Dawne polskie Boże Narodzenie
Święta Bożego Narodzenia od razu zmieniały dotychczasowy pobożny i skupiony nastrój życia domowego.
Wieczerza wigilijna, ta prawdziwie polska uroczystość rodzinna, odbywała się zgodnie z panującymi od wieków zwyczajami, śród których pewne sięgały jeszcze czasów pogańskich. Aczkolwiek dziś wiele z nich zanikło i uległo zmianie, to jednak można i obecnie spotkać domy, w których pewne zwyczaje dotąd się zachowały. Do stołu zasłanego obrusem, pod którym musiało leżeć siano lub słoma, bardzo często poza samą rodziną zasiadała również służba. Dla nieobecnych przygotowywano przy stole miejsce, jak zresztą i dla zmarłych, którym też zazwyczaj jadło pozostawiano lub wynoszono przed dom. Uczta rozpoczynała się z chwilą, gdy na niebie zajaśniała pierwsza gwiazda. Najpierw wzajemnie dzielono się opłatkiem, życząc sobie: „bodajbyśmy na przyszły rok łamali go z sobą"- Potraw podawano kilkanaście, przy czym nie do rzadkości należały trzy zupy oraz dwanaście dań z ryb.
Tak dziś popularnej i powszechnie przyjęte choinki przodkowie nasi nie znali. Zjawia się ona stosunkowo niedawno, mniej więcej sto lat temu. Dawniej bowiem w dniu wigilijnym w domach polskich nie choinka, a snopy żytnie w kątach izby stały.
Nie polskim jest również zwyczaj obdarowywania dzieci podarkami w dniu 6 grudnia — na św. Mikołaja. Przyjął się on w Polsce stosunkowo niedawno. Jeszcze kilkanaście lat temu ów zażywny, pulchniutki, uśmiechnięty staruszek z siwą brodą, obładowany przeróżnymi zabawkami, znany był przez dzieci nie jako św. Mikołaj, lecz zwykły polski gwizd lub gwiazdor, który przybywał z darami w dniu wigilijnym. Najdawniejszym natomiast i prawdziwie polskim zwyczajem było obdarowywanie dzieci prezentami nie kiedy indziej, jak w dniu 28 grudnia—na św. Młodzianków.
Okres świąt Bożego Narodzenia obchodzili przodkowie nasi hucznie i wesoło, podejmując się wzajemnie przy stołach biesiadnych, uginających się wprost pod ciężarem obfitego jadła, które „pieczono i warzono pieprzno, słono i kwaśno, aby lepiej do trunków zaostrzało pragnienie".
Rozdawano też sobie wówczas wzajemnie prezenty czyli tzw. kolędę. Zbierali tę kolędę wtedy i księża oraz organiści i parobcy, odwiedzając dwory i chaty, gdzie im składano przeróżne dary. Kolędy słowne natomiast rozdawali w kościele w czasie kazań księża, „co rzecz arcymiła była, kiedy to dowcipnie temu pieluszki, temu żłóbek, temu stajenkę na kolędę dawano".
W dniu św. Szczepana w zwyczaju było obsypywanie się w kościele owsem, który też w tym dniu święcony był do siewu. Przede wszystkim jednak owies poświęcony rzucano na księdza „na przypomnienie męczeństwa i kamienowania Szczepana św.‘‘. W niektórych okolicach w czasie świąt „szczęścia szukano", kradnąc cokolwiek z dobytku tego sąsiada, któremu się lepiej powodziło.
Nie zapominając o Bogu, tłumnie przybywano na nabożeństwa do świątyń, gdzie z ochotą śpiewano kolędy oraz brano udział w wystawianych przez kościół widowiskach okolicznościowych. Zwyczaj wystawiania jasełek przywędrował do nas z Włoch. „Na takie jasełka — jak pisze Kitowicz — sadzili się jedni nad drugich, najbardziej zakonnicy... a gdy te jasełka rok rocznie w jednakowej postaci wystawiane, jako martwe posągi, nie wzniecały w ludziach stygnącej ciekawości, przeto Reformaci, Bernardyni i Franciszkanie dla większego powabu ludu do swoich kościołów, jasełkom przydali ruchawości, między osóbki stojące mieszając chwilami ruchome, które przez szpary w rusztowaniu na ten koniec zrobione, wytykając na widok braciszkowie zakonni, lub inni posługacze klasztorni, rozmaite figle niemi wyrabiali... które to fraszki dziecinne tak się ludowi prostemu i młodzieży podobały, że kościoły napełnione bywały spektatorem, podnoszącym się na ławki i na ołtarze włażącym; a gdy ta zgraja, tłocząc się i przemykając jedna przed drugą, zbliżyła się nad metę założoną do jasełek, wypadał wtenczas z pod rusztowania, na którym stały jasełka, jaki sługa kościelny z prętem, i kropiąc nim żywo bliżej nawinlonych, nową czynił reprezentację, dalszemu spektatorowi .. Tak owe reprezentacye ruchomych jasełek bywały prawda w godzinach od nabożeństw wolnych, to jest między obiadem i nieszporami, ale śmiech, rozruch i tumuld nigdy w kościele czasu ani miejsca znajdować nie powinien". Nic więc dziwnego. że widowiska te usunięto z kościołów. Dziś pozostałości tych przedstawień religijnych zachowały się w kolędach i szopkach.
W niektórych kościołach klasztornych wystawiono również kołyskę z Dzieciątkiem Jezus. Wokół kołyski gromadzili się wierni, a kołysząc ją śpiewali pleśni religijne.
Nie zapomniano podczas świąt i o zwierzętach. Jadło wigilijne, a nawet opłatek wynoszono do obór i stajen, gdyż wierzono, że „bydłu, które takowe potrawy, w wigilię warzone, jada, czarownice i guślarkl zaszkodzić nie mogą". Zresztą zwyczaj ten w niektórych okolicach jeszcze po dziś dzień Jest praktykowany. Rzucano też przed siebie resztki potraw ze stołu wigilijnego dla wilków, ufając, że w ten sposób najlepiej się zabezpiecza przed ich niepożądanymi wizytami w ciągu całego roku.
Dzień przyjścia na świat Dzieciątka Jezus był dniem powszechnej zgody i pokoju. Darowywano sobie wzajemnie winy, puszczano w niepamięć urazy. Pasterki tłumnie gromadziły wiernych, którzy w rozmodleniu, kornie prosili:
Podnieś rękę, Boie Dziecię,
Błogosław krainę miłą —
W' dobrych radach, w dobrym bycie,
Wspieraj jej siłę swą siłą...
Źródło: Na Posterunku 52/1938 str. 20