Pan na „Kercelaku”
Okrzyknięto go „polskim Alem Capone”. Zdecydowanie na wyrost, bo, oprócz zbliżonej postury i pokrewnej profesji, skala jego bandyckich możliwości była nieporównywalnie mniejsza. Dla sterroryzowanych kupców z „Kercelaka” nie miało to jednak żadnego znaczenia.
Czym dla warszawiaków epoki wczesnego PRL-u był Bazar Różyckiego, a Jarmark Europa dla obywateli III RP, tym dla mieszkańców stolicy drugiej połowy XIX w. i początku XX w. był „Kercelak” – „największy przedwojenny dom towarowy, czyli cedet na świeżym powietrzu” – jak go nazywał w swoich felietonach popularny Wiech.
PLAC KERCELEGO
Powstał w 1867 r. u zbiegu późniejszych ulic Leszno i Okopowej, na półtorahektarowej działce oddanej miastu przez Józefa Kercelego (dziś w tym miejscu znajduje się jedno z większych skrzyżowań Warszawy: al. Solidarności i Okopowej). Wolskie targowisko szybko wtopiło się w klimat ówczesnej Warszawy. Stało się miejscem nie tylko tanich zakupów, ale i rozkwitu specyficznego folkloru, typowego dla przedmieść przed wojennych miast. Na licznych straganach lub bezpośrednio „z ręki” można tu było dostać wszystko. Nawet bengalskiego tygrysa, jeśli się komuś akurat zamarzył.
Można też było posłuchać płyt z gramofonu, oddać się zabronionemu hazardowi, grając w ruletkę, bączka czy trzy karty, a także poznać smaki miejscowej gastronomii. Gorące parówki, flaki i pyzy były tu w co dziennym menu.
Miał jednak „Kercelak” i swoją drugą, ciemniejszą stronę, którą tworzyli drobni przestępcy: kieszonkowcy, złodzieje, szulerzy, a także oszuści gotowi na każdy „przekręt”. Często więc do chodziło do rękoczynów. W ruch szły pięści, kastety i noże. Nie rzadko lała się krew. Umundurowani funkcjonariusze PP nie byli tu mile widzianymi gośćmi, samotnie też w te rejony woleli się nie zapuszczać. Od czasu do czasu większymi siłami uczestniczyli w tzw. obławach, pod czas których wyłapywano groźnych kryminalistów i paserów, przejmowano kontrabandę, odzyskiwano skradzione precjoza i dzieła sztuki. Na co dzień jednak „Kercelakiem” rządziła „ferajna”, jak wówczas nazywano członków zorganizowanych grup przestępczych.
GANG „TASIEMKI”
W końcu lat 20. ubiegłego wieku wolskich handlarzy podporządkował sobie 14-osobowy gang „Taty Tasiemki”. Wzorem kolegów zza oceanu stołeczni bandyci sterroryzowali właścicieli straganów, zmuszając ich groźbami do przyjęcia opieki ludzi z ferajny. Koszt tej „opieki” zależał od dochodów kupca i wynosił minimum 50 zł miesięcznie. Wszystkich opornych najpierw ostrzegano, a jeśli mimo to handlarz dalej odmawiał płacenia haraczu, przymuszano go biciem, demolką stoiska i niszczeniem towarów.
Jedną ze skuteczniejszych metod perswazji stosowanej przez bazarowych bandziorów była tzw. dintojra – swoisty sąd nad niepokorną ofiarą. „Wokandą” stawała się zawsze któraś z po bliskich knajp. Doprowadzano tam delikwenta i sadzano przy suto zastawionym stole, w otoczeniu ludzi „Tasiemki”. Podczas biesiady, którą oczywiście finansował „oskarżony”, udzielano mu ostatniego ostrzeżenia, zarazem barwnie opisując następstwa jego ewentualnej odmowy. Tragicznej zarówno dla nie go, jak i całej jego rodziny. Po takiej lekcji, urozmaiconej dodatkowo efektami specjalnymi (np. przystawianiem pistoletu do głowy czy noża do gardła), nikt już nie chciał ryzykować.
Na dintojrach zjawiali się wszyscy członkowie bandy, wraz ze swym szefem Siemiątkowskim „Tasiemką” oraz jego prawą ręką Pantaleonem Karpińskim. W późniejszej ocenie sądu, opartej na relacjach świadków, to właśnie Karpiński był prawdziwym postrachem handlarzy z „Kercelaka”. Codziennie zjawiał się na bazarze w otoczeniu kilku przybocznych, osobiście egzekwował haracze, wymierzał kary, rozsądzał spory. „Tasiemka” pełnił raczej rolę prezesa zarządu, sprawując ogólny nadzór nad bandą, Karpiński zaś jako wiceprezes urzędujący dbał o jej aktywa.
GANGSTER Z PASMANTERII
Niski, tęgi, łysawy, z czarnym wąsem na okrągłej twarzy bardziej sprawiał wrażenie jowialnego starszego pana niż groźnego bandyty. Nazywał się Łukasz Siemiątkowski. Pochodził z podwarszawskiego Milanówka, gdzie przyszedł na świat w 1876 r. Jako młody chłopak podjął pracę w fabryce pasmanterii. Stąd ten trochę nie poważny – jak na bojowca wolnościowego PPS – pseudonim „Tasiemka”.
Bo miał również Łukasz Siemiątkowski swoje ideały. Przynajmniej w młodości. Marzyła mu się Polska wolna i niepodległa. Z równą nienawiścią patrzył na rosyjskich i niemieckich okupantów, jak i na rodaków kolaborujących z nimi. W PPS na leżał do zwolenników opcji siłowej, nad wiece przedkładał zamachy i terror. Zadenuncjowany przez szpicla, trafił do Cytadeli. Skazano go na karę śmierci przez rozstrzelanie. Wyrok miał być wykonany w twierdzy modlińskiej. Od śmierci uratował go zryw wolnościowy narodu i odzyskanie niepodległości przez Polskę w listopadzie 1918 r.
„Miast pod kasztan – mówił później w jednym z wywiadów – poszedłem na wolność. Tak to, panie, bywało. Robiło się wiele, ale człowiek nie pamięta, ilu szpiclów carskich i niemieckich sprzątnął”.
Najprawdopodobniej udział w akcjach wymierzonych przeciwko zaborcom od rodził się w jego późniejszych skłonnościach do gangsterki. Na ile jednak była to inicjatywa samego „Tasiemki”, na ile zaś jego partyjnych towarzyszy – trudno dziś osądzić. Faktem jest jednak, że bazarowy watażka wspierał finansowo swoją partię wpływami z haraczy. Tym zapewne można wytłumaczyć jego mocną pozycję w PPS i koneksje w samorządzie miejskim. Mimo bowiem krążącej o nim po całej Warszawie opinii kryminalisty, Siemiątkowski przez kilka lat był radnym, a raz nawet kandydował z listy PPS w wyborach do senatu. I to z czwartego miejsca.
Senatorem, co prawda, nie został, ale funkcję radnego zachował. I był z tego powodu bardzo dumny.
I PO GANGU
„Tasiemka” nie docenił jednak roli prasy i desperacji szantażowanych kupców. Już pod koniec 1931 r. warszawskie gazety ostro zaczęły krytykować bezprawie na „Kercelaku”, nie dwu znacznie sugerując istnienie tam jakichś układów. Kupcy natomiast połączyli siły i gremialnie zwrócili się o pomoc do Związku Bezpartyjnych Żydów. Związek skierował oficjalną skargę do Komisariatu Rządu, a ten zlecił wdrożenie śledztwa Wydziałowi Bezpieczeństwa, którym kierował wówczas naczelnik Mieczysław Lissowski.
Podjęte czynności w pełni potwierdziły prawdziwość kupieckich oskarżeń. Po sypały się areszty. Za kratki trafili nie tylko Siemiątkowski i Karpiński, ale i pozostali członkowie bandy: 46-letni Juda Sztejnworf, 32-letni Czesław Janiak, 39-letni Hersz Dusznicki, 30-letni Chaskiel Kantor, 44-letni Stanisław Jakubczak, 36-letni Aron Perelman, 29-letni Aleksander Bocheński, 29-letni Stanisław Cieśliński, 28-letni Adam Plackowski, 34-letni Wacław Osmański, 40-letni Szymon Szmigiel i 40-letni Gabriel Lipszyc.
Ówczesna prasa rozpływała się w zachwytach: „Koniec terroru na Kercelaku”, „Tasiemka za kratkami” – wołały tytuły gazet. Mocodawcy Siemiątkowskiego nie opuścili go w tarapatach. „Tasiemka” wyszedł po kilku dniach na wolność, wpłaciwszy 500-złotową kaucję. Przed sądem odpowiadał już z wolnej stopy. Opinia publiczna była tym faktem mocno zbulwersowana. Podejrzewano bowiem – zresztą nie bez racji – że bandzior wykorzysta tę sytuację, by zaszantażować świadków oskarżenia. Na szczęście z ponad 150 świadków, którzy stanęli przed sądem okręgowym, większość potwierdziła swoje wcześniejsze zeznania.
Akt oskarżenia zarzucał Siemiątkowskiemu zorganizowanie bandy, której celem było uprawianie rozboju i terroryzowanie bazarowych kupców. „Tasiemce” i jego kompanom udowodniono 44 przypadki samosądów, ściąganie haraczy i zastraszanie ofiar. W wyniku brutalnego pobicia jeden z kupców zmarł, drugi spędził kilka miesięcy w szpitalu.
Trwający blisko dwa tygodnie w lipcu 1932 r. przewód sądowy za kończył się wyrokami skazującymi. Nie pomogły tuzy stołecznej palestry broniące „chłopców z Kercelaka”, m.in. mecenasi Hofmokl --Ostrowski, Ettinger i Zand. Siemiątkowski skazany został na 3 lata więzienia, zamienionego na „dom poprawy”. Najbardziej obciążony przez świadków Pantaleon Karpiński otrzymał 6 lat ciężkiego więzienia. Pozostałym bandziorom wymierzono kary od 2 do5 lat pozbawienia wolności.
Po rozprawie apelacyjnej „Tasiemce” zmniejszono wyrok do 2 lat więzienia. Stracił, co prawda, mandat radnego, ale wkrótce wyszedł na wolność, ułaskawiony przez prezydenta RP. Jeszcze raz okazało się, że najważniejsze mimo wszystko są „plecy”. Podczas okupacji hitlerowskiej „Tasiemka” działał w konspiracji. Po aresztowaniu trafił na Pawiak, potem na Majdanek, gdzie w 1944 r. zmarł na tyfus. Miał wówczas 68 lat.
Na „Kercelaku” krótko panował spokój. Miejsce po gangu „Tasiemki” zajęła banda niejakiej „Rojzy”. Ale to już zupełnie inna historia.
Źródło: BEH-MP KGP/JP, fot: „Tajny Detektyw”