Henryk Wardęski – zapomniany komendant
W latach dwudziestych ubiegłego stulecia przez blisko dekadę był osobą nr 2 w policyjnej formacji - zastępcą komendanta głównego Policji Państwowej. Na pagonach nosił stopień nadinspektora. Współtworzył policyjny korpus II RP i był jednym z jego filarów. Jednak po kilkunastu latach nienagannej służby odszedł z szeregów formacji. Dlaczego? Miał dopiero 52 lata i na pewno zawodowo „wypalony” nie był.
Kolejne pytanie: dlaczego tak rzadko pisano o nim w ówczesnej prasie? Nawet tej branżowej. Nie był przecież tuzinkowym policjantem, ale zasłużonym dla korpusu oficerem najwyższej rangi, i w ogóle nieprzeciętną osobowością. Z pewnością wyróżniał się wśród wyższej kadry oficerskiej tamtego okresu erudycją, nienagannymi manierami, zamiłowaniem do literatury. Może nie wszystkim to odpowiadało? Z suchych informacji zamieszczanych od czasu do czasu w policyjnej prasie (zwykle z okazji jakichś uroczystości albo służbowych rozkazów kierowanych do policjantów) trudno wyrobić sobie o nim opinię. Z encyklopedycznej notki przedwojennego „who is who” po polsku pod red. Stanisława Łozy („Czy wiesz kto to jest?”, wyd. Główna Księgarnia Wojskowa, Warszawa 1938), też dowiadujemy się niewiele: prawnik, nadinspektor PP w st. spocz., ur. 12 stycznia 1878 r. w Charbicach Dolnych (woj. łódzkie), s. Józefa i Pauliny z Mikołajewskich. Ożenił się w 1908 r. z Eugenią Blikle (prawdopodobnie rodzina znanych cukierników warszawskich – przyp. J.Pac.). Ukończył gimnazjum w Łodzi i wydział prawa na uniwersytecie w Kazaniu (Rosja, 1906 r.). W 1915 r. wstąpił do Straży Obywatelskiej w Warszawie. Od 1916 r. w Milicji Miejskiej tamże. W 1917 r. zorganizował pierwszą szkołę PP. W 1918 r. naczelnik urzędu śledczego m. st. Warszawy, następnie prezydent policji tamże. Naczelnik Wydziału Bezpieczeństwa w MSW. Organizator PP w kraju. Od 1 lipca 1919 r. komendant PP woj. warszawskiego. Od 1 kwietnia 1922 do 10 marca 1929 zastępca komendanta głównego PP. Po przejściu w stan spoczynku notariusz w Łodzi, od 1934 r. w Piotrkowie Trybunalskim. Autor: „Moje wspomnienia policyjne” (1926), „Tajemnice” (nowele) oraz szereg artykułów społecznych i zawodowych w prasie codziennej i branżowej (policyjnej). Odznaczenia: Order Odrodzenia, francuska Legia Honorowa. I na koniec notki biograficznej adres zamieszkania państwa Wardęskich: Piotrków Tryb., pl. Kościuszki 8, Tel. 13-03.
Rejenta Henryka Wardęskiego z Piotrkowa Tryb. wymienia Wykaz notariuszów Rzeczypospolitej Polskiej z 1938 r. Również w Archiwum Państwowym tego miasta, w spisie Instytucji wymiaru sprawiedliwości, pod poz. 165 widnieje wpis dotyczący kancelarii H. Wardęskiego, działającej tam od roku 1934 do 1951. I to wszystkie ślady prowadzące w przeszłość.
„Moje wspomnienia policyjne”
Gdyby nie zainteresowania literackie Henryka Wardęskiego, jego zamiłowanie do historii i odnotowywania bieżących zdarzeń, pewnie nigdy nie poznalibyśmy szczegółów jego biografii z lat 1914-1922. Nie poznalibyśmy też obrazu naszego kraju, widzianego oczyma bystrego obserwatora, jakim bez wątpienia był autor „Moich wspomnień policyjnych”.
Książka ukazała się drukiem w 1926 r. i do dziś stanowi bogate źródło informacji o tragicznych dziejach Warszawy – miasta frontowego, oraz jego mieszkańców. Mówi o budzącej się po latach niewoli tożsamości narodowej i tworzeniu zrębów nowej państwowości. O budowaniu polskiej administracji, po przejmowanej od Niemców władzy oraz o odpowiedzialności za bezpieczeństwo obywateli i porządek w mieście. A przede wszystkim – stanowiąc wyłom w ubogiej spuściźnie pamiętnikarskiej i wspomnieniowej, związanej bezpośrednio z dziejami Policji Państwowej - jest znakomitym przyczynkiem do poznania historii policyjnej formacji.
Henryk Wardęski nie czyni z siebie bohatera. Opisując koleje swego życia, nie jest też ani wylewny ani uczuciowy, pomija w książce wątki osobiste, rodzinne, co może sprawiać wrażenie oschłości jego charakteru. Jest to jednak jego świadomy wybór: chcąc nadać swej książce walor publicystyczny, literatury faktu, nie mógł pisać rodzinnej sagi. Stąd, niestety, nie dowiemy się z niej, jaki był na co dzień nadinspektor PP Henryk Wardęski. Jakie miał przyzwyczajenia, upodobania kulinarne, pasje i słabostki. Nie poznamy tez jego rodziny (nawet tej najbliższej), znajomych, przyjaciół i wrogów. A szkoda. Zgodnie jednak z przyjętą koncepcją skupił się tylko na „wspomnieniach policyjnych”. I od pierwszej strony ściśle przestrzegał reguł.
Mecenas w mundurze
Henryk Wardęski był nie tylko człowiekiem światłym, o szerokich horyzontach, ale również patriotą, czego dowodem fakt, że od początku pobytu w Warszawie związał się z grupą działaczy społecznych zjednoczonych wokół idei utworzenia oddziałów samoobrony i uchronienia ludności przed konsekwencjami rewolucyjnej anarchii (po opuszczeniu miasta przez wojska okupacyjne). Aby temu zapobiec już we wrześniu 1914 r. wystąpili oni z inicjatywą powołania Komitetu Bezpieczeństwa Publicznego, w którego łonie przewidziano sekcje Straży Obywatelskiej. Prezesem Komitetu został przedstawiciel polskiej arystokracji książę Zdzisław Lubomirski.
Mimo trudności najrozmaitszych, napotykanych ze strony władz rosyjskich – pisał Henryk Wardęski w swych „Wspomnieniach…” – już w pierwszych dniach października 1914 r. skompletowano całkowicie personel administracyjny trzynastu komisariatów warszawskich i dwóch praskich, i dla każdego komisariatu przygotowano po kilkudziesięciu przodowników.
To byli pierwsi stołeczni policjanci, wśród których znalazł się też 36-letni adwokat Henryk Wardęski. Przydzielono go do I komisariatu SO, mieszczącego się w lokalu dawnego cyrkułu rosyjskiego przy Krakowskim Przedmieściu 1, obok kościoła św. Krzyża. Członkowie straży nie nosili jeszcze mundurów ani uzbrojenia. Czapka maciejówka z blaszanym znaczkiem syrenki oraz biało-czerwona opaska na lewym ramieniu były jedynymi atrybutami „władzy”. Jedyną też bronią były gumowe pałki, które zwinięte w obwarzanek ukrywano w kieszeniach palt lub marynarek. Wszelka broń palna była zabroniona. Nawet jej posiadanie groziło poważnymi konsekwencjami.
Podstawowe zajęcie strażników polegało na patrolowaniu ulic i czuwaniu nad bezpieczeństwem mieszkańców, na porządku dziennym bowiem były włamania, kradzieże i napady rozbójnicze. Niestety, skuteczność wykrywcza ówczesnych stróżów prawa była znikoma. O ile przestępca nie został ujęty na gorącym uczynku, rzadko kiedy stawał przed sądem. Lepsze efekty notowano w zwalczaniu przemytu alkoholu i nielegalnym jego wyszynku.
Policyjnego fachu uczył się więc Henryk Wardęski nie w szkołach, lecz „na ulicy”, w Straży Obywatelskiej i Milicji Miejskiej, którą powołano w Warszawie 1 lutego 1916 r. Te dwie organizacje porządkowe były zarodkiem późniejszej Policji Państwowej, w której szeregach znalazło się wielu byłych jej członków, m.in. Marian Borzęcki – komendant główny PP w latach 1923-1926.
W Milicji Miejskiej Henryk Wardęski awansował na stopień podkomisarza i stanowisko zastępcy komendanta XI Komisariatu. Kierował tam działem sądowym. 1 sierpnia 1917 r., po dwóch latach sumiennej służby, doczekał się wreszcie tzw. jajka komisarskiego na rękawie munduru (stopień komisarza) i objął kierownictwo XI komisariatu. Nareszcie mogłem urządzić służbę według swego zrozumienia. Nareszcie przestałem się krępować nerwowym i gwałtownym człowiekiem, który przez swój upór i dyletantyzm nieraz kompromitował organizację – pisał bez ogródek o swym byłym przełożonym.
W roli nauczyciela i śledczego
Zmiany przeprowadzone przez kom. Wardęskiego w podległej jednostce i osiągane wyniki musiały zostać zauważone i docenione przez przełożonych, skoro już pół roku później zanotował: w styczniu 1917 r. posunięto mnie na nadkomisarza i kierownika sekcji czwartej – wyszkolenia. Pracował tam razem z nadkom. Borzęckim, kierownikiem sekcji trzeciej od spraw handlowych, sanitarnych i budowlanych. Razem też prowadzili zajęcia dla funkcjonariuszy MM w pierwszej szkole policyjnej, której - decyzją ówczesnego kierownictwa spraw wewnętrznych - był organizatorem i kierownikiem. Równolegle na różnego rodzaju kursach szkolił w zakresie prawa przyszłą kadrę wyższych urzędników administracji państwowej.
Zajęty od świtu do nocy całodzienną orką – jak pisał – wyszkolił wielu frekwentantów, ale ten wysiłek odbił się na jego zdrowiu. Z powodu ostrego bólu gardła, będącego skutkiem ciągłych wykładów, musiał przerwać pracę dydaktyczną. Akurat był wakat na stanowisku kierownika sekcji drugiej ds. sądowych, kryminalnych i dyscyplinarnych. Propozycję naczelnika Milicji Miejskiej Mieczysława Szacińskiego przyjął więc jak wybawienie. Był przecież prawnikiem. A do tego obdarzonym talentem pisarskim. Dzięki temu ten rozdział jego Wspomnień policyjnych czyta się jak dobry kryminał.
Następne zresztą również, bowiem w listopadzie 1918 r. skończyła się okupacja Warszawy. Polska odzyskała niepodległość i przystąpiła do organizowania struktur administracji. Nadkom. Wardęskiemu, niejako z urzędu, przydzielono „majątek” po niemieckiej policji kryminalnej: pomieszczenia w Ratuszu, dokumentację i kilkunastu agentów, których po rozbrojeniu natychmiast zwolnił ze służby, zastępując ich polskimi milicjantami z MM.
Bolszewik na państwowej służbie
30 listopada 1918 r. Henryk Wardęski – za namową Mariana Borzęckiego, piastującego w MSW funkcję naczelnika Wydziału Policji – złożył rezygnację ze służby w Milicji Miejskiej, aby już następnego dnia znaleźć się w kierowanym przez niego wydziale. Kilka dni później minister SW Stanisław Thugutt podpisał dekret nominacyjny nadkom. Henryka Wardęskiego na kierownika Prezydium Policji w Warszawie. Ponieważ uczynił to minister rządu lewicowego, Tymczasowego Rządu Ludowego Republiki Polskiej, prasa prawicowa okrzyknęła nowego kierownika policji „bolszewikiem”. Zupełnie niesłusznie, bowiem nigdy nie przejawiał on skłonności komunistycznych. Miał poglądy liberalne, dalekie od wszelkich ekstremizmów.
TRLRP premiera Jędrzeja Moraczewskiego przetrwał zaledwie dwa miesiące. Zdążył jednak podpisać dekret (1 stycznia 1919 r.) o powołaniu Policji Komunalnej. Na jego podstawie wszyscy dotychczasowi oficerowie PK pozostali w służbie państwowej. Złożyli jedynie przysięgę służbową przed nowym ministrem SW Stanisławem Wojciechowskim.
15 lutego 1919 r. Milicja Miejska m. st. Warszawy przestała formalnie istnieć, przekształcona w Policję Komunalną. Rozwiązaniu uległy też Straż Narodowa, milicja PPS i cała lista milicji miejskich, funkcjonujących w większych aglomeracjach II RP. Kres istnieniu trzech ostatnich formacji bezpieczeństwa: Milicji Ludowej, Wojskowej Straży Kolejowej oraz Żandarmerii Krajowej przyniosła Ustawa o Policji Państwowej z 24 lipca 1919 r., tworząc jednolitą formację policyjną o zasięgu ogólnokrajowym – właśnie Policję Państwową. Polską, suwerenną i apolityczną. W jej szeregach odnaleźli się dotychczasowi funkcjonariusze różnych milicji i straży obywatelskich, którzy zostali pozytywnie zweryfikowani przez komisje kadrowe.
Spodziewano się, że komendantem głównym nowej formacji zostanie Marian Borzęcki, naczelny inspektor Policji Komunalnej. Kierownictwo MSW zdecydowało jednak inaczej i został nim inż. Władysław Henszel (lat 39), od maja 1919 r. komendant połączonych formacji Policji Komunalnej i Milicji Ludowej.
2 sierpnia 1919 r. Henryk Wardęski, awansowany na stopień inspektora, powołany został na stanowisko komendanta PP Okręgu I Warszawskiego. Przez 3 lata dowodził największym garnizonem policyjnym w kraju, liczącym w początkach lat dwudziestych ubiegłego stulecia ok. 2 tys. funkcjonariuszy. Przeżył najazd bolszewików na Polskę i „cud nad Wisłą”. Mimo że w jego Okręgu toczyły się działania wojenne, z pełnym poświęceniem wypełniał swoje obowiązki bezpośrednio na terenach przyfrontowych.
10 marca 1922 r. niespodziewanie wezwany został do gabinetu wiceministra SW Juliusza Dunikowskiego, z którego rąk otrzymał akt nominacyjny na stopień nadinspektora oraz rozkaz przeniesienia na nowe stanowisko – zastępcy komendanta głównego PP. Jak pisze w swej książce, było to dla niego dużym zaskoczeniem, bowiem w okresie dowodzenia okręgiem nr I nigdy nie otrzymywał żadnych pochwał ani odznaczeń, a zwierzchnicy sprawiali wrażenie jakby w ogóle nie interesowało ich to, jak pracuje policja w woj. warszawskim. Ponieważ zawsze uważał, że przełożonym się nie odmawia, stuknął tylko obcasami i podziękował za zaufanie.
22 marca 1922 r. wrócił na ul. Nowy Świat, gdzie mieściła się Komenda Główna PP. Przez 7 lat i 2 miesiące był zastępcą trzech komendantów głównych: Michała Bajera, Mariana Borzęckiego i gen. Janusza Maleszewskiego. Z pewnością najlepiej mu się współpracowało z tym drugim, z którym łączyły go kilkunastoletnie stosunki koleżeńskie. Musiał więc zapewne mocno przeżyć rok 1926 i „wypadki majowe” w Warszawie, w wyniku których komendanta Borzęckiego zwolniono ze stanowiska i czasowo aresztowano. Po tych wydarzeniach pracował jeszcze 3 lata, nim zdecydował się odejść na emeryturę. Zrobił to 4 lipca 1929 r. Na to pytanie dlaczego to zrobił, nie znalazłem odpowiedzi w dostępnych mi źródłach.
Henryk Wardęski zerwał też ze środowiskiem policyjnym. Nie napisał również dalszego ciągu swych policyjnych wspomnień. Gdyby to zrobił, z pewnością wiele znaków zapytania udałoby się skreślić.
Źródło: BEH-MP KGP, zdj. Andrzej Mitura, archiwum