Aktualności

Żona, oko i ucho policjanta

Data publikacji 22.05.2021

Wszyscy wiedzieli, że utworzona 24 lipca 1919 roku Policja Państwowa w niczym nie może przypominać zlikwidowanych formacji zaborczych, chociaż Polacy, którzy służąc w nich nie splamili się zdradą ani prześladowaniem rodaków z powodów politycznych mogli w niej pozostać, a niektórzy nawet awansowali

Sprawą najważniejszą była natomiast zmiana stosunku do ludności tak, aby nikt nie miał wątpliwości, że jest to polski policjant, który chroni współoby­wateli. Problem polegał jednak na tym, że ten rodak wrogość, a przy­najmniej niechęć do wszelkich in­stytucji państwowych wyssał z mle­kiem matki i też wchodził w kolizję z prawem.

Jak w takich sytuacjach się za­chować? - dyskutowali policjanci na łamach tygodnika „Na poste­runku”.

...głosem normalnym i równym

Jedni byli zwolennikami postępo­wania bezwzględnie i zawsze łagod­nego, twierdząc, że w ten sposób najskuteczniej można działać. Dru­dzy natomiast utrzymywali, że po­stępowanie łagodne, pobłażliwe za­miast zjednywać poszczególne jed­nostki do podporządkowania się obowiązującym przepisom wywiera wręcz przeciwny skutek.

Komisarz Jan Misiewicz uważał, że z ludźmi należy postępować spokojnie, pojednawczo i cierpliwie, ale zdecydowanie. Gdy to nie skutkuje, można nawet użyć siły, ale  nigdy nie wolno podnosić głosu. Policjant wi­nien zwracać się do ludzi w sposób wyraźny i głosem normalnym i rów­nym, a nie wykrzykiwać. Także pe­wien posterunkowy z Tarnopola pi­sał, że policjant nie jest powołany do utrzymania srogości, ale ładu, po­rządku, spokoju, bezpieczeństwa.

Z kolei czterech posterunkowych w nadesłanym w 1924 roku do re­dakcji liście utrzymywało, że gdy funkcjonariusz do łamiących prawo odnosi się jak najprzychylniej, zosta­je przez tego rodzaju ludzi obrzuco­ny obelgami i wyzwiskami, a często i czynnie znieważony. Także post. Augustyn Grodkowski z woj. po­morskiego uważał, że zbytnia po­błażliwość podkopuje powagę i sza­cunek do policji.

...złapany przestępca to jeniec

Zabrał w tej sprawie również głos komendant główny płk Janusz Jagrym-Maleszewski pisząc w rozkazie nr 529 z 1931 roku: Policjanci! Je­steście żołnierzami na froncie walki z przestępstwem. Dalej zauważał, że społeczeństwo upoważniło ich do używania siły i broni, a złapany przestępca to jeniec i należy go traktować surowo, lecz zgodnie z pra­wem. Nie wolno się poddawać emo­cjom i samemu wymierzać karę! Bi­cie lub wymuszanie zeznań gwałtem fizycznym czy maltretowaniem zo­stało w Polsce wykluczone z arsena­łu środków w walce z przestępczo­ścią. Złu mieli się funkcjonariusze przeciwstawić siłą intelektu, uży­ciem nowoczesnych środków tech­nicznych, rozsądnym zestawieniem faktów i dowodów rzeczowych.

Wzorcowy policjant musiał mieć pewne cechy i predyspozycje. Zda­niem jednego z dyskutantów wi­nien: Jak Anglik - zachować lodo­watą obojętność. Niczemu się zbyt­nio nie dziwić, niczem się zbytnio nie przejmować.

...rozwinięte i wykształcone ucho

Musiał też mieć „ucho i oko”, a w kontakcie z przestępcą przez spojrzenie pewne i ostre, z miejsca nad nim zapanować. Niezbędne mu też było rozwinięte i wykształco­ne ucho, aby w lot pochwycić zasły­szaną wieść i nadać jej właściwy bieg. Z kolei kom. J. Misiewicz stwierdził: szybkość, sprężystość, posłuch bezwzględny - oto przy­mioty, któremi w pierwszym rzędzie winno się odznaczać działanie każ­dego policjanta. Dalej pisał, że po­licjant winien się tak zachować, jak­by mówił - znam swoją godność, wymagam poszanowania dla swo­jej pracy, nie mniemam się jednak być wyższym od nikogo biednego czy bogatego, wykształconego czy prostaka, takiej czy innej narodo­wości, wyznania. Jako przykład wzorowej postawy podano poste­runkowego, który w 1927 roku przyłapał kierowcę, który wbrew przepisom użył w Warszawie sy­gnału dźwiękowego. Podszedł do niego i po ojcowsku, kiwając mu przed nosem palcem, powiedział: - Panie mechaniku, to pana będzie kosztowało złocisza. A gdy ten się­gnął po sakiewkę, posterunkowy machnął ręką i zarządził: - Możesz pan jechać, tylko na drugi raz uwa­żaj. Traf chciał, że niesfornym kie­rowcą okazał się wicepremier Bartel, a ponieważ miał poczucie hu­moru, co wśród polityków nie jest znów takie oczywiste, zdarzenie podawano jako dowód, że poli­cjanci nie są aż tacy surowi.

...dłuższa niż droga do domu

Szczególną wagę przywiązywa­no do kontaktów policjantów z lud­nością wiejską. W małych osadach i odległych wioskach rzadko widy­wano funkcjonariusza, a każdą taką wizytę długo komentowano. Jeżeli posterunkowy zrobił na wieśnia­kach złe wrażenie, to nie mógł po­tem liczyć na ich pomoc i zaufanie. Podobnie rzecz się miała z człowie­kiem, który przebył daleką drogę, aby na posterunku wyłuszczyć swój problem. Jeżeli zbyto go tam, jak natręta, bez wysłuchania i zaintere­sowania, to dłuższa niż powrotna droga do domu była uraza, jaką miał do policji.

Zwracano uwagę na specyfikę służby na kresach wschodnich, gdzie od takich policjantów zależa­ło, czy miejscowa ludność zechce im pomóc w walce z ukraińskimi na­cjonalistami i komunistycznymi agi­tatorami. Była to nie tylko walka o bezpieczeństwo, ale i o dusze.

Podnoszono sprawę wrażliwości na ludzką krzywdę. Dramatyzm sy­tuacji nie mógł policjanta paraliżo­wać, a z drugiej strony nie powinien on tak sczerstwieć, aby stał się zu­pełnie nieczuły na ludzkie nieszczę­ście. Dlatego oprócz normalnych sukcesów z wyrazami uznania spo­tykały się wszelkie gesty i działania charytatywne.

Życie jego i zdrowie...

Wielokrotnie przestrzegano też policjantów przed zbytnią brawurą i lekceważeniem zasad ostrożno­ści. W wydanym 18 lutego 1932 ro­ku rozkazie nr 555 komendant główny pisał: W walce z przestęp­cami zasadniczym rysem policjanta powinna być niezachwiana odwa­ga, rozumnie wspomagana należy­tą rozwagą. Życie i zdrowie poli­cjanta, z racji publicznego charak­teru jego obowiązków, nie jest jego wyłączną własnością, którą mógłby rozporządzać według swego naj­swobodniejszego uznania. Życie jego i zdrowie jest współwłasno­ścią całej organizacji policyjnej, która w szafowaniu krwią swych członków rządzi się wyraźnie okre­ślonymi prawami. Rozwaga nie mo­gła jednak przybierać postaci zbyt­niej przesady, która by mogła jego powagę urzędową narazić na śmieszność.

Kapelanów miały Komenda Główna i policja łódzka. Księża uczestniczyli w różnych policyjnych uroczystościach. Warto jednak pa­miętać, że w policyjne święto 11 li­stopada w Warszawie mszę za zmarłych policjantów odprawiano, i to z udziałem wysokich funkcjona­riuszy, także w świątyniach: prote­stanckiej, prawosławnej i żydow­skiej, a zmarły w 1934 roku pod- kom. Ludwik Eisenstein, kierownik działu ekspertyzy pisma Laborato­rium Centrali Służby Śledczej, zo­stał z honorami pochowany na cmentarzu żydowskim. Zachowały się też informacje o policjantach wy­znania prawosławnego i prote­stanckiego.

Wymieść trzeba ze słownika...

Wielokrotnie zwracano uwagę na dbałość funkcjonariuszy o wygląd zewnętrzny, regularny kontakt z my­dłem i grzebieniem i żeby mundur nie przypominał jadłospisu. Wy­mieść trzeba ze słownika policjanta wyrazy ordynarne i plugawe - po­uczał felietonista „Na posterunku”.

Bardzo złożona była sprawa wy­kształcenia zawodowego. Teore­tycznie zakładano, że od policjanta można wymagać tylko tych wiado­mości, których wymaga od niego codzienna służba. W praktyce jed­nak funkcjonariusz miał do czynie­nia z tak różnymi zdarzeniami, że to minimum mogło oznaczać koniecz­ność nieustannego szkolenia i do­skonalenia zawodowego. I tak było w praktyce, ponieważ w niektórych jednostkach policjanci mieli poza służbą do 22 godzin szkolenia tygo­dniowo. W myśl zasady, że pełne przygotowanie do swojego zawodu osiąga policjant przez nabywanie wszelkich wiadomości i umiejętno­ści wysyłano ich na różne kursy od pilotażu, po naukę jazdy, ratownic­twa, obrony przeciwgazowej i wielu innych.

...będzie go miała za trąbę

W końcu pojawił się problem wy­kształcenia ogólnego. I tu godny odnotowania jest argument, że poli­cjant winien swojej narzeczonej i żo­nie imponować wiedzą, bo inaczej będzie go miała za trąbę i puści w trąbę.

Od policjanta wymagano również nienagannego zachowania poza służbą. Źle było widziane zaciąga­nie długów, a skrajnie lekkomyśl­nych policjantów można było nawet zwolnić ze służby, w myśl obowiązu­jącej dewizy: Oszczędność nie jest tylko gromadzeniem pieniędzy. Jest także wielką wartością charakteru.

Na ślub konieczna była zgoda komendanta wojewódzkiego, a wybranka serca była sprawdza­na i musiała się cieszyć dobrą opi­nią. Początkowo twierdzono, że niezamożność nie uwłacza honoro­wi policji, ale w latach trzydzie­stych zaczęto zwracać uwagę na posag panny młodej. Od 1928 ro­ku żenić się mógł policjant po ukończeniu 24. roku życia, ponie­waż uznano, że dopiero w tym wie­ku ma dostateczną rozwagę życio­wą i stateczność, jakie winny być udziałem mężczyzny ważącego się do zawarcia związku małżeńskie­go. Wychodzono też z założenia, że pierwsze lata służby powinien bez dodatkowych obowiązków móc poświęcić szkoleniu i zdoby­ciu odpowiednich kwalifikacji oraz zgromadzić środki niezbędne na założenie rodziny. Jeszcze surow­sze były przepisy z 1935 roku ze­zwalające na ślub dopiero po prze­służeniu 7 lat, a łączne dochody narzeczonych musiały być równe pensji przodownika.

...prześwietlenia narzeczonej

Zainteresowanie żoną policjanta nie ograniczało się do „prześwietle­nia” narzeczonej. Działająca od 1929 roku Rodzina Policyjna zrze­szała małżonki funkcjonariuszy. Tworzyła dla nich pole działalności społecznej, służyła integracji środo­wiska, ale też kreowała i próbowała wprowadzać w życie pewien model żony policjanta. Miała być ona go­spodarna, dlatego uczono, jak pro­wadzić domowe rachunki, dbająca o męża i świadoma, jak niebez­pieczna jest jego praca, a przy tym dobrze przygotowana pedagogicz­nie matka. Inaczej mówiąc - nowo­czesna strażniczka ogniska domo­wego, a nie wojująca emancypant­ka. Miała też ograniczone możliwo­ści zarobkowania. Nie wolno jej by­ło między innymi parać się handlem ani zatrudnić w charakterze kelnerki czy bufetowej.

Surowe przepisy modelowały ży­cie przedwojennego policjanta i je­go rodziny. Kto nie sprostał tym wy­maganiom, był zwalniany lub musiał się przenieść nawet na drugi koniec kraju. Funkcjonariusze go­dzili się na to, ponieważ w zamian mieli zapewnioną stabilizację mate­rialną i prestiż społeczny.

Źródło: Gazeta Policyjna/ Bolesław Sprengel, nr /1999, s. 8-9

  • Patrol policyjny z psem zimą
  • Odpoczynek patrolu policyjnego z psami
Powrót na górę strony