Rozdział XII Dalsze dzieje bohaterskiego szwadronu policyjnego. II
Ofensywa na Serock Po parogodzinnym odpoczynku w Zegrzu, wieczorem 16 sierpnia szwadron przydzielono do dyspozycji 7-mej brygady rezerwowej piechoty, a ściślej - do dyspozycji 155-go pułku piechoty (obecnie 73 p. p.), który miał za zadanie nocą z 16 na 17 sierpnia zaatakować Serock. Dodać tu trzeba, że w związku ze znakomicie rozwijającą się ofensywą naszej 5-ej armii, której prawe skrzydło zajęło Nasielsk, skutkiem czego nieprzyjaciel cofał się w popłochu na Pułtusk, dowództwo I armii musiało również przystąpić do ofensywy.
Bój pod Serockiem rozpoczęto przez Grupę „Zegrze” 17 sierpnia o godz. 0.30. Poprzedziło go krótkie, ale silne działanie artylerii, po czym nastąpił atak piechoty. Serock atakował bezpośrednio batalion 3-ci 155 p. p., z którym utrzymywał łączność z prawej strony szwadron policyjny. Szwadron patrolował jednocześnie brzegi Narwi, mając za zadanie uniemożliwić nieprzyjacielowi przejście tej rzeki wpław. Gdy po dłuższym ogniu karabinowym piechota rozpoczęła atak, wówczas 4-ty pluton szwadronu, znajdujący się najbliżej pozycji nieprzyjacielskich, widząc poruszenia odwrotowe wroga, wyprzedził piechotę i na czele z wachmistrzem Pakułą wpadł pierwszy do miasta. Nieprzyjaciel, cofając się za Narew, usiłował spalić most, by w taki sposób wstrzymać pościg naszych wojsk. Zamiar ten jednak udaremnił wachmistrz Pakuła, który wraz z szeregowcem Adamem Szymańskim i paroma innymi rzucił się do gaszenia podpalonego już mostu i most ocalił, umożliwiając naszym wojskom natychmiastowe kontynuowanie pościgu. Szwadron pozostał jeszcze przez parę godzin w Serocku, oczyszczając go całkowicie z żołnierzy bolszewickich, którzy pochowali się po domach.
W czasie walk o Serock część szwadronu walczyła pieszo. W walce tej wyróżnił się szczególnie wachmistrz Wieczorek, który z własnej inicjatywy wysunął się z karabinem maszynowym pod okopy nieprzyjaciela i silnym ogniem zmusił go do cofnięcia się. Wieczorek dzięki swej brawurze zabrał kilkunastu jeńców do niewoli, pomiędzy którymi znajdował się oficer sowiecki, oraz moc karabinów ręcznych i maszynowych, które przerażony nieprzyjaciel pozostawił na placu boju.
Na niemniejszą pochwałę zasługuje sekcyjny Marjański, który, mając przy sobie sztandar szwadronowy, osobiście wziął do niewoli oficera nieprzyjacielskiego, oraz szeregowy Wojciech Ciołek, który, współdziałając z wachmistrzem Wieczorkiem, wśród największego ognia przeciągnął nieprzyjacielski karabin maszynowy na naszą stronę.
Bój pod Kuligowem
Po boju pod Serockiem szwadron został natychmiast wraz z całym dywizjonem odwołany do Zegrza, gdzie na skutek rozkazu Dowództwa 1 armii został przydzielony do dyspozycji 10 dywizji piechoty gen. Żeligowskiego. W Zegrzu jednak szwadron pozostawał bardzo krótko i niezwłocznie po otrzymaniu rozkazów wyruszył dalej w kierunku na Kuligów, patrolując jednocześnie wzdłuż brzegów Bugu i mając za zadanie oczyszczenie terenu z rozbitków armii sowieckiej. Akcja ta idzie szwadronowi dość sprawnie, rozbija bowiem po drodze mniejsze i większe oddziałki maruderów armii nieprzyjacielskiej, rozbraja je bierze do niewoli, odsyłając ciągle jeńców do dyspozycji władz wojskowych. W miarę jednak zbliżania się do Kuligowa trzeba było stosować poważniejsze środki ostrożności, tym bardziej, że według zebranych wiadomości od okolicznych chłopów w Kuligowie miały znajdować się znaczniejsze siły nieprzyjaciela. Z tego też względu porucznik Siła-Nowicki zatrzymał cały dywizjon w odległości paru kilometrów od Kuligowa i wysłał tam podjazd z plutonowym Smołagą, celem zorientowania się w sytuacji. Po jakimś czasie jeden z ludzi Smołagi przyjechał z meldunkiem, że bolszewicy jeszcze są w Kuligowie, ale większość ich znajduje się już po drugiej stronie rzeki, a pozostali przeprawiają sią jeszcze promami i łódkami chłopskimi na drugi brzeg, Smołaga zaś rozpoczął ostrzeliwanie przeprawiających się. Na skutek tego meldunku por. Siła-Nowicki zarządził natychmiast szybki marsz do Kuligowa celem uniemożliwienia dalszej przeprawy bolszewikom. Cały dywizjon, a z nim i szwadron policyjny ruszył galopem do Kuligowa. W Kuligowie zastano już tylko paru żołnierzy sowieckich, którzy zostali zabrani do niewoli. Poczęto więc ostrzeliwać piechotę sowiecką, okopującą się na drugim brzegu rzeki. W taki sposób wywiązał się bój, polegający na wzajemnym ostrzeliwaniu się przez rzekę.
Było to pod wieczór. Por. Siła-Nowicki, widząc, że walka tego rodzaju jest mało celowa, zarządził wysłanie jednego plutonu za rzekę i zaatakowanie nieprzyjaciela od tyłu. Zadania tego podjął się i świetnie je wykonał podpor. Rozumski. Wybrał on sobie ze wszystkich plutonów około 30 ludzi, którzy zgłosili się na ochotnika, i natychmiast wyjechał z nimi parę kilometrów w bok od Kuligowa. Aby odwrócić uwagę bolszewików od tego manewru, porucznik Siła-Nowicki nakazał kontynuowanie strzelaniny poprzez rzekę. Strzelanina ta trwała przez czas dłuższy, jednak z zapadnięciem ciemności urwała się nagle, zaprzestał jej bowiem nieprzyjaciel. Skonsternowało to cokolwiek naszych, gdyż zachodziła możliwość, że bolszewicy cofnęli się dalej od rzeki i w takim razie akcja przedsięwzięta przez podpor. Rozumskiego mogła okazać się niecelową.
Ale podpor. Rozumski nie troszczył się bynajmniej o to, co działo się poza nim. Odjechawszy jakieś 3 kilometry od Kuligowa w dół Bugu, począł rozmyślać o tym, jak przeprawić się na drugą stronę. Chcąc umożliwić sobie szybkie znalezienie brodu, podpor. Rozumski nakazał wyszukanie jakiegoś przewodnika w pobliskich, nadbrzeżnych chatach. Okazało się jednak, że chaty te były puste, ludność bowiem uciekła. Ponieważ nie było nadziei na wyszukanie przewodnika, zdecydował się na przepłynięcie rzeki w którymkolwiek miejscu. Pomimo, że wjechali na głębię, że wiry przeszkadzały im i silny prąd spychał konie w dół rzeki, przepłynęli ją jednak. Brzeg, na którym się znaleźli był pusty; nieprzyjaciela ani śladu, trzeba było jednak ostrożniej już posuwać się naprzód. Wyznaczył więc podpor. Rozumski szpicę z sekcyjnym Bednerem na czele, kierując się drogą poprzez las, w taki sposób, aby zajść na tyły nieprzyjaciela, znajdującego się vis a vis dywizjonu w Kuligowie.
Nieprzyjaciel tymczasem, który zaprzestał strzelaniny pod Kuligowem, cofnął się do najbliższego lasu, odległego jednak dość znacznie od dotychczasowych swych stanowisk. Podpor. Rozumski nie mógł o tym wiedzieć, odsunąwszy się parę kilometrów od Kuligowa. Po półgodzinnej jeździe sekcyjny Berdner zatrzymał cały oddział i zameldował podpor. Rozumskiemu, że widać jakieś ogieńki, jakby od palonych papierosów; pewnie bolszewicy. Podpor. Rozumski, przypuszczając, że prawdopodobnie znajduje się już na wysokości Kuligowa, był przekonany, że ma przed sobą nieprzyjaciela. Aby jednak uniknąć nieporozumienia, wysłał jednego z szeregowców, nakazując mu podpełznąć pod „ogieńki" i przekonać się co do istotnego stanu rzeczy. Po upływie kilku minut otrzymał meldunek, że w pobliżu znajduje się polana i że na tej polanie obozuje większy oddział piechoty sowieckiej, która urządziła tu sobie nocleg. Nie było czasu do namysłu, wydał więc podpor. Rozumski szeptem rozkazy i podsunął się ostrożnie z oddziałem bliżej nieprzyjaciela. Już, omal że na skraju polany, zatrzymało ich kto idiot — sowieckiej wedety. Wówczas Rozumski i Bedner odpowiedzieli swaji. Jednocześnie Rozumskl strzelił z rewolweru do żołnierza sowieckiej wedety i wyciągnąwszy szablę z okrzykiem „hurra", powtórzonym przez cały pluton, ruszył z kopyta na spoczywającą piechotę. Zaskoczenie oddziału nieprzyjacielskiego było tak nieoczekiwane, tak gwałtowne, że nim oficerowie i żołnierze sowieccy zdołali się opamiętać, już tratowali ich i cięli szablami kawalerzyści podpor. Rozumskiego. Ilu bolszewików tam zginęło, nie ustalono. Przypuszczać jednak należy, że bardzo wielu. Gdy pluton znalazł się na drugim brzegu polany, wpadł natychmiast w las, kierując się po ciemku ku rzece, aby uniknąć pościgu nieprzyjacielskiego. Tymczasem natknęli się na zupełnie nieoczekiwaną przeszkodę. Oto wpadli w jakieś kolczaste zasieki druciane. Sytuacja była o tyle straszna, że po ciemku trudno się było orientować, a bolszewicy tymczasem, opamiętawszy się, szli linią tyralierską w las, prosto na nich. Trzeba było umykać, aby wyjść z życiem z tej niebezpiecznej matni. Zaledwie zdążyli wydobyć się z zasieków, mieli już bolszewików na karku. Ostrzeliwując się im, cofali się ku rzece i przepłynęli ją, silnie ostrzeliwani przez nieprzyjaciela. Gdy połączyli się z dywizjonem, przywitano ich tam owacyjnie, sądzono bowiem, że wyginęli.
Przy odwrocie ppor. Rozumskiego zza Buga post. Michał Piesiak i Józef Skrzyniecki dostali się do niewoli. Piechota nieprzyjacielska, której wpadli w ręce, oddała ich do dyspozycji najbliższego pułku kozackiego. Obaj posterunkowi zdołali jednak natychmiast zbiec z niewoli wraz ze swymi końmi i uprowadzili poza tym jeszcze 3 kozackie. Dostarczyli przy tym cennych informacji o sile i ruchach odwrotowych nieprzyjaciela.
Wypad ppor. Rozumskiego za Bug miał duże znaczenie strategiczne, gdyż ppor. Rozumski pierwszy przekroczył ze swymi ludźmi tę rzekę i wywołał wskutek tego u nieprzyjaciela wrażenie, że Bug został już sforsowany. W rezultacie przyśpieszyło to ogólny odwrót wojsk sowieckich.
Marsz na Wyszków
Zebrane informacje od jeńców, jak również od okolicznej ludności chłopskiej wskazywały na to, że nieprzyjaciel cofa się i nie wykonuje żadnych działań wskazujących na chęć utrzymania się na linii Bugu. Na skutek tych meldunków, a również i wobec zupełnie wyraźnych rozkazów płk. Tommego, dowódcy 19 brygady piechoty, por. Siła-Nowicki zarządził posuwanie się dywizjonu w kierunku na Wyszków. Marsz ten, rozpoczęty w dniu 18 sierpnia w godzinach rannych, trwał przez cały dzień i wieczorem dopiero dywizjon znalazł się w Wyszkowie. Ze względu na konieczność oczyszczenia brzegów Bugu z nieprzyjaciela, dywizjon posuwał się wolno po obu stronach rzeki z południa na północ. Przez cały czas marszu dywizjon pozostawał za pośrednictwem swych patroli w kontakcie ogniowym z nieprzyjacielem. W wyniku tej akcji zabrano wielu jeńców, masy całe broni ręcznej i sprzętu wojennego.
Noc z 18 na 19, a również i cały dzień 19 sierpnia szwadron przepędził na odpoczynku w Wyszkowie. Odpoczynek ten był zresztą bardzo względny, gdyż trzeba było starać się o paszę dla koni, której trudno było dostać, gdyż okoliczne wsie i dwory były ogołocone z paszy nie tylko przez kawalerię nieprzyjaciela, ale również i przez naszą własną. W Wyszkowie, na skutek rozkazu dowódcy 1 armii, gen. Latinika, policjanci musieli zmienić swoje mundury na wojskowe, gdyż inaczej nie byliby uznawani za kombatantów i w razie dostania się do niewoli mogli podlegać natychmiastowemu rozstrzelaniu. Jeśli dotąd takiego wypadku nie było, to tylko dlatego, że policjanci umieli zawsze z niewoli uciec, a następnie — Rosjanie nie orientowali się, z kim mają do czynienia.
BIECHENSKI JERZY, komisarz Kom. Gł. P. P.
Źródło: „Na Posterunku” 1930 nr 43