Aktualności

Korupcja na zamówienie cz. 3

Data publikacji 16.05.2020

Rozprawa sądowa trwała pięć dni. Świadkowie (w połowie izraelici) na ogół potwierdzali fakty objęte aktem oskarżenia, niektórzy je odwoływali – jak twierdzili – z obawy przed zemstą.  Z ich zeznań obraz Urzędu Śledczego przy ul. Daniłowiczowskiej jawił się jako gniazdo totalnej korupcji, gdzie za łapówkę można było załatwić wszystko: wyjście z aresztu, uniknięcie prewencyjnego zatrzymania, zwrot skradzionej biżuterii lub innych wartościowych rzeczy, a nawet „wyparowanie” dowodów rzeczowych z policyjnego depozytu, kart rejestracyjnych przestępców i ich zdjęć z albumów, a także dokumentów procesowych. Mówił o tym „zredukowany” funkcjonariusz st. przod. Teodor Sroczyński , były zastępca podkom. Dobieckiego. On też oskarżał swojego szefa o liczne malwersacje, „układy” z przestępcami i prostytutkami, łamanie przepisów. Inny świadek, drobny złodziejaszek o nazwisku Szczeciński, żalił się, że niejednokrotnie siedział w areszcie, bo nie miał się czym u Dobieckiego wykupić. Znam go od 10 lat – mówił. – Z Rosji przyjechał goły i bosy, a teraz kupił sobie w Aninie majątek. To wszystko z łapówek – zawyrokował.  Z kolei Judka Besser na pytanie mec. M. Goldsteina, dlaczego dawał wywiadowcom łapówki, odpowiedział zdziwiony: Czy mnie smakuje spać na twarde deske?

Jankiel Ber Benderman, kieszonkowiec, twierdził, że zatrzymywano go aż 69 razy. Jeśli miał przy sobie 20-50 złotych, puszczano wolno, jeśli nie – trafiał do aresztu. Gdy wpadł na Pradze, opłacał się Rutkiewiczowi, jeśli po drugiej stronie Wisły – Marczakowi.

Radosław Wojnicz oskarża

Z niecierpliwością oczekiwano na zeznania Radosława Wojnicza z „Głosu Prawdy”, głównego demaskatora korupcyjnych przedsięwzięć funkcjonariuszy stołecznego Urzędu Śledczego. Stanął przed składem sędziowskim trzeciego dnia rozprawy, 19 stycznia 1928 r. Najpierw opowiedział o swoim pierwszym zetknięciu z urzędem. Uderzyły go dziwne i niezrozumiałe formy kontaktu między przestępcami a policją.

- Wkrótce zorientowałem się, że w urzędzie mocno śmierdzi, że rozpleniło się tu przekupstwo – wyjaśniał. – Dlatego uważałem, że należy powołać specjalną komisję fachową, która by wykryła nadużycia. Kurnatowskiego uważałem za twórcę systemu korupcyjnego, przeszczepionego do nas żywcem z policji rosyjskiej i „ochrany”. Moje wiadomości opierały się na zeznaniach poszkodowanych. Stąd wiem, że Kurnatowski żądał łapówek. W artykułach ograniczałem się do ogólnej dziennikarskiej charakterystyki urzędu. Uważałem to za obowiązek zgodny z obywatelskim sumieniem.

Na pytanie obrońcy Nikodema Goldsteina o podkom. Dobieckiego, Wojnicz odpowiedział:

- Moja opinia o nim była zawsze jak najgorsza: udawał pobożnisia, a był zwykłym, ordynarnym łapownikiem. Do redakcji przychodził do mnie z płaczem dawny złodziej Kolonik i opowiadał, że chociaż już nie kradnie, Dobiecki mu nie daje spokoju. Na tłumaczenie odpowiada: To kradnij, ale dawaj! Poza tym wiem, że Dobiecki szantażował kupców, grożąc im, że wykryje u nich nielegalny skład towarów, bo – jak mówił – gdy policja zechce, to zawsze znajdzie.

Mec. Mieczysław Goldstein: - Czy Pan się nie przekonał, że nie wszystkie wiadomości Pana były zgodne z rzeczywistością?

R. Wojnicz: - Nie, nie przekonałem się.

Po tych gołosłownych, nie popartych żadnymi dowodami oskarżeniach głównego świadka prokuratury, przyszła kolej na świadków obrony. Ich zeznania w zupełnie innym świetle ukazywały osądzanych policjantów, dyskredytując opinie powołanych na świadków przedstawicieli świata przestępczego, którzy z zemsty usiłowali obciążyć strzegących prawa policjantów. W tej roli wystąpił też red. Wojnicz, który przy okazji chciał załatwić swe prywatne porachunki z policją. Tę linię obrony zastosowali również adwokaci oskarżonych funkcjonariuszy PP, apelując do sądu o nieuleganie presji opinii i wydanie wyroku uniewinniającego.

20 stycznia 1928 r., w piątym dniu procesu, sąd uniewinnił wszystkich oskarżonych ze wszystkich zarzutów. Bulwarowe dzienniki raz jeszcze dały dowód swej stronniczości, uzupełniając informację o wyroku ironicznym komentarzem: Wszyscy uniewinnieni padli sobie nawzajem w ramiona i całowali na sali sądowej. A niby dlaczego mieli tego nie robić, po tylu miesiącach  oblewania pomyjami, oczerniania i opluwania.

Źródło: BEH-MP KGP/JP, zdj. „Tajny Detektyw”. „Ilustrowany Kurier Codzienny”

Powrót na górę strony