Aktualności

XIII Dalsze dzieje bohaterskiego szwadronu policyjnego.

Data publikacji 29.08.2020

Marsz przez puszczą Kurpiowską. Ofensywa wojsk naszych, po przełamaniu oporu nieprzyjaciela, trwała na całym froncie. Żołnierz sowiecki - zdemoralizowany, głodny i przemęczony, klnąc na swych dowódców, nie myślał już o zdobyciu „pańskiej” Warszawy i marzył jedynie o tym, aby ocalić własne życie. Nasze Naczelne Dowództwo, postawiło sobie za zadanie, aby siły nieprzyjacielskie zniszczyć zupełnie i zmusić je do poddania się względnie zepchnąć na terytorium Prus Wschodnich. Zadanie to wymagające ogromnych mas wojska, których nam brakowało, zostało mimo to jednak w znacznej mierze wykonane.

Teren działań wojennych 1-szej armii w tej wielkiej bitwie, którą toczono na przestrzeni setek kilometrów, był szczególnie trudny, poprzecinany bowiem masą rzek, rzeczułek i strumyków, nadzwyczaj lesisty, a często - pełen moczarów i błot.

Szwadron policyjny otrzymał w dniu 20 sierpnia rozkaz oczyszczenia z nieprzyjaciela puszczy Kurpiowskiej. W związku z tym, tegoż dnia pod wieczór, szwadron opuścił Wyszków i wjechał w niezmierzone bory, biorąc kierunek na Ostrołękę. Armia sowiecka po klęskach ostatnich dni cofała, się w bezładzie i wiele jej oddziałów, wzajemnie nie wiedząc o sobie, znalazło się na terenie puszczy. To też na kawalerzystów dywizjonu huzarów śmierci czyhały wszędzie niebezpieczeństwa. Sytuację nieco ułatwiała okoliczność, że ludność miejscowa, składająca się z Kurpiów, była w najwyższym stopniu życzliwie nastrojona dla wojsk naszych i tam gdzie się tylko dało, wojska nasze zawczasu uprzedzano o obecności żołnierzy sowieckich. Dzięki temu niejednokrotnie zyskiwano możność zaatakowania nieprzyjaciela wtedy, kiedy najmniej tego się spodziewał.

W dniu 22 sierpnia, gdy kawalerzyści policyjni już trzecią dobę spędzali na bezustannych walkach z wrogiem, spotkani wśród lasów Kurpiowie zawiadomili kom. Jezierskiego, że w odległej o parę kilometrów smolarni znajduje się oddział sowiecki, składający sią ze 100 ludzi, który ma ze sobą 2 armaty. Na skutek tej wiadomości kom. Jezierski wysłał natychmiast 2 patrole po 10 ludzi: jeden ze st. wachm. Wieczorkiem i plut Majchrzakiem, drugi z plut. Braunem. Po upływie paru godzin patrole spotkały sią z sobą i to w momencie najbardziej decydującym, gdyż oddział sowiecki przygotowywał sią właśnie do odmarszu. Ponieważ nie było czasu do stracenia, więc st. wachmistrz Wieczorek objął natychmiast komendą nad całością i wybrawszy możliwie najodpowiedniejszy moment zaatakował bolszewików. Dowódca oddziału sowieckiego, nie orientując sią, z jakimi siłami ma do czynienia, zdecydował sią dość szybko na poddanie się. W taki sposób w rękach policyjnych kawalerzystów znalazły się dwie zdobyczne armaty, około 100 jeńców, karabiny ręczne, konie z uprzężami i kilka wozów taborowych. Jeńców i zdobycz odesłał natychmiast wachmistrz Wieczorek pod eskortą obu patroli do kom. Jezierskiego.

Ponieważ w międzyczasie dowiedział się on od smolarza, że w pobliżu drobne oddziałki sowieckie, zabrał więc ze sobą plut. Majchrzaka i pojechał z nim na dalszy wywiad. Obaj dojechali spokojnie do wsi Lipniki. Tam Kurpiowie uprzedzili ich, że przed chwilą przybył do wsi patrol kozacki , złożony z kilkunastu ludzi, i że jedzie właśnie w kierunku na Wieczorka i Majchrzaka. O zaatakowaniu nieprzyjaciela we dwóch nie mogło być oczywiście mowy. Obaj więc podoficerowie postanowili gdziekolwiek ukryć się i Kozaków przepuścić spokojnie obok siebie. Ale Kurpiowie widocznie innego byli zdania, gdyż po wymianie porozumiewawczych spojrzeń między sobą zaczęli znikać, i po chwili pojawili się znowu , ale już uzbrojeni w flinty I dubeltówki, a nawet karabiny. Zebrało sią Ich wnet kilkunastu. W ten to, nieoczekiwany zupełnie sposób st. wachm. Wieczorek i plut. Majchrzak stanęli czele oddziału Kurpiów, którzy oddali się im sami pod komendę, zaproponowali natychmiast zaatakowanie kozaków. Wieczorek jako starszy stopniem służbowym objął natychmiast komendą nad całością i rozdzielił oddziałek na dwie części. Wkrótce też kozaków, jadących wolno i ostrożnie, wzięto w ogień z dwóch stron. Już po pierwszej salwie Kozacy rozpierzchli sią na wszystkie strony. Kilku z nich uciekło, kilku natomiast dostało sią do niewoli, byli bowiem bądź ranni, bądź mieli postrzelone konie.

Pozostawiwszy jeńców pod opieką Kurpiów, Wieczorek i Majchrzak powrócili do oddziału, zebrawszy po drodze wiadomości o znajdujących się w okolicy siłach sowieckich.

Akcja myszyniecka.

Szwadron policyjny po oczyszczeniu puszczy Kurpiowskiej, ulegając ogólnemu rozpędowi ofensywnemu, minął bokiem na zachód Ostrołękę i tam zetknął się z cofającymi się oddziałami korpusu Gaja. Korpus ten, cofając sią od Mławy i ciągle wzdłuż granicy Prus Wschodnich, usiłował za wszelką cenę przedrzeć się przez Myszyniec na Kolno i dalej ku wschodowi, byle tylko uniknąć przykrej dla siebie ewentualności przekraczania granicy niemieckiej. Wydobywszy się szczęśliwie z terenu działań naszej V armii, korpus ten znalazł się w przedpolu działań 1 armii, która tymczasem również znacznie zbliżyła się ku Prusom Wschodnim.

W dniu 23 sierpnia oddziały wojsk Gaja zaatakowały i zajęły Myszyniec, słabo zresztą obsadzony, bo tylko przez jeden batalion naszej Brygady Syberyjskiej. W szwadronie policyjnym dowiedziano się o tym od nielicznych zresztą uciekinierów, Powiadomiono więc natychmiast o wytworzonej sytuacji ppłk. Tommego, dowódcę 19 brygady piechoty, oraz dowództwo 1 armii. W związku z wytworzoną sytuacją, na skutek rozkazu dowództwa 1 armii, cały dywizjon huzarów śmierci został odkomenderowany z dowództwa 10 dywizji do dyspozycji 8 dywizji piechoty pułkownika Burchardta Bukackiego. Należy tu nadmienić, że zajęcie Myszyńca przez wojska Gaja uczyniło chwilowo z tego miasteczka poważniejszy punkt oporu dla cofających się wojsk sowieckich. Dowództwo naszej i armii, pomne swych zadań co do najrychlejszego zniszczenia sił wroga, nie mogło do tego dopuścić w żadnym wypadku i zdecydowało, aby korpus Gaja wyprzeć możliwie najszybciej z Myszyńca. W związku z tym utworzono ze składu 17 dywizji piechoty tzw. grupę Myszyniecką pod dowództwem ppłk. Butkiewicza, która wyruszywszy z Przasnysza szła na Brodowe Łąki, Olszynę, a następnie poprzez Wach ku Myszyńcowi. Jednocześnie ze składu 8 dywizji piechoty wydzielono specjalną grupę wypadową pod dowództwem majora Tysieckiego. W skład tej grupy wszedł również szwadron policyjny. Grupa ta już o godz. 6 rano osiągnęła północny skraj Dąbrowy. Z miejscowości tej szwadron został natychmiast skierowany na Lipniki i następnie na Myszyniec. Pod Wykrotem, znajdującym się w odległości paru kilometrów na południe od Myszyńca, szwadron natknął się na poważniejsze siły z oddziałów Gaja, przez które został natychmiast zaatakowany. Bój trwał przez kilka godzin. Kawalerzyści policyjni, pozostawiwszy konie, walczyli pieszo, posługując się własnymi karabinami maszynowymi oraz zdobytymi uprzednio dwoma działami, z którymi, nawiasem mówiąc, obchodzili się dość nieumiejętnie, ale mimo to z dobrym skutkiem.

Bój pod Wykrotem trwał do godz. 16 i został przerwany ze względów dość nieoczekiwanych. Oto od strony Wachu dał się słyszeć głuchy grzmot armat. Zdezorientowało to do tego stopnia obie strony walczące, że na chwilę zaniechano wzajemnego, dość intensywnego ognia. Po upływie jednak kilku minut, gdy strzelaninę wznowiono, nieprzyjaciel rozpoczął odwrót na Myszyniec. Kawalerzyści policyjni, atakując ciągle, poszli za nim. Musieli się jednak cofnąć, skoncentrowana bowiem w Myszyńcu artyleria nieprzyjaciela uniemożliwiła im dalsze posuwanie się naprzód. W rezultacie szwadron znalazł się w bardzo niewyraźnej sytuacji. Niepokojące strzały armatnie od strony Wachu zamilkły wprawdzie, nie zmieniało to jednak stanu rzeczy. Kom. Jezierski i jego oficerowie przypuszczali raczej, że mają na swych tyłach oddziały sowieckie, cofające się na Myszyniec i pozostające w kontakcie ogniowym z naszym wojskiem. Uznając, że szwadron wyznaczone zadanie wypełnił, postanowiono, że podpor. Rozumski i Sarnecki wycofają się z większością ludzi na szosę pomiędzy Wolkowem i Dudami Puszczańskimi, znajdującą się na północo-wschód od Myszyńca, gdzie prawdopodobnie powinien dojść major Tysiecki wraz ze swoją grupą. Natomiast kom. Jezierski zdecydował się pozostać z 20-ma ludźmi na miejscu i sprawdzić, co dzieje się pod Wachem.

Podpor. Rozumski i Sarnecki wyjechali natychmiast w naznaczonym kierunku, prowadząc swych ludzi przez lasy i omijając przezornie w dość znacznej odległości Myszyniec, zajęty, jak wiadomo, przez skoncentrowane siły Gaja. Kom. Jezierski zaś, przy zachowaniu wszelkich ostrożności, rozpoczął swoje działania wywiadowcze. Wkrótce też patrole jego zetknęły się z oddziałami grupy Myszynieckiej pułk. Butkiewicza i cała sprawa co do uprzednio słyszanych strzałów armatnich wyjaśniła się natychmiast. Oto okazało się, że oddziały tej grupy, posuwając się od Przasnysza, zetknęły się pod Wachem z wojskami sowieckimi, z którymi stoczyły krótką wałkę, rozgramiając je. W walce tej użyto dział i właśnie pod Wykrotem słyszano odgłosy tej wałki. Cofnięcie się nieprzyjaciela pod Wykrotem na skutek tylko odgłosów tej armatniej strzelaniny od strony Wachu uważano za szczęśliwy omen i wróżono sobie rychłe zajęcie Myszyńca. Myszyniec rzeczywiście został zajęty w parę godzin później i o godz. 19.30 wojska nasze oraz współdziałający z niemi oddziałek kawalerzystów policyjnych wkroczyły do miasta, które zwycięzcom zgotowało serdeczną, owację.

Korpus Gaja, po utracie Myszyńca, cofał się śpiesznie na Kolno, staczając ciągłe walki z bezustannie atakującymi go naszymi oddziałami. Tegoż jeszcze dnia, 24 sierpnia, około godz. 20 kawalerzyści policyjni, którzy wyjechali z pod Wykrotu, znaleźli się w lesie obok szosy pomiędzy Wolkowem i Dudami Puszczańskimi, tj. na drodze odwrotu oddziałów Gaja. Oddziały te szły zmęczone i bezładne obok szosy, środkiem której jechała artyleria. Nie było czasu na wahania się ani na namysły. Podkom. Rozumski rozdzielił oddział ten na 2 części i zaatakował jednocześnie początek kolumny artyleryjskiej i jej koniec. Rozkaz ten wykonano niezwłocznie. Wśród maszerujących oddziałów sowieckich nastąpiło zamieszanie, atak bowiem przeprowadzony był, z ogromną gwałtownością. Wskutek wytworzonej paniki, maszerujące na przedzie oddziały, nie orientując się, z jakimi właściwie siłami mają do czynienia, uciekały pośpiesznie przed siebie. Kolumny, idące z tyłu, postępowały podobnie, z tą różnicą jednak, że nie mogąc uciekać przed siebie, ani też cofać się ze względu na znajdującą się w pobliżu piechotą naszą, uciekały w lasy. W taki sposób w ręce naszych kawalerzystów wpadło 5 armat wraz z jaszczykami, amunicją i obsługą, końmi i całą masą jeńców. Podkreślić tu należy, że cały ten atak kawaleryjski był niesłychanie zuchwały, bowiem gdyby dowództwo sowieckie zorientowało się, z jakimi siłami ma do czynienia i zarządziło kontrakcję, prawdopodobnie żaden z naszych kawalerzystów nie wyszedłby cało z tej imprezy.

Noc z 24 na 25 sierpnia szwadron spędził na zasłużonym odpoczynku w Myszyńcu. Dzień 25 sierpnia był wyjątkowo pracowity dla szwadronu, gdyż obfitował w bezustanne utarczki z nieprzyjacielem. Dzień ten poza tym uprzytomnił należycie kawalerzystom policyjnym to, z czego nie bardzo dotąd zdawali sobie sprawę, a mianowicie przekonali się oni, że omal od momentu rozpoczęcia ofensywy przez nasze wojska stale działali w pośrodku cofających się sił nieprzyjaciela, a często na ich przedzie. Linie wojsk nieprzyjaciela i wojsk naszych były z sobą pomieszane i stanowiły w pewnym stopniu rodzaj  specyficznego „przekładańca” wojennego. Sytuacja była więc pozornie niewygodna dla obu stron. Wojska nasze górowały jednak nad nieprzyjacielem , owiane były bowiem duchem zwycięstwa i przewagi moralnej. Wieczorem w dniu 25 sierpnia część 33 dywizji sowieckiej zdołała lasami przedrzeć się przez Antonie ku granicy pruskiej i przekroczyć ją. Również pod Lemanem znaczniejsze siły wroga, do 3.000 piechoty, dywizja kawalerii oraz znaczna cześć korpusu Gaja przekroczyły granicę Prus Wschodnich. Oddziały te zostały natychmiast przez Niemców rozbrojone i odesłane w głąb kraju. Pod Lemanem dywizjon huzarów śmierci, działając wspólnie ze szwadronem policyjnym, zaatakował 3 szwadrony kozaków. Atak ten, przeprowadzony z nadzwyczajna energią , zakończył się zwycięsko. Znaczna część Kozaków została wycięta, zdobyto 10 karabinów maszynowych i zabrano do 100 jeńców, 80 koni i masę broni ręcznej. Również wpadły w ręce kawalerzystów tabory kozackie, obficie zaopatrzone. W ataku tym kawalerzyści policyjni wykazali swą wyjątkową wartość bojową i dowiedli niezwykłej umiejętności władania szablą.

W dniu 25 sierpnia zostały zlikwidowane właściwe siły sowieckie na terenie objętym działaniami i armii. Część wojsk sowieckich wyginęła w toczonych walkach względnie dostała się do niewoli, części zaś udało się przedrzeć do granicy niemieckiej i przekroczyć ją. To też 8 dywizja piechoty, w skład której wchodził ostatnio szwadron P. P., zaczęła powoli wycofywać się ze zlikwidowanego już frontu. W pierwszych dniach września cala ta dywizja odeszła do Małopolski Wschodniej. Znaczne oddziały kawalerii, a również i dywizjon huzarów śmierci, pozostały jednak na miejscu, celem wyłapywania po lasach uciekinierów sowieckich. Uciekinierów tych, tworzących zbrojne bandy, pełno jeszcze było wśród borów puszczy Myszynieckiej. Zlikwidowanie tych, band ze względu na lesisty teren nie należało do zadań łatwych. Szwadron policyjny, rozkwaterowawszy się w Wolkowie, akcje te prowadził do 29 sierpnia włącznie. W tymże dniu wieczorem, z rozkazu 8 dywizji piechoty szwadron odjechał z Wolkowa do Ostrołęki i następnie do Rydzewa, kończąc tym samym okres tzw. akcji myszynieckiej.

W akcji tej wyróżnili się następujący szeregowi: wachmistrz Kurowski, który jako dowódca karabinów maszynowych w dniu 24 sierpnia w boju pod Wykrotem wysunął się osobiście z karabinem maszynowym przed własne prawe skrzydło, omal pod stanowiska nieprzyjaciela i rozpoczął energiczny ogień, a gdy karabin maszynowy zaciął mu się i nieprzyjaciel, korzystając z tego, bardzo silnie ostrzeliwał go, Kurowski stanowiska swego nie opuścił, zdołał karabin maszynowy doprowadzić do porządku i rozpocząć swój ogień na nowo. W rezultacie zmusił nieprzyjaciela do cofnięcia się, a przez to do załamania się jego linii, co ułatwiło później kontrnatarcie naszych kawalerzystów. Również w dniu 25 sierpnia pod Lemanem, gdy szwadron cały walczył z 3 szwadronami kozaków, którzy cofając się usiłowali uprowadzić swoje tabory, Kurowski, działając z niezwykłą przytomnością umysłu, pomimo nadzwyczaj niedogodnej dla siebie sytuacji, potrafił tak pokierować ogniem podległych sobie karabinów maszynowych, że nie dopuścił do odwrotu taborów nieprzyjaciela, które wpadły w nasze ręce.

Niemniejszą przytomnością umysłu i męstwa wykazał się plutonowy Majchrzak, który pod Lemanem, z własnej inicjatywy, widząc brak opanowania u jednego z szeregowych, obsługujących karabin maszynowy, usunął go i osobiście kontynuował ogień. Pomimo wzmożonej kontrakcji nieprzyjaciela wysunął się ze swoim karabinem maszynowym jeszcze bardziej naprzód, czym zmusił nieprzyjaciela do gwałtownego odwrotu i porzucenia własnych karabinów maszynowych, co przyczyniło się później do zwycięskiego zakończenie boju. Zasługa plut. Majchrzaka Jest tym większa, że nie był on fachowo obznajmiony z obsługą karabinu maszynowego i bronią tą posługiwał się zupełnie okolicznościowo.

Na niemniejszą pochwałę od obu wymienionych zasługuje również plut. Bedner Adam, który pod Lemanem, działając pojedynczo, rzucił się na jeden z karabinów maszynowych nieprzyjaciela i zdobył go, a następnie tymże karabinem zaczął ostrzeliwać uciekającego w popłochu nieprzyjaciela.

*  *  *

Wobec kompletnego ukończenia akcji oczyszczania okolic Myszyńce z rozbitków armii sowieckiej praca bojowa szwadronu policyjnego ograniczyła się do czynności patrolowych. W dniu 8 września szwadron wraz z całym dywizjonem wyjechał z Rydzowa do Kołbieli, stamtąd zaś do Starej Wsi, gdzie pozostawał do 13 września, i następnie w dniu 14-go września szwadron powrócił do Warszawy.

Dowództwo dywizjonu .Huzarów Śmierci” z przykrością rozstawało sią i naszym szwadronem. To też na pożegnania ofiarowało mu swój emblemat - biało-czarną wstęgą i napisem „Za honor i Ojczyznę”, dowódca zaś dywizjonu, porucznik Nowicki, wystosował do kom. Jezierskiego następujące pismo:

„W polu dn. 13 . IX . 20 r. Do dowódcy Szwadronu Policji Konnej Łódzkiej, faktycznie przydzielonego Jako 3-ci szwadron do Dywizjonu „Huzarów Śmierci” podporucznika Jezierskiego Andrzeja. Dar pamiątkowy. W pamięci wspólnej krwawej i owocnej pracy w obronie Ojczyzny od dnia 12 sierpnia 1920 r. do 14 września 1920 r. ofiarowuje się emblemat Dywizjonu „Huzarów Śmierci” - biało czarną wstęgę na znak szwadronowy z napisem „Za honor i Ojczyznę”. (—) Józef Siła Nowicki, porucznik i Dowódca Dywizjonu.

Dokument tan, zaopatrzony pieczęcią dywizjonu, został wręczony kom. Jezierskiemu przez por. Nowickiego, równocześnie z wyżej wspomnianą biało - czarną wstęgą, przed frontem wszystkich szwadronów dywizjonu, które prezentowały broń.

Pobyt szwadronu w Warszawie przedłużył się do 18 września, w którym to dniu szwadron wyjechał do Łodzi przez Błonie, Sochaczew, Łowicz, Główno i Łagiewniki. Wszędzie witano żołnierzy policyjnych z całą serdecznością i entuzjazmem. Najserdeczniej jednak i najbardziej owacyjnie powitano ich w rodzinnym mieście - w Łodzi. Do miasta swego wjeżdżali oni poprzez bramy triumfalne, przy których witali ich przedstawiciele władz z wojewodą łódzkim Kamieńskim na czele, przedstawiciele wojskowości, prezydent miasta i tłumy publiczności, które kompletnie zarzuciły ich kwiatami. Na cześć żołnierzy policyjnych - miasta Zgierz i Łódź wydały bankiety.

Szwadron policyjny był w szczęśliwszej sytuacji od 213 o. p. p., gdyż miał możność walczenia z wrogiem. I walczył wszędzie po bohatersku, jak przystało na żołnierza i policjanta polskiego. To też dzieje bojowe tego szwadronu zostaną zapisane złotymi zgłoskami w dziejach korpusu Policji Polskiej. O żołnierzach policyjnych, którzy w tym szwadronie walczyli, możemy bez przesady powiedzieć, że „nie było imprezy, na którą nie byliby gotowi się porwać”.

Źródło: "Na Posterunku" 1930 Nr 44/ fot: NAC; Archiwum Ośrodka Karta

  • Opatrywanie polskiego żołnierza rannego w bitwie pod Radzyminem
  • Zwiad kawaleryjski 2 Pułku Ułanów Grochowskich
  • Żołnierz składa meldunek oficerowi
Powrót na górę strony