Aktualności

Maszyny piekielne cz. 1

Data publikacji 23.06.2022

Policja, mając za zadanie ochronę bezpieczeństwa i spokoju obywateli, spotyka się czę¬sto w swej służbie z wszelkiego rodzaju bronią, która nierzadko służy za narzędzie zbrodni. Jednym z rodzajów broni, wyraźnie i wyłącznie używanym w celach zbrodniczych, są maszyny piekielne, zwane inaczej zegarami Thomasa. W ramach niniejszego artykułu postaramy się chociaż w krótkości dać odpowiedni rys historyczny tego zbrodniczego narzędzia, lata bowiem minione daty sporo z niem wydarzeń i wykazały dość znaczną różnorodność pomysłów.

Sięgając do dawniejszych czasów, na te­renie Polski notujemy już w roku 1581 ciekawy wypadek, w tym bowiem czasie wojen moskiewsko-polskich polecono skonstruować rusznikarzowi Janowi Ostromeckiemu maszynę pie­kielną i wysłać ją Iwanowi Piotrowiczowi Szuj­skiemu, który bronił Połocka. Plan nie udał się, gdyż Szujski nie był obecny przy otwieraniu na­desłanej skrzyni, a tem samem ocalał, nato­miast kilka osób z jego otoczenia poniosło śmierć.

Gdybyśmy mówili jednak o zaczątkach ma­szyny piekielnej, to sięgają one roku 1405, W roku tym inżynier frankoński Konrad Kyeser zalecał wypełniać kości prochem i zaopatrywać w lont, by następnie podrzucać do izb jadal­nych nieprzyjemnych sobie osób, a zwłaszcza innowierców, korzystając z tej właśnie sytuacji, iż dawał się odczuwać brak środków żywności i panował wogóle głód.

Jest rzeczą jasną, iż lontem można było wówczas określić zapał tylko na krótki czas, wobec czego Leonardo da Vinci już w roku 1510 myślał nad tem, by wybuch mógł nastąpić do­piero po większym okresie czasu i to bez uprzedniego zwrócenia uwagi niewtajemniczo­nych osób. Praca doprowadziła do wyniku, ale praktyczna strona zawiodła ze względu na bardzo skomplikowany aparat, który też łatwo musiał wpadać w oczy. Leonardo da Vinci za­nurzył bardzo cienkie rureczki w naczyniu z rtę­cią, która na mocy włoskowatości unosiła się, a następnie spadała do drugiego naczynia, ja­kie z chwilą napełnienia się, czasami po kilku miesiącach, pod wpływem ciężaru spadało i w ten sposób powodowało zapał, krzesząc iskry z krze­mienia.

Znaczne postępy wykazał w Austrji Veitt Wulff Senfftenberg w roku 1568, on to bowiem pomyślał nietylko nad konstrukcją maszyny piekielnej, ale starał się także o jej zewnętrzny wygląd, a wiec szedł w pracach swych w tym kierunku, by nadać maszynie postać najmniej wpadającą w oko. Konstruktor ten daje pewne rady i instrukcje, zalecając używania wszelkich podstępów przy dostarczaniu maszyny piekiel­nej na oznaczone miejsce, w owym czasie bowiem uważał on ją za znakomity środek do uzyskania pewnych celów natury ogólnej, a nawet upragnionego przez każdego pokoju.

W owym okresie maszyna piekielna jest już znacznie lepiej przemyślana, a ulubioną jej formą jest skrzynia, która zazwyczaj wybuchała przy poruszeniu kluczem w zamku lub z chwilą otworzenia wieka.

Senfftenberg miał ogromną moc pomysłów i maszynę piekielną starał się zastosować do wszelkich potrzeb, stąd wygotował nawet plany zniszczenia nieprzyjacielskiej artylerji przez do­starczenie jej w formie zdobyczy wojennej be­czek z prochem i kulami, właściwie zaś śmier­cionośnych machin. Można o tym konstrukto­rze powiedzieć, że bardzo dużo czasu i pracy poświęcił nad ustaleniem taktyki użycia ma­szyny piekielnej we wszelkich możliwych wy­padkach, według maksymy: cel uświęca środki.

Źródło: „Na Posterunku”, nr 6/1928, nadkomisarz Kom. Gł. P. P. Stronczak Czesław, zdj. NAC

  • Wybuch bomby na moście Kierbedzia
Powrót na górę strony