Aktualności

Pod groźbą skazówki zegarowej cz. 2

Data publikacji 03.04.2022

John jedną ręką uczepił się framugi okien­nej, trzymając klucz w drugiej i zawisł tak na chwilę. Potem, gdy deska znikła, wrzucił klucz do pokoju i wpił się we framugę okienną dziesięcioma palcami. Lecz napróżno: okno okryte było lodem i John zaczął ześlizgiwać się. Po chwili uczepił się kamiennego otworu i usuwał się coraz niżej i niżej. Nagle oparł nogi na śnieżnym pagórku, który utworzył się pod ogromną cyfrą VI. Tu zatrzymał się. W tej samej chwili okno z trzaskiem zamknęło się.

John Pohlton usiłował był usadowić się bezpieczniej na małej platformie i spojrzawszy na olbrzymią skazówkę minutową, spostrzegł, że zatrzymała się na cyfrze III. Przysuwała się coraz bliżej do niego małemi strasznemi sko­kami. Co będzie, kiedy dojdzie do sześciu? Czy zepchnie go i on zginie okropną śmiercią, czy też uda się mu uczepić się jej i wskazówka poniesie go dookoła cyferblatu? Lecz nawet w tym wypadku, jeśli—dajmy na to—uczepi się okrytej lodem wskazówki, czy uda mu się wy­trzymać długo w tej pozycji? Czy nie skostnieje na mrozie?

Nie miał najmniejszej nadziei na ratunek. Któż spostrzeże, że zegar jest oświetlony o tej porze? Któż wejdzie na dzwonnicę, aby spraw­dzić, czemu zegar jest oświetlony? W każdym bądź razie napewno upadnie wreszcie ze znużenia.

Dyck Chollyns, który pracował jako apli­kant u adwokata, przed chwilą wysiadł z pocią­gu nawprost kościoła św. Jerzego i szybkim krokiem poszedł do domu. Nagle do stóp jego upadła ogromna deska i wgniotła się w śnieg.

- Skąd tu wzięła się? — pomyślał apli­kant.

W pobliżu nikogo nie było. Niektóre do­my, stojące po lewej stronie spokojnej ulicy, znajdowały się daleko i jedyną oznaką ich ży­cia były oświetlone okna. Mroczny kościół wydawał się pustym. Dyck spojrzał na dzwonnicę. Widocznie deska spadła stamtąd. Światło dzien­ne prawie że zupełnie znikło; na niebie zapaliły się pierwsze gwiazdy. Dycka ogarnęło zdu­mienie.

- Zdaje mi się, że widzę jakiś cień na cyferblacie? Wygląda jak... Mój Boże! Toż to przecież człowiek! Co on tam robi? W jaki sposób dostał się tam? Co za idjota! Wisi na cyferblacie!.. Nie, stoi na czemś. Ale na czem?

Dyck miał bardzo dobry wzrok i kiedy przyjrzał się cieniowi, naraz wszystko zrozumiał i drgnął.

- Nie wytrzyma tam długo — pomyślał.— Zemdleje albo...

W tej samej chwili Dyck zwrócił uwagę na wskazówki zegarowe i przerażenie przeszyło go jak rozpalone żelazo. Zrozumiał, że jeśli człowiek uratuje się nawet, leżąc na kamiennym wykuszu, przed ciosem krótszej wskazówki, to dłuższa — powinna wkrótce niechybnie zepchnąć go — obecnie zaś zegar wskazywał dwadzieścia minut na piątą!

- W ciągu piętnastu minut zdążę wejść na wieżą i pomóc mu, o ile można jeszcze to uczynić — pomyślał Dyck. — Potem będzie za późno. Wielka wskazówka zepchnie go, sta­nąwszy na VII, a może i wcześniej.

Zdecydowawszy się w ten sposób pośpie­szyć z ratunkiem człowiekowi uwieszonemu na cyferblacie wieżowego zegaru, Dyck natychmiast, bez dalszego namysłu, usiłował otworzyć głów­ne drzwi kościoła. Były zamknięte od wewnątrz. Spróbował otworzyć inne drzwi kościoła: napróżno.

- Zawołam Johna Pohltona. Domek je­go stoi wpobliżu.

Szybkim krokiem udał się w stronę domku dzwonnika, zaczął dzwonić i dobijać się do drzwi. Nikt nie otwierał; widocznie dzwonnika ani żony jego nie było w domu. Wrócił więc do kościoła i znów ujrzał człowieka na cyferbla­cie, teraz odsuniętego nieco na lewo. Skazówki wskazywały dwadzieścia piąć minut na czwartą.

Gdzie jest Pohlton? O tej porze może być tylko w domu albo w kościele.

Źródło: „Na Posterunku”, J. Jencks, przełożył Włodzimierz Słobodnik, nr 19-20/1928, zdj. NAC

  • Kościół katolicki - dzwonnica
Powrót na górę strony