Aktualności

Póty dzban wodę nosi…

Data publikacji 27.03.2022

Ciemna noc bezksiężycowa. Okna mknącego pociągu rzucają na obie strony toru kolejowego smutne, zda się, blaski światła. Głośny stuk kół o szyny i stalowy grzmot pędzącej lokomotywy rozdzierają niemiłosiernie ciszę nocy.

W oknie wagonu trzeciej klasy, wpatrzony w migające drzewa, stał posterunkowy Balczak. Z wnętrza wagonu dochodziło go chrapanie roz­ciągniętego na ławie podróżnego, nad którem jednak górowały odgłosy rozmowy dwóch raj­cujących po drugiej stronie przedziału kumoszek. Gadały tak głośno, że posterunkowy Balczak począł mimowolnie łowić uchem treść ich roz­mowy.

- ...Słyszęliśta kumo — mówiła jedna — we wsi godają, że Morski i Skępa, co zbirają w kościele na ochfiarę, kradną ludzkie grosze i przepijają w karczmie.

- O laboga! Co też kumo gadata? Toćby ich ręka Boska skarała.

- Ano, musi być i prawda; przecie ludziska po próżnicy nie godaliby. Sama uważałam, że w zeszłą niedzielę byli wstawieni. A skądby na to brali piniądze?

- Że też to nikt nie powi o tem księdzu proboszczowi?

- Abo się kto chce po sądach włóczyć? Jabym też nie powiedziała. Zresztą póty dzban wodę nosi...

Posterunkowy, wspiąwszy się na palce, by zajrzeć przez półki, kto tak rozprawia, spostrzegł sąsiadki Morskiego i Skępy z Brzuszkowa, ze swego rejonu. Choć całą ich rozmowę przyjmował z niedowierzaniem jako „babskie gada­nie", niemniej jednak postanowił na wszelki wypadek zająć się po powrocie tą sprawą.

W najbliższą niedzielę poszedł do kościoła na sumę. Stanął w głównej nawie niedaleko wejścia. Ponieważ był słusznego wzrostu, mógł obserwować wszystkich aż do ołtarza. Z rozmodlonego tłumu nikt zapewne nie przypuszczał, że posterunkowy Balczak znajduje się w kościele tym razem „służbowo". W połowie nabożeń­stwa, gdy ksiądz wszedł na ambonę z kaza­niem, Morski i Skepa w białych komżach, z ta­cami w ręku, wyszli jak zwykle z zakrystji i po­częli zbierać ofiary. Posterunkowy Balczak, ogarnięty religijnym nastrojem panującym w ko­ściele, daremnie upatrywał na twarzy zbierają­cych znamion obłudy i był już skłonny uważać zasłyszaną w wagonie rozmowę za złośliwe plotki. Lecz trudno — rozumował — nie mogę się przecie opierać na wrażeniach, trzeba ich dalej śledzić. Teraz, podczas kazania, mają naj­lepszą sposobność do pijaństwa: prawie cała wieś w kościele, nikt ich nie zobaczy.

Wyszedłszy więc z kościoła, zajął takie miej­sce między chałupami, by móc obserwować z ukrycia drzwi zakrystji. Po chwili wyszli z nich Morski i Skępa i chyłkiem skierowali się do karczmy. Upłynęło kilka minut. Kazanie miało się już prawdopodobnie ku końcowi, gdy znowu przebiegli szybko drogę i podochoceni zni­knęli w drzwiach zakrystji.

Walczak wyszedł ze swego ukrycia i skie­rował się na posterunek, gdzie zameldował komendantowi o swoich spostrzeżeniach, prosząc, by mu pozwolono dalej sprawę prowadzić.

- Dobrze—zgodził się przodownik.—Niech pan pokaże, co pan potrafi.

Następnej niedzieli podczas sumy poste­runkowy Walczak ulokował się w tem samem miejscu, co przed tygodniem. Zbierającemu na tacę Skępie sypnął parę drobnych monet. Gdy wreszcie ten wraz z Morskim, obchodzącym wiernych po drugiej stronie kościoła, weszli z pełnemi tackami do zakrystji, „Walczak udał się na obserwacje między chałupy. Powtórzyła się ta sama historja, co przed tygodniem. Mor­ski i Skępa, „kropnąwszy" parę „większych" w karczmie, wrócili przed końcem kazania do kościoła. Wówczas posterunkowy Walczak skierował swe kroki do mieszkania ogólnie łubiane­go we wsi rzeźnika.

Rzeźnik, człek prosty, ale uczciwy, łagodne­go oblicza, co stanowiło sprzeczność z jego świniobójczym zawodem, żył w przyjaźni z poste­runkowym Balczakiem. Widocznie był wtajemni­czony w sprawę, którą badał post. Balczak, bo jak tylko ten ostatni ukazał się we drzwiach za­gadnął go.

- No, jak tam, panie posterunkowy? Co robimy dalej?

- Niech pan wyśle zaraz chłopca do karcz­my, żeby zmienił pięciozłotówkę, ale na same drobne: 20 i 50 groszówki.

Po chwili chłopiec wrócił, niosąc pełną garść drobiazgu.

- Krzywił się trochę karczmarz, bo pra­wie wszystkie drobniaki wydał — rezolutnie wy­jaśnił chłopak, oddając ojcu pieniądze.

Obydwaj jęli przeglądać przyniesiony bilon. Wreszcie milczenie przerwały wykrzykniki jedne­go i drugiego:

- Jest z kółkiem! Mam z krzyżykiem! Druga! Trzecia! Więcej niema.

- A łajdaki, złodzieje — oburzył się rzeź­nik. Że się też Boga nie boją. Posiedzą chyba,

panie posterunkowy, co?

Nietrudno teraz Czytelnikowi domyśleć się podstępu jakiego użył posterunkowy Balczak. Cały tydzień prawie myślał, ale wymyślił. W so­botę wziął w obroty kilka drobnych monet, ja­ko że takie najczęściej sypią na ofiarę i ponaznaczał je szpilką w ten sposób, że w środku zera na reszce wyrył w jednych krzyżyk, w dru­gich kółeczko, nie za mocno, tyle tylko, aby się wyróżniały od innych. Następnie wtajemni­czył w całą sprawę rzeźnika, do którego miał dużo zaufania. W rezultacie postanowili, że w nie­dzielę staną w dwu różnych stronach kościoła i rzucą na tackę Morskiemu i Skępie znaczone monety—jednemu naznaczone krzyżykiem, drugiemu kółkiem. Cały ten plan udał im się do­skonale i posterunkowy Balczak dostał w swe ręce dowody nieuczciwości obydwu kompanów.

Co się dalej stało, nie będę opisywał, gdyż Czytelnik, dla którego sprawy takie są chlebem powszednim, łatwo się tego domyśli. Dodam tylko, że posterunkowy Balczak zdobył sobie swym sprytem uznanie całej wsi, lecz uznanie przełożonego było mu chyba najmilsze.

Źródło: „Na Posterunku”, podkom. St. Nowacki, nr 16/1928, zdj. NAC

  • Ludzie zebrani przed kościołem
Powrót na górę strony