Aktualności

Poprzez zbrodnie - do sławy cz. 1

Data publikacji 04.08.2021

Ciężkie i złowrogie chwile przeżywali w marcu i kwietniu roku 1927 mieszkańcy wsi Bzite, powiatu krasnostawskiego. Przybysz, który w tym zawitał do wsi Bzite, odnosił wrażenie, że jest gdzieś w pobliżu pobojowiska i pożogi wojennej. Spalone zgliszcza i ruiny trzydziestu zabudowań, zerwane strzechy i dachy ze wszystkich ocalałych budynków, wszystkie sprzęty domowe, inwentarz żywy i martwy oraz zboże usunięte na pola, ludność wystraszona, obozująca pod gołem niebem—wszystko to składało się na obraz przygniatający.

Ten stan rzeczy wywołany został przez pożary z podpaleń, jakim wieś Bzite systematycznie ulegała od dnia 11 marca, w ciągu z górą 6 tygodni czasu. Nie pomagały ani dochodze­nia  miejscowych władz policyjnych, ani samoobrona, z jaką wystąpiła nieszczęśliwa wieś, organizując specjalną straż bezpieczeństwa. Pomimo warty i gęsty łańcuch ochrony, złożony z samych właścicieli posesyj, ogień wciąż trawił coraz to nowe budynki. Pożary powstawały nie tylko w nocy, z wieczora, ale i w biały dzień - w południe. Odstępy czasu między pożarami były zazwyczaj dwu-trzydniowe. Równocześnie jakaś nieznana ręka rozrzucała we wsi kartki, na treść których składała się zapowiedź dalszych podpaleń. Zapowiedź często obejmowała nazwi­ska przyszłych pogorzelców, datę i godzinę po­żarów, ponieważ zaś zapowiedzi te ściśle się spełniały, przeto niewątpliwie podpalaczem był autor kartek.

W takich to warunkach przyjechałem do wsi Bzite w dniu 25 kwietnia 1927 r. dla zlikwidowania podpaleń i wykrycia zbrodniarza.

Przed przystąpieniem do akcji śledczej na miejscu, przyjąłem relację od miejscowych funkcjonarjuszów policji. Zorjentowali mnie oni w tym kierunku, że motywów podpaleń należy dopatrywać w zatargu między ludnością wsi Bzite a wsi Stężyca, o cerkiew tej ostatniej wsi, wyświęconą na kościół. Było to mniemanie tak powszechne, że znalazło wyraz nawet w prasie lubelskiej, która w podobny sposób oświetlała sprawę podpaleń we wsi Bzite.

Chcąc poddać sprawdzeniu te pierwsze rewelacje, które mnie doszły już w Lublinie z głosów prasy, jeszcze przed wyjazdem do wsi Bzite za­poznałem się z aktami urzędu wojewódzkiego sprawie wyświęcenia cerkwi. Z materjałów, jakie te akta zawierały, wynikało, że sprawa zatargu o cerkiew powstała w roku 1924 i wtedy to mieszkańcy wsi Stężyca — Rusini stawiali opór organom, które dokonywały przejęcia tamtejszej cerkwi na rzecz kościoła katolickiego. Z akt wynikało dalej, że cerkiew ta w czasach prześladowania Unji przez rząd moskiewski była ko­ściołem, który uległ konfiskacie na rzecz nielicznej grupy prawosławnych.

Tyle mówiły akta. Z badań przeprowadzo­nych na miejscu dowiedziałem się, że pomimo przejścia cerkwi parafja nie została w niej jesz­cze dotychczas kreowana. Naprężenie stosunków uwydatniło się ostro raz tylko, w momencie przejmowania cerkwi, o czem już wspomnia­łem. Potem sprawa potrosze utarła się, namiętności przycichły, tak że potem zachowanie się ludności rusińskiej w Stężycy w stosunku do wsi katolickiej Bzite nie wskazywało wcale na to, że kiedyś może dojść do porachunków lub sto­sowania aktów zemsty. W tych warunkach przy­puszczenie, że we wsi Bzite wybuchały pożary za sprawą mszczących się mieszkańców wsi Stę­życa wydało mi się nieprawdopodobnem i niezasługującem na poważne traktowanie.

Informacje, jakie uzyskałem o wsi Stężyca oparte na głębokim wywiadzie wewnętrznym, utrwaliły mnie w przekonaniu, że pierwotny kieru­nek dochodzeń w sprawie pożarów we wsi Bzite, czemu wyraz dawała także i opinja publiczna w prasie, należy zmienić. Z całokształtu warun­ków i okoliczności, w jakich powstawały podpa­lenia, poddanych gruntowej analizie, wysnuć nale­żało raczej przypuszczenie, że ogień podkłada ktoś z mieszkańców wsi Bzite i że poprzez zamiary podpalacza nie przewija się chęć zniszczenia wsi względnie zdezorganizowania jej życia na dłuż­szy czas. Do takiego przeświadczenia przyszed­łem na podstawie następujących faktów, z któremi wypadło mi się spotkać podczas akcji śledczej:

Ogień podkładano pod objekty i bu­dynki izolowane znaczną przestrzenią od innych. Sprawca nie dążył widocznie do wywołania wielkiego pożaru, któryby mógł zniszczyć wieś od jednego razu.

 Ogień podkładano w dzień, gdy czuwała straż i kiedy nikt obcy nie mógł przedostać się niepostrzeżenie do wsi.

Kartki rozrzucano we wsi wśród oko liczności, wykluczających pochodzenie ich od lu­dzi obcych.

Te to względy zmusiły mnie do zastanowienia się nad kwestją, kogo z mieszkańców wsi Bzite można podejrzewać o udział w podpaleniach

Nadkom. Antoni Sitkowski,  naczelnik Urzędu Śledczego w Lublinie

Źródło: „Na Posterunku”, 1928 r., zdj. NAC

  • Pożar we wsi
Powrót na górę strony