ZABÓJSTWO W SMOLNICY.
Dnia 11 września 1930 po północy zostałem wezwany do Smolnicy, koło Krościenka w powiecie dobromilskim, celem udzielenia pomocy lekarskiej tam zamieszkałej, rzekomo ciężko pobitej Rozalji Zewko.
Po przybyciu tam zastałem już przed domem komendanta posterunku P. P. i posterunkowego z Krościenka. Dom budowany, składa się z 3 ubikacyj i obszernej sieni. Sień, która leży z boku, i jedną izbą zajmuje rodzina Zewko, drugą zaś część domu, przedzieloną ścianą, zajmuje rodzina Koiodzińskich. Obie kobiety są siostrami. Sień służyła obu rodzinom do młócenia zboża. W izbie Zewki stał piec piekarski, który on rozebrał, i zaczął stawiać nowy i większy, wsuwając pół pieca do sieni. Przez to czuli się Kołodzińscy pokrzywdzeni, bo sień stała się mniejszą i na tem tle powstały między nimi sprzeczki i niesnaski. Celem załagodzenia sprawy zebrała się w dniu krytycznym pod wieczór Rada Gminna z naczelnikiem w izbie Zewki. Podczas obrad padł Wasyl Zewko trupem, a żona jego Rozalja odniosła kilka potłuczeń i ran na głowie i na czole. Izba była słabo oświetlona, w kącie stał piec piekarski do połowy wymurowany, na podłodze w izbie rumowisko, gruzy, kupa kamieni, cegły, gliny i błota. Na łóżku leżał zabity Wasyl Zewko, a na podłodze żona jego jęczała, skarżąc się na ból głowy.
Taki stan zastałem po wejściu do tej izby. Oglądałem pobitą i po oczyszczeniu ran założyłem opatrunek. Oglądałem również zabitego i stwierdziłem na jego plecach 2 rany po 2 cm. długie i 1/2 cm. szerokie, o brzegach równych, ostrych i gładkich, wgłąb drążące. Rany te zostały zadane narzędziem twardem, ostrem, plaskiem, jak nożem lub sztyletem, z wielką siłą; ostre to narządzie przebiło płuco, a może i serce, powodując silny krwotok wewnętrzny, a w następstwie śmierć. Stało się to tak nagle i niespodzianie, że nikt z obecnych tego nie widział i nie mógł podać, kto to uczynił.
Przypuszczam, że niejeden wiedział, kto te śmiertelne ciosy zadał, ale ze względu na to, że zajście było między krewnymi, nie chciał winowajcy zdradzić. Nawet pobita żona zabitego nie podała, kto ją pobił.
Na ławce w tej izbie siedział skulony młody chłop, mizernie wyglądający, zasmucony, a był to zięć denata. Podejrzenie padło na niego, ale wszyscy stwierdzili, że jest on spokojnym człowiekiem, pracowitym, że żył w zgodzie z teściem i nie miał powodu takiego czynu się dopuścić. Trzeba więc było śledztwo w innym kierunku prowadzić.
Wszedłem z komendantem do mieszkania Kołodzińskich. Tam siedziała matka przy stole, a córki kręciły się po izbie. Matka opowiadała, że zięć Zewki ją pobił i że on prawdopodobnie teścia zabił. Gdy się po izbie rozglądnąłem, spostrzegłem na łóżku leżącego mężczyznę w ubraniu i w obuwiu. Ma moje wezwanie wstał i przystąpił do mnie. Był to 17 letni Mirosław Kołodziński. Ma moją uwagę, jak można tak spokojnie leżeć, a może i spać, skoro za ścianą pod tym samym dachem leży stryj jego zabity, powiedział, że go to nic nie obchodzi, że o niczem nie wie, że tam nie był. Na moje pytanie, czem się zajmuje, odpowiedział, że robi cały tydzień w lesie przy glinie, że wieczorem z roboty wrócił. Oglądałem jego ręce, i były czyste, tylko na grzbiecie ręki lewej były 2 małe ślady gliny, ubranie i obuwie również były czyste. Gdy kazałem mu rozpiąć surdut i kamizelkę, spostrzegłem na nim nieco podartą, ale białą, czystą, świeżo wypraną koszulę. Zwróciłem mu uwagę, że to mi się wydaje podejrzanem, gdyż chłop wdziewa koszulę czystą w niedzielę, a ta przy robocie staje się w krótkim czasie przepocona, brudna, a jego po 5-dniach jest taka czysta. Ma to nie mógł dać żadnej odpowiedzi.
To mi wystarczyło. Komendant posterunku podzielił moje zdanie, że mamy przed sobą zabójcę i wyjechałem nad ranem do domu. Później dowiedziałem się, że Mirosław Kołodziński przesłuchany na posterunku policji przyznał się do czynu, podając za powód, że stanął w obronie matki, którą ś. p. Wasyl Zewko bił.
Wkońcu doszedłem do przekonania, że zajście miało przebieg następujący: podczas kłótni i szamotania się upadła Kołodzińska na kupę kamieni, na nią padł ś. p. Wasyl, a syn wtedy zadał mu te 2 śmiertelne ciosy w plecy. Rozalja Zewko potłukła się prawdopodobnie o kamienie. Ponieważ wśród ogólnego zamieszania nikt z obecnych nie widział, kto Wasyla zabił, byłaby sprawa ta poszła w niepamięć, gdyby czysta koszula nie była naprowadziła na właściwego zabójcę.
Dr. N. Heftler.
Na posterunku 45/1930