Aktualności

W sidłach demona gry

Data publikacji 08.01.2022

Świat szulerów, świat fałszywej gry w karty i inne gry hazardowe — ma całkiem odrębne oblicze—nie wyodrębnia się tak jaskrawo wśród społeczeństwa, jak inne grupy przestępców. „Kombinatorzy", fałszywi gracze, oszuści wszelkich możliwych gier znajdują się tam nawet, gdzie ich się najmniej spodziewamy. Przestępcy ci nie grasują wyłącznie w podejrzanych szulerniach-jaskiniach, lecz rozsiani są we wszystkich miejscach i we wszystkich sferach społecznych. Jako przykład weźmy chociażby kronikę kryminalną naszej stolicy — ileż odkrywa się potajemnych domów gry, mieszczących się w lokalach ludzi prywatnych, mających opinję przyzwoitych, którzy nie wahają się wpuszczać do swojego domu towarzystwa graczy, wśród nich i ... szulerów.

Wiemy doskonale o tem, że namiętność do gry jest namiętnością ogólną i udziela się bardzo łatwo każdemu. Wiemy też i o odwrotnej stronie medalu — ludzi, którzy pozwolili sic jej opanować, nie tak łatwo wypuszcza ona ze swoich sideł i prowadzi ich często w sposób niedostrzegalny zgoła od jakiegoś „niewinnego kawału” przy grze do oszustw już systematycznych, po przyzwyczajeniu się do których gracz staje się fałszerzem i szulerem „na własną ręką". Stąd już bardzo bliski krok do sfery szulerów zawodowych, łączących się w szajki i operujących zbiorowo z zastosowaniem wszelkich tajemnic sztuki szulerskiej, ciągle udoskonalanych i przekazywanych przez jednych fałszywych graczy drugim.

Fenomenalni czysto mistrze szulerstwa, którzy operują już na szczytach — po salonach i klubach wyższego towarzystwa, a z reguły w miejscowościach kuracyjnych, w hotelach przeznaczonych dla ludzi bogatych — posiadają najbardziej interesujące tajemnice fałszywej gry. Prawdziwy szuler — to rutynowany „specjalista“. Ludzie, którzy sądzą, że fałszywy gracz zna każdą grą — grubo się mylą. Każda gra ma swojego specjalistę.

Zasadniczo należy rozróżniać dwie grupy fałszywych graczy: jedni — to specjaliści gier spokojnych, towarzyskich; drudzy — to mistrze hazardu. O pierwszych mówić nie będziemy, elita bowiem fałszywych graczy — to tylko ci drudzy, uprawiający hazard oszukańczy, hazard bowiem otwiera pole do szerszego lotu dla przestępcy tej kategorji.

W grupie gier hazardowych jak: chemin de fer (czyt. szmendefer), poker, baccarat, ecarte — każda gra ma swego „speca”. Każdy z nich gra tylko „na pewniaka". Jednak musi to być wytrawny mistrz i mieć odpowiednie środki — wykonywanie tego .zawodu” połączone jest zawsze z dużemi wydatkami. Taki mistrz np. od ecarte, czy baccarat u musi mieć swoich pomocników, musi władać kilkoma obcemi jeżykami. Gdy nie pracuje, mieszka wygodnie w apartamentach pierwszorzędnego hotelu, w jakiemś dużem mieście. Naturalnie — w miejscu swego odpoczynku nie grywa nigdy. W towarzystwie mistrza znajduje się zwykle piękna i wytwornie ubrana kobieta, w toaletach z najlepszych paryskich salonów mód.

Mistrz ma wszędzie swoich znajomych i zaufanych ludzi, którzy zawiadamiają go niezwłocznie o przybyciu bogatych „ofiar" do Cannes, Lido czy też Biarritz. W tych wypadkach mistrz wydaje dyspozycje — nie opuszcza jeszcze swej siedziby. Wyjeżdżają tylko pomocnicy i to każdy zosobna. Do obowiązków ich należy poznanie sie z towarzystwem, które stać sie ma w bliskiej przyszłości ofiarą mistrza. Pomocnicy grywają wtedy rzadko, a jeżeli grają, to specjalnie starają sie przegrywać, liczą się bowiem z tem, że sympatyczniejszym jest dla towarzystwa ten, który traci. Po trzech, czterech dniach przyjeżdża towarzyszka mistrza—również sama... Naturalnie—pomocnicy, wytworni młodzi gentlemani „poznają się' z nią (a faktycznie znają się już oddawna) i wprowadzają do towarzystwa. Dopiero na wezwanie jej przyjeżdża sam mistrz, wytworny, elegancki, z pokaźnym bagażem.

W ciągu kilku pierwszych dni pobytu w hotelu żyje życiem zamożnego człowieka, który przyjechał na wywczasy, szuka spokoju i,., nie gra. Później też zasiada do stolika tylko wtedy, gdy zostaje „zmuszony" do gry przez jakiegoś „dyrektora", „doktora” i t. p. Prawdziwy szuler nie gra nigdy znaczonemi kartami — fałszywemi bowiem kartami grają tylko dyletanci, ponieważ stanowią one dowód namacalny gry oszukańczej, a oprócz tego — nie są one potrzebne prawdziwemu mistrzowi. Mistrz bowiem ma swoje specjalne metody, których jest bardzo wiele. Należy tutaj podkreślić, że każda metoda ma bardzo i to bardzo krótki żywot, bo wkońcu zawsze się ktoś znajdzie, kto po krótszej lub dłuższej obserwacji odkryje sztuczki.

Rutynowany specjalista musi mieć bardzo zręczne ręce, a tajemnica powodzenia leży w mieszaniu kart. Nie ulega kwestji, że każdy mistrz — to w swoim rodzaju ekwilibrysta karciany, które potrafi przy mieszaniu ułożyć w po. rządku dowolnym i naturalnie dogodnym dla siebie Najbardziej popularną dzisiaj jeszcze jest metoda t. zw. „grecka", ponieważ wynalazcą jej był Grek. Bardziej od wszystkich innych wymaga ona od gracza zimnej krwi. Bankier rozdziela karty i kilka pierwszych gier przechodzi normalnie, spokojnie. Dopiero po pewnym czasie, gdy zbiera się karty, mistrz niepostrzeżenie chowa jakąś figurę pod stos kanknotów które już przy rozpoczęciu gry w nieładzi przed sobą rozrzucił. Przy następnych grach chowa dalsze karty, dopóki nie zbierze całej serji, zapewniającej mu wygraną. Ostatecznie nadchodzi właściwy moment. Kładzie karty które otrzymał, na banknotach przed nim leżących i w chwili, gdy bankier ogląda swoje karty, a wszyscy z rosnącą ciekawością wpatruj się, jakie bankier karty osiągnął — mistrz ruchem niezwykle zręcznym, szybkim i niepostrzeżonym odwraca cały stos pieniędzy i kart w ten sposób, że te, jakie świeżo otrzyma znajdują się na spodzie, a przed sobą ma przy gotowane już karty, zapewniające mu wygrany Jest to sposób prawie niezawodny, który rzadko kiedy bywa spostrzeżony.

Bywają też inne odmiany .greckiej" metody, gdy karty np. przy baccaracie lub chemin de fer leżą wolno na stole, a nie w specjalnem pudle. Wówczas mistrz ściąga w pierwszych kilku grach parę kart, chowa je do kieszeni i zanim talje kart są na nowo mieszane odchodzi na kilka minut od stołu. Porządkuje wówczas ukryte karty gdziekolwiek w ukryciu i gdy na niego przychodzi kolej przełożenia kart — kładzie zgóry uprzednio uporządkowane karty. Musimy tutaj podkreślić, że przy tej kombinacji gra zwyczajnie także jego pomocnik i on jest właśnie tym, który formalnie wygrywa. Ryzyko jest tu duże, lecz trzy albo cztery wygrane zapewniają... co najmniej pół roku spokojnego życia.

Bardzo ważną również rzeczą jest dla fałszywego gracza znajomość posiadanych przez przeciwnika kart. Zwłaszcza przy pokerze. Jest np. taka sytuacja: partja pokera w pierwszorzędnym hotelu—czterech, pięciu graczy siedzi dokoła stołu, a przy każdym z nich stoją „kibice" — przeważnie pomocnicy mistrza, którzy w ciągu namiętnie rozgrywanych partyj najspokojniej zapalają papierosa, strząsają z niego popiół, poprawiają krawat, monokl, a każdy ruch — to cały kodeks znaków, według których mistrz świetnie orjentuje się w kartach przeciwników.

Niezależnie od mistrzów, chodzących luzem ze swoim „sztabem", łączą się gracze w grupy. Wtedy nietyle oszukują, ile wychodzą z założenia, że w grach hazardowych ten musi wygrać, komu dłużej starczy nerwów, no i pieniędzy. Uczestnicy takiej grupy sami nie grają nigdy, dostarczają tylko kapitału, a grają natomiast specjaliści, zaangażowani za stałem miesięcznem wynagrodzeniem. Specjalistów tych nazywają gracze „ludźmi bez nerwów”.

Czasem bywa, że w jakimś międzynarodowym ośrodku spotkają się i walczą ze sobą dwie takie grupy. Niedawno w Mentonie naprzykład spotkały się grupy szulerów: włoska i grecka. Bezkrwawa walka trwała długo, zwyciężyła grupa włoska, która miała „tylko" 30 miljonów franków kapitału. Wymownie to świadczy, jak poważne „przedsiębiorstwa" stanowią niektóre grupy fałszywych graczy na wielkich międzynarodowych terenach...

Źródło: „Na Posterunku”, 1932, T. N., zdj. NAC

  • Ruletki skonfiskowane przez policję w Warszawie w 1934 roku
Powrót na górę strony