Aktualności

Bajko - upiór z puszczy

Data publikacji 19.05.2020

Grzegorz Bajko był postrachem Podlasia lat 20. ubiegłego wieku. Kilka lat terroryzował mieszkańców Białowieży i okolic, grabił i mordował. Ścigany przez policję, zaszywał się w ostępach Puszczy Białowieskiej, którą znał jak mało kto.

Noc z 12 na 13 czerwca 1923 r. Szosą z Hajnówki do Białowieży posuwa się powoli chłopska furmanka. Drzemiący na niej trzej mężczyźni kołyszą się w rytm stukotu końskich kopyt. Nagle na drodze błyskają latarki. Zaskoczony woźnica szarpie za lejce. Kilka ciemnych postaci otacza zaprzęg. Nieznajomi oświetlają podróżnych. „Który to Bałachowicz?” – pada krótkie pytanie. „To ja” – odpowiada jeden z mężczyzn. „A o co chodzi?” – dodaje.

Odpowiedzi już nie słyszy. Nocną ciszę przerywa głośny huk karabinowego wystrzału. Spłoszony koń wywraca furmankę, zrywa uprząż i niknie w ciemnościach. Przerażeni podróżni również rozbiegają się po lesie. Nikt ich jednak nie goni. Na drodze pozostają jedynie zwłoki młodego mężczyzny. To 29-letni Józef Bałachowicz (1894-1923), uczestnik wojny polsko-radzieckiej, po której awansowano go do stopnia generała, brat sławnego dowódcy korpusu białoruskiego, walczącego w 1920 r. u boku wojsk polskich, gen. Stanisława Bułak-Bałachowicza (1883-1940).

Wszczęte śledztwo nie pozostawiało żadnych wątpliwości, że mord miał tło polityczne, a jego zleceniodawcy wywodzili się z mińskiego GPU (Gosudarstviennoje Politiczeskoje Upravlenie – bolszewicka policja polityczna - przyp. J.Pac.). To tam powstał plan zgładzenia gen. Stanisława Bułak-Bałachowicza. Zmieniono go jednak, kiedy zamachowcom nie udało się wciągnąć generała w zasadzkę. Postanowili więc zlikwidować jego brata, stroniącego od polityki i żyjącego na uboczu „wielkiego świata”, ale za to łatwo dostępnego.

Od kłusownika do bandyty

Informacje zdobyte przez polski wywiad pozwoliły szybko zidentyfikować bezpośredniego zabójcę gen. Bałachowicza. Był nim 33-letni Grzegorz Bajko, mieszkaniec Białowieży, znany policji kłusownik, zarazem sympatyk partii komunistycznej i przez jakiś czas radziecki milicjant. Po wyzwoleniu Podlasia spod sowieckiej okupacji, Bajko uciekł na Wschód. Po kilku miesiącach jednak stamtąd powrócił, wolał życie Robinsona w polskiej puszczy niż komunistyczny ład. Poza tym tęsknił za rodziną, którą pozostawił w Białowieży. Co prawda rzadko się z nią widywał i to zwykle nocą (z oczywistych powodów była przecież inwigilowana), ale kontakt istniał. Policja wiedziała o tym, Bajko był jednak niezwykle ostrożny, zawsze w porę potrafił uniknąć zasadzki. Nieco później okazało się, co było tego przyczyną. Sporo więc czasu jeszcze upłynęło nim bandyta trafił za kraty, tymczasem lista jego ofiar rośnie.

Latem 1922 r. Bajko morduje Pomeranca, bogatego kupca ze wsi Motol. Uzyskawszy informację o jego planowanym przyjeździe do tartaku, przygotowuje zasadzkę na drodze do Królewskiego Mostu. Bez skrupułów strzela do niego, ograbia z pieniędzy i znika w puszczy. Natychmiastowy pościg nie daje rezultatu.

W czerwcu 1923 r. dokonuje zamachu na gen. Józefa Bałachowicza. W kilka miesięcy później, na drodze do Kamieńca Litewskiego Bajko morduje rodzeństwo Nazarewiczów, miejscowych rzeźników. Zgarnia kilkutysięczny łup. Nie gardzi jednak i mniejszymi kwotami, jeśli tylko zwietrzy okazję do rabunku.

Jego bandycka aktywność i zuchwałość zmusza policję do ciągłej czujności i stałego patrolowania leśnych kwartałów. Podczas jednej z takich akcji w zasadzkę wpadło trzech policyjnych wywiadowców, oddelegowanych tu z Komendy Powiatowej PP w Bielsku Podlaskim. Zaskoczeni przez uzbrojonego w karabin bandytę, dysponując jedynie służbowymi pistoletami, mieli niewielkie szanse w starciu ze świetnie strzelającym kłusownikiem. W potyczce tej zginął jeden z nich, post. Piotr Podbielski, pozostali wycofali się.

Komendant wspólnikiem?

Bajko triumfuje. Wychodzi cało z każdej opresji, co jeszcze bardziej go rozzuchwala. Nie liczy się już zupełnie z życiem ludzkim – charakteryzuje go ówczesna prasa. – Morderstwo i rabunek uważa za igraszkę na równi z polowaniem na zwierzynę.

W kwietniu 1926 r. morduje Karola Lasza, właściciela zakładu masarskiego w Białowieży. Tym razem działa na zlecenie swojego znajomego, który był dłużnikiem Lasza. To zabójstwo jest ostatnim krwawym dziełem Grzegorza Bajko. Bandycie zaczyna się już palić grunt pod nogami. Komenda Powiatowa PP w Bielsku Podlaskim, wzmocniona kadrowo przez KW PP w Białymstoku, intensyfikuje działania wykrywacze, rozbudowuje też sieć agenturalną. Wywiadowcy wespół z policją mundurową wyłapują po kolei cichych wspólników Bajki, organizują zasadzki w miejscach, które odwiedza. Jego drewniany dom przy ul. Stoczek w Białowieży jest lepiej chroniony niż niejeden bank. Podobnie jak najbliższa rodzina.

Policyjny wywiad uzyskuje w tym czasie niezwykle ważną informację: Bajko zna osobiście komendanta miejscowego posterunku PP st. post. Kraszewskiego, który – jak donieśli agenci – również lubił „pokłusować”. Na ile ta wspólna łowiecka pasja zbliżyła obu mężczyzn? – musiano z pewnością zastanawiać się nie tylko w Białymstoku, ale i w samej Komendzie Głównej PP. Czy znajomość ta była na tyle silna, aby doświadczony policjant zdecydował się chronić bezwzględnego kryminalistę? Choć założenie to z pozoru wyglądało na absurdalne, nie zbagatelizowano go. Brano też pod uwagę inną hipotezę: szantażu. Może Bajko znał jakieś tajemnice Kraszewskiego, których ujawnienie mogłoby skompromitować go w oczach przełożonych? Z taką ewentualnością także należało się liczyć.

Bezpośrednich jednak dowodów na zdradę komendanta posterunku nie znaleziono. Poszlaki  były jednak na tyle mocne, że Kraszewskiego zatrzymano do wyjaśnienia. Jego przełożonych szczególnie nurtowała kwestia szczęśliwej, trwającej kilka lat, passy bandyty oraz „udziału” w niej posterunkowego Kraszewskiego. Czy rzeczywiście torpedował on policyjne działania skierowane przeciwko ukrywającemu się kryminaliście? Trudno jednoznacznie stwierdzić. Faktem jest jednak, że wraz z końcem służbowej kariery komendanta PP z Białowieży szczęście opuściło również Grzegorza Bajko.

Zasadzka koło domu

Zatrzymano go wiosną 1927 r. na ul. Stoczek, w pobliżu rodzinnego domu. Nie obeszło się przy tym bez dramatycznych scen. Bajko nie usłuchawszy wezwania do podniesienia rąk, sięgnął do kieszeni po pistolet. Policyjny wywiadowca, mierząc w jego ramię, pociągnął za spust. Broń jednak nie wypaliła. W tej sytuacji nie pozostawało mu nic innego jak tylko chwycić bandytę za ręce i uniemożliwić wyjęcie pistoletu z kieszeni. Choć policjantowi przychodzi z pomocą kolega, Bajko nie poddaje się. Jest bardzo silnym mężczyzną i z pewnością wyszedłby z tej opresji zwycięsko, gdyby nie odsiecz innych posterunkowych. Wspólnymi siłami obezwładniają bandytę, krępując mu ręce i nogi. Potem furmanką odwożą do posterunku.

Bajko nie rezygnuje jednak z dalszej walki. Wie, że prawo nie będzie dla niego litościwe. Jeszcze raz próbuje wyrwać się policjantom. Kiedy rozwiązano mu nogi, kopniakami atakuje eskortujących go policjantów. Kilku powala na ziemię, ale szybko zostaje obezwładniony, po czym w silnym konwoju odwieziony do aresztu w Bielsku Podlaskim. Tam wkrótce też trafili jego wspólnicy: Arciszuk, Bartkowiak, Lewczuk, Mojsiej i Paweł Wołkowyccy oraz Antoni i Paweł Szpakowicze.

Rok później Grzegorz Bajko wraz ze swymi kompanami stanął przed Sądem Okręgowym w Białymstoku. Za popełnione zbrodnie otrzymał najwyższy wymiar kary. Jednak głowę uratował: na mocy amnestii skazano go na dożywotnie więzienie. Jego wspólnicy otrzymali po kilka lat ciężkiego więzienia.

Nie wiem, niestety, jaki los spotkał byłego komendanta posterunku PP w Białowieży st. post. Kraszewskiego. Przedwojenna prasa, w tym także policyjna, przemilczała ten temat. I chyba nie ma czemu się zbytnio dziwić.

Źródło: BEH-MP KGP/JP, fot: „Na Posterunku”, „Tajny Detektyw”

Powrót na górę strony