Aktualności

Uciekał podkopem

Data publikacji 24.01.2021

Mieszkający obecnie w Belgii, urodzony w 1912 r. w Częstochowie Marian Kopydłowski ma tak barwny życiorys, że mógłby posłużyć za fabułę filmu przygodowego.

Częstochowianin zaraz po odbyciu służ­by wojskowej w siódmej kompanii te­legraficznej w podjasnogórskim grodzie w 1935 r. wstąpił do Policji Państwowej. W na­stępnym roku ukończył Normalną Szkołę Fa­chową PP w Mostach Wielkich (36 km na wschód od Rawy Ruskiej, obecnie na Ukrainie) dostał przydział służbowy do Posterunku PP w Pełkiniach w pow. jarosławskim (woj. lwow­skie).

Wiosną 1939 r. posterunkowy Kopydłowski skierowany został do Warszawy na kurs in­struktorów sportu (kierownikiem szkolenia był Feliks Stamm, późniejszy trener polskich bokserów), po ukończeniu którego z dniem 2 września podjął służbę w Komendzie Powia­towej PP w Drohobyczu. 17 września, gdy Ro­sjanie zajęli wschodnie rubieże II Rzeczypo­spolitej, szykujący się do ewakuacji policjanci zostali zaatakowani przez Ukraińców; ośmiu Polaków zginęło. 20 września post. Kopydłow­ski wraz z kilkoma policjantami przekroczył granicę i następnego dnia w Domes Estergom na Węgrzech został internowany.

Po dwóch tygodniach, gdy obóz internowa­nych znajdujący się na przedmieściach Buda­pesztu obiegła wieść, że we Francji tworzone ma być polskie wojsko, Kopydłowski uciekł z miejsca odosobnienia, po czym okrężnymi drogami dotarł do Francji, by ostatecznie 22 października 1939 r. zostać zakwaterowanym w obozie Coetguidan pod numerem 3967 i przydzielonym do plutonu żandarmerii. Już ja­ko żandarm 1 dywizji grenadierów wyruszył na front w rejon Lotaryngii; stamtąd też, po podpi­saniu zawieszenia broni, zaczął uciekać przed niemiecką ekspansją na południe. Ostatecznie dostał się do Szwajcarii i tu ponownie został in­ternowany. Praca na roli nie odpowiadała jednak jego żołnierskiemu sercu. 15 sierpnia 1941 r. oddalił się z miejsca zakwaterowania i po wielu dniach tułaczki dotarł do Auch w hrab­stwie Armagnac, gdzie zgłosił się do Polskiego Ośrodka Demobilizacyjnego. A że chciał wal­czyć bronią, nie łopatą (ośrodek wydawał skie­rowania do pracy), po paru tygodniach odpo­czynku wyruszył w dalszą drogę. Pociągiem dotarł do Lourdes, potem do Cloron, stąd zaś, przez Pireneje, idąc nocami, dotarł wraz z kil­koma towarzyszami niedoli do Novallas w Hisz­panii.

Tam wpadli w ręce patrolu i zostali osadzeni w faszystowskim obozie pracy w Mirandę de Ebro. W otoczonym drutami kolczastymi obo­zie przebywało około tysiąca polskich żołnierzy i kilka tysięcy wojaków innych narodowości. Wśród nich - czytamy na zniszczonym skraw­ku hiszpańskiej gazety donoszącym o zatrzy­maniu 4 Polaków - „...Mariano Copydcowski, 31 lat, sierżant żandarmerii polskiej”.

Obóz Miranda de Ebro miał ponurą opinię. Nikt z niego nie uciekł, a jedyny człowiek, któ­ry próbował to uczynić, został zastrzelony przez strażnika. Nie bacząc na zagrożenia, Polacy podjęli próbę ucieczki. Już 18 czerwca 1942 r., po sześciomiesięcznym drążeniu pod­kopu (wejście do ziemianki mieściło się pod oł­tarzem obozowej kaplicy) Marian Kopydłowski i jego dwaj koledzy - Władysław Parylak i Leon Orzechowski - wydostali się poza druty. Praca przy drążeniu 25-metrowej długości tunelu nie poszła na marne.

Uciekinierzy dotarli do odległego o prawie 100 km Bilbao i zgłosili się do przygotowanego przez wywiad angielski punktu kontaktowego, stąd po 6 tygodniach zostali przerzuceni do San Sebastian, by ostatecznie dotrzeć do Ma­drytu. Tu utknęli, gdyż kanał przerzutowy został „spalony”. Dopiero po dwóch miesiącach przymusowego odpoczynku dotarli, jako oby­watele Kanady, do Gibraltaru, skąd zostali za­brani do Anglii okrętem wracającym z Afryki. Zanim jednak włączono ich do tworzonej w Szkocji polskiej armii, musieli przejść „kwaran­tannę” w Patriotic School w Londynie. Gdy okazało się, że nie są szpiegami, mogli się przemieścić na północ Wysp Brytyjskich. Boże Narodzenie 1942 r. spędzili w gronie polskich żołnierzy.

17 lipca 1944 r., gdy 1 Polska Dywizja Pan­cerna znalazła się w obozie w Aldershot pod Londynem, stanowiącym etap dla wszystkich dywizji 21 grupy armii marsz. Montgomery’ego przed zaokrętowaniem do inwazji w Norman­dii, na jadącego motocyklem ogniomistrza Kopydłowskiego wpadł amerykański samochód. Polak ze złamaną nogą znalazł się w lazarecie. Nie po to jednak żandarm-policjant przekradał się przez tyle granic, by najważniejszy moment wojny przeleżeć w łóżku. Z nogą w gipsie wy­lądował na Kontynencie, po czym wraz z 1 Dy­wizją wyzwalał kraje Beneluksu. Tam właśnie, w miasteczku Willebroek k. Antwerpii, poznał swą późniejszą małżonkę, do której po zde­mobilizowaniu w 1947 r. w Niemczech powró­cił. Służbę wojskową ukończył w stopniu star­szego ogniomistrza.

Co prawda, po zakończeniu drugiej wojny światowej już nie wrócił do Polski, ale sławi jej imię przy każdej okazji, organizuje pomoc cha­rytatywną, uczestniczy wżyciu organizacyjnym Polonii, utrzymuje korespondencyjny kontakt z częstochowską policją. Nie zapomina też o swych polskich krewnych, których co pewien czas gości pod swym dachem.

Źródło: Gazeta Policyjna/ Marian Kotarski, nr 16/1998, s. 9, zdj. A. Woroniecki

  • Marian Kopydłowski z małżonką w 1948 r.
Powrót na górę strony