Aktualności

KOMENDANT GABRIEL

Data publikacji 02.01.2021

Od Redakcji. Dziś przypominamy naszym czytelnikom wywiad z Pawłem Wawrzeckim, aktorem który odgrywał postać Wiesława Gabriela, komenda posterunku na warszawskim Dworcu Centralnym w telenoweli „Złotopolscy”. Rozmowa ukazała się na łamach „Gazety Policyjnej” w 2000 roku. Dociekliwi czytelnicy postawią sobie pytanie dlaczego strona poświęcona historii policji publikuje tego typu tekst. Sens tego działania jest wielopłaszczyznowy, co poniżej staramy się Państwu pokazać. Dzisiejsza publikacji jest pierwszą z cyklu wywiadów udzielonych prasie policyjnej przez aktorów grających funkcjonariuszy.

Zwracamy uwagę przede wszystkim na moment projekcji serialu, gdyż pilotażowy odcinek emitowany był 26 grudnia 1997 r., czyli 7 lat po powołaniu Policji. Wówczas ówczesna Policja musiała mierzyć się z społecznym wizerunkiem przejętym od Milicji Obywatelskiej. Instrumentem poprawiającym wizerunek demokratycznej formacji bezpieczeństwa miały  być pozytywne postaci  policjantów pokazywane w masowej kulturze. Zabieg ten wydawał się konieczny, dla potrzebnej zmiany wizerunkowej. Zatem postać komendanta Gabriela stała się ciekawym, historyczny przykładem budowania dobrego masowego odbioru formacji w III RP.

Przekazywany w popkulturze obraz służby w naszej formacji często wyraźnie odbiega od codziennej pracy policjanta. Zawód ten jest często kanwą, na bazie której tworzone są postaci tekstów kultury. Ich charakterystyka jest rozmaita od zawadiackiego podkomisarza Sławomira Desperskiego "Despero"  do jowialnego porucznika Colombo. Przywołana dziś postać ukazuje człowieka uczciwego i poczciwego, który sumiennie, rzetelnie wykonuje powierzane mu zadania. Społeczeństwo żyje obrazem pracy policyjnej wykreowanym przez dzieła kultury. Rzeczywisty kontakt z Policją wyraźnie ukazuje rozdźwięk pomiędzy kreacją  a rzeczywistością.  Można przypuszczać, że efektem interakcji z formacją często jest rozczarowanie bowiem okoliczności kontaktów są zazwyczaj przykre. W życiu niestety, rzeczywistość często rozbiega się z projekcjami co poetycko spointował Tadeusz Boy-Żeleński zdaniem: oto jak nas, biednych ludzi, rzeczywistość ze snu budzi (Gra słówek). Sic!

 

- Czy był Pan w prawdziwym komisariacie Policji na Dworcu Centralnym?

- Byłem! To pierwsza rzecz, jaką zrobiłem, gdy zaczynałem pracę w „Złotopolskich”. Komendant podjął mnie bardzo serdecznie, strasznie się zakolegowaliśmy. Teraz podobno tam się dużo zmieniło... Jestem na bieżą-co natomiast, jeśli chodzi o komisariat na Wilczej.

- Oczywiście bywa Pan tam jako aktor?

- Nie tylko. Kilka scen do pilotowych odcinków rzeczywiście tam nakręciliśmy. Zresztą nasz filmowy komisariat wzorowany jest na tym na Wilczej. Chociaż... nie do końca. Na przykład komendant Gabriel nie ma własnego gabinetu. Ale nie o gabinety chodzi. A na Wilczej ostatnio zgłaszałem włamanie do samochodu.

- Rozumiem, że teraz padną gorzkie słowa pod adresem pracy Policji...

- Właśnie że nie! Na komisariacie zostałem obsłużony szybko, sprawnie, kulturalnie. A złodziejom wystarczyło, że nie było mnie dziesięć minut, poszedłem tylko na Świętokrzyską do baru napić się barszczyku.

- Nie narzeka więc Pan na stan bezpieczeństwa w naszym kraju? Zwykło się mówić, że

Policja jest za mało skuteczna w ściganiu przestępców...

- Mało skuteczne jest raczej nasze prawo. Jest w nim wiele luk, które przestępcy skwapliwie wykorzystują. Dużo jest takich przypadków, że Policja łapie bandziora, jego wina jest ewidentna, ale prokurator go zwalnia. Cala robota policjantów idzie więc na marne. My w „Złotopolskich” mówimy o takich sytuacjach. Nie chcę być postrzegany jako facet bezwzględny i brutalny, ale naprawdę potrzebny jest nowy kodeks kamy, potrzebne są zaostrzenia. Przestępcy nie powinni czuć się bezkarni.

- W telewizyjnym Magazynie Kryminalnym 997 nawołuje Pan, by ludzie sami dbali o swoje bezpieczeństwo.

- Ostatnio kręciłem film w Nowym Orleanie. Z ekipą pojechaliśmy na ranczo. W pewnym momencie przyjechało kilka radiowozów na sygnale, policjanci z bronią gotową do strzału otoczyli dom. Pytają, kim jesteśmy, co tu robimy. Okazało się, że to sąsiedzi powiadomili ich, że jacyś nieznani ludzie kręcą się po okolicy. Wielokrotnie byłem w Anglii i też widziałem, jak ludzie potrafią kontaktować się z Policją. Informują o różnych patologiach, o tym, co ich niepokoi. Nam tego brakuje, u nas cały czas takie postawy odbierane są jako donosicielstwo. Nie można się zresztą temu aż tak dziwić, to są pozostałości z poprzedniego systemu, z tamtej rzeczywistości. Ale takie myślenie należy zmienić. Każdy powinien mieć baczenie na to, co się dzieje wokół niego.

To daje efekty. Czy wie pani, że dzięki Magazynowi Kryminalnemu 997 Policji udało się zatrzymać około 2000 sprawców, w tym 200 groźnych. Ten program jest najlepszym przykładem, że my, zwykli ludzie, powinniśmy Policji pomagać, reagować na wszelkie nieprawidłowości.

- Mówi Pan prawie jak policjant. Właśnie, jak odbierają Pana prawdziwi policjanci?

- Mówię przede wszystkim jak zwykły obywatel, któremu - po-dobnie jak tysiącom innych - wy-bebeszono samochód, okradziono dom. Gdyby ktoś w odpowiednim momencie zareagował, może nie doszłoby do tego. I właśnie między innymi dlatego zawsze będę za tym, by ludzie nie przechodzili obojętnie, gdy widzą, że dzieje się coś podejrzanego, aby byli czujni, aby pomagali Policji.

Co się zaś tyczy stosunku, jaki mają do mnie policjanci, to muszę powiedzieć, że na każdym kroku spotykam się z ich strony z wyrazami niewyobrażalnej wręcz sympatii. Często zatrzymują mnie tylko dlatego, że rozpoznali we mnie komendanta Gabriela. Chcą uścisnąć dłoń, porozmawiać.

- Ile razy dzięki swojej popularności nie zapłacił Pan mandatu?

- Raz. Właściwie to zostałem do tego celu wykorzystany. Jechaliśmy z kolegami z teatru do Warszawy na plan „Graczyków”, kierowca pruł 170 km/h, ja spokojnie spałem. W pewnym momencie on mnie budzi i mówi - panie Pawle, ratuj! „Interweniowałem”. Biję się w piersi, naprawdę nie lubię takich sytuacji.

- A z jaką prędkością jeździ Pan po Warszawie?

- Dopuszczalną, czyli pięćdziesiątką. I nie dlatego, że szybciej się nie daje, miasto jest tak strasznie zakorkowane, że często człowiek jedzie nie więcej niż 20-30 na godzinę, ale dlatego, że jestem za przestrzeganiem prawa. Jeśli obowiązują takie a nie inne przepisy, to należy się do nich dostosować. U nas, niestety, nagminnie się je łamie. Na przykład szosa z Warszawy do Gdańska należy do najbardziej niebezpiecznych, ale wystarczy popatrzeć jak kierowcy jeżdżą. Na odcinkach gdzie obowiązuje dziewięćdziesiątka, pędzą dwieście! Podczas trzytygodniowego pobytu w Australii przeżyłem dwie obławy policyjne. Obstawiono całą autostradę, wszyscy dmuchali w alkomat i nikt się nie oburzał. W Stanach Zjednoczonych też nie jeździ się więcej niż jest do-puszczane. Życzyłbym sobie, aby u nas też tak było.

- A czego życzyłby Pan policjantom z okazji świąt Bożego Narodzenia i Nowego Roku?

- Przede wszystkim, żeby społeczeństwo respektowało prawo. Wtedy będą mieć mniej roboty. A także dobrego sprzętu - szybkich samochodów, helikopterów, fotoradarów - słowem, pełnego wyposażenia. I lepszych zarobków. Jak zdążyłem się już zorientować, nasi policjanci to w większości pasjonaci, bo jak inaczej nazwać ludzi, którzy pracują za tak małe pieniądze. Życzę też

swoim kolegom po fachu - mówię to w cudzysłowie - aby im się prywatnie wszystko pomyślnie układało. Dużo optymizmu. Jest potrzebny - wiem to po sobie. Ja też miałem i mam różne kłopoty, moja córka jest dzieckiem specjalnej troski, do siódmego roku życia nie chodziła, prawie nie mówiła. Teraz jest w drugiej klasie gimnazjum i wspaniale sobie radzi - pływa, jeździ konno. Dlatego wiem, że nigdy nie trzeba tracić nadziei.

- Dziękuję za rozmowę.

zdj. K. Mokrzyszewski

Źródło: Gazeta Policyjna 48/2000 str. 24

  • Paweł Wawrzecki
  • Paweł Wawrzecki
Powrót na górę strony