Aktualności

Różne odcienie granatu

Data publikacji 05.11.2020

Pod koniec 2004 roku Instytut Yad Vashem przyznał pośmiertnie Bronisławowi Marchlewiczowi, kierownikowi komisariatu Policji Polskiej GG w Otwocku w latach 1939–1944, tytuł „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata”. To najwyższe izraelskie odznaczenie cywilne nadawane jest osobom, które bezinteresownie, z narażeniem własnego ̋życia, ratowały żydów podczas II wojny Światowej.

Otwock, 19 sierpnia 1942 roku. Pani Anna Osowiecka, powszechnie szanowana nauczycielka, usiłuje wyprowadzić dwójkę dzieci z getta. Niemcy rozpoczęli właśnie jego likwidację. Synka dosięga śmiertelna kula. Zrozpaczona matka nie rezygnuje – przedostaje się z córeczką, niespełna pięcioletnią Marysią, na aryjską stronę. Tam zostawia ją na środku jednej z ulic – ma nadzieję, że ktoś zaopiekuje się dziewczynką. Przypadkowy przechodzień prowadzi dziecko na komisariat. Jego kierownik Bronisław Marchlewicz (od 1922 r. oficer Policji Państwowej, w czasie wojny współpracujący z AK, pseudonim „Śmiały”) nie ma wątpliwości, kim jest ta rudowłosa zguba. Kontaktuje się z Aleksandrą Szpakowską. Mieszkają w tym samym budynku przy ulicy Kościuszki 1. Szpakowska zabiera dziewczynkę do siebie. Marysia przebywa u niej do momentu wystawienia przez księdza Ludwika Wolskiego metryki chrztu na nazwisko Halina Brzoza. Wtedy Szpakowska i Marchlewicz umieszczają dziewczynkę w klasztorze Zgromadzenia Sióstr św. Elżbiety w Otwocku.

Podczas likwidacji otwockiego getta Niemcy wywieźli prawie 10 tysięcy ̊żydów do obozu zagłady w Treblince. Tych, którzy usiłowali uciec, zabili – w sumie prawie 3 tysiące osób. Zginęła też mama Marysi.

JESZCZE CZUJĘ ZAPACH SOSEN...

– Najważniejszym ogniwem w łańcuszku ludzi dobrej woli, którzy uratowali moją kuzynkę, był pan Marchlewicz – mówi Hanna Kamińska-Goldfeld.

Jej rodzina osiedliła się w Otwocku w 1905 r. Tutaj przyszła na świat w 1919 r., tutaj uczęszczała do polsko-żydowskiego gimnazjum, później studiowała prawo na Uniwersytecie Warszawskim. Od 1940 r. przebywała w getcie. Wyszła godzinę przed jego likwidacją.

Z całej rodziny mieszkającej w Polsce tylko ona i Marysia przeżyły wojnę.

– Pomagali mi Polacy – podkreśla pani Kamińska-Goldfeld.

W 1945 r. przyjechała do Otwocka, odnalazła Marysię. Rok później wyjechała z nią do Francji. Tam dziewczynkę zaadoptowali krewni – została Michele Donnet. To ona kilka lat temu wystąpiła o pośmiertne przyznanie Aleksandrze Szpakowskiej i Bronisławowi Marchlewiczowi tytułu „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata”.

Najpierw uhonorowano Szpakowską. Uroczystości odbyły się w 2004 roku w Polsce, przybyły na nie Michele Donnet i Hanna Kamińska-Goldfeld.

– Dla nas to wielkie przeżycie, 58 lat nie byłyśmy w kraju – pani Hanna nie może ukryć wzruszenia.

– Pamiętam klasztor, schody, siostrę, która nosiła mnie na rękach – mówi Michele Donnet. – I zapach sosen.

Do Francji zabrała kilkanaście szyszek z otwockich drzew.

W lipcu 2005 r. panie Hanna i Michele przyjechały do Polski z okazji przyznania Bronisławowi Marchlewiczowi tytułu „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata”. Medal i dyplom odebrał jego syn Zbigniew.

KTO RATUJE JEDNO ŻYCIE –RATUJE CAŁY ŚWIAT

Taki właśnie napis – pochodzący z Talmudu – widnieje na medalu „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata”. Bronisław Marchlewicz uratował wiele istnień.

•Jesienią 1942 r. do komisariatu PP w Otwocku wpłynęło oskarżenie mnie o przechowywanie żydówki. W tym czasie było rozplakatowane obwieszczenie władz niemieckich, że za przechowywanie żydów grozi kara śmierci. (...)p. Marchlewicz, widząc, kim jestem, zamiast tę sprawę skierować do niemieckiej policji, umorzył ją, ratując mi w ten sposób życie (Halina Duraczowa).

•(...) p. Marchlewicz otaczał życzliwą opieką ocalanych z pogromów żydów i ostrzegał ich przed grożącym im niebezpieczeństwem. Słyszałem o wypadku, kiedy powracającym z obławy w lesie szeregowym policji polecił wypuścić grupę zatrzymanych żydów (Włodzimierz Gilewski).

W czasie okupacji p. B. Marchlewicz ułatwiał nam przechowywanie dzieci żydowskich, ostrzegając nas bardzo często o ∏łapankach rewizyjnych dokonywanych przez Niemców (Gertruda Marciniak – przełożona Zgromadzenia Sióstr Elżbietanek).

Jest jeszcze wiele innych oświadczeń ludzi, którzy znali okupacyjną działalność Bronisława Marchlewicza.

Także Calel Perechodnik, żydowski policjant z otwockiego getta, poświęcił mu krótki fragment swego wstrząsającego pamiętnika „Czy ja jestem mordercą?”.

(...) muszę wyłączyć poza nawias policji osobę komendanta komisariatu otwockiego, Marchlewicza. Nie mogę mu zarzucić, że żył podczas wojny z getta.(...) Sam osobiście nigdy żyda nie zatrzymał.

O takich ludziach, jak Bronisław Marchlewicz, przewodniczący Rady Yad Vashem Szewach Weiss mówi: „Byli dla nas jak anioły w tym czarnym świecie”. On, jego rodzice i rodzeństwo przeżyli wojnę dzięki pomocy dwóch polskich rodzin oraz Ukrainki.

– Te straszne obrazy z przeszłości cały czas wracają – dodaje profesor Weiss. – Najgorsze są noce. Wtedy jest się zupełnie samemu z koszmarami, których w żaden sposób nie daje się wymazać z pamięci.

CZŁOWIEK Z WYROKIEM

Po wyzwoleniu Otwocka – w lipcu 1944 r. – Marchlewicz powołany zostaje do służby w Komendzie Głównej Milicji Obywatelskiej. Współorganizuje Centrum Wyszkolenia w Słupsku.

W 1949 r., po uprzednim wydaleniu z pracy, zostaje aresztowany oraz skazany na 6 lat pozbawienia wolności pod zarzutem „faszyzacji życia państwowego w Polsce przedwrześniowej”. W jego obronie występuje społeczność Otwocka. Udaje się zebrać kilka tysięcy podpisów pod apelem o uwolnienie z więzienia. W 1950 r. Sąd Najwyższy zmniejsza wyrok do 1,5 roku więzienia, nie orzeka też kar dodatkowych. Mimo to Marchlewicz do 1958 r. figuruje w rejestrze skazanych jako osoba pozbawiona praw publicznych, traci m.in. uprawnienia emerytalne. Nie może znaleźć pracy, żyje na granicy ubóstwa.

Nosi też na sobie piętno granatowego policjanta – formacji przez długie powojenne lata powszechnie kojarzonej z kolaboracją i szmalcownictwem.

GRANATOWI

25 października 1939 r. weszły w ̋życie dwa wydane przez Hitlera dekrety. Na podstawie pierwszego, z 8 października, prawie połowa z zajętego przez Niemcy obszaru Rzeczypospolitej została bezpośrednio włączona do Rzeszy. Okupant natychmiast rozpoczął wysiedlanie miejscowej ludności, także policjantów, żadne polskie instytucje nie miały prawa tu istnieć. Drugi z dekretów, datowany 12 października, powoływał na pozostałym obszarze – obejmowało ono cztery dystrykty: Kraków, Warszawę, Radom i Lublin, a od 1941 także Galicję z siedzibą we Lwowie – Generalne Gubernatorstwo. Jedną z pierwszych decyzji władz GG było wydanie 30 października 1939 r. odezwy wzywającej, pod groźbą represji, wszystkich funkcjonariuszy byłej Policji Państwowej, aby w ciągu 10 dni zgłosili si ́ do czynnej służby. 17 grudnia 1939 r. ukazało si ́ zarządzenie Hansa Franka, powołujące Policję Polską Generalnego Gubernatorstwa, zwaną przez Polaków granatową, podporządkowaną policji niemieckiej.

Pod koniec stycznia 1940 r. formacja liczyła prawie 9 tysięcy policjantów, a wiosną 1944 r. około 12–13 tysięcy, niektóre źródła mówią nawet o 15 tysiącach.

Polskie Państwo Podziemne dopuszczało funkcjonowanie niezbędnych służb polskich w ramach systemu okupacyjnego, także Policji Polskiej. Służba w niej nie była karalna. Sadownictwu podziemnemu podlegały natomiast osoby prowadzące działania przestępcze i zbrodnicze przeciwko obywatelom własnego państwa.

Jak powszechne wśród ludności polskiej było zjawisko kolaboracji?

– Niektórzy historycy, oczywiście szacunkowo, mówią tu o 10 proc. społeczeństwa, czyli około 2,5 mln osób. Obywatele Rzeczypospolitej pod wszystkimi okupacjami w okresie II wojny światowej liczyli ok. 25 mln – mówi historyk dr Andrzej Krzysztof Kunert, dodając zarazem, że według niego liczba kolaborantów była mniejsza.

Trudno określić dokładnie, jak wielu policjantów granatowych popełniło przestępstwa przeciwko narodowi i państwu polskiemu. Nie przeprowadzono dotąd takich badań. Istnieją jedynie szczątkowe dane, wiadomo np., że w Warszawie – od momentu utworzenia cywilnego sadownictwa podziemnego na przełomie lat 1942 i 1943 do wybuchu powstania – wykonano 70 wyroków śmierci, z tego dwadzieścia kilka za szmalcownictwo, w tym około 20 na policjantach.

– Uważam, że podczas całej okupacji nie więcej niż kilka procent policjantów granatowych zajmowało się kolaboracją i szmalcownictwem – mówi dr A.K. Kunert. – Zdaję sobie jednak sprawę, że tutaj zdanie historyka może odbiegać od oceny społecznej, zwłaszcza osób, które doznały krzywdy.

Do dziś nie wiadomo, ilu funkcjonariuszy PP działało w konspiracji. Jedyne dostępne dane dotyczą Warszawy. Wynika z nich, że spośród ok. 3 tysięcy policjantów kilkuset było w strukturach kontrwywiadu Komendy Głównej AK, Komendy Obszaru AK i Komendy Okręgu AK.

– Byli głęboko zakonspirowani zarówno wobec kolegów, jak i społeczeństwa. Brali na siebie wielkie ryzyko – podkreśla dr A.K. Kunert.

Źródło: Policja 997, zdj. PO i archiwum

  • Bronisław Marchlewicz - od 1937 r. kierownik komisariatu PP w Otwocku, zdjęcie z 1938 r.
  • Bronisław Marchlewicz jako instruktor wyszkolenia wojskowego w Szkole Przodowników Policji Państwowej w Żyrardowie w 1926 roku
  • Bronisław Marchlewicz jesienią 1950 roku po zwolnieniu z więzienia
  • Dyplom i medal - Sprawiedliwy wśród Narodów Świata dla Bronisława Marchlewicza
  • Hanna Kamińska-Goldfeld
  • Umschlagplatz - miejsce w Warszawie z którego wyruszały transporty kolejowe do obozów zagłady. W latach 1942-1943 wywieziono z warszawskiego getta 300 tys. Żydów
Powrót na górę strony