Aktualności

DOBRY TROP

Data publikacji 21.06.2021

Pewnej dżdżystej jesiennej nocy roku 1934 w osadzie T., powiatu radzymińskiego, nieznani sprawcy okradli mieszkanie zamożnego gospodarza, zabierając w czasie snu domowników ubrania, bieliznę i inne cenne rzeczy, wartości przeszło 1000 zł. Gospodarz zbudzony został brzękiem okna w chwili, gdy złodzieje opuszczali przez nie mieszkanie. Przerażony, udał się na pobliską stację kolejową, gdzie zwykle, wobec dużego ruchu pociągów, pełnił służbę policjant. Odnalazł tego policjanta i zameldował mu o kradzieży.

Policjant przybył na miejsce kradzieży, dokonał pobieżnie oględzin i nie ujawniwszy śladów, zastanawiał się, którzy z miejscowych złodziei mogli dokonać tej kradzieży. Postanowił zaraz sprawdzić ich obecność w domach i udał się w tym celu w stronę, gdzie mieszkali. Poszkodowany szedł również, opisując skradzione rzeczy.

W drodze spotkali post. L., który, pozostawiwszy na posterunku karabin, wracał do domu na wypoczynek po ukończonej służbie patrolowej w terenie wiejskim. Był to sumienny i gorliwy policjant, odznaczający się zdolnością i zamiłowaniem do spraw śledczych. Miał tylko jedną wadę — nie lubił karabinu, a służbę częstokroć pełnił z bronią boczną, za co był monitowany.

Post. L. zainteresował się kradzieżą i gdy rozwidniło się, przyszedł do mieszkania pokrzywdzonego, obejrzał lokal, okno, którym sprawcy weszli, wynieśli rzeczy i wyszli, a szczególnie teren na zewnątrz mieszkania. Tam mimo już częściowego zadeptania śladów przez pokrzywdzonego, odnalazł ślady innych osób, możliwe do rozpoznania tylko dlatego, że w nocy padał deszcz i ślady były widoczne na wilgotnej ziemi, kamieniach i chodniku. Ślady te prowadziły poza osadę i wskazywały, że w kradzieży brało udział kilka osób.

Post. L. zaproponował pokrzywdzonemu, aby razem z nim udał się śladami, lecz ten zaczął odradzać, tłumacząc, że ślady prowadzą drogą w pole, do wsi oddalonej o kilka kilometrów, że wątpliwe jest, aby ślady te pozostawili sprawcy kradzieży, że złodzieje musieli być zawodowymi — z miasta i nie mieli potrzeby iść w tę stronę i dźwigać tak ciężkich tłumoków ze skradzionymi rzeczami. Post. L. nie dał się jednak zbić z tropu i poszedł śladami z ociągającym się gospodarzem. Posuwali się wolno, gdyż droga w kilku miejscach rozchodziła się, a ślady często ginęły. Domniemani sprawcy w niektórych miejscach szli bokiem drogi lub rowem, porosłymi trawą. Zmuszało to do szukania śladów, zawracania itp. Wreszcie znaleźli się na łące, odległej o trzy przeszło kilometry od osady i w takiejż odległości od sąsiedniej wsi. Na łące ślady zupełnie zniknęły. Do błądzących po łące, policjanta i pokrzywdzonego, przyłączył się kilkunastoletni pastuszek. Poszukiwanych śladów nie można było odnaleźć. Ogarniało już zniechęcenie, tym bardziej, że słońce wysuszało i zacierało ślady, a ostatnie z nich wskazywały kierunek odejścia na południe, gdy droga do wsi szła na wschód.

Post. L. w dalszym ciągu jednak wytrwale i uparcie przeszukiwał teren. Widział, że na południe za łąką był suchy rów, za rowem pole, następnie kilkuletni sosnowy zagajnik i dalej znów pola. W zagajniku stał bróg siana wysoki co najmniej na 7 metrów, wypełniony sianem aż pod daszek, oparty na 4 słupach. Bróg był widoczny ze wszystkich stron, jak latarnia i dlatego większej uwagi nań nie zwrócono. Szukając śladów przy łące, post. L. kazał chłopakowi (pastuszkowi) przeszukać zagajnik, a gdy chłopak wrócił z niczym, dla porządku powiedział:

—           Wleź i na bróg.

Chłopak zawahał się:

— Tak wysoko, kto by tam lazł? — Policjant jednak zachęcił go, że jest bosy, to mu trudności nie sprawi. Sam nie bardzo wierzył, by na tak wysoki bróg bez drabiny przestępcy mogli się wdrapywać.

Chłopak począł się wspinać po jednym z narożnych słupów i gdy znalazł się na wierzchu, na wysokości daszka, nagle jak piorunem rażony zjechał w dół. Post. L. i poszkodowany, widząc to, poczęli zbliżać się co brogu, przy którym jakby zdrętwiały stał chłopak. Po chwili dopiero zaczął dawać znaki, że na sianie są jacyś ludzie.

W tym samym momencie, do zbliżającego się post. L. strzelono ze stogu i dał się słyszeć głos:

— Nie zbliżaj się! Idź stąd, bo zginiesz!

Policjant był w odległości mniej więcej 150 kroków, a miał przy sobie tylko pistolet, kal. 7,65, zbliżyć się więc nie mógł. Zauważył, że przestępcy przygotowują się do zejścia z brogu. Zagroził im, że będzie strzelał. To chwilowo pomogło.

Chłopca wysłał po pomoc do posterunku. Zdawał sobie sprawę, że przestępców jest kilku i jeśli zdołają tylko zejść z brogu, znikną w zagajniku. Pożałował wtedy gorzko, że nie ma karabinu, którym mógłby zdecydowanie zagrozić przestępcom. Był jednak odważny i stanowczy. Postanowił nie dopuścić do ucieczki. Krzyknął więc poszkodowanemu, by zbliżył się pod bróg z jednej strony, sam zaś zabiegł zagajnikiem z przeciwnej strony brogu, mimo, iż z brogu strzelano. Chwilowo zdezorientowało to przestępców i ucichli na brogu, lecz po kilku minutach, spodziewając się nadejścia pomocy policjantowi, zdecydowali się uciekać. Herszt bandy począł strzelać z góry w dół — usiłując bezskutecznie wypłoszyć policjanta. Słychać było na górze rozmowę w żargonie złodziejskim, gdyż złodzieje — jak się okazało — byli z Warszawy. Następnie zaczęli zrzucać na dół, na policjanta, kupy siana, a w pewnym momencie zsunął się wprost w ramiona policjanta jeden z przestępców, trzymając w ręku rewolwer. Policjant chwycił go za rękę z rewolwerem i przewrócił złodzieja na ziemię. Ten wzywał swoich „kamratów" na pomoc. Ci jednak, korzystając z zamieszania, zeskoczyli z brogu i oczywiście nie ścigani, rzucili się do ucieczki.

Złodziej trzymany przez policjanta okazał się silnym mężczyzną i walka z nim mogła się skończyć fatalnie dla policjanta, gdyby nie przyszedł z pomocą poszkodowany, który ogłuszył chwilowo złodzieja uderzeniem w głowę, umożliwiając tym policjantowi odebranie broni i zakucie w kajdanki.

Wkrótce też nadeszła pomoc z posterunku, lecz niestety, pościg za zbiegłymi złodziejami na razie nie dał wyniku.

Na brogu znaleziono wszystkie rzeczy skradzione poszkodowanego i wiele innych pochodzących z różnych kradzieży.

Opisane prawdziwe zdarzenie daje nam, policjantom, następujące wskazania: „Szukaj dokładnie i umiejętnie śladów na miejscu przestępstwa. Bądź wytrwały i logiczny. Nie daj się zwieść z tropu, ani zasugerować. Pamiętaj, że karabin w terenie daje ci przewagę nad przestępcą uzbrojonym w krótką broń".

Źródło: „Na Posterunku” 26/1939 str. 12, foto: NAC

  • Fragment salonu wyposazonego w przedmioty chińskiego rzemiosła artystycznego
Powrót na górę strony