Aktualności

W wilię na Podhalu

Data publikacji 25.12.2021

W obyczajach góralskich i zwy¬czajach zachowało się moc prastarych wierzeń, wróżb i przesądów. Zwłaszcza noc wigilijna osnuta jest całą siecią obrzędowości i powiarek pochodzących z pradawnych czasów.

Wieczór wigilijny ma w wierze­niach ludu podhalańskiego szczegól­ną moc ściągania szczęścia na cały rok następny, byle uczynić radość pewnym warunkom, obrzędom, przestrogom. Trzeba się w ten wieczór zachować, jak każe obyczaj odwiecz­ny Każdy niemal krok ma w ten dzień osobliwe znaczenie i zapowie­dzi na cały rok.

W wilię z samego rana góral zaprzęga konie i chybko pomyka w las po drzewo — chybko, żeby tylko z żadną babą się nie spotkać nigdzie aż do pierwszej gwiazdy na niebie Bo baba, czy swoja, czy cudza, w dzień wigilijny nieszczęście wróży. Więc przed nieszczęściem chłop w las ucieka, biorąc za pazuchę tylko lada co na przegryzkę.

Zwijają się ludzie tego dnia jak najżwawiej. I chłopi w lesie, i baby przy garnkach. Bo kto w wilię nie jest przy robocie rączy, tego przez cały rok robota goni.

Ciekawa rzecz, że jedna z powiarek wigilijnych wiedzie do małych przestępstw. Mianowicie wierzą, że rzecz skradziona dnia tego pomnaża majątek. Podkradają się więc sąsiad­ki wzajem.

Gdy zbliża się wieczerza, matka liczy łyżki, kładąc na stole—musi być do pary, inaczej ktoś z biesiadników umarłby w roku. Szukają więc sa­motnika lub biedaka jakiego i zapra­szają do stołu, jeśli domowników jest liczba nieparzysta.

Potraw na wieczerzę ma być du­żo—i krupy, i kapusta, i groch, i śliw­ki słodkie. Nie wolno tknąć żadnej, póki nie wejdzie dziadek ze skop­kiem siana i nie podłoży go pod mi­są oraz w kącie postawi. Nabiera przy tym z kieszeni owsa i rozrzuca suto po izbie. Niech będzie wszyst­kiego obfitość przez cały rok — jak potraw na stole, siana w kącie i owsa po podłodze. Potrawy jeść należy w przepisanym porządku — najprzód krupy, na ostatku śliwki, broń Beże inaczej, bo przez cały rok będą zwa­dy i waśnie w domu.

Po wieczerzy chłopcy biegną do najbliższego płotu i chwytają za żerd­ki. Jak żerdź w skórze, dostanie żo­nę bogatą — jak bez skóry, żona bę­dzie goła jak ta żerdka, a jak który nie trafi na żerdkę, to mu pisane kawalerstwo stare.

Dziewczęta zaś stają przed cha­łupą i nasłuchują gdzie psy szczeka­ją. Która pierwsza usłyszy, pierwsza wyjdzie za mąż. Skąd słychać psa, stąd przyszły mąż przybędzie do dziewczyny.

Starzy zostają w chałupie i przy­lepiają szczypty opłatka do szyby w oknie—czyj opłatek zleci do rana, temu los ile wróży, ten przyszłej wilii nie doczeka.

Wreszcie wszyscy myją się w mi­sie, do której rzucają srebrny pie­niądz. Aby wszyscy tacy zdrowi byli, jak to szczere srebro.

Potem idą górale na pasterkę. A po pasterce przychodzą do chałup podłaźnlcy — tacy młodzi goście, co zamierzają się żenić z dziewczyną z domu. do którego przybywają, albo przybywają się przeprosić, jeśli się gniewali, albo z inną dobrą sprawą przychodzą. Podłaźnlcy muszą być weseli, ładnie w nowe cuchy i portki ubrani, A wchodząc śpiewają gaździe życzenia wszelkiej pomyślności:

Coby się wam darzyło, mnożyło w każdym kątku po dziesiątku, w komorze, w oborze, wszędy dobrze.

Źródło: „Na Posterunku”, nr 52/1938

  • Schronisko w dolinie Pięciu Stawów
Powrót na górę strony