Aktualności

Antypolska propaganda ZSRS w przededniu i podczas sowieckiej agresji we wrześniu 1939 roku cz. 2

Data publikacji 25.08.2021

Agresor rzadko przyznaje wprost, że chodzi mu o zdobycie ziemi i jej bogactw czy zniewolenie zamieszkującej ją ludności. Najczęściej „winę” za napaść, której zresztą nie nazywa napaścią, przerzuca na ofiarę, przypisując jej najgorsze cechy i działania, na które po prostu „musiał” odpowiedzieć, używając siły zbrojnej.

Przygotowując się w połowie września 1939 r. do wypełnienia ustaleń paktu z Niemcami, władze sowieckie zatroszczyły się o to, by „właściwy” obraz Polski dotarł także do żołnierzy Armii Czerwonej. W rozkazie bojowym Sztabu Frontu Białoruskiego z 16 września 1939 r. zachodniego sąsiada ZSRS przedstawiono jako państwo „obszarniczo-kapitalistyczne” rządzone przez „klikę”, która rzekomo wszczęła wojnę przeciwko Niemcom. Rozkaz wydany dwa dni potem przez Radę Wojenną tego frontu przedstawiał Polskę nie tylko jako państwo o „niesprawiedliwym” systemie społecznym, lecz także „bezprawnie” sprawujące władzę nad swymi wschodnimi ziemiami:

„Wielka socjalistyczna rewolucja dała narodowi polskiemu prawo samostanowienia. Polscy obszarnicy i kapitaliści po stłumieniu ruchu rewolucyjnego robotników i chłopów zagarnęli Białoruś Zachodnią i Ukrainę Zachodnią, pozbawili te narody swej sowieckiej ojczyzny oraz zakuli je w kajdany niewoli i ucisku”.

Po tym „historycznym” wstępie następowała diagnoza aktualnego stanu Polski:

„Na Zachodniej Ukrainie i Białorusi – pisano – szerzy się ruch rewolucyjny. Zaczęły się wystąpienia i powstania chłopów białoruskich i ukraińskich w Polsce. Klasa robotnicza i chłopstwo Polski jednoczą siły, żeby skręcić kark swoim krwawym ciemiężcom.”

W rozkazie tym Polska, a ściśle biorąc, jej wschodnie ziemie, została przedstawiona jako kraj nieomal ogarnięty rewolucją.

Był to obraz całkowicie zmistyfikowany. Jeśli w kraju doszło do antypolskich wystąpień ze strony części ludności białoruskiej i ukraińskiej, to dopiero po wkroczeniu Armii Czerwonej. Część tych wystąpień była zresztą inspirowana przez komunistów.

W podobne tony uderzał wydany tego samego dnia rozkaz dowódcy Frontu Białoruskiego komandarma Michaiła Kowalowa do podległych mu wojsk, w którym stwierdzono:

„[…] od 20 lat policyjny but piłsudczyków bezkarnie depcze rodzinne ziemie naszych braci Białorusinów i Ukraińców. Ziemie te nigdy nie należały do Polaków. Te rdzennie białoruskie i ukraińskie ziemie zagarnęli polscy generałowie i obszarnicy w te dni, gdy republika sowiecka, broniąca się przed licznymi siłami kontrrewolucji, była jeszcze niedostatecznie silna.”

W polskojęzycznym „Słowie Żołnierza”, gazecie Zarządu Politycznego Frontu Ukraińskiego, pisano 20 września 1939 r.:

„W roku 1920 pańska Polska przy poparciu państw Entanty wdarła się na terytorium Ukrainy i w bandycki sposób zagarnęła Galicję i część Białorusi.”

Oczywiście twierdzenie, że ziemie wschodnie Rzeczypospolitej zostały „bandycko” zagarnięte przez Polskę, nie miało nic wspólnego z rzeczywistością. O ich przynależności do Polski nie zadecydowała bowiem zbrojna aneksja, lecz akt prawa międzynarodowego: traktat pokojowy zawarty między Polską a Związkiem Sowieckim 18 marca 1921 r. w Rydze, uznany przez mocarstwa zachodnie.

Dowództwo Armii Czerwonej kreowało zmistyfikowany obraz zaatakowanego kraju również na użytek niepolskiej ludności Rzeczypospolitej; przekaz ten, pokazujący w czarnych barwach jej los w czasie polskich rządów, miał legitymizować „wyzwolicielską” misję Armii Czerwonej. I tak w odezwie wspomnianego komandarma Kowalowa Bracia Białorusini z 17 września 1939 r. znalazło się powtórzenie, że od dwudziestu lat ludność białoruska w Polsce żyje pod uciskiem polskich panów: obszarników i kapitalistów, którzy zabrali jej ziemię, lasy i pastwiska, by zrobić z niej nędzarzy. Obszarnicy zamknęli wszystkie szkoły białoruskie, pozbawiając białoruskie dzieci możliwości nauki w języku ojczystym. W rzeczywistości powierzchnia majątków ziemiańskich (w sowieckiej nomenklaturze „obszarniczych”) obejmujących około jednej czwartej gruntów uprawnych na tzw. Zachodniej Białorusi, malała stopniowo w II Rzeczypospolitej, ponieważ wskutek parcelacji ziemia systematycznie przechodziła w ręce chłopskie. A bieda ludności na tym terenie, nie tylko białoruskiej, brała się z zacofania będącego skutkiem polityki rosyjskiego zaborcy, słabych gleb, zniszczeń wojennych i nieurodzajów. Nie wynikała z tego, że – jak demagogicznie pisano w odezwie – panowie i obszarnicy „wysysali ostatnią krew” z Białorusinów.

Adresatami fikcyjnego obrazu byli także żołnierze Wojska Polskiego. W dniu agresji komandarm Kowalow wydał do nich odezwę, wzywającą do niestawiania oporu Armii Czerwonej. Wezwanie to uzasadniał, kreśląc obraz Polski rządzonej przez obszarników i kapitalistów, za których interesy polscy żołnierze nie powinni przelewać krwi.

Ukoronowaniem antypolskiej kampanii prowadzonej przez władze sowieckie od połowy września 1939 r. był artykuł wstępny w „Prawdzie” z 29 września 1939 r. W tekście tym Polskę – określoną mianem „sztucznie rozdętej, żyjącej z grabieży cudzych ziem”, a na dodatek „szlacheckiej” – przedstawiono jako narzędzie polityki „szczucia” na Związek Sowiecki, prowadzonej przez Wielką Brytanię i Francję.

Warto zwrócić uwagę na anachroniczne postrzeganie Polski, która odrodziła się po I wojnie światowej, jako państwa zdominowanego przez stan szlachecki. Już w Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej z 17 marca 1921 r. stwierdzono jednoznacznie (art. 96), że „Rzeczpospolita Polska nie uznaje przywilejów rodowych ani stanowych, jak również żadnych herbów, tytułów rodowych i innych, z wyjątkiem naukowych, urzędowych i zawodowych”. Obraz „szlacheckiej” Polski lansowano nie tylko w stołecznej „Prawdzie”, lecz także w pismach lokalnych. Przykładowo, 24 września 1939 r. we wspomnianej już gazecie „Sowietskaja Sibir´” ukazał się artykuł Wyzwoleńcza walka narodu ukraińskiego z uciskiem polskiej szlachty i przyłączenie Ukrainy do Rosji, w którym historię Ukraińców przedstawiono jako niekończącą się walkę z „odwiecznym wrogiem – polską szlachtą”.

A jaki był obraz Polski w społeczeństwie sowieckim? Czy był on prostym powieleniem rozpowszechnianego przez wszechobecną propagandę? Czy też społeczeństwo ZSRS stworzyło sobie jakiś inny obraz zachodniego sąsiada?

Nie sposób nie zauważyć, że o poglądach społeczeństwa sowieckiego wiemy niewiele. W Związku Sowieckim nie było bowiem wolności prasy ani słowa, a nawet prywatne wypowiadanie opinii innych niż narzucone przez władze było kwalifikowane jako „antysowiecka agitacja” i podlegało represji karnej. Najwięcej informacji o nastrojach i zapatrywaniach mieszkańców ZSRS przynoszą raporty NKWD: policja polityczna bacznie śledziła „reakcje ludności”.

Na podstawie tych raportów możemy ostrożnie wnioskować, że zawarcie paktu z Niemcami wywołało wśród ludności ZSRS rozmaite reakcje: od bezkrytycznej akceptacji „linii partii”, poprzez zaskoczenie, a nawet wstrząs, po ostrą krytykę porozumienia z „faszystami”. W tym kontekście wypowiadano także opinie o Polsce. I tak na przykład docent Akademii Nauk Ukraińskiej SRS, Grinfeld, entuzjasta układu, podkreślał w swych wypowiedziach, że podpisanie paktu z Niemcami było znakomitym posunięciem, ponieważ oznaczało izolację Polski. Krytycy układu, do których zaliczał się zecer Kucharczuk z Kijowa, oceniali, że oznaczał on sprzedanie Polski Niemcom, niczym nieróżniące się od sprzedania Niemcom Czechosłowacji w Monachium przez Wielką Brytanię i Francję.

Kolejne głosy na temat układu z Niemcami oraz Polski pojawiły się zaraz po inwazji Rzeszy na Rzeczpospolitą. I znowu były one podzielone. Ludzie akceptujący pakt z Niemcami wskazywali, że bez niego Związek Sowiecki byłby zmuszony do walki „[…] za jaki[ch]ś tam Polaków, naszych dawnych wrogów”. Dążenie Hitlera do zawładnięcia Polską jedni interpretowali jako fakt pozytywny – doprowadzić ono bowiem miało do powstania wspólnej granicy z Niemcami i połączenia dwóch najsilniejszych państw w Europie. Inni, wprost przeciwnie, uważali, że chociaż Polacy to „wredny naród”, sąsiedztwo Niemiec nie jest lepsze, albo szli dalej, zakładając, że zagarnięcie Polski to krok w kierunku planowanego przez Hitlera ataku na Związek Sowiecki. Zdezorientowane społeczeństwo sowieckie, niewiedzące o antypolskiej zmowie Niemiec i ZSRS, wyrażało nawet niekiedy opinię, że przybliżanie się wojsk niemieckich do granic sowieckich to wynik decyzji Wielkiej Brytanii i Francji, by oddać Polskę Niemcom i w ten sposób doprowadzić do starcia państwa Hitlera ze Związkiem Sowieckim.

Napaść Niemiec na Polskę wzbudziła w społeczeństwie sowieckim przede wszystkim współczucie dla ofiary agresji. Konstanty Simonow, we wrześniu 1939 r. korespondent wojenny w Mongolii (później znany sowiecki pisarz), wspominał:

„Kiedy zaczęła się wojna Niemców z Polską, całe moje współczucie, a także współczucie moich towarzyszy w redakcji wojskowej gazety […] było po stronie Polaków, z tego powodu, że silniejszy napadł na słabszego i dlatego, że pakt o nieagresji paktem, ale któż z nas chciał zwycięstwa faszystowskich Niemiec w zaczynającej się europejskiej wojnie, a tym bardziej łatwego zwycięstwa?”.

Inny wart odnotowania głos współczucia należał do agronoma Galimskiego, zatrudnionego w Ludowym Komisariacie Ziemi Ukraińskiej SRS, który ósmego dnia wojny niemiecko-polskiej powiedział o Polsce:

„Biedny, nieszczęśliwy kraj. Nie udaje mu się zbudować swojej niezależności. Wreszcie udało się. 20 lat [Polska] budowała swoje życie, a teraz ginie. Biedny naród polski. Niszczyła go stara wojna [tj. I wojna światowa], a teraz niszczy nowa”.

Głosy współczucia dla Polski odzywały się nawet wśród kadry Armii Czerwonej. W raporcie politycznym z 13 września 1939 r. o sytuacji w 13. Korpusie Strzeleckim stwierdzono, że wielu jego dowódców nie rozumie sytuacji międzynarodowej, a jako przykład owego braku orientacji podano (retoryczne) pytanie szefa sztabu tej jednostki, płk. Bołozniewa: „Dla kogo mamy więcej sympatii, dla Polski czy Niemiec?”.

Społeczeństwo sowieckie w znacznej mierze „nie nadążało” za polityką kierownictwa państwa. Wychowywane w poprzednich latach w duchu antyfaszystowskim, było nadal wrogie III Rzeszy, którą – wraz z Japonią – uważało za głównego wroga Związku Sowieckiego. Chociaż przeciętny mieszkaniec państwa Stalina nie darzył sympatią także Polski, jego niechęć do polskiego sąsiada nie osiągała takiego poziomu jak wobec Niemiec.

Nie mamy informacji, jak społeczeństwo przyjmowało wspomniany artykuł „O wewnętrznych przyczynach klęski militarnej Polski”. Wiemy natomiast, że z radiowego wystąpienia Mołotowa z 17 września 1939 r. sowieckiemu społeczeństwu najbardziej trafił do przekonania argument o potrzebie udzielenia pomocy „braciom Białorusinom i Ukraińcom”.

 „Kiedy sowieckie wojska wkroczyły na białoruskie i ukraińskie ziemie Polski, nie wątpiliśmy w oficjalną linię partii, że ta akcja została podjęta, by chronić mieszkańców tych terenów”.

Podobnie reagował wspomniany już pisarz Simonow, który informację, że w związku z „rozpadem Polski” wojska sowieckie wkroczyły na „Zachodnią Białoruś i Zachodnią Ukrainę”, przyjął – jak sam pisze – „z uczuciem bezwarunkowej radości”. Czym to uzasadniał? Generalnie złymi stosunkami Polski ze Związkiem Sowieckim w latach dwudziestych i trzydziestych, za które – jak wynika z jego wywodów – winił wyłącznie Polskę. Wkroczenie Armii Czerwonej na wspomniane ziemie i ich „wyzwolenie” uważał zatem za „sprawiedliwe”, tym bardziej że jeśli nie zająłby ich Związek Sowiecki – zajęliby je Niemcy. Potwierdzeniem powszechności tego typu reakcji jest zapis w dzienniku prowadzonym przez członka Akademii Nauk ZSRS, mineraloga i geochemika Włodzimierza Wiernadskiego, z którego wynika, że „wszyscy” akceptowali zajęcie „Zachodniej Ukrainy i Białorusi”. W jego komentarzu pobrzmiewa wielkoruska, imperialna ideologia:

„[…] polityka Stalina – Mołotowa jest realistyczna – pisał Wiernadski – i wydaje mi się, że jest właściwa, państwowo-rosyjska”.

Jednak nie wszyscy obywatele ZSRS bezrefleksyjnie godzili się z poglądem głoszonym przez władze państwowe, że państwo polskie nie istnieje, a wkroczenie wojsk sowieckich na terytorium Polski nie jest zbrojną agresją, lecz humanitarną misją mającą na celu ochronę miejscowej ludności.

I tak na przykład tłumacz Dragomanow z redakcji Wydawnictwa „Sztuka” w Kijowie, wyraził pogląd, że wkroczenie Armii Czerwonej do Polski to:

„[w] istocie czwarty rozbiór Polski, dokonany na mocy porozumienia między Stalinem a Hitlerem”.

Podobnie oceniał sytuację aspirant w Instytucie Folkloru Akademii Nauk USRS, Łanowoj, mówiąc:

„Cóż powie cały świat? Powiedzą, że wraz z faszystowskimi Niemcami dzielimy Polskę”.

A oto wypowiedź inżyniera pracującego na poczcie głównej w Kijowie, Kiewlicza:

„Zagarnięcie przez Związek Sowiecki Zachodniej Ukrainy i Białorusi było ustalone z Niemcami jeszcze w chwili podpisywania paktu [o nieagresji]. To nie udzielenie bratniej pomocy, a zabór cudzego terytorium.”

Jak widać, przenikliwiej myślące jednostki domyślały się istnienia tajnej umowy z Niemcami dotyczącej podziału Polski. Uwzględniając okoliczność, że ZSRS był państwem policyjnym, trzeba stwierdzić, że głosów oceniających wkroczenie wojsk sowieckich na polskie terytorium jako agresję i zabór cudzej ziemi było całkiem niemało.

Wiele wypowiedzi obywateli ZSRS odnotowanych w raportach NKWD wpisywało się w oficjalną linię propagandy, głoszącej, że wskutek „wyzwolenia” mieszkańcy Polski znajdą się w krainie wolności i dobrobytu. Nie brakowało jednak głosów przeciwnych. Przykładem może być wypowiedź studenta kijowskiego Instytutu Medycznego, Homerbarta, który 24 września 1939 r. oświadczył:

„Lepiej było nie wyzwalać narodów Zachodniej Ukrainy i Białorusi z ucisku [polskich] panów, bo u nas wcale nie lepiej. Za jakiś czas to odczują.”

Źródło:

S. Kalbarczyk, W krzywym (niezupełnie) zwierciadle. Polska z perspektywy władz i ludności ZSRS w przededniu i podczas sowieckiej agresji we wrześniu 1939 roku, „Biuletyn IPN” numer 9/2019.

Fot. IPN

  • Karykatury sowieckie w pierwszą rocznicę agresji. Polskojęzyczny „Czerwony Sztandar” Lwów, wrzesień 1940 r.
  • Sowiecka ulotka do żołnierzy polskich, 17 września 1939 r.
  • Sowiecki plakat propagandowy z jesieni 1939 – „Tak było – Tak Jest!”
Powrót na górę strony