Aktualności

Piłkarskie obyczaje

Data publikacji 08.07.2020

Podobno pierwszą futbolówkę przywiózł do Polski z Niemiec dr Henryk Jordan w roku 1889. Zaprezentował ją na krakowskich Błoniach, gdzie za zgodą rady miasta urządził boiska, korty tenisowe i strzelnicę. Już wkrótce podwawelskie łąki zapełniły się entuzjastami gonitwy po trawie za niewielkim skórzanym „balonem”, aby wkopać go do bramki przeciwnika. Doktorowi Jordanowi pewnie nawet przez myśl nie przeszło, że z tej z pozoru niewinnej zabawy wynikną tak poważne dla całego świata konsekwencje.

Za przykładem Krakowa w piłkę kopaną szybko zainwestowały inne polskie miasta. I to nie tylko te największe, jak Lwów, Łódź, Poznań czy Warszawa, ale i prowincjonalne, powiatowe. Futbolowa pasja ogarnęła ludzi w rożnym wieku i rożnej profesji, chociaż najszybciej ulegali jej młodzi. To właśnie uczniowie lwowskich szkół – pod okiem swych opiekunów– założyli na początku ubiegłego stulecia trzy pierwsze polskie kluby piłkarskie: Lechię, Czarnych oraz Pogoń (1903–1904). Na następne nie trzeba było długo czekać. Po jawiły się: Resovia Rzeszów, Wisłoka Dębica. Tarnovia Tarnów, Polonia Przemyśl, Sandecja Nowy Sącz, Jutrzenka Kraków, Makabi Kraków. W pozostałych zaborach zainteresowanie futbolem było podobne. Nowe kluby powstawały jak przysłowiowe grzyby po deszczu, zaczęła się ostra rywalizacja między nimi i pierwsze animozje.

PORZĄDKI W STRUKTURACH…

Jako pierwsza potrzebę normalizacji stosunków między klubami, opracowania nowego statutu związkowego i regulaminu rozgrywek dostrzegła Galicja. W 1911 r. utworzono tu Związek Footbalistów Polskich, przekształcony wkrótce w Związek Polski Piłki Nożnej. Istniał on i prężnie działał do wybuchu I wojny światowej, dwukrotnie organizując mistrzostwa Galicji w piłce nożnej.

Po odzyskaniu niepodległości, na zorganizowanym w grudniu 1919 r. w Warszawie I zjeździe polskich klubów piłki nożnej, utworzono – istniejący do dziś – Polski Związek Piłki Nożnej (PZPN). Jego siedzibą był początkowo Kraków. Na zjeździe wybrano przewodniczącego związku (został nim Edward Cetnarowski – działacz Cracovii) oraz dokonano podziału kraju na 5 okręgów piłkarskich: krakowski, lwowski, łódzki, warszawski i poznański. Kilka lat później dołączono do nich jeszcze okręgi: górnośląski, lubelski, wileński i toruński.

Szybko rozwijającą się nową dyscyplinę sportową przerwała wojna polsko bolszewicka. Planowanych na rok 1920 mistrzostw Polski nie udało się już rozegrać, dlatego za pierwszy historyczny mecz w oficjalnych rozgrywkach piłkarskich RP przyjmuje się spotkanie dwóch krakowskich drużyn klasy A: Cracovii oraz Jutrzenki (25 kwietnia 1920 r.). Cracovia rozgromiła wówczas przeciwników 8:0. Sezon zakończyła z tytułem mistrza Polski.

W grudniu 1921 roku w Budapeszcie polska reprezentacja rozegrała swój pierwszy mecz między państwowy. Pechowo ulegliśmy Węgrom 0:1. Ważnym punktem w historii polskiej piłki nożnej były Igrzyska Olimpijskie w Paryżu (1924). I tym razem nie mieliśmy szczęścia. Ponownie trafiliśmy na Węgrów, którzy strzelili nam 5 bramek, my im – żadnej.

Nie udał nam się także debiut w eliminacjach do Mistrzostw Świata w 1934 roku. O awansie miały zadecydować dwa mecze z Czechosłowacją. Pierwszy pojedynek na stadionie warszawskiej Legii przegraliśmy 1:2, a rewanż oddaliśmy walkowerem. Właściwie nie wiadomo dlaczego. Cztery lata później było już znacznie lepiej. Po wyeliminowaniu Jugosławii do staliśmy się do turnieju finałowego. W debiucie, po niezwykle dramatycznym – i zakończonym dogrywką – spotkaniu nasza reprezentacja uległa Brazylii 5:6, a 4 gole zdobył wówczas Ernest Wilimowski, ps. Ezi. Według niektórych najlepszy piłkarz w historii polskiej piłki nożnej. Potrafił, na przykład, w jednym meczu strzelić dziesięć goli (rekord do dziś nie został pobity). Ezi był piłkarzem Ruchu Chorzów, w latach 30. pięciokrotnym triumfatorem polskiej ligi. Sławą i umiejętnościami dorównywali mu tylko Wacław Kuchar i Michał Matyas z Pogoni Lwów (czterokrotni mistrzowie Polski).

I ZDZICZENIE NA STADIONACH

Nasza przedwojenna piłka nożna niewiele odnotowała dni radosnych. Sukcesów też tyle co kot na płakał. Za to przylgnęła do nas etykieta stadionowych chuliganów i tego odium nie potrafimy się pozbyć do dziś. Początkowo szczytem stadionowego chamstwa były okrzyki typu „Sędzia kalosz” i wyzwiska pod adresem piłkarzy i kibiców drużyny przeciwnej. Po tem, by dowieść swojej przewagi, sięgnięto po inne „argumenty”: sztachety, kamienie i kije.

Do zamieszek dochodziło na stadionach całej Polski, zarówno na meczach zespołów klasy A, klasy B, jak i „ligi podwórkowej”. Wystarczyła iskra zapalna: problematyczny rzut karny, wykluczenie zawodnika z gry, brutalny faul, rzekoma stronniczość sędziego – by trybuny zawrzały. Zarzewiem mogły być też różnice narodowościowe lub polityczne kibiców.

Latem 1924 r., na przykład, do Warszawy przyjechała żydowska drużyna Hakoach z Wiednia. Podczas meczu z miejscową Polonią doszło do zamieszek i bijatyki kibiców. Interweniującej policji przyszła niespodziewanie w sukurs pogoda. Gwałtowna ulewa ostudziła rozpalone temperamenty.

Z kolei w 1926 r. antysemicko nastawieni kibice Korony Warszawa zaatakowali pałkami fanów żydowskiej drużyny Makabi. Nim stołecznej policji udało się opanować sytuację, było już kilkudziesięciu rannych, w tym pięciu futbolistów. Na znak protestu piłkarze Makabi zeszli z murawy.

Przedwojenne dzienniki szczegółowo relacjonowały wydarzenia z piłkarskich boisk, nie szczędząc słów krytyki pod adresem organizatorów oraz policji, która nie zawsze dawała sobie radę z agresją tłumu. „Ilustrowany Kurier Codzienny” z sierpnia 1931 r. wprost pisał o bandytyzmie stadionowym, informując o szeregu awantur, których terenem były boiska piłkarskie, a bohaterami spotkań „sportowcy” nie godni tego imienia oraz niekulturalna publiczność. W Tomaszowie Maz. (4 sierpnia) winą obarczał stronniczego sędziego, który nie stanął na wysokości zadania, podejmując bezpodstawną decyzję o usunięciu z boiska najlepszego zawodnika Concordii Piotrków, czem przyczynił się do jej tendencyjnego osłabienia i wywołał wściekłość tłumu, (a później) bramki strzelone przez drużynę piotrkowską unieważniał, zaś zrobione przez (miejscową) Lechię zaliczał ku uciesze rozwydrzonych tłumów. W tych warunkach świetna drużyna Concordia została zmuszona wprost do przegrania meczu, co świadczy o zupełnym zdemoralizowaniu tomaszowskich sportowców, którzy chwytają się takich niedozwolonych metod.

KREW I BARBARZYŃSTWO

O niesłychanym zdziczeniu jarosławskich sportowców donosił IKC z 19 sierpnia 1931 r., relacjonując przebieg towarzyskiego meczu pomiędzy harcerskim klubem Czuwaj z Przemyśla oraz miejscową drużyną SKS Jaroslavia. Spotkanie, choć o przysłowiową pietruszkę, toczyło się wśród niebywałego terroru ze strony publiczności oraz wykrzyków i obelg pod adresem futbolistów z Przemyśla. Po ostatnim gwizdku jarosławscy kibice zaatakowali piłkarzy z Czuwaju. Najbardziej ucierpieli piłkarze Kurasiewicz i Skołuba. Ten pierwszy otrzymał uderzenie laską w głowę i zalał się krwią (rana była tak wielka, iż nawet ubranie było całe obryzgane krwią), a drugi został dotkliwie skopany.

Od dłuższego czasu – donosił krakowski IKC w wydaniu z 16 sierpnia 1931 r. – w Zagłębiu Dąbrowskim można zauważyć niepokojący objaw brutalnej gry piłkarzy, jak również awanturnicze zachowanie się publiczności w czasie odbywania się meczu. Smutnym wyrazem tego stanu rzeczy Unią sosnowiecką a Wartą z Zawiercia o mistrzostwo Zagłębia Dąbrowskiego. To, co dało się zauważyć na tym meczu, zaliczyć należy do objawów zwykłej dzikości, barbarzyństwa i zaniku wszelkiej kultury sportowej. Dzikie i przeciągłe wycie publiczności oraz ordynarne zachowanie się piłkarzy, którzy wzajemnie bili się po twarzy, winno zwrócić uwagę u naczelnych władz sportowych i położyć wreszcie kres temu.

Niestety, tego postulatu do dziś nie udało się spełnić, choć – gwoli prawdy – trzeba podkreślić, że władze polskiego piłkarstwa starały się walczyć z chuliganami, zaostrzając przepisy porządkowe. Niejednokrotnie – jak pisze Robert Gadowski, historyk sportu, pracownik naukowy UW – karano za organizację spotkań gospodarzy, zamykając na jakiś czas niebezpieczne stadiony. Tak było np. z podwarszawskimi stadionami Przyszłości we Włochach, Gwiazdy w Otwocku czy Sokoła w Piasecznie. Czasami nakładano na kluby kary pieniężne, ale najczęściej zawieszano na kilka miesięcy ich działaczy. Pseudokibice rzadko ponosili konsekwencje.

LWOWSKIE SUGESTIE

Z ciekawymi propozycjami uzdrowienia sytuacji w polskiej piłce nożnej wystąpił w 1931 r. Lwowski Okręg PZPN. Na jednej z konferencji, poświęconych przeciwdziałaniu agresji na stadionach, Zarząd Okręgu przedstawił swoisty dekalog środków naprawczych. Znalazły się w nim: 1. Obowiązkowe otoczenie boisk siatkami drucianymi, tudzież ogrodzenie dostępu do szatni; 2. Umieszczenie na boiskach tablic porządkowych z odpowiednimi napisami; 3. Zwiększenie liczby porządkowych i odpowiednie ich rozmieszczenie; 4. Stworzenie policji boiskowej, mającej za zadanie usuwanie niesfornych widzów; 5. Propaganda prasowa; 6. Ulotki dla widzów rozdzielane na zawodach (w nakładzie minimum kilkudziesięciu tysięcy egzemplarzy); 7. Nadruki na biletach wstępu z wezwaniem o zachowanie spokoju; 8. Wywarcie nacisku (przez władze sportowe) na sędziów, by więcej przykładali się do kierowanych przez siebie zawodów i by za drobne przewinienia nie karano graczy; 9. Nakaz dla klubów, by kierownicy sekcji piłkarskich pouczali graczy o konieczności zachowania zimnej krwi i spokoju w czasie i po zawodach; 10. Czasowe usuwanie graczy w ciągu zawodów.

Źródło: BEH-MP KGP/JP, fot: „Na Posterunku”, „Tajny Detektyw”

Powrót na górę strony