Rozdział XI Dzieje bohaterskiego szwadronu policyjnego
„Słońce i wichry spaliły im twarze. Sczernieli, wychudli, lecz duch silny w nich zawsze pozostał. Nie było imprezy, na którą nie byliby gotowi się porwać” - JANUSZ JAGRYM-MALESZEWSKI („Cucyłów" — wspomnienie bojowe z dziejów 2-go szwadronu ułanów Legionów Polskich)
Policjanci z konnego oddziału w Łodzi, w krytycznych momentach odwrotu naszych wojsk na Warszawę, na równi ze swymi pieszymi kolegami gorąco pragnęli pójść na front i walczyć z groźnym najeźdźcą sowieckim. Odważni i energiczni, z dużym zapasem doświadczenia żołnierskiego jeszcze z okresu wojny światowej, czuli doskonale, że mogą być na froncie przydatni. Rwali się więc do wojska i z niecierpliwością oczekiwali na zezwolenie Komendy Głównej Policji Państwowej. Kiedy wreszcie zezwolenie to nadeszło, uradowały się ich żołnierskie dusze, że oto doczekali momentu, gdy będą mogli popisać się swym męstwem, że staną ramię przy ramieniu z wojskiem, któremu zazdrościli sławy bojowej. Z całym więc zapałem zabrali się do przygotowań w związku z wyjazdem na front.
A pracy było wiele, jak zwyczajnie w takich wypadkach. Wszystkiemu jednak dali radę i tak sprawnie się zwijali, że co trzeba było zrobić wykonali w ciągu jednego dnia i 8 sierpnia byli już gotowi do wyruszenia w drogę.
Z Łodzi wyjechali jednak dopiero 9 sierpnia wieczorem. Żegnało ich serdecznie miejscowe społeczeństwo i przedstawiciele władz z wojewodą Kamińskim i komendantem wojewódzkim PP, insp. Zygmuntem Wróblewskim na czele. Z Łodzi wyjechało ich 88. Wraz z nimi wyruszyli, jako dowódcy: komendant konnego oddziału, komisarz Andrzej Jezierski i jego zastępca — podkomisarz Stefan Rozumski.
Następnego dnia, w godzinach rannych byli już w Warszawie, gdzie rozkwaterowano ich prowizorycznie w koszarach policji konnej, przy ul. Ciepłej 13. Pozostawali tam do 12 sierpnia, formując się w szwadron, do którego dodano 30 konnych policjantów z woj. warszawskiego oraz jednego oficera —podkomisarza Sarneckiego. Tak więc ostatecznie sformowany szwadron policyjny liczył 118 szeregowych i 3 oficerów.
Dowództwo szwadronu pozostało w rękach kom. Jezierskiego, poza tym podkom. Sarnecki otrzymał komendę nad 1-szym i 2-gim plutonami, zaś podkom. Rozumski - nad 3-cim i 4-tym. Szefem wachmistrzem szwadronu został st. przod. Wieczorek, poszczególne zaś plutony objęli przodownicy: Majchrzak, Smołaga i Janiczak oraz st. przod. Pakuła. Ponieważ szwadron był uzbrojony w karabiny rosyjskie i niemieckie, a więc niejednolicie, na skutek starań Komendy Głównej PP u władz wojskowych karabiny te wycofano, zamieniając je na angielskie karabiny piechoty. Karabiny te były niewygodne dla naszych kawalerzystów, nie było jednak na to rady. Poza tym przydzielono szwadronowi 2 karabiny maszynowe systemu „Maxim“ i 2 karabiny maszynowe ręczne systemu. „Colta". Dowódcą karabinów maszynowych został mianowany st. przod. Kazimierz Kurowski, specjalista od tej broni jeszcze z czasów swej służby w armii rosyjskiej.
Początkowo szwadron miał być użyty na froncie wspólnie z 213 o. p. p., jednak w dniu 12 sierpnia zarządzenie to zmienił gen. Latinik, dowódca 1-ej armii i zarazem gubernator wojenny Warszawy, nakazując włączyć szwadron policyjny w skład dywizjonu „Huzarów śmierci”, którym dowodził porucznik Józef Siła-Nowicki. Dywizjon ten składał się z dwóch szwadronów i włączony do niego szwadron policyjny otrzymał wskutek tego oficjalną swą nazwę 3-go szwadronu dywizjonu „Huzarów Śmierci". Jednocześnie przyznano oficerom i szeregowym w szwadronie stopnie wojskowe. Oficerowie otrzymali stopnie podporuczników, st. przod. Wieczorek — stopień szefa wachmistrza, poszczególni zaś podoficerowie plutonowi oraz st. przod. Kurowski z karabinów maszynowych - stopnie plutonowych, z wyjątkiem st. przod. Pakuły, który otrzymał stopień wachmistrza i wskutek tego pełnił obowiązki zastępcy szefa wachmistrza.
Szwadron PP w Zegrzu
12 sierpnia, już po wejściu szwadronu w skład dywizjonu „Huzarów Śmierci”, por. Siła-Nowicki otrzymał w godzinach wieczorowych rozkaz wymarszu do Zegrza, gdzie miał zameldować się wraz ze swymi szwadronami w Dowództwie Grupy „Zegrze", skierowanej do obrony przyczółków mostowych Zegrze Dembe, znajdujących się na linii rzeki Narwi.
Rozkaz ten kawalerzyści policyjni przyjęli z zadowoleniem, tym bardziej, że przypadło im w udziale walczyć w obronie serca Polski — Warszawy. Jechali więc przed siebie z wielką ochotą i z wiarą w zwycięstwo, a nad głowami ich w lekkich podmuchach sierpniowego wiatru łopotał sztandar, ofiarowany przez społeczeństwo łódzkie jeszcze w styczniu 1919 roku. Należy zaznaczyć, że policjanci byli zawsze do swego sztandaru bardzo przywiązani i we wszystkich bojach, w których później uczestniczyli nigdy z nim się nie rozstawali. Gdy dowódca dywizjonu czy też kom. Jezierski zwracali im uwagę, że wygodniej będzie walczyć bez sztandaru, odpowiadali zawsze: „to nasz honor, zginiemy, a sztandaru nie damy”. I sztandarowi swemu przysporzyli rzeczywiście wiele sławy. Sztandar ten przechowują dotąd u siebie, w koszarach łódzkiej policji konnej i ze sztandarem tym występują zawsze na wszystkich uroczystościach.
Dywizjon znalazł się w Zegrzu dopiero po godz. 23, o czym znajdujemy też suchą wzmiankę w meldunku sytuacyjnym Dowództwa Grupy „Zegrze”; „12 b. m., godz. 24, zgłasza się oddział „Huzarów Śmierci” z Warszawy w liczbie 250 konnych”.
Zegrze w tym czasie zamienione zostało na „obóz warowny”, w którym znajdowało się sporo wojska. Dowództwo Grupy, znajdującej się tutaj, miało do obsadzenia duże odcinki frontu wzdłuż Narwi oraz, jak nadmieniono wcześniej, 2 przyczółki mostowe — w Zegrzu i w Dembem. Z godziny na godzinę spodziewano się nadejścia wojsk nieprzyjacielskich, które rzeczywiście znalazły się na odcinku Grupy już nocą z 12 na 13 sierpnia. W momencie znalezienia się dywizjonu „Huzarów Śmierci” w Zegrzu dowództwo Grupy pozostawało w rękach kontradmirała Porębskiego. Następnego jednak dnia, dowództwo przekazano płk. Małachowskiemu, staremu i doświadczonemu żołnierzowi[1]. Objął on dowództwo Grupy w momencie najbardziej decydującym, bowiem oddziały naszych wojsk, operujące na zachód od Narwi, cofały się już w planowym i nakazanym przez Naczelnego Wodza Marszałka Piłsudskiego odwrocie na Modlin, Winnicę i Nasielsk. Oddziały zaś operujące na wschodzie, po przejściu Bugu również cofały się na odcinek Radzymin—Marki. W wyniku tego ruchu front Zegrza musiał ulec pewnemu przegrupowaniu. Na przedpolu było jeszcze spokojnie, a o tym, co działo się dalej, posiadano bardzo niedokładne informacje.
Przybyłemu do Zegrza dywizjonowi „Huzarów Śmierci” nie pozwolono zbyt długo odpoczywać. Zaledwie po 2-godzinnym postoju użyto natychmiast do służby szwadron policyjny, jako najbardziej wojskowo wyszkolony i najlepiej wyekwipowany spośród szwadronów dywizjonu „Huzarów Śmierci”. W związku z tym wysłano natychmiast do fortu Dembe, gdzie znajdowała się już 7-ma rezerwowa brygada, 3-ci i 4-ty pluton z podpor. Rozumskim i wachmistrzem Pakułą na czele. Nieco później plutony 1-szy i 2-gi otrzymały rozkaz prowadzenia służby patrolowej na Serock.
O ile w Dembem służba plutonów, polegająca również na opatrolowywaniu przedpola, przeszła stosunkowo spokojnie i poza nawiązaniem kontaktu z kawalerią nieprzyjaciela oraz wzajemnym ostrzelaniu się nie doszło tam do żadnych poważniejszych starć, o tyle pod Serockiem kawalerzyści policyjni mieli poważniejsze przejścia. Przede wszystkim oba plutony przydzielono do dyspozycji 155 p. p., którego dowódca nakazał zbadanie sytuacji w pobliskim Serocku. Już pierwsze patrole ustaliły, że miasto zostało zajęte przez Rosjan i że swoje patrole zaczynają wysyłać w kierunku Zegrza. Poza tym z ruchów nieprzyjaciela można było przypuszczać, że ma on zamiar maszerować na Zegrze. Na skutek tak alarmujących informacji baony 155 p. p., uprzedzając akcję wroga, wyruszyły na Serock, a wraz z nimi półszwadron policyjny. Pod Serockiem doszło do boju, trwającego kilka godzin, w którym wzięli również udział policyjni kawalerzyści. Odnotowano wówczas zdarzenie z bolszewikami, którym udało się zdobyć nowy karabin maszynowy, należący do 155 p. p. Naszej piechocie przyszli wówczas z pomocą policjanci, którzy broń tę im „odbili”. Dodać należy, że nasi kawalerzyści tym razem walczyli pieszo.
Efektem boju pod Serockiem było odparcie nieprzyjaciela, który jednak nie wycofał się za Narew, natomiast swoją pozycję w Serocku zabezpieczył linia okopów. Pierwszy ten dzień zwycięskiego boju, stoczonego przez policjantów wspólnie z nasza piechotą, pozostał na długo w pamięci uczestników i przyczynił się znakomicie do wzajemnego zbliżenia się pomiędzy żołnierzami policji i wojska.
Boje pod Nieporętem i Beniaminowem
Noc z 13 na 14 sierpnia szwadron spędził na ogół spokojnie. Następnego dnia jednak, w godzinach rannych, z polecenia płk. Małachowskiego, szwadron odesłano do wsi Nieporęt, gdzie pozostawał częściowo do dyspozycji 48 p. p., a częściowo podlegał dowództwu 19. brygady ppłk. Tommego, wchodzącej w skład 10. dywizji piechoty, którą dowodził gen. Żeligowski.
Ponieważ boje pod Nieporętem i Beniaminowem, a również Dąbkowizną i Wólką Radzymińską odegrały niezmiernie ważną rolę w całokształcie wielkiej bitwy pod Warszawą, należy wspomnieć o sytuacji, jaka wówczas zaistniała na froncie I armii. Trzeba więc przede wszystkim podkreślić, że w pierwszych dniach sierpnia 1920 r. nieprzyjaciel był u szczytu swego powodzenia. Dowództwu wojsk nieprzyjacielskich zależało niezmiernie na tym, aby za wszelką cenę zdobyć Warszawę. Spodziewając się tam jednak większego oporu, 10 sierpnia dowódca sowieckiego frontu zachodniego gen. Tuchaczewski wydał rozkazy trzem swoim armiom, nakazując im sforsowanie Wisły i odcięcie Warszawy od województw poznańskiego i pomorskiego. Do zajęcia Warszawy wyznaczono 16-tą armię sowiecką. Atak zaplanowano na 14 sierpnia.
Zamierzenia nieprzyjaciela były znane Naczelnemu Dowództwu W. P. Toteż 1-sza armia otrzymała rozkaz odparcia wszystkich ataków wroga i utrzymania wyznaczonych linii obronnych, a jednocześnie zadania bolszewikom możliwie największych strat. Natomiast nasza 5-ta armia, operująca w rejonie Modlina i od Modlina aż na Pomorze, oraz armia 4-ta, koncentrująca się na linii Wieprza, od Dęblina do Kocka, i grupa uderzeniowa 3-ej armii, działającej w rejonie Chełma i Ostrowa, miała za zadanie zaatakować nieprzyjaciela z flank i zniszczyć całkowicie jego siły.
Plan ten zakrojony na wielką skalę wymagał od naszych dowódców maksimum wysiłku , aby sprostać postawionym zadaniom. Najcięższe, na początek, miała do wykonania nasza 1-sza armia. W dniach 14 i 15 sierpnia musiała bowiem przetrzymać najsilniejsze uderzenie wojsk Tuchaczewskiego i swoim oporem złamać wartość bojową i moralną jego żołnierzy. Zadania te spełniła chwalebnie, zwycięstwo nie przyszło jednak łatwo. Front 1-szej armii posiadał dwie pozycje obronne, z których pierwsza przebiegała na zachodnim brzegu rzeki Rządzy, na południowy-wschód od Radzymina, kierując się na Wołomin i dalej poprzez Wiązownę wzdłuż Świdra ku Wiśle. Druga pozycja natomiast znajdowała się w tyle za pierwszą, w odległości 5-8 km i stanowiły ją umocnienia pozostałe po Niemcach, zbudowane na wydmach piaszczystych, ciągnących się od Wiązowny przez Rembertów na Rynię.
Dla charakterystyki pierwsze] linii stwierdzić trzeba, że nie była ona doprowadzona jeszcze do zamierzonego stanu obrony, a również znajdująca się na tej linii artyleria nie zdążyła osiągnąć przewidzianej gotowości bojowej. Wskutek takiego stanu rzeczy nieprzyjacielowi udało się przełamać odcinek 11-ej dywizji i doprowadzić do zajęcia rejonu Radzymina przez dwie swoje dywizje – 21. i 27. W ten sposób przerwana została łączność pomiędzy poszczególnymi oddziałami, wytworzyła się bowiem luka między fortem Beniaminów i Wólką Radzymińską. Na szczęście nieprzyjaciel nie wykorzystał należycie swego sukcesu.
W Dowództwie Grupy „Zegrze”, które prowadziło wówczas bój z dywizjami 3-ej armii sowieckiej, nic nie wiedziano o tym, co się stało w rejonie Radzymina. Płk Małachowski był ogromnie zdziwiony, gdy wreszcie dotarły do niego wiadomości z Nieporętu. Polecił więc natychmiast por. Sile-Nowickiemu, aby z dywizjonem przeprowadził rozpoznanie w rejonie Dąbkowizny i Wólki Radzymińskiej, starając się jednocześnie, o ile jest to możliwe, nawiązać kontakt z dywizją Litewsko-Białoruską, a o wyniku tej akcji meldować na bieżąco Dowództwu Grupy. Rozkaz ten otrzymał dywizjon 14 sierpnia w godzinach porannych. Ponieważ dwa szwadrony „Huzarów Śmierci” były niedostatecznie wyekwipowane, a uzbrojenie „huzarów” również posiadało znaczne braki, w rezultacie do Nieporętu wyjechał szwadron policyjny na czele z kom. Jezierskim.
W jakiś czas potem z kilkudziesięcioma „huzarami” przybył do Nieporętu również por. Siła-Nowicki. „Huzarzy" jednak, zaraz na początku akcji, wpadli w zasadzkę, mieli kilku rannych i zabitych, również częściowo dostali się do niewoli. Musiano więc ich wycofać do Zegrza. Cały więc ciężar służby spadł wyłącznie na policjantów, którzy pomimo niesłychanych trudności i czyhających zewsząd niebezpieczeństw wywiązali się znakomicie z nałożonego zadania.
Z polecenia Grupy „Zegrze" w kwaterze kom. Jezierskiego założono telefon, łączący go z Dowództwem Grupy, przez który informował on na bieżąco płk. Małachowskiego, jak również por. Siła-Nowickiego w Zegrzu o sytuacji pod Dąbkowizną i Wólką Radzymińską. Kiedy zaistniała konieczność silniejszej obsady fortu Beniaminów, gdzie znajdował się początkowo tylko jeden batalion 48 p. p., kom. Jezierski wysłał tam pluton z podkom. Sarneckim. Pluton ten nie zawiódł pokładanych w nim nadziei. Świadczy o tym wzmianka w „Historii 48 p. p.“: — „Łączność w prawo z bateriami koło m. Nieporęt utrzymywał i prowadził patrolowanie lasu na południowy za chód od szosy fort Beniaminów—Nieporęt pluton z I-go p. ochotniczego huzarów, złożony z policjantów łódzkich, przydzielony dziś rano (14.VIIl.20r.) do dyspozycji pułku. Wymieniony pluton służbę tę pełnił bardzo dobrze”. Pluton w Beniaminowie pełnił poza tym analogiczną służbę, jak pozostałe plutony w Nieporęcie, tzn. wysyłał łączników i patrole na Dabkowiznę i do Wólki Radzymińskiej, aż po szosę Pustelnik - Marki, prowadzącą do Radzymina, gdzie znajdowała się dywizja Litewsko-Białoruska. Meldunki przywożone przez policjantów z tych patroli były bardzo ścisłe i dokładne; przedstawiały ogromną wartość nie tylko dla Dowództwa Grupy w Zegrzu, ale dla wszystkich oddziałów walczących na tym froncie.
Szczególnie ciężka do przetrwania dla naszych funkcjonariuszy była noc z 14 na 15 sierpnia. Nieprzyjaciel bowiem, już wieczorem zaczął nękać Nieporęt bezustannymi atakami. Również i Beniaminów, gdzie później nadesłano znaczniejsze posiłki wraz z artylerią, musiał przetrwać kilkugodzinny atak nieprzyjaciela, usiłującego za wszelką cenę, w myśl otrzymanych rozkazów od dowódcy frontu — Tuchaczewskiego, zająć obie te miejscowości i dotrzeć do Wisły. Ataki te jednak odparto. Było to niemałą zasługą żołnierzy policyjnych.
Dowództwa nasze, informowane szybko i dokładnie przez policjantów, miały zawsze możność wydać zarządzenia w porę i uniemożliwić nieprzyjacielowi jego posunięcia. Nic też dziwnego, że następnego dnia (15 sierpnia), przybyły do Nieporętu gen. Żeligowski serdecznie podziękował komis. Jezierskiemu oraz podkomisarzom Rozumskiemu i Sarneckiemu za znakomite wywiązanie się szwadronu policyjnego z otrzymanych rozkazów.
Mężne i roztropne zachowanie się policjantów w Beniaminowie i Nieporęcie nie pozostało również bez echa w Dowództwie Grupy „Zegrze”. Pułkownik Małachowski bowiem w rozkazie operacyjnym Nr. 9 z dnia 15 sierpnia 1920 roku tak podsumował działania policyjnych kawalerzystów: „Z uznaniem muszę się wyrazić o ochotniczym dywizjonie kawaleryjskim, wysłanym do Nieporętu, za bardzo dobre przeprowadzenie nakazanych wywiadów, a w rezultacie tychże za nadsyłanie wczesnych, jasnych i bardzo dokładnych meldunków o sytuacji na prawem skrzydle, które to meldunki dopomogły tut. dowództwu odcinka „Zegrze” do należytego orientowania się w położeniu. Jednym słowem ochotniczy dywizjon kawalerii wywiązał się z poruczonego sobie zadania bez zarzutu".
W dniu 16 sierpnia 1920 r., po odparciu nieprzyjaciela, policyjny szwadron został odwołany do Zegrza.