Rozdział IX Bohaterski udział Policji w obronie Nieszawy
Nieszawa, tak jak Włocławek, znajduje się na lewym brzegu Wisły. Obrona tego miasta była jednak trudniejsza od obrony Włocławka, gdyż w Nieszawie nie było zupełnie wojska, więc zadania te spadły początkowo wyłącznie na funkcjonariuszy Policji Państwowej i dowodzącego nimi komendanta powiatowego PP, kom. Stanisława Duchińskiego. Były one ogromnie trudne i odpowiedzialne.
Nie dysponujemy, niestety, dokładną informacją na temat sił, jakimi dysponował kom. Duchiński, ale na podstawie rozkazów kierowanych przez niego na poszczególne odcinki bojowe, można założyć, iż „miał pod sobą” około 400 funkcjonariuszy, ściągniętych częściowo z całego powiatu oraz częściowo z oddziałów ewakuowanej policji z innych województw.
O zbliżaniu się wojsk sowieckich do Nieszawy sygnalizowała zawczasu ludność z okolicznych miejscowości, a także własne patrole i setki uciekinierów. W mieście wzrastała coraz większa trwoga i zamieszanie. Przerażeni ludzie tracili głowy z obawy o los swój i najbliższych. Jednak równowagi ducha i spokoju nie tracił kom. Duchiński, który czuł się odpowiedzialnym nie tylko za ład i porządek w mieście, ale i za uchronienie go przed grożącą bolszewicką nawałą. Mając to na względzie, szukał pomocy u dowódców jednostek, a gdy ta nie nadchodziła, interweniował za pośrednictwem władz administracyjnych w sztabach wojskowych. Wszystkie te zabiegi okazywały się jednak daremne, gdyż wojsko zaangażowane na froncie, nie dysponowało jednostkami rezerwowymi, które można było skierować do obrony niewielkiego powiatowego miasteczka.
Komisarz Duchiński wraz ze swoją załogą policyjną został więc pozostawiony samemu sobie i musiał liczyć tylko na własne siły. Postanowił jednak Nieszawy nie opuszczać i bronić jej do końca. Nie było to jednak zadanie łatwe, bowiem broniąc Nieszawy, trzeba było właściwie bronić znacznego odcinka Wisły, aby uniemożliwić nieprzyjacielowi jej przekroczenie. Od skuteczności tej obrony zależał los miasta i powiatu. Poza tym obrona Wisły w okolicach Nieszawy miała ogromne znaczenie strategiczne ze względu na ogólną sytuację naszych wojsk, z czego jednak wówczas prawdopodobnie nie zdawali sobie sprawy ani komisarz Duchiński, ani też żaden z mieszkańców Nieszawy.
Działania swoje rozpoczął kom. Duchiński od wysłania patroli na drugą stronę rzeki w celu zlokalizowania bolszewickich oddziałów i rozpoznania ich wartości bojowej. Patrole ustaliły, że nieprzyjaciel dysponuje znaczną liczbą kawalerii, ale stosunkowo nieznaczną liczbą piechoty i artylerii. Poza tym stwierdzono, że bolszewicy posuwają się dosyć szybko naprzód i że można się ich spodziewać w ciągu kilku najbliższych dni. W związku z tymi wiadomościami, kom. Duchiński zarządził przeprowadzenie z prawego brzegu Wisły na brzeg lewy wszystkich jednostek pływających (łodzi, promów itp.). Poza tym rozmieścił swoich podkomendnych wzdłuż rzeki, na odcinku od Nieszawy do miejscowości Czerwony Krzyż, oraz zabezpieczył odcinek pod Lubaniem. Funkcjonariusze okopali się na wyznaczonych stanowiskach, umocnili je jak mogli najlepiej i spokojnie oczekiwali na pojawienie się intruzów. Oddzielną grupę funkcjonariuszy kom. Duchiński zatrzymał w mieście, jako rezerwę.
Jednym z najpoważniejszych jego problemów stało się zorganizowanie łączności z rozlokowanymi w terenie oddziałami. Nie było do dyspozycji ani telefonów ani i też środków technicznych umożliwiających komunikację. Musiał więc radzić sobie inaczej, chcąc mieć bieżącą informację o sytuacji na całym odcinku frontu. W tym celu komisarz Duchiński zorganizował oddział rowerzystów oraz oddział kawaleryjski, złożony z kilkunastu ludzi. Ponieważ ani rowerów ani koni w odpowiedniej Ilości nie posiadał, uzupełnił braki w drogą rekwizycji. Później dopiero okazało się jak bardzo ta służba na rowerach i koniach była przydatna i konieczna, Ci „łącznościowcy” nie ograniczali się wyłącznie do przekazywania meldunków i rozkazów dowódcy, ale pełnili też rolę lotnej rezerwy którą wykorzystywano w razie potrzeby.
X
14 sierpnia w godzinach porannych, na prawym brzegu Wisły, naprzeciwko zabudowań Nieszawy, ukazał się pierwszy większy oddział kawalerii sowieckiej. Bolszewicy rozpoczęli ostrzeliwanie miasta z karabinów maszynowych, usiłując umożliwić pod ich osłoną sforsowanie konnym rzeki i zdobyć jakiś przyczółek. Zamiar ten udaremnili jednak policjanci silnym ogniem z dobrze zlokalizowanych i zamaskowanych stanowisk.
Po parogodzinnej walce nieprzyjaciel, jakby zdumiony napotkanym oporem, cofnął się od rzeki, nie rezygnując jednak ze swych zamierzeń. Kiedy nadeszły jego większe siły — kawaleria, piechota i artyleria, sytuacja obrońców Nieszawy stała się znacznie groźniejsza. Nieprzyjaciel atakował bowiem już nie tylko miasto, ale całym odcinek wzdłuż Wisły, aż do Czerwonego Krzyża. Jednocześnie rozpoczął ostrzeliwanie ogniem artyleryjskim stanowisk zajmowanych przez policjantów. Pociski spadały też na osiedla mieszkaniowe, wywołując popłoch i panikę wśród ludności.
Nasi żołnierze policyjni – pisze kom. Jerzy Biechoński - dwoili i troili swoje siły i energię, aby nie dopuścić nieprzyjaciela do przekroczenia rzeki. Rowerzyści i konni policjanci bezustannie informowali znajdującego się w Nieszawie kom. Duchińskiego o sytuacji, który, mając możność ogarnięcia całokształtu wypadków na odcinku, przerzucał z miejsca na miejsce swe siły, udaremniając z powodzeniem wszelkie zamierzenia nieprzyjaciela.
Dodać tu trzeba, że, w braku koniecznych rezerw, w miejsca najbardziej zagrożone rzucał komisarz Duchiński do obrony rowerzystów i kawalerzystów, którzy wówczas walczyli pieszo, a gdy sytuacja w danym miejscu poprawiała się, znowu dosiadali koni i rowerów, jeżdżąc wśród całego pobrzeża i nie zwracając zupełnie uwagi na kierowany na siebie ogień nieprzyjacielski. Była to służba mecząca i denerwująca zarazem w najwyższym stopniu naszych jeźdźców, musieli bowiem co chwila spieszyć gdzieś z pomocą i walczyć na równi z piechurami, którzy wszakże byli zbyt nieliczni i przy tym zbyt rozrzuceni na rozległym odcinku.
14 sierpnia, zacięte walki trwały aż do wieczora. W nocy nieprzyjaciel zaniechał prób forsowania rzeki. Pozornie więc policjanci mieli możność odpoczynku. W rzeczywistości jednak skazani byli na bezustanne czuwanie i obserwację rzeki, aby w porę zauważyć ewentualne ruchy wroga.
Kom. Duchiński, korzystając z tego, że nad Wisłą zapanował względny spokój, wysłał do dowódcy garnizonu we Włocławku pismo, powiadamiając go o sytuacji w Nieszawie i prosząc jednocześnie o przysłanie wsparcia. (Otrzymał je następnego dnia w sile dwóch kompanii). Dowódca garnizonu zobowiązał go natomiast do „wytrwania w obronie do ostatka”. Nie musiał o tym wcale przypominać, bo kom. Duchiński nie miał najmniejszego zamiaru wywieszać białej flagi i oddawać Nieszawę w ręce bolszewików.
X
Wczesnym rankiem 15 sierpnia oddziały sowieckie rozpoczęły ponownie ostrzeliwać miasto ogień na miasto i linię naszych umocnień nad Wisłą. Ogień był jeszcze silniejszy niż poprzedniego dnia i od czasu do czasu stawał się huraganowym. Działa nieprzyjacielskie zaczęły również ostrzeliwać odległą o 4 kilometry od miasta stację Waganiec. Rosjanom chodziło tym razem o zniszczenie torów i przerwanie połączenie kolejowego między Warszawą i Toruniem. Zamiar ten jednak się nie powiódł.
Wzmożony ogień oddziałów sowieckich nie osłabił ducha wśród żołnierzy policyjnych. Ci, jakby zawzięli się w sobie, postanawiając wytrwać na swych stanowiskach i walczyć do ostatniego naboju.
Około południa nieprzyjaciel rozpoczął próbę sforsowania rzeki oddziałami pieszymi i. kawaleryjskimi. Usiłowania te, podejmowane w różnych, odległych od siebie miejscach i prowadzone jednocześnie, być może mogłyby udać się bolszewikom, gdyby nie spontaniczna pomoc mieszkańców Nieszawy i okolicznych wiosek. Ochotników tych kom. Duchiński polecił uzbroić w karabiny, znajdujące się jeszcze w magazynie komendy powiatowej, i skierował natychmiast do obrony Wisły. Ochotnicy, aczkolwiek niewyćwiczeni bojowo, okazali się jednak bardzo przydatni. Wymagano zresztą od nich niewiele: odwagi i umiejętności strzelania. Na szczęście nie brakowało im animuszu wojennego, a obchodzenia się z bronią i strzelania nauczyli się bardzo szybko – na widok zbliżającego się wroga.
Kolejna więc próba pokonania Wisły i zdobycia miasta nie powiodła się. Wydawałoby , że oddziały sowieckie, poniósłszy znaczne straty w ludziach, zaniechają dalszych usiłowań forsowania rzeki – przynajmniej na czas zaleczenia ran.
Jednak stało się inaczej. Po południu Sowieci ponowili swoje ataki, z jeszcze większą determinacją. Pod Lubaniem dały one nawet bolszewikom chwilowy sukces. Kilkunastu sowieckim kawalerzystom udało się przedostać na lewy brzeg Wisły. Zostali jednak natychmiast odrzuceni z powrotem, dzięki niesłychanej brawurze i szybkiej reakcji przodownika Władysława Jankowskiego, komendanta posterunku w Lubaniu, i jego zastępcy - st. posterunkowego Juliana Krakowieckiego, którzy poprowadzili kontratak prawie do środka rzeki, a później pod silnym ogniem nieprzyjacielskim zmuszeni zostali do wycofania.
Wieczorem, 15 sierpnia nadeszły nareszcie dwie kompanie żołnierzy, przy pomocy których kontynuowano dalszą obronę Wisły na odcinku nieszawskim. Wojskowe wsparcie było jednak nadal niewystarczająca, stąd też policjanci musieli pozostać na swoich stanowiskach, marząc jedynie o solidnym wypoczynku i wygodnym łóżku.
Obrona przeprawy przez Wisłę pod Nieszawą trwała do rana w dniu 19 sierpnia, t. j. do momentu, kiedy bolszewicy - pod wpływem niepomyślnej dla siebie sytuacji na całym froncie - musieli się w popłochu wycofać.
X
Przez cały czas „bitwy o Nieszawę”, funkcjonariusze Policji Państwowej, zarówno miejscowi, jak i ci z okolicznych powiatów, pełnili swą frontową służbę, nie załamując się ani razu w bohaterskim postanowieniu przetrwania i obronienia zajętych przez siebie stanowisk. Jest to oczywiście niemałą zasługą kom. Duchińskiego, który potrafił zawsze, nawet w najkrytyczniejszych momentach, podtrzymać ducha wśród swych podkomendnych.
W czasie zaciętych bojów z bolszewikami szczególnym męstwem wyróżnili się następujący policjanci: komendant posterunku w Nieszawie, przodownik Miałkowski, st. post Adam Markiewicz oraz posterunkowi Ogrodowski i Kazimierz Pomorski — wszyscy z Nieszawy; przodownik Władysław Jankowski i st. post. Juljan Krakowiecki —z Lubania; przodownicy— Henryk Herbst i Jan Drutowski oraz posterunkowi— Jan Obiezierski, Gracjan Łączkowski, Władysław Dobiecki, Marcin Więconek, Czesław Wiśniewski, Stanisław Krzesiński (sekretarz Komendy Powiatowej—ochotnik), st. posterunkowi Jan Zapiec i Waldemar de Renfe — wszyscy z konnego oddziału.
Z rezerwy pieszej: — przodownik Stanisław Kubala, st. posterunkowy Walery Krysiak oraz posterunkowi— Władysław Kuczak, Wawrzyniec Pęksiński, Podczarski, Andrzej Skaliński, Jan Lewandowski i Jan Deptuła.
Komisarz Stanisław Duchiński w swym raporcie do komendanta głównego Policji Państwowej Władysława Henszla napisał m.in.: „.Zaznaczyć muszę, że wszyscy policjanci okazali w krytycznym momencie wiele poświęcenia i odwagi w odpieraniu wroga i dlatego tylko nie mógł on sforsować Wisły. Wszyscy wytrwali pomimo przemęczenia na posterunkach".
O niespożytej energii, o harcie ducha policji nieszawskiej świadczy jeszcze i ten fakt, że natychmiast po wycofaniu się oddziałów sowieckich z Nieszawy nie złożyli broni. Pod dowództwem swego komendanta, kom. Duchińskiego przeszli pod Otłoczyn (woj. pomorskie) i tam, wspólnie z wojskiem, dalej gromili bolszewików.
Dzięki swej bohaterskiej postawie w walkach z nieprzyjacielem policja nieszawska zyskała ogromne uznanie wśród miejscowego społeczeństwa i wojska. Walkom policji pod Nieszawą poświęciła „Gazeta Kujawska", wychodząca we Włocławku, specjalny artykuł w nr. 191 z dnia 28 sierpnia 1920 r. Artykuł ten kończy się następująco: „Ludność powiatu nieszawskiego powinna być wdzięczną panu komendantowi (kom. Duchińskiemu — przypisek autora) za dzielną obronę linii Wisły. Gdyby nie jego energia i zimna krew, na pewno by bolszewicy przekroczyli Wisłę i zawitali w odwiedziny do mieszkań obywateli po-wiatu nieszawskiego. Co by się' wówczas stało, o tem nie warto pisać. Odważnemu komendantowi i jego dzielnym funkcjonariuszom - Cześć!".
Źródło: "Na Posterunku" 1930 nr 40