Aktualności

Skrzydlaci sojusznicy

Data publikacji 07.06.2020

Baczność złodzieje toruńscy i miast okolicznych. Policja toruńska śledcza, ażeby na wypadek zbrodni zapewnić sobie niezawodną i szybką komunikację z władzami w centrali toruńskiej, postarała się o kilkanaście gołębi pocztowych, które zabierać będzie na miejsca przeprowadzania śledztwa.

Tę informację podał lokalny dziennik „Słowo Pomorskie” w początkach lat 20-tych ubiegłego wieku. I dodał jeszcze: Pomimo skromnych pensyj urzędnicy ekspozytury śledczej bez wyjątku, drogą składek koleżeńskich, umożliwili urządzenie gołębnika, ażeby jak najrychlej móc umieścić otrzymane od wojskowości gołębie w gmachu urzędowym. Mamy zatem jeden dalszy środek dla udoskonalenia aparatu, potrzebnego do tępienia zbrodniarzy.

Gołębie pod strzechy

Co prawda, z tym tępieniem zbrodniarzy gazeta grubo przesadziła, ale faktem jest, że gołąb – zwłaszcza pocztowy - trafił w końcu pod policyjne strzechy. Dodajmy od razu, że były to głównie strzechy na odległych Kresach, gdzie łączność telefoniczna w początkach lat 20-tych ubiegłego stulecia była niemalże symboliczna. Tak przynajmniej wynika ze sprawozdania z odprawy komendantów powiatowych PP woj. nowogródzkiego, odbytej w lutym 1926 r. Przewodniczył jej komendant wojewódzki PP podinsp. Olszański, który podsumowując efekty pracy swoich podkomendnych w minionym roku, wymienił problemy, utrudniające wykonywanie zadań służbowych. Do najważniejszych zaliczył niedostateczną łączność z podległymi jednostkami i brak środków transportu. W 1924 roku – powiedział między innymi – na 120 posterunków w jego okręgu (województwie) tylko 15 proc. posiadało własne telefony. W roku 1925 sytuacja uległa, co prawda, zdecydowanej poprawie, ale 35 proc. posterunków nadal pozostawało bez tej łączności. Niektóre więc komendy powiatowe PP, jak na przykład ta w Wołożynie, własnym sumptem wybudowała gołębnik dla gołębi pocztowych i przeszkoliła w gołębiarstwie kilku policjantów. Nie uruchomiła jednak stacji gołębi pocztowych, aby poprawić łączność z posterunkami, ponieważ Komenda Główna PP nie dostarczyła odpowiedniego materiału lotnego. Realizację projektu przełożono więc na rok następny.

Jak podaje „Gazeta Administracji i Policji Państwowej”, w roku 1925 w bardzo intensywny sposób kontynuowano pracę w zakresie zwiększenia ilości połączeń telefonicznych. Po uzyskaniu kredytów i pomocy władz wojskowych zaspokojono w pierwszym półroczu tego roku najpilniejsze potrzeby granicznych powiatów(…), zwłaszcza w województwach nowogródzkim, poleskim, wołyńskim, białostockim i wileńskim.

Wybudowana sieć telefoniczna przyczyniła się nie tylko do poprawy stanu bezpieczeństwa publicznego. Umożliwiła także korzystanie z państwowej sieci telefonicznej i telegraficznej całemu szeregowi miejscowości, które z powodu braku dróg były w niektórych porach roku prawie odcięte od centrów administracyjnych i handlowych.

Potrzeby pozostawały jednak nadal duże. Udowadnia to najlepiej tabela, zamieszczona w „GAiPP” (nr 19 z 1926 r.), ukazująca stan łączności telefonicznej w jednostkach Policji Państwowej. Wprawdzie energicznie pracowano nad jego poprawą, to jednak nie rezygnowano także z alternatywnych sposobów komunikacji, których szukano wśród – jak wówczas mówiono – żywych środków łączności. A zaliczano do nich: gońców, jeźdźców meldunkowych (na koniach), łączników na podwodach, rowerach (cyklistów), motocyklach i w samochodach, a także gołębie pocztowe.

Inteligentni posłańcy

Źródła milczą, niestety, w jakim stopniu „ugołębiono” Policję Państwową II RP. Nie dowiemy się więc, ile było w niej przedstawicieli pocztowej rasy antwerpskiej, brukselskiej, leodyjskiej czy akwizgrańskiej. Wiemy natomiast – dzięki kom. Krzysztofowi Musielakowi i st. asp. Piotrowi Lachmanowi, pasjonatom policyjnych dziejów z Grupy Rekonstrukcji Historycznej, działającej od 2008 r. przy Komendzie Powiatowej Policji w Nowym Targu – że w latach 30-tych ubiegłego stulecia w PP funkcjonowały stacje gołębi pocztowych we Lwowie, Krakowie, Toruniu, Warszawie i Zegrzu k/Warszawy.

- Zaprojektowano wówczas – mówi kom. Krzysztof Musielak – i sukcesywnie wprowadzano na wyposażenie specjalny gołębnik polowy wzór 27, który mógł pomieścić od 60 do 150 gołębi. Zaprzężony był w czterokonny zaprzęg, a łączny jego ciężar wynosił 1,2 tony. Przy pomocy gołębi zamierzano przesyłać małe szkice, plany, rysunki oraz filmy i fotografie. Telegramy umieszczano w aluminiowych tulejkach o średnicy 3-9 mm, szczelnie zamkniętych i przymocowanych do jednej z nóg ptaka. Natomiast filmy, fotografie i szkice – w specjalnych kieszeniach gumowych umocowanych na grzbiecie lub brzuchu gołębia. Standardowy pojemniczek do poczty gołębiej miał 3,2 cm długości, 1 cm szerokości i był wykonany z aluminium.

- O tym, że Policja korzystała ze „skrzydlatych posłańców” – dodaje st. asp. Piotr Lachman z KPP w Wieliczce - świadczą oficjalne dokumenty: ustawa z 2 kwietnia 1925 r. o gołębiach pocztowych oraz rozporządzenie wykonawcze do niej z 17 listopada 1927 r., a także instrukcje i regulaminy o hodowli i tresurze gołębi pocztowych, w tym Tymczasowa instrukcja dla funkcjonariuszy PP z 1922 r. To z niej wiemy, że dla policyjnych potrzeb (podobnie jak i wojskowych), najbardziej przydatne były gołębie pocztowe rasy belgijskiej. Bo cechowała je szybkość (w ciągu minuty potrafiły pokonać odległość 1,5 km), mocne przywiązane do macierzystego gołębnika i wyjątkowa zdolność orientacji w terenie (nawet z wielkich odległości w 95 proc. bezbłędnie trafiały do swego gniazda). Z reguły nie latały one nocą, ale niektóre – mimo braku „nawigacji” - dawały sobie doskonale radę w ciemności. Poza tym nie bały się huków i praktycznie były nie do strącenia. (Jedyne zagrożenie stanowiło dla nich ptactwo drapieżne: jastrzębie, sokoły i orły, czatujące nad terenami zalesionymi).

Jak je przygotowywano do wykonania zadania, czyli ekspresowego dostarczenia adresatowi pilnej wiadomości? Prawie tak samo, jak to robiono w Starożytności i późniejszych stuleciach: po odpowiedniej tresurze wykorzystywano naturalną potrzebę gołębi pocztowych do jak najszybszego powrotu do macierzystego gniazda. I to najkrótszą drogą. W dobie raczkujących telefonów i początkowo dosyć wadliwej łączności radiowej ten rodzaj komunikacji był niezawodny, szybki i tani. Doskonale sprawdził się w wojsku, Policji Państwowej oraz Korpusie Ochrony Pogranicza.

Zdaniem praktyka

Przeglądając roczniki przedwojennego tygodnika PP „Na Posterunku”, natknąłem się na artykuł kom. Franciszka Powroźniaka pt. „Kilka słów o gołębiu pocztowym”, zamieszczony w nr 29 z 1939 r. Niestety, redakcja nie miała zwyczaju podawać notek biograficznych swoich współpracowników, stąd też nic bliższego o tym autorze napisać nie mogę. Z pewnością musiał mieć często do czynienia z gołębiami pocztowymi, świadczy o tym bowiem znajomość tematyki, którą porusza na łamach. (Być może kierował stacją gołębi w którejś z komend powiatowych PP).

Kom. Powroźniak wymienia sytuacje, w których – z powodu braku łączności – pomoc gołębia pocztowego okazała się nieoceniona w szybkim przekazaniu informacji o zdarzeniu. Były to policyjne obławy, pościgi, zaburzenia (uliczne), przypadki sabotażu, zdarzenia losowe (katastrofy, klęski żywiołowe) itp. Opisuje jedną z takich sytuacji: na posterunek w N., zgłosił się mieszkaniec wioski, oddalonej o 20 km od policyjnej jednostki. Poinformował o dokonanym na nim dwie godziny wcześniej rozboju przez trzech nieznanych mu mężczyzn. Komendant posterunku skierował na miejsce zdarzenia dwóch policjantów, którzy z powodu braku rowerów zabrali się chłopską furmanką. Do wsi dotarli również po dwóch godzinach. Od momentu przestępstwa minęły już 4 godziny.

Policjanci stwierdzili, że sprawcy rozboju zbiegli w kierunku miejscowości S. i zachodzi potrzeba zorganizowania za nimi bezpośredniego pościgu. Ponieważ w okolicy nie było żadnego telefonu, musieli wrócić do posterunku furmanką. Minęły więc kolejne 2 godziny. Przestępcy pewnie zdążyli już dawno zatrzeć za sobą ślady.

Teraz przypuśćmy – pisze kom. Powroźniak – że na posterunku jest kilka gołębi pocztowych. Policjanci zabraliby ze sobą jednego z nich, a ten mógłby raport o sytuacji dostarczyć w ciągu 15-20 minut. Komendant bezzwłocznie zawiadomiłby o rozboju komendę powiatową oraz sąsiednie posterunki i w krótkim czasie pościg osaczyłby złoczyńców.

Niewykluczone, że tak by się właśnie stało. Pod warunkiem, że gołębie czułyby się w tym posterunku, jak w rodzinnym gnieździe.

Źródło: BEH-MP KGP/JP, fot: „Na Posterunku”

Powrót na górę strony