał scenariusz, i własne wyobrażenie o twardzielu, albo raczej o sobie jako o twardzielu, zupełnie mi wystarczyły.

Reżyser, Władysław Pasikowski, mówił, że sprawy kryminalne przedstawiane w serialu były fikcyjne. Zupełnie?

-Nie znajduję żadnych odniesień do prawdziwych wydarzeń. Tyle mamy różnych informacji o wielu zdarzających się sprawach, którymi zajmuje się Policja, że pisząc tekst o jej pracy, trudno uniknąć jakichś podobieństw do rzeczywistych zdarzeń. Zresztą policjanci chyba wiedzą najlepiej, jak różnorodne są takie sprawy, jak daleko sięga ludzka pomysłowość i jak trudno w związku z tym wymyślić coś, na co żaden sprawca nigdy jeszcze nie wpadł.

Podobno każdy chłopiec marzy, by zostać policjantem lub strażakiem. Prawda jest smutna - miast garnąć się do tego zawodu, policjanci masowo rezygnują z pracy... Jak Pan sądzi, dlaczego tak się dzieje?

-Ten stereotyp jest prawdziwy dla wszystkich pokoleń chłopców, jak mi się wydaje. Policjant, strażak, szlachetny Indianin czy kowboj to nasze normalne fantazje. Zresztą to też jeden z powodów, dla których chętnie się za ten serial zabrałem, żeby spełnić te dziecinne marzenia, choćby w fikcji. Poza tym w fikcji jest bezpieczniej. A rzeczywistość, no cóż, jeśli tak niebezpieczna praca nie jest właściwie wynagradzana, jeśli często niepotrzebnie tworzy się wokół Policji atmosferę podejrzeń i nieufności, jeśli się jej używa nie do tego, do czego jest przeznaczona, to może to zniechęcać.

Gdyby Pańskie życie potoczyło się inaczej i miałby Pan możliwość pracy w wydziale zabójstw, czy podjąłby Pan takie ryzyko?

-Być może. To bywa, jak sądzę, pasjonujące, składanie całości z drobnych śladów, ale mam o tym wyobrażenie takie, jakie może mieć laik, który nie zna tej pracy od podszewki, więc to, co mnie może się w niej wydawać najbardziej fascynujące, policjantów, którzy to robią, może rozśmieszyć.

Czy przygląda się Pan temu, co dzieje się w Policji?

-Mam wrażenie, ze wokół Policji zostało, tak jak w paru innych dziedzinach, wykonanych trochę niepotrzebnych nerwowych ruchów. A wysyłanie policjantów po hamburgery czy używanie ich do odwożenia do domu pijanych urzędników uważam za zwykły skandal.

Dziękuję za rozmowę.

MONIKA DĄBROWSKA zdj. OMI TVP S.A.

Jerzy Radziwiłowicz, 57 l., aktor teatralny, telewizyjny i filmowy, pedagog krakowskiej Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej, tłumacz. Absolwent warszawskiej PWST, debiutował w 1972 roku w Starym Teatrze w Krakowie. Autor znakomitych kreacji teatralnych, m.in. w „Dziadach” w reżyserii Konrada Swinarskiego, „Procesie” u Jerzego Jarockiego. U Jerzego Grzegorzewskiego zagrał m.in. w „Weselu”, a w 1996 roku sam przetłumaczył „Don Juana” Moliera, którego grał dwukrotnie. W filmie debiutował w 1973 roku. Najbardziej znane role to Mateusz Birkut i jego syn Maciek Tomczyk w „Człowieku z marmuru” (1976 r.) i w „Człowieku z żelaza” (1981 r.). Ostatnia rola filmowa to nadkom. Andrzej Gajewski w serialu „Glina” (2003-2004), którego ciąg dalszy ma być wkrótce realizowany.

 

Źródło: Policja 997 NR 6/2007 str. 48

  • Jerzy Radziwiłowicz
Powrót na górę strony