Aktualności

O Gzymsie i balkonie historia cz. 2

Data publikacji 13.01.2022

Nazajutrz Gzyms wprowadził się na balkon Pan Kępka z niepokojem śledził, jak malarz zamiast stalug i farb oraz płócien wtaszczył składane polowe łóżko, stolik i kilka zwiniętych rolet. Niepokój jego przeszedł w trwogę, kiedy po godzinie wytężonej pracy, malarz uczynił z rolet namiot wspaniały nad balkonem. Na szczęście było drugie okno i Kępka ze ściśniętem sercem przeniósł swój stół krawiecki, pozbawiając się swego ulubionego miejsca. Lecz kiedy Gzyms przyszedł późnym wieczorem i najspokojniej w świecie zaczął szykować sobie nocleg, Izydor Kępka zaprotestował:

- Co to jest? Ja wynająłem panu balkon do tego malowania, nie na sypialnię. Tu nie jest hotel.

- Panie Kępka, panie Kępka! — odrzekł ż ubolewaniem w głosie malarz — jak panu nie wstyd. Pan taki inteligentny człowiek i nie rozumie, że chcąc malować wschód słońca muszę go widzieć.

- To trzeba rano wstać...

- Tak się panu zdaje. Zanim przyjdę ze swego mieszkania (I) do mojej pracowni, rozproszy mi się cały nastrój i dzień djabli wezmą.

Ten górny styl oszołomił zupełnie Kępkę. Może istotnie tok trzeba? Co może wiedzieć o malarstwie krawiec z prowincjonalnego miasta? Kępka zwiesił głowę i zasiadł do wykończania spodni komendanta policji.

W ten sposób zamieszkał Gzyms na letniem mieszkaniu za sześć złotych miesięcznie.

Należy przyznać, że przez pierwsze dwie doby zachowywał się wytwornie i prawie po ludzku. Myjąc się, nie wylewał wody na głowy przechodniów, gdyż używał jej mało, wychodząc ze słusznego założenia, że nie dla malarzy dobry Pan Bóg stworzył ten zimny płyn. Ale trzeciej już nocy obudził Kępką ze snu sprawiedliwego potworny wrzask.

Przerażony zerwał się z łoża i pobiegł do drzwi balkonu.

- Panie malarz!

- Co?—odezwał się ochrypły bas Gzymsa.

- Co pan wyrabia? Całą ulicę pan potrzebował przestraszyć i mnie trochę tyż.

- Ja mam gości.

- Pan zwarjował?!

- Jeszcze nie, ale pana to czeka i jeszcze coś gorszego, jeśli pan będzie niepokoił porządne towarzystwo.

- Panie Gzyms, ja pana proszę nie robić awantur.

- To chodź pan do nas, bardzo jest wesoło...

Krawiec zaklął w odpowiedzi i wrócił do łóżka, ale całą noc oka nie zmrużył. Następnej nocy to samo.

Paw Kępka nabrał odwagi i udał się do komisarjatu:

- Un mi zdrowie zniszczy, ten ganef — żalił się przed komisarzem.

Ale komisarz wzruszył tylko ramionami. Co robić? Niema takiej ustawy, któraby zabraniała spać na balkonie lub wyprawiać uczty. Jest natomiast zakaz robienia hałasów. O tem można pogadać.

Istotnie Gzyms uspokoił się na czas jakiś po rozmowie z komisarzem, lecz po tygodniu urządził koncert o drugiej w nocy.

Tego było Kępce za dużo. Pobiegł znów na skargę. Lecz mieszkańcy tego domu i sąsiednich, rozbawieni skandalem, oświadczyli komisarzowi, że im to wcale nie przeszkadza. W monotonnem życiu było to nawet miłą rozrywką.

Wobec tego sprawa oparła się o sąd. Kępka wytoczył Gzymsowi sprawę o nadużywanie praw najmu, gospodyni zaś domu wytoczyła proces Kępce za wynajęcie balkonu. Ponieważ jednak ustawy Rzeczpospolitej nie przewidziały takiego incydentu, więc obie sprawy ciągnęły się tak długo, aż nadszedł wrzesień, a z nim chłodne, kresowe noce.

Pan Kępka tymczasem zżółkł, zmizerniał, stracił apetyt i sen. Nie radowały go nawet raty, punktualnie wpłacane przez Gzymsa, ani owo nieszczęsne komorne za balkon, na które się nieopatrznie zgodził.

Aż pewnej nocy, kiedy płakał w brudną poduszką z rozpaczy, że nie może zasnąć, usłyszał nagle dziwne szmery na balkonie, zajmowanym przez znienawidzonego „sublokatora". Zaintrygowany podszedł na palcach i przez szczelinę w drzwiach śledził z zapartym tchem. To co widział, przechodziło jego pojecie; nie wiedział czy cieszyć się, czy płakać. Malarz bowiem zwijał rolety, składał polowe łóżko, jednem słowem szykował się do „przeprowadzki”. Obok siedzieli na porączy trzej jego koledzy, również niechlujni i brudni jak on i mówili straszne świństwa, a potem się wszyscy głośno śmiali. A kiedy już wszystko było skończone, widział pan Kępka, jak ci straszni ludzie spuszczają na lince 'swe „meble" i odetchnął.

W ten sposób czas, sprawiedliwszy od samej sprawiedliwości, wyeksmitował z letniego mieszkania genjalnego malarza Apolinarego Gzymsa.

Źródło: „Na Posterunku”, nr 24/1928, Juliusz Wirski, zdj. NAC

  • Dom mieszkalny
Powrót na górę strony