Aktualności

Jak strzelała przedwojenna policja

Data publikacji 15.05.2021

Omawiane w poprzednich odcinkach opracowanie Jana Widackiego i Józefa Wójcikiewicza* przynosi garść zajmujących informacji o użyciu środków przymusu bezpośredniego oraz broni palnej przez Policję Państwową w II Rzeczypospolitej Polskiej

PP została uprawniona do stoso­wania niezbędnych środków przy­musu, a szczególnie siły fizycznej na podstawie artykułu 14 rozporzą­dzenia Prezydenta RP z 6 marca 1928 roku o Policji Państwowej. Za­uważmy rangę przepisu, będącego swoistą konstytucją całej państwo­wej formacji policyjnej, podczas gdy dziś padają głosy, by kwestie statu­su i roli dzielnicowego regulować aktem prawnym na miarę ustawy sejmowej.

Powracając do istoty materii: nie istniało wtedy jednak żadne rozpo­rządzenie wykonawcze. Kwestie za­stosowania środków przymusu re­gulowała bardziej szczegółowo, aczkolwiek nie wyczerpująco, tym­czasowa instrukcja dla Policji Pań­stwowej. Komentarz do tych wytycz­nych, zawarty w podręczniku z 1930 roku opisywał np. użycie siły fizycz­nej następująco: „...energicznie ująć pod rękę daną osobę i pocią­gnąć za sobą, względnie stosownie do okoliczności zapewnić sobie po­moc osób postronnych, daną osobę związać i, wsadzić na wóz”.

Przepis nie precyzował, czy „da­ną osobę” należy najpierw pocią­gnąć za rękę, czy najpierw zapew­nić sobie pomoc „osoby postron­nej”? Czy „osoba postronna” wobec dzisiejszych pojęć kwalifikuje się w ogóle do udzielania pomocy? I naj­ważniejsze: skąd wziąć rzeczony wóz? Mimo tylu wątpliwości, a na­wet ośmielę się rzec sprzeczności i niedorzeczności, przedwojenni poli­cjanci jakoś dawali sobie radę nie tylko z przepisem, ale z konkretny­mi sytuacjami.

Instrukcja nakazywała, by wcze­śniej, w przypadkach biernego opo­ru, krótko i stanowczo wezwać da­ną osobę do posłuchu i ostrzec ją o ewentualności użycia siły fizycznej. Na zaniechanie wezwań i ostrzeżeń przed przystąpieniem do związania i nałożenia kajdanek dopuszczano prawnie przy zatrzymywaniu nie­bezpiecznych przestępców lub osób „silnie podejrzanych” o do­puszczenie się ciężkich zbrodni.

Platformę prawną praktycznego zastosowania broni palnej przez funkcjonariuszy PP stwarzało roz­porządzenie Prezydenta RP z 14 lu­tego 1928 roku o użyciu broni przez organy służby bezpieczeństwa pu­blicznego i ochrony granic. Nader lakoniczny, bo liczący zaledwie 7 ar­tykułów tekst (dziś jeden, artykuł. 17 ustawy o Policji z 6 kwietnia 1990 ro­ku, zawiera kilka ustępów, z których pierwszy ma 9 punktów, a niektóre z nich po kilka podpunktów) opisywał zarówno przypadki, jak i sposób - metodykę - użycia broni palnej.

Rozporządzenie uprawniało poli­cjantów do użycia broni palnej w sy­tuacjach generalnie zbliżonych do obecnie określonych w przepisach. Posługiwało się pojęciem „niebez­piecznego przestępcy”, nie definiu­jąc zresztą jego desygnatów. Precy­zowało jednak zakres nazwy in­strukcja służbowa przyzwalająca, wręcz nakazująca, by za niebez­piecznego przestępcę uznawać w pierwszym rzędzie: zdrajców pań­stwa, szpiegów, zabójców, podpala­czy, fałszerzy pieniędzy, zawodo­wych koniokradów, włamywaczy, uzbrojonych włóczęgów, sabotaży- stów, dezerterów wojskowych i przemytników.

Bezkrytycznym apologetom PP należy w tym momencie koniecznie zadać pytanie: w jaki sposób prze­ciętny policjant rozpoznawał szpie­ga, fałszerza, zawodowego konio­krada, sabotażystę, dezertera? I to w stopniu graniczącym z pewno­ścią, że należy wobec nich użyć bro­ni palnej? Dlaczego państwowe, rzekomo praworządne procedury dopuszczały zastrzelenie w maje­stacie prawa włamywacza, który po wybiciu szybki w kiosku ukradł paczkę papierosów albo butelkę le­moniady?

Pozostawmy jednak te dywagacje na boku, czekają bowiem na nas rozporządzenia ciekawsze. Wymieniona decyzja prezydencka rozsze­rzała znacznie potencjalne możliwo­ści użycia broni palnej przez oddzia­ły zwarte. Mogły one korzystać z broni nawet w wypadkach oporu biernego, stawianego przez tłum przy wykonywaniu przez oddział je­go obowiązków lub powierzonego zadania. Pojęcie „tłum” do dzisiaj jest niejednoznaczne. Priorytet zaś „obowiązków” i „powierzonego za­dania” stanął wyraziście podczas osądzania pewnych osób przez Try­bunał Haski. Policyjne uprawnienia w II Rzeczypospolitej, chociaż przy­stające do ówczesnych międzyna­rodowych standardów, mocno kłó­cą się ze współczesnymi poglądami na praworządność, prawa obywatel­skie, swobody polityczne itp.

Po raz kolejny powracając do za­sadniczego tematu: użycie broni palnej przez funkcjonariusza uzbro­jonej formacji państwowej, zajmują­cej się zapewnieniem bezpieczeń­stwa, mogło nastąpić po jednorazo­wym wezwaniu „do zaniechania względnie spełnienia danej czynno­ści”. Uważano je za konieczne tylko w razie oczywistej niezbędności, o ile nie zagrażałoby bezpośrednio życiu osób postronnych, w razie od­pierania niebezpiecznego napadu bądź przeciwdziałania czynnościom zmierzającym bezpośrednio do ta­kiego napadu lub zamachu. Gdyby wezwanie do zaniechania działania było niemożliwe, należało oddać strzał ostrzegawczy w powietrze.

Wymienione rygory i ograniczenia nie znajdowały - w sposób dopusz­czalny przez prawo - zastosowania w obliczu zwłoki grożącej niebezpie­czeństwem dla życia funkcjonariu­szy lub osób trzecich albo umożli­wiającej udaremnienie pościgu i uję­cia przestępcy. Także wtedy, gdy groziła klęska żywiołowa. Co znaczy ostatni zapis, czy zezwalał na strze­lanie do chmur gradowych, fal po­wodziowych czy do ściany ognia w lesie, doprawdy nie wiem...

Źródło: Gazeta Policyjna/Adam K. Podgórski, nr 34/1999, s. 11, fot. NAC, Policja Państwowa

  • Funkcjonariusze Policji Państwowej uzbrojeni w karabinek Manlichera wz. 95
  • Grupa policjantów z karabinami Mosin wz. 91/98/25 na policyjnej polewaczce
  • Policjanci uzbrojeni w karabiny Mosin wz. 91/98/25 z bagnetami podczas służby na rynku
Powrót na górę strony