Kawałek plasteliny
Podczas przeprowadzanych w różnych me¬linach złodziejskich rewizyj jeden z wywiadowców znalazł u znanego złodzieja zawodowego kawałek plasteliny z widocznymi odciskami jakiegoś klucza. Nie zwracając specjalnej uwagi domowników na znajdujący się odcisk klucza na plastelinie, zabrał ją, nie rozpytując również przestępcy i udając, że mało go ta sprawa interesuje, zwłaszcza że był z góry przeświadczony, iż przestępca dałby mu nic nie znaczące wyjaśnienie. O znalezieniu plasteliny wywiadowca złożył przełożonym meldunek.
Plastelina z odciskiem klucza nie stanowiła na razie żadnego dowodu rzeczowego. Postanowiono porównać klucze od zamknięć wszystkich ostatnio dokonanych włamań sklepowych dla ustalenia, czy przypadkowo przygotowany na plastelinie odcisk nie posłużył do zrobienia tzw. „pasówki". Sprawdzanie nie dało żadnych rezultatów. Zabezpieczono jednak nadal odcisk, aby mógł służyć do dalszych porównań. W każdym wypadku nowej kradzieży, dokonanej na „pasówkę”, porównywano klucze z odciskami uwidocznionymi na plastelinie.
Po upływie około 8 miesięcy dokonano zuchwałej kradzieży w jednym z większych sklepów galanteryjnych w śródmieściu stolicy, przy czym podczas oględzin miejsca stwierdzono, że sklep został otworzony na „pasówkę”. Klucz, na jaki był zamykany sklep, wyglądem swym przypominał odcisk, znajdujący się na uprzednio znalezionej plastelinie. Przeprowadzono ekspertyzę porównawczą, która potwierdziła całkowicie i bez zastrzeżeń spostrzeżenia policji.
Złodziej, u którego w swoim czasie znaleziono odcisk klucza, został aresztowany. Wypierał się on kategorycznie udziału w dokonanej kradzieży I z niezwykłym tupetem domagał się zwolnienia. Skonfrontowano złodzieja z właścicielem sklepu, który rozpoznał w nim rzekomego klienta, który przed kradzieżą często przychodził do sklepu, nabywając różne drobiazgi. Nie ulegało wątpliwości, że w czasie tych „klientowskich” wizyt, korzystając z nieuwagi właściciela, odbił na plastelinie odcisk klucza. Następnie poszkodowany zeznał, że po kradzieży już więcej w sklepie się nie zjawiał. Złodziej jednak w dalszym ciągu dowodził, że jest niewinny.
Wówczas poddano obserwacji te meliny, do których uczęszczał podejrzany. Zarządzono szereg rewizyj, w wyniku których znaleziono wiele towaru, pochodzącego z omawianej kradzieży, a właściciele melin w końcu zeznali, że towary te złożył u nich na przechowanie podejrzany. Wobec tak oczywistych i bezspornych dowodów winy przyznał się on do kradzieży.
W tym wypadku na oko mało znaczący kawałek plasteliny, przyczynił się do wykrycia wielkiej kradzieży i zlikwidowania niebezpiecznego złodzieja-włamywacza.
Antoni Biederstadt, aspirant P. P.
Źródło: „Na Posterunku”, 1939 r.