Policyjna bieda
Przed 100 laty szeregowi policjanci ledwo wiązali koniec z końcem. W drugiej połowie lat trzydziestych ich egzystencja nieco się poprawiła, ale bieda nadal zaglądała im głęboko w oczy.
Nawet opozycja, stale zarzucająca Policji Państwowej brak apolityczności, zwracała uwagę na głodowe zarobki policjantów, niewspółmierne do zagrożeń i problemów, jakie niosła ta służba. Również prasa, która na co dzień chętnie opisywała różne policyjne wpadki, w kwestii materialnego bytowania funkcjonariuszy stała za nimi murem. Opinie, takie jak ta z „Kuriera Warszawskiego” (styczeń 1925 r.), wcale nie były rzadkością: Gdyby jeszcze wynagrodzenie było należyte, ale sto dwadzieścia czy trzydzieści złotych, które otrzymuje posterunkowy, nie wiem na co ma starczyć, jeśli się zważy, że policjant, na prowincji zwłaszcza, bardzo często dwa domy prowadzić jest zmuszony. Mieszkających policjantów po parę czy kilka mil od miejsca urzędowania jest spora liczba. Tacy raz w tygodniu odwiedzają rodziny, no i... bieliznę zmieniają. (...) Duch jest, chęci dobrych nie brakuje, byleby tylko dać tym ludziom ostoję jeszcze poza materialną - moralną i prawną, a Polska w spokoju wewnątrz rozwijać się może. Cóż, kiedy i tu brak linii, mocy i zdecydowania.
BIEDNY KRAJ, UBOGA POLICJA
Po 123 latach niewoli Polska była krajem słabym ekonomicznie, o bardzo ograniczonych możliwościach inwestycyjnych. Pieniędzy brakowało dosłownie na wszystko. Również i na policję. Kolejni ministrowie spraw wewnętrznych, świadomi tej sytuacji, zamiast więc wnioskować o zwiększanie budżetów, apelowali do swych podwładnych o zrozumienie ciężkiej sytuacji kraju i godzili się na kolejne cięcia w wydatkach.
Z czasem niewątpliwie i uposażenie naszej policji stanie na odpowiedniej wysokości - pocieszał swych czytelników tygodnik „Na Posterunku”. Nie precyzował jednak, kiedy to nastąpi. Tymczasem skutki kryzysu gospodarczego kraju nie każdego dotykały jednakowo. O ile pensje wyższych funkcjonariuszy pozwalały na w miarę godziwe życie, o tyle zarobki szeregowych policjantów nie zaspokajały podstawowych potrzeb pojedynczej osoby, nie mówiąc już o utrzymaniu rodziny.
Jeszcze w okresie funkcjonowania Policji Komunalnej - pisze prof. Andrzej Misiuk w swej pracy „Policja Państwowa 1919-1939” - ustalono warunki finansowe służby. Były one następujące: szeregowiec otrzymywał 312-440M[are]k, kapral 394-550 Mk, sierżant 476-666 Mk, mł. komisarz 570-800 Mk, podkomisarz 675-925 Mk, komisarz 780-1050 Mk, podinspektor - 1400 Mk, inspektor - 1650 Mk, naczelny inspektor - 1850 Mk. Rozpiętość między najniższym a najwyższym wynagrodzeniem policyjnym wynosiła 400proc. Potwierdza to również zróżnicowanie pozycji społecznej przedstawicieli poszczególnych stopni służbowych. (Dla porównania: kilogram chleba kosztował wówczas 6 Mk, kilogram cukru 10 Mk - przyp. J. Pac.).
W 1920 r. przystąpiono do nowelizacji przepisów uposażeniowych funkcjonariuszy PP. Intencje były słuszne: policjantom chciano stworzyć warunki finansowe, które zapewniłyby im egzystencję na odpowiednim poziomie materialnym i intelektualnym, a jednocześnie ich zarobki byłyby konkurencyjne do zarobków przedstawicieli innych zawodów i środowisk. Niestety, nie wszystko udało się załatwić zgodnie z tym planem.
Uchwalona 13 lipca 1920 r. ustawa o uposażeniu Policji Państwowej była rozwiązaniem kompromisowym. Przyjęto w niej, że wynagrodzenie funkcjonariuszy' policji będzie się składać z pensji zasadniczej, dodatku za wysługę lat i dodatku drożyźnianego. Tytułem dodatku za wysługę lat policjant otrzymywał za każdy rok służby 2,5 proc. aktualnej płacy. Mając wyższe wykształcenie, dodatkowo jeszcze pobierał 20 proc. wynagrodzenia zasadniczego. W ustawie wzięto również pod uwagę fakt, że policyjna służba nie jest jednorodna. Stąd m funkcjonariusze urzędów śledczych, na co dzień obcujący z niebezpiecznym środowiskiem przestępczym, wynagrodzeni zostali stałym 20-procentowym dodatkiem do miesięcznych poborów.
Nowa siatka płac była najkorzystniejsza dla tzw. wyż-szych funkcjonariuszy, szeregowi policjanci niewiele skorzystali na nowych regulacjach. Nadinspektor, na przykład, otrzymał pensję w wysokości 2900 Mk miesięcznie, inspektor - 2600 Mk, komisarz - 1600 Mk. Najmniej posterunkowy - 700 Mk, st. posterunkowy - 750 Mk, przodownik - 850 Mk oraz st. przodownik - 950 Mk.
„NIE MOGĘ ODMÓWIĆ POLICJI”
Siedem lat później nie było wcale lepiej. W 1927 r. posterunkowy zarabiał około 150 zł. W tym czasie kurs do-lara wzrósł do 8,90 zł. Kilogram chleba kosztował 62 gr, kilogram wołowego 3,19 zł, kilogram cukru - 1,56 zł, litr mleka - 53 gr. Samotny policjant od biedy mógł za -v pensję jakoś przeżyć, ale mając na utrzymaniu niepracującą żonę (co było regułą) oraz jedno lub dwoje dzieci, kwalifikował się raczej do stałej pomocy państwa.
Kierownictwo resortu, trzeba przyznać, starało się ulżyć niedoli policyjnych szeregów. Niewiele jednak mogło zrobić w sytuacji permanentnego kryzysu gospodarczego. Nawet publiczne deklaracje ówczesnego premiera Polski marszałka Józefa Piłsudskiego (w latach 1926-1929 i 1930), zwolennika poprawy bytu policjantów, dawały tylko doraźne skutki. To, czego odmawiam innym urzędnikom, nie mogę odmówić policji - powtarzał wielokrotnie marszałek, przydzielając okazjonalnie policyjnemu korpusowi ekstra pieniądze. Od siebie, spod serca - jak pisał generał Sławoj Składkowski w swych „Strzępach meldunków". Była to jednak tylko kropla w morzu materialnych potrzeb policjantów.
Szukano więc innych sposobów na podreperowanie domowych budżetów. Temu służyło tworzenie różnych lokalnych organizacji gospodarczych (np. hurtowni) i stowarzyszeń pomocowych dla funkcjonariuszy PP (np. Policyjny Dom Zdrowia, Rodzina Policyjna), kas samopomocy dla wyższych i niższych funkcjonariuszy oraz kas zapomogowo-pożyczkowych (POZ). Środki finansowe tych kas pochodziły z wpisowego, składek członkowskich, darowizn, odsetek od ulokowanych kapitałów i z organizowanych imprez, a ich głównym celem było służenie pomocą materialną swym członkom (poprzez zapomogi i bezzwrotne pożyczki).
W całym korpusie mocno też promowano akcję oszczędzania. Tygodnik „Na Posterunku” apelował do swych czytelników: Ciułajmy choćby po 2-3 zł miesięcznie, jeśli nie możemy więcej. Ale nieśmy do kasy te złotówki bezwzględnie każdego miesiąca. Zastanówmy się: kto odkładał tylko taką drobną sumkę, jak 2 złote na miesiąc - a tyle można przecież zaoszczędzić na papierosach czy innej przyjemności - ten po 30 latach doszedł z odsetkami do pokaźnej sumy około tysiąca złotych!
Niestety, żadnemu z przedwojennych policjantów nie dane było osiągnąć takiej wysługi, a uciułane złotówki - jeśli rzeczywiście byty - przepadły wraz z wybuchem II wojny światowej.
LATA TRZYDZIESTE
Policyjnym rodzinom dalej żyje się skromniutko. Minister spraw wewnętrznych Bronisław Pieracki zapowiada - na posiedzeniu komisji sejmowej 16 stycznia 1932 r. - dalsze okrojenie resortowego budżetu, z 253 do 213 min zł. Na policję przewiduje się 113 min zł. W obecnych warunkach sumy tej niepodobna zmniejszyć (...), gdyż płace policji są niedostateczne i długo tak być nie może - podkreśla minister.
Na tym samym posiedzeniu komisji budżetowej poseł PPS Antoni Pączek alarmuje: W czasie od 1 stycznia do 1 listopada 1932 r. w korpusie Policji Państwowej popełniono 25 samobójstw. Powodem sześciu był zły stan materialny funkcjonariuszy.
Na liście poległych policjantów próżno szukać ich nazwisk. To drażliwy temat, o którym głośno się nie mówiło. Zjawisko jednak istniało. Zwracał na nie uwagę m.in. komendant główny PP gen. insp. Kordian Zamorski, apelując do kierowników jednostek, aby bardziej interesowali się życiem prywatnym i warunkami służby swoich podwładnych. Z mizernym jednak skutkiem, o czym świadczyć może choćby przykład post. Franciszka Zielińskiego z woj. tarnopolskiego, który w akcie desperacji zastrzelił żonę, dwoje dzieci, po czym odebrał sobie życie. Jak wykazało śledztwo, przyczyna tej tragedii była prozaiczna: pospolita bieda policyjnej rodziny, której zabrakło środków na życie.
Tragedia ta wydarzyła się w marcu 1939 r. W sześć lat po wprowadzeniu nowych regulacji dotyczących uposażenia oficerów i szeregowych PP i Straży Granicznej. Regulacji, które poprawiały nieco egzystencję szeregowych funkcjonariuszy PP, natomiast oficerów znacznie.
Według nowych przepisów wynagrodzenie funkcjonariusza policji składało się z kilku składników: uposażenia zasadniczego zależnego od stopnia służbowego; służbowego dodatku uzależnionego od stopnia, rodzaju służby lub zajmowanego stanowiska: dodatku stołecznego dla warszawskich policjantów; dodatku lokalnego dla pełniących służbę na półwyspie helskim oraz w miastach Białej i Gdyni; zasiłku wyrównawczego dla otrzymujących uposażenie niższe od dotychczas pobieranego oraz dodatku na umundurowanie dla oficerów PP. Warto podkreślić, że policyjna pensja została także całkowicie zwolniona od wszelkich potrąceń na rzecz Skarbu Państwa.
Dzięki wprowadzeniu nowych przepisów najniższa pensja w PP (posterunkowego) wzrosła do 190 zł (XI grupa uposażeniowa - 150 zł, dodatek za stopień - 40 zł). W tym czasie wartość dolara wynosiła około 5 zł, kilogram chleba żytniego kosztował 31 gr, litr mleka - 27 gr, kilogram cukru - 1 zł, mięso wołowe (1 kg) - 1,50 zł. Policyjny korpus liczył w tym czasie 813 oficerów i 28 042 niższych funkcjonariuszy.
Źródło: BEH-MP KGP/JP, fot: „Na Posterunku”