Plama na honorze
Zjawisko alkoholizmu w II RP nie było czymś wyjątkowym. Plaga ta dotknęła również środowisko policyjne. Podjęto z nią zdecydowaną walkę. Skutek był mizerny.
Tragedii, których przyczyną była spożywana w nadmiarze wódka, notowano wówczas wiele. O jednej z nich pisał dziennik „Kurier Warszawski” z 3 lutego 1926 r. W notatce
„Zabójstwo w komisariacie”
opisał dramatyczne wydarzenia, jakie rozegrały się w VIII komisariacie stołecznej policji: Wczoraj, około godz. 4 po południu, starszy przodownik 30-letni Jan Szulecki, jako dowódca plutonu zarządził w sali zbiórkę posterunkowych, celem wyznaczenia ludzi na posterunki i patrole. Przed wypuszczeniem zmiany st. przod. Szulecki udzielał policjantom instrukcji, gdy naszedł post. Edmund Jaskólski. Spóźnienie posterunkowego spotkało się ze strony przodownika z ostrą naganą, co Jaskólskiego wyprowadziło z równowagi i w przystępie pasji dobył rewolwer i strzelił do Szuleckiego, raniąc go ciężko w okolice serca. Przerażeni szalonym czynem koledzy Jaskólskiego rzucili się na ratunek, część zaś rozbroiła szaleńca.
Jan Szulecki zmarł w kilka godzin później w Szpitalu Dzieciątka Jezus. Pozostawił żonę i dwóch pasierbów. Zabójcę aresztowano. Jak informował tygodnik „Na Posterunku”, natychmiast został zbadany przez oficera inspekcyjnego KG PP nadkom. Chełmickiego. Odpowiadał na zadawane mu pytania z nienaturalnym spokojem, w godzinę zaś po zabójstwie dostał silnego ataku nerwowego (…) Został oddany do dyspozycji sędziego śledczego.
W toku śledztwa ustalono, że post. Jaskólski do kieliszka zaglądał już od dawna. Nie mógł zwalczyć tego nałogu, przez który zniszczył sobie karierę zawodową, a w końcu i życie. W 1919 r., po powołaniu Policji Państwowej i utworzeniu Głównej Szkoły Policji w Warszawie, został tam instruktorem, awansował na starszego przodownika. Niestety, szybko wyszło na jaw, że nadużywa alkoholu. W obawie przed dyscyplinarnym zwolnieniem sam złożył raport o odejście z policji.
W roku 1922, na skutek usilnych starań i solennych obietnic zmiany trybu życia, przyjęto go ponownie w szeregi, ale na etat posterunkowego. Początkowo wydawało się, że poradził sobie z nałogiem. Jednak rok później, po samobójstwie narzeczonej, zaczął pić jeszcze więcej. W rezultacie stał się bardzo nerwowy, zaniedbywał służbę. Zbytnia pobłażliwość przełożonych, którzy przez blisko trzy lata przymykali oko na problem alkoholowy swego podwładnego doprowadziła w końcu do tragedii.
Ranking przewinień
Casus post. Jaskólskiego nie był wcale odosobniony. Taki wniosek można wysnuć z zachowanych w archiwach państwowych dokumentów z postępowań dyscyplinarnych prowadzonych wobec funkcjonariuszy PP oraz danych statystycznych, obrazujących stan dyscypliny w policyjnej formacji.
W 1923 r. – jak podaje dr Robert Litwiński w swej pracy „Korpus Policji II RP” – szeregowi popełnili ogółem 25 198 wykroczeń. Biorąc pod uwagę ówczesny stan liczebny tej kategorii funkcjonariuszy, oznaczało to, że co drugi policjant wszedł w konflikt z obowiązującym regulaminem służby i został za to ukarany.
Obowiązujący wówczas w PP Wykaz kar dyscyplinarnych obejmował 12 wykroczeń: łapownictwo, pobicie, ucieczka aresztowanych, samowolne opuszczenie służby, nadużycie władzy, bezczynność władzy, inne przestępstwa karne, niesubordynacja, pijaństwo, niewłaściwe zachowanie się na służbie i poza służbą, niedbalstwo służbowe oraz inne wykroczenia służbowe. Skrupulatnie w każdym miesiącu dokonywano podsumowania nagannych zachowań funkcjonariuszy. Bilanse te nie dodawały, niestety, formacji chwały, ale trzeba przyznać, że nie ukrywano ich przed opinią publiczną, zamieszczając co pewien czas w „Gazecie Administracji i Policji Państwowej”.
Czołowe miejsce w tym rankingu przewinień zajmowały z reguły kategorie „niedbalstwo służbowe” i „niewłaściwe zachowanie się na służbie i poza służbą”. Zjawisko pijaństwa plasowało się tam na trzecim miejscu. Jednak z uwagi na fakt, iż alkohol był bardzo często czynnikiem towarzyszącym innym wykroczeniom, jego negatywny wpływ na stan dyscypliny w policyjnej formacji można chyba uznać za dominujący. Z całą pewnością pijaństwo było jedną z najgorszych plag gnębiących ówczesny korpus od początku jego istnienia.
Od początku też kierownictwo polskiej policji podjęło z nim zdecydowaną walkę, sięgając po różne środki dyscyplinujące: od nagany poprzez 7-dniowy areszt, obniżenie wynagrodzenia, degradację do wydalenia ze służby włącznie. W 1923 r., na przykład, za opilstwo ukarano dyscyplinarnie 10 oficerów i 4230 niższych funkcjonariuszy, z których 518 wydalono ze służby. W drugiej połowie 1924 r. z tego samego powodu wyrzucono z policji 17 starszych przodowników i przodowników oraz 389 posterunkowych i starszych posterunkowych. A w samym tylko grudniu 1924 r. ukarano dyscyplinarnie za nadużywanie alkoholu 18 wyższych oficerów PP, z których 4 wydalono ze służby.
Przepisy sobie…
Według historyka Roberta Litwińskiego, pierwszy przypadek ukarania za pijaństwo wydaleniem ze służby odnotowano już w sierpniu 1919 r., w niespełna miesiąc po utworzeniu korpusu PP. Pozbyto się wówczas z formacji kilku posterunkowych, „koneserów” i producentów bimbru ze wschodnich rubieży Rzeczpospolitej.
W następnych miesiącach nie było wcale lepiej. Komisje dyscyplinarne na brak zajęć narzekać nie mogły, pracowały pełną parą przez całe międzywojenne dwudziestolecie. Pewną poprawę na „froncie antyalkoholowym” odnotowano w pierwszej połowie lat 20-tych, ale tylko w województwach centralnych. Na Kresach Wschodnich nastąpił nawet wzrost spożycia alkoholu wśród policjantów. Tłumaczono to ekstremalnymi warunkami służby i potrzebą odreagowania sytuacji stresowych. Próbowano też tej sytuacji w różny sposób zaradzić, m.in. wprowadzając w niektórych powiatach obowiązek podpisywania stosownych Deklaracji: Ja niżej podpisany zobowiązuję się i przyrzekam, że nigdy wódki ani żadnych innych napojów alkoholowych nie będę pił z wyjątkiem piwa. Podpis…
Inni nie tylko podpisywali deklaracje, ale również składali w kościołach uroczyste ślubowania wstrzemięźliwości alkoholowej. Terminowe (np. 3-letnie), albo bezterminowe. Na ile okazały się one skuteczne, trudno ocenić.
W roku 1924 ukazała się Tymczasowa Instrukcja dla Policji Państwowej, stanowiąca swoisty kodeks postępowania funkcjonariuszy w służbie i poza nią. Wśród wielu nakazów i zakazów określono także zasady spożywania alkoholu. Dopuszczano go jedynie w domu, z okazji szczególnych uroczystości, i w ilościach „przyzwoitych”. Kategorycznie zabraniano policjantom spożywania alkoholu na służbie, w posterunkach, a także w karczmach, kawiarniach i innych miejscach publicznych. I do tego, broń Boże, w mundurze.
Wykluczono również stawanie do służby „w stanie wskazującym na…” Groziły za to surowe sankcje.
…a życie sobie
Pomimo obowiązywania służbowych przepisów, regulaminów, instrukcji, kierowania do podkomendnych doraźnych rozkazów problem pijaństwa w korpusie nie uległ poprawie. Doszło nawet do tego – czytamy w rozkazie komendanta głównego Kordiana Zamorskiego z sierpnia 1935 r. – że jeden z szeregowych w zamroczeniu alkoholem zabił swego przełożonego i sam pozbawił się życia, nie mając do swego rozpaczliwego kroku innej podstawy, jak tylko swój nieszczęśliwy nałóg. Jak się potem okazało, zabójcę trzykrotnie wydalano z policji za pijaństwo, ale następnie – dzięki protekcji – przyjmowano go z powrotem do służby, aż wreszcie w szale pijackim targnął się na przełożonego i na siebie.
Sprawy o opilstwo mnożą się – pisał dalej komendant główny PP do swych podwładnych i ostrzegał. - Przy tej sposobności, rozpatrując sprawy oficerów wynikłe z pijaństwa, natknąłem się na objaw nader przykry, powoływania się na swą przeszłość ideową, niepodległościową itp. Ostrzegam wszystkich, że dla mnie praca w takiej czy innej organizacji ideowej nie ma nic wspólnego z knajpą, szulerką i pijaństwem. Przynależność do organizacji ideowej oficera, który dopuścił się wykroczenia służbowego nie jest dla mnie okolicznością łagodzącą, przeciwnie nawet – obciąża danego oficera w moich oczach.
Czy rozkaz ten odniósł pożądany skutek? Raczej wątpliwe, bo spraw dyscyplinarnych, wszczynanych z powodu pijaństwa wcale nie ubywało. Dalej też zdarzały się tragedie. W lipcu 1937 r. zastrzelony został przod. Stanisław Kuziemski z woj. warszawskiego, który podczas kontroli służby patrolowej zastał jednego ze swych funkcjonariuszy w karczmie. Gdy nakazał mu natychmiastowe opuszczenie lokalu, ten – będąc już w stanie nietrzeźwym – wystrzelił do przełożonego, raniąc go śmiertelnie.
Po tym incydencie gen. Zamorski skierował do korpusu kolejny raport (nr 729), w którym zobowiązał komendantów wojewódzkich PP „do bezwzględnego usuwania z policji pijaków i utracjuszów”. Polecił też wszystkim bez wyjątku policjantom potwierdzić znajomość tego dokumentu własnoręcznym podpisem.
Tyle tylko mógł zrobić, bo zjawiska alkoholizmu zwalczyć nie był w stanie. Na jednej z odpraw służbowych komendantów wojewódzkich w 1935 r. stwierdził z rezygnacją: Jest to klęska, która dręczy korpus policyjny w sposób wyrafinowany. Ludzie piją przeważnie w domu, zalewają mózg alkoholem, tracą zdrowie i cześć. Walczyć z tem trudno, bo piją skrycie.
Źródło: BEH-MP KGP/JP, zdj. „Na Posterunku”