Żona, oko i ucho policjanta
Wszyscy wiedzieli, że utworzona 24 lipca 1919 roku Policja Państwowa w niczym nie może przypominać zlikwidowanych formacji zaborczych, chociaż Polacy, którzy służąc w nich nie splamili się zdradą ani prześladowaniem rodaków z powodów politycznych mogli w niej pozostać, a niektórzy nawet awansowali
Sprawą najważniejszą była natomiast zmiana stosunku do ludności tak, aby nikt nie miał wątpliwości, że jest to polski policjant, który chroni współobywateli. Problem polegał jednak na tym, że ten rodak wrogość, a przynajmniej niechęć do wszelkich instytucji państwowych wyssał z mlekiem matki i też wchodził w kolizję z prawem.
Jak w takich sytuacjach się zachować? - dyskutowali policjanci na łamach tygodnika „Na posterunku”.
...głosem normalnym i równym
Jedni byli zwolennikami postępowania bezwzględnie i zawsze łagodnego, twierdząc, że w ten sposób najskuteczniej można działać. Drudzy natomiast utrzymywali, że postępowanie łagodne, pobłażliwe zamiast zjednywać poszczególne jednostki do podporządkowania się obowiązującym przepisom wywiera wręcz przeciwny skutek.
Komisarz Jan Misiewicz uważał, że z ludźmi należy postępować spokojnie, pojednawczo i cierpliwie, ale zdecydowanie. Gdy to nie skutkuje, można nawet użyć siły, ale nigdy nie wolno podnosić głosu. Policjant winien zwracać się do ludzi w sposób wyraźny i głosem normalnym i równym, a nie wykrzykiwać. Także pewien posterunkowy z Tarnopola pisał, że policjant nie jest powołany do utrzymania srogości, ale ładu, porządku, spokoju, bezpieczeństwa.
Z kolei czterech posterunkowych w nadesłanym w 1924 roku do redakcji liście utrzymywało, że gdy funkcjonariusz do łamiących prawo odnosi się jak najprzychylniej, zostaje przez tego rodzaju ludzi obrzucony obelgami i wyzwiskami, a często i czynnie znieważony. Także post. Augustyn Grodkowski z woj. pomorskiego uważał, że zbytnia pobłażliwość podkopuje powagę i szacunek do policji.
...złapany przestępca to jeniec
Zabrał w tej sprawie również głos komendant główny płk Janusz Jagrym-Maleszewski pisząc w rozkazie nr 529 z 1931 roku: Policjanci! Jesteście żołnierzami na froncie walki z przestępstwem. Dalej zauważał, że społeczeństwo upoważniło ich do używania siły i broni, a złapany przestępca to jeniec i należy go traktować surowo, lecz zgodnie z prawem. Nie wolno się poddawać emocjom i samemu wymierzać karę! Bicie lub wymuszanie zeznań gwałtem fizycznym czy maltretowaniem zostało w Polsce wykluczone z arsenału środków w walce z przestępczością. Złu mieli się funkcjonariusze przeciwstawić siłą intelektu, użyciem nowoczesnych środków technicznych, rozsądnym zestawieniem faktów i dowodów rzeczowych.
Wzorcowy policjant musiał mieć pewne cechy i predyspozycje. Zdaniem jednego z dyskutantów winien: Jak Anglik - zachować lodowatą obojętność. Niczemu się zbytnio nie dziwić, niczem się zbytnio nie przejmować.
...rozwinięte i wykształcone ucho
Musiał też mieć „ucho i oko”, a w kontakcie z przestępcą przez spojrzenie pewne i ostre, z miejsca nad nim zapanować. Niezbędne mu też było rozwinięte i wykształcone ucho, aby w lot pochwycić zasłyszaną wieść i nadać jej właściwy bieg. Z kolei kom. J. Misiewicz stwierdził: szybkość, sprężystość, posłuch bezwzględny - oto przymioty, któremi w pierwszym rzędzie winno się odznaczać działanie każdego policjanta. Dalej pisał, że policjant winien się tak zachować, jakby mówił - znam swoją godność, wymagam poszanowania dla swojej pracy, nie mniemam się jednak być wyższym od nikogo biednego czy bogatego, wykształconego czy prostaka, takiej czy innej narodowości, wyznania. Jako przykład wzorowej postawy podano posterunkowego, który w 1927 roku przyłapał kierowcę, który wbrew przepisom użył w Warszawie sygnału dźwiękowego. Podszedł do niego i po ojcowsku, kiwając mu przed nosem palcem, powiedział: - Panie mechaniku, to pana będzie kosztowało złocisza. A gdy ten sięgnął po sakiewkę, posterunkowy machnął ręką i zarządził: - Możesz pan jechać, tylko na drugi raz uważaj. Traf chciał, że niesfornym kierowcą okazał się wicepremier Bartel, a ponieważ miał poczucie humoru, co wśród polityków nie jest znów takie oczywiste, zdarzenie podawano jako dowód, że policjanci nie są aż tacy surowi.
...dłuższa niż droga do domu
Szczególną wagę przywiązywano do kontaktów policjantów z ludnością wiejską. W małych osadach i odległych wioskach rzadko widywano funkcjonariusza, a każdą taką wizytę długo komentowano. Jeżeli posterunkowy zrobił na wieśniakach złe wrażenie, to nie mógł potem liczyć na ich pomoc i zaufanie. Podobnie rzecz się miała z człowiekiem, który przebył daleką drogę, aby na posterunku wyłuszczyć swój problem. Jeżeli zbyto go tam, jak natręta, bez wysłuchania i zainteresowania, to dłuższa niż powrotna droga do domu była uraza, jaką miał do policji.
Zwracano uwagę na specyfikę służby na kresach wschodnich, gdzie od takich policjantów zależało, czy miejscowa ludność zechce im pomóc w walce z ukraińskimi nacjonalistami i komunistycznymi agitatorami. Była to nie tylko walka o bezpieczeństwo, ale i o dusze.
Podnoszono sprawę wrażliwości na ludzką krzywdę. Dramatyzm sytuacji nie mógł policjanta paraliżować, a z drugiej strony nie powinien on tak sczerstwieć, aby stał się zupełnie nieczuły na ludzkie nieszczęście. Dlatego oprócz normalnych sukcesów z wyrazami uznania spotykały się wszelkie gesty i działania charytatywne.
Życie jego i zdrowie...
Wielokrotnie przestrzegano też policjantów przed zbytnią brawurą i lekceważeniem zasad ostrożności. W wydanym 18 lutego 1932 roku rozkazie nr 555 komendant główny pisał: W walce z przestępcami zasadniczym rysem policjanta powinna być niezachwiana odwaga, rozumnie wspomagana należytą rozwagą. Życie i zdrowie policjanta, z racji publicznego charakteru jego obowiązków, nie jest jego wyłączną własnością, którą mógłby rozporządzać według swego najswobodniejszego uznania. Życie jego i zdrowie jest współwłasnością całej organizacji policyjnej, która w szafowaniu krwią swych członków rządzi się wyraźnie określonymi prawami. Rozwaga nie mogła jednak przybierać postaci zbytniej przesady, która by mogła jego powagę urzędową narazić na śmieszność.
Kapelanów miały Komenda Główna i policja łódzka. Księża uczestniczyli w różnych policyjnych uroczystościach. Warto jednak pamiętać, że w policyjne święto 11 listopada w Warszawie mszę za zmarłych policjantów odprawiano, i to z udziałem wysokich funkcjonariuszy, także w świątyniach: protestanckiej, prawosławnej i żydowskiej, a zmarły w 1934 roku pod- kom. Ludwik Eisenstein, kierownik działu ekspertyzy pisma Laboratorium Centrali Służby Śledczej, został z honorami pochowany na cmentarzu żydowskim. Zachowały się też informacje o policjantach wyznania prawosławnego i protestanckiego.
Wymieść trzeba ze słownika...
Wielokrotnie zwracano uwagę na dbałość funkcjonariuszy o wygląd zewnętrzny, regularny kontakt z mydłem i grzebieniem i żeby mundur nie przypominał jadłospisu. Wymieść trzeba ze słownika policjanta wyrazy ordynarne i plugawe - pouczał felietonista „Na posterunku”.
Bardzo złożona była sprawa wykształcenia zawodowego. Teoretycznie zakładano, że od policjanta można wymagać tylko tych wiadomości, których wymaga od niego codzienna służba. W praktyce jednak funkcjonariusz miał do czynienia z tak różnymi zdarzeniami, że to minimum mogło oznaczać konieczność nieustannego szkolenia i doskonalenia zawodowego. I tak było w praktyce, ponieważ w niektórych jednostkach policjanci mieli poza służbą do 22 godzin szkolenia tygodniowo. W myśl zasady, że pełne przygotowanie do swojego zawodu osiąga policjant przez nabywanie wszelkich wiadomości i umiejętności wysyłano ich na różne kursy od pilotażu, po naukę jazdy, ratownictwa, obrony przeciwgazowej i wielu innych.
...będzie go miała za trąbę
W końcu pojawił się problem wykształcenia ogólnego. I tu godny odnotowania jest argument, że policjant winien swojej narzeczonej i żonie imponować wiedzą, bo inaczej będzie go miała za trąbę i puści w trąbę.
Od policjanta wymagano również nienagannego zachowania poza służbą. Źle było widziane zaciąganie długów, a skrajnie lekkomyślnych policjantów można było nawet zwolnić ze służby, w myśl obowiązującej dewizy: Oszczędność nie jest tylko gromadzeniem pieniędzy. Jest także wielką wartością charakteru.
Na ślub konieczna była zgoda komendanta wojewódzkiego, a wybranka serca była sprawdzana i musiała się cieszyć dobrą opinią. Początkowo twierdzono, że niezamożność nie uwłacza honorowi policji, ale w latach trzydziestych zaczęto zwracać uwagę na posag panny młodej. Od 1928 roku żenić się mógł policjant po ukończeniu 24. roku życia, ponieważ uznano, że dopiero w tym wieku ma dostateczną rozwagę życiową i stateczność, jakie winny być udziałem mężczyzny ważącego się do zawarcia związku małżeńskiego. Wychodzono też z założenia, że pierwsze lata służby powinien bez dodatkowych obowiązków móc poświęcić szkoleniu i zdobyciu odpowiednich kwalifikacji oraz zgromadzić środki niezbędne na założenie rodziny. Jeszcze surowsze były przepisy z 1935 roku zezwalające na ślub dopiero po przesłużeniu 7 lat, a łączne dochody narzeczonych musiały być równe pensji przodownika.
...prześwietlenia narzeczonej
Zainteresowanie żoną policjanta nie ograniczało się do „prześwietlenia” narzeczonej. Działająca od 1929 roku Rodzina Policyjna zrzeszała małżonki funkcjonariuszy. Tworzyła dla nich pole działalności społecznej, służyła integracji środowiska, ale też kreowała i próbowała wprowadzać w życie pewien model żony policjanta. Miała być ona gospodarna, dlatego uczono, jak prowadzić domowe rachunki, dbająca o męża i świadoma, jak niebezpieczna jest jego praca, a przy tym dobrze przygotowana pedagogicznie matka. Inaczej mówiąc - nowoczesna strażniczka ogniska domowego, a nie wojująca emancypantka. Miała też ograniczone możliwości zarobkowania. Nie wolno jej było między innymi parać się handlem ani zatrudnić w charakterze kelnerki czy bufetowej.
Surowe przepisy modelowały życie przedwojennego policjanta i jego rodziny. Kto nie sprostał tym wymaganiom, był zwalniany lub musiał się przenieść nawet na drugi koniec kraju. Funkcjonariusze godzili się na to, ponieważ w zamian mieli zapewnioną stabilizację materialną i prestiż społeczny.
Źródło: Gazeta Policyjna/ Bolesław Sprengel, nr /1999, s. 8-9