Strzały pod Wawelem cz. 1
Ciężkie dębowe drzwi krakowskiego aresztu śledczego przy ul. Kanonicznej 24, zwanego potocznie przez współczesnych „Urzędem pod telegrafem”, uchyliły się punktualnie o godz. 11:25. Był ciepły, słoneczny czwartek, 20 sierpnia 1931 roku.
Pierwszy wyszedł na ulicę post. Jan Bukowski, wywiadowca urzędu, za nim – z kajdankami na rękach – zatrzymany za napady i rozboje, Roman Michalski, członek bandy Augustyna Makowicza, oraz drugi z eskortujących go policjantów, post. Michał Mikrut. Oślepieni nagłym błyskiem promieni słonecznych funkcjonariusze zmrużyli oczy, zsunęli nieco do przodu czapki, poprawili na ramionach karabiny, po czym wskazali aresztantowi kierunek marszu. Do przejścia mieli niewiele ponad 200 metrów, na sąsiednią ul. Senacką, do gmachu Sądu Okręgowego. Tam czekał już na przestępcę sędzia śledczy dr Wątor, prowadzący dochodzenie przeciwko Michalskiemu i jego kompanom.
Niech nikogo nie dziwi ten pieszy policyjny konwój na ulicach miasta. Przepisy tego nie zabraniały, a poza tym akurat w tym miejscu nie był on niczym szczególnym. Krakowianie przywykli do takich widoków, bo w tej części Starówki, w kwartale ulic: Senackiej, Kanonicznej, Poselskiej i Placu Magdaleny mieściły się gmachy ważnych urzędów państwowych - resortu sprawiedliwości i organów ścigania, m.in. komenda policji, Sąd Okręgowy, Urząd Śledczy, więzienie św. Michała, a także magistrat. Z racji tego bliskiego sąsiedztwa wszystkie konwoje załatwiano szybko i skutecznie, bez potrzeby wzywania więziennych karetek, jak wówczas nazywano samochody przystosowane do transportu zatrzymanych. Od lat praktykowano taką formę policyjno-sądowej współpracy i nikt nie wnosił żadnych zastrzeżeń.
Zasadzka w sercu miasta
Dlatego na huk rewolwerowych wystrzałów, które padły u wylotu ul. Kanonicznej i Senackiej, przechodnie zamarli na moment z przerażenia. Potem jedni rzucili się do panicznej ucieczki, kryjąc się po okolicznych bramach, inni padali na ziemię, obawiając się rykoszetów. Ci, którzy mieli więcej odwagi i podnieśli głowy, relacjonowali później do policyjnych protokołów przebieg wydarzeń: kiedy policyjny konwój znalazł się na ul. Senackiej i minął bramę składu węgla Steinbrechera, wyszło z niej jakichś dwóch młodych mężczyzn z pistoletami w rękach. Znienacka zaczęli strzelać w plecy idących wolnym krokiem i niczego się nie spodziewających policjantów. Żaden z nich nie zdążył nawet sięgnąć po karabin.
Napastnicy oddali do każdego z funkcjonariuszy po kilka strzałów z odległości nie większej niż 5-7 metrów. Strzelali nawet wówczas, gdy posterunkowi padli już na bruk. Nie było wątpliwości, że bandyci chcieli ich zabić. (Kilkanaście godzin później obydwaj funkcjonariusze zmarli w szpitalu na skutek odniesionych obrażeń).
Wykorzystując moment zaskoczenia, zabójcy chwycili swego kompana pod pachy i pociągnęli go w stronę ul. Poselskiej, w dół ku Plantom. Nim dopadli parkowych alejek, usłyszeli za sobą strzały. To posterunkowy Kazimierz Witkowski, który w momencie napadu wychodził z biura meldunkowego magistratu, zorientowawszy się w sytuacji, wyciągnął służbową broń i wymierzył do uciekających bandytów. W biegu jednak nie trafił, sam natomiast otrzymał postrzał w brzuch i upadł na chodnik.
Napastnicy pobiegli Plantami w kierunku Placu na Groblach. Tam zatrzymali się na moment, usiłując uwolnić Michalskiego z kajdanek. Musieli jednak przerwać, bo w ich kierunku nadbiegał już post. Włoch, który na odgłos strzelaniny opuścił swój posterunek na skrzyżowaniu Zwierzynieckiej i Straszewskiego i przyłączył się do pościgu. Bandyci oddali do niego kilka strzałów i pobiegli dalej ul. Tarłowską. Spieszyli się. W oddali, wśród zieleni Plantów widać już było kilku następnych funkcjonariuszy w białych czapkach, posterunkowych: Maziaka, Gembalę, Setkowicza, Stypułę i Sobczaka, którzy wybiegli z gmachu Sądu Okręgowego. Przyłączyło się do nich trzech strażników z pobliskiego więzienia św. Michała: Młynarczyk, Bętkowski i Madura. Wszyscy mieli broń w ręku, ale żaden nie strzelał, za dużo było tu przechodniów.
Źródło: BEH-MP KGP/JP, zdj. „Tajny Detektyw”. „Ilustrowany Kurier Codzienny”