Tablice prawdy
O tym, że Rada Miejska Tweru (dawny Kalinin) nosi się z zamiarem usunięcia tablic ze ściany miejscowego Uniwersytetu Medycznego, które zawieszono tam w czasach radzieckiej „pierestrojki” dla upamiętnienia polskich jeńców, pomordowanych wiosną 1940 roku przez sowieckich funkcjonariuszy NKWD, przebąkiwano już wcześniej. Nigdy jednak władze Rosji nie zdecydowały się na ten haniebny czyn, który 7 maja br., w przeddzień Dnia Zwycięstwa, popełnili samowolnie: Artiom Ważenkow, aktywista twerskiego Narodowego Ruchu Wyzwoleńczego, oraz zastępca rektora uniwersytetu ds. bezpieczeństwa – osoba, którą zazwyczaj wyznacza Federalna Służba Bezpieczeństwa Rosji. To jemu, jak twierdzi Aleksandr Gurianow, szef sekcji polskiej Stowarzyszenia Memoriał, od dawna nie pasowały wizyty, składanie wieńców i kwiatów przy tablicach. Usiłował zablokować te wizyty i razem z Ważenkowem samowolnie zlecili dokonanie ich demontażu.
To prawda, że tablice te kłuły w oczy wszystkich rosyjskich fanatyków i nacjonalistów, negujących zbrodnię katyńską. Zwłaszcza ta z polskim napisem, która jednoznacznie wskazywała na narodowość ofiar oraz ich katów: „Pamięci jeńców obozu w Ostaszkowie zamordowanych przez NKWD w Kalininie, światu ku przestrodze – Rodzina Katyńska”. Napis po rosyjsku był bardziej stonowany w swej wymowie. Oddawał – co prawda - hołd ofiarom sowieckiego barbarzyństwa, lecz nie wymieniał imiennie jego sprawców. Głosił on: „Pamięci zamęczonych. Tu w latach 1930-50 znajdował się zarząd NKWD-MGB obwodu kalinińskiego i wewnętrzne więzienie”.
Obydwa napisy umieszczono pod rysunkiem krzyża, u którego podstawy znajdował się wizerunek wyciągniętych dłoni spętanych drutem kolczastym. Na tablicy „rosyjskiej” ani słowa o narodowości bezbronnych ofiar, ani słowa o ich liczbie. Choć z dokumentów przekazanych w latach 90-tych stronie polskiej przez Rosjan wynika, że wśród zakatowanych tam przez sowieckich enkawudzistów samych tylko Polaków było 6311.
Pod tymi tablicami rokrocznie, na początku września, symboliczne wiązanki kwiatów składały delegacje z Polski, odwiedzające Twer i Polski Cmentarz Wojenny w Miednoje. Czy teraz, po demontażu tych tak bardzo wymownych i potrzebnych tablic, gmach przy ul. Sowieckiej 4 w Twerze, miejsce kaźni tysięcy ofiar sowieckiego totalitaryzmu, przestanie być dostępny dla rodzin straconych tam polskich jeńców?
Z pewnością tego oczekują członkowie twerskiego Narodowego Ruchu Wyzwoleńczego oraz ich zwolennicy i poplecznicy. A po cichu także rosyjskie władze, które – zdaniem A. Gurianowa – akcję usunięcia symboli upamiętniających ofiary zbrodni katyńskiej będą traktować jako społeczną inicjatywę, na którą nie miały wpływu, choć przyjmują ją z satysfakcją.
Wskazuje na to również stanowisko Głównego Prokuratora Wojskowego Federacji Rosyjskiej i Ministerstwa Sprawiedliwości negujące – udokumentowane zeznania bezpośrednich świadków mordu polskich jeńców w gmachu Zarządu NKWD w Twerze (wcześniej Kalininie). Zdaniem rosyjskich prokuratorów, brak dowodów i dokumentów na to, że więźniowie obozu ostaszkowskiego zostali rozstrzelani w budynku przy ul. Sowieckiej 4. Temu oczywistemu kłamstwu zaprzeczają m.in. dwa protokoły przesłuchań byłego naczelnika Zarządu NKWD obwodu kalinińskiego Dmitrija Tokariewa.
W zeznaniu z 1991 roku dokładnie opisał on los około 6300 więźniów obozu w Ostaszkowie. Zapewniał, że sam nie uczestniczył w egzekucjach organizowanych przez funkcjonariuszy NKWD przybyłych z Moskwy. Wyjaśnił jednak, że polskich jeńców przewożono grupami z Ostaszkowa do wewnętrznego więzienia NKWD w Kalininie i tam nocą rozstrzeliwano. Ciała przewożono do pobliskiego Miednoje, gdzie zakopywano je w wydrążonych koparkami rowach.
X
Prawda o zbrodniach katyńskich długo nie mogła ujrzeć światła dziennego. Dopiero po półwieczu władze sowieckie uznały, że nie da się dłużej utrzymać w tej sprawie zakłamania, a podtrzymywanie fałszu przynosi ZSRS szkody polityczne. Przyznały się do sprawstwa zbrodni, publikując stosowne, utajnione wcześniej dokumenty. Niestety, nie wszystkie ujawniono. Z czasem zaczęto powracać do starych metod zakłamywania historii, jakby żałując poprzedniej szczerości.
Brutalne, wręcz bandyckie zerwanie tablic – tego drobnego symbolu pamięci o ofiarach ludobójstwa komunistycznego systemu, wpisuje się, niestety, w tradycje stalinowskiego totalitaryzmu. Zbrodniczego systemu, którego przedstawiciele nie zostali nigdy osądzeni i ukarani
Źródło: BEH-MP KGP/JP, https://tverigrad.ru/publication, fot: Anton Pustovalov