Aspirant Adamczyk i jego rodzina
Michał Adamczyk, przedwojenny policjant, ofiara zbrodni katyńskiej, ma swój dąb przy szkole podstawowej w Sadowej pod Warszawą. Teraz dotarliśmy do jego rodziny.
O akcji sadzenia dębów pamięci na 70. rocznicę zbrodni katyńskiej pisaliśmy dwukrotnie. Po raz pierwszy w lipcu ubiegłego roku w artykule „Dąb aspiranta Adamczyka”. Jeszcze wtedy o rodzinie nie wiedzieliśmy nic. W szkole, przy której posadzono drzewko, także nie mieli żadnych wiadomości.
KOMENDANT Z ŁOSIC
W połowie listopada ub.r. do redakcji zadzwonił mł. insp. Dariusz Borkowski, komendant powiatowy z Łosic, informując, że u niego na uroczystości patriotycznej była... Krystyna Krzyszkowiak, córka asp. Michała Adamczyka. Okazało się, że zarówno ona, jak i jej siostra mieszkają w Warszawie. Co więcej, Krystyna Krzyszkowiak w latach 1992-95 była przewodniczącą Rady Federacji Rodzin Katyńskich. Nikt nie skojarzył nazwisk i gdyby nie szef łosickich policjantów, artykuł ten mógłby jeszcze długo nie powstać.
Krystyna Krzyszkowiak znana jest na tamtym terenie, gdyż jej ojciec był ostatnim przedwojennym komendantem posterunku w Sarnakach, podległym pod Łosice. Po wojnie rodzina jeszcze przez kilka lat mieszkała w tym miejscu. Pani Krystyna należy do Towarzystwa Miłośników Ziemi Sarnackiej. W 70. rocznicę napaści sowieckiej na Polskę była w Łosicach na uroczystości nadania imienia Męczenników Katynia jednemu ze skwerów w mieście. Na pamiątkowej tablicy widnieje nazwisko jej ojca. Obecny komendant łosickiej policji Dariusz Borkowski odczytał wtedy Apel Poległych. Z ziemi łosickiej w zbrodni katyńskiej zginęło dziesięciu funkcjonariuszy Policji Państwowej, awansowanych pośmiertnie do stopnia aspiranta: Tomasz Kazimierczak, Józef Reszko, Wiktor Śnieżek, Michał Adamczyk, Feliks Kuć, Antoni Kosmala, Józef Szpura, Józef Burzyński, Antoni Laskowski i Piotr Ciepliński.
W Święto Niepodległości Krystyna Krzyszkowiak była z kolei w Sarnakach, gdzie na uroczystości opowiadała o swoim ojcu.
Z WOJSKA PRZEZ KOP DO POLICJI
Do suchych, encyklopedycznych informacji, które do tej pory mieliśmy, doszły relacje najbliższych.
Michał Adamczyk urodził się 10 września 1903 r. w Warszawie. Wychowywał się w Mokrej Wsi między Tłuszczem, Wyszkowem a Wołominem. W 1918 r. jako piętnastolatek brał udział w rozbrajaniu Niemców, dwa lata później jako ochotnik bronił Polski przed nawałą bolszewicką. Służył w I Pułku Ułanów Krechowieckich. Potem w Korpusie Ochrony Pogranicza. Doskonale poznał wschodnie tereny Rzeczypospolitej. W 1928 r. wstąpił do Policji Państwowej. Pracował w Kamieniu Koszyrskim, Pniewnie, Kowlu, a później na Podlasiu w Węgrowie i w Skórcu.
- Gdy ojciec przebywał na rodzinnej ziemi, poznał naszą przyszłą mamę Helenę Klatt - opowiada Krystyna Krzyszkowiak.
- Ślub wzięli w 1932 r. w Radzyminie. Zamieszkali w Węgrowie, gdzie przyszedł na świat jedyny syn, najstarszy z trójki rodzeństwa Ryszard, obecnie mieszkający w Niemczech.
W 1933 r. Michał Adamczyk ukończył w Warszawie kurs specjalny dla komendantów posterunków Policji Państwowej.
Od 1934 r. kierował posterunkiem w Skórcu. Tam urodziła się córka Irena. W 1937 r. na własną prośbę został przeniesiony do Sarnak. W wojsku odznaczany za dzielność, na rok przed wojną został uhonorowany za służbę w policji Brązowym Krzyżem Zasługi.
W Sarnakach Adamczykowie mieszkali w domu, którego połowę stanowił posterunek, a połowa przeznaczona była na mieszkanie dla komendanta i jego rodziny. Sielskie życie trwało dwa lata. W pierwszych dniach września 1939 r. na Sarnaki spadły bomby. St. przod. Michał Adamczyk wywiózł rodzinę do majątku państwa Peryczów położonego na uboczu w lesie.
- Po jakimś czasie ojciec przyjechał tam pożegnać się - mówi Krystyna Krzyszkowiak. - Mama opowiadała, że było to 11 września. Wtedy mama nosiła mnie już pod sercem, choć ojciec nigdy nie dowiedział się, że ma trzecie dziecko... Ja taty nigdy nie poznałam.
KARTKA Z OSTASZKOWA
Komendant Adamczyk poszedł na wojnę razem ze swoimi podwładnymi: Feliksem Kuciem, Wiktorem Śnieżkiem i policjantem Pawłowskim. Tylko tego ostatniego nie ma na liście katyńskiej, gdyż odłączył się po drodze, aby odwiedzić rodzinę w Chełmie i już nie wrócił pod komendę. Z policjantami wyruszyli harcerze, którym jednak komendant Adamczyk, widząc, że sytuacja staje się coraz bardziej niebezpieczna, nakazał powrót.
- Podczas przemieszczania się na wschód ojciec spotykał wielu znajomych - opowiada pani Krystyna. - Między innymi organistę z kościoła w Sarnakach. Ten, otwierając walizkę, zaproponował mu przebranie w cywilne ubranie. Ojciec stanowczo odmówił, tłumacząc, że ma do wypełnienia rozkazy. Organista opowiedział tę historię mamie po powrocie do Sarnak. Niedługo potem ojciec wraz z innymi policjantami dostał się do sowieckiej niewoli.
Trafił do obozu w Ostaszkowie. Rodzina długo nie wiedziała, co się z nim dzieje.
- Była wiadomość od kolegi, żołnierza spod Sarnak - mówi córka przedwojennego policjanta. - Ten człowiek przyszedł do mamy i powiedział, że tata, będąc jeszcze gdzieś za Brześciem, dał mu list. Policjantów zatrzymywano wszystkich, jego jako żołnierza wypuszczono. Ten człowiek został jednak zrewidowany na Bugu i wyrzucono wszystkie listy, jakie miał. Mama powiedziała wtedy, że jej się śniło, że dostała list od Mitka, tak nazywała naszego tatę, ale był tak rozmazany, że nic nie mogła przeczytać.
Wiadomość od ojca przyszła na początku 1940 r.
-Wtedy chodziło się na pocztę, aby odebrać listy - wspomina Irena Erchard, starsza córka asp. Adamczyka. -Poszliśmy tam z bratem, ja miałam cztery lata, a Rysio sześć. Była umówiona godzina, na którą przychodzili ludzie spodziewający się korespondencji. Trudno opisać, co przeżyliśmy, kiedy wyczytano, że jest do nas list od taty. Było hurra i skakanie. Pędziliśmy z tą kartką ile sił w nogach do domu, przewracaliśmy się w śniegu, ale cały czas biegliśmy. I jedno, i drugie chciało powiedzieć mamie, że jest list od tatusia - głos pani Ireny łamie się.
Pani Irena jest podwójnie naznaczona piętnem Katynia, gdyż w Charkowie leży zamordowany w tej samej zbrodni ojciec jej męża Stefan Erchard. Z kolei ojciec chrzestny Krystyny Tadeusz Perycz został wraz z dwoma synami rozstrzelany przez Niemców w 1943 r. na rynku w Siedlcach.
Kartka z Ostaszkowa jest do dzisiaj przechowywana jako największa rodzinna relikwia. Każde z rodzeństwa zna ją na pamięć, a jednak przy kolejnym czytaniu zawsze kręci się w oku łza.
PAMIĘĆ 0 OJCU I MĘŻU
W 1940 r. w Sarnakach przyszła na świat pani Krystyna. Dwa miesiące później jej ojca zabito w Twerze (wtedy Kalininie) i wrzucono do dołów śmierci w Miednoje, gdzie na zawsze miały być ukryte przed światem. Krystynę ochrzczono dopiero w 1941 r., bo wszyscy czekali na powrót ojca, aby razem wybrać imię.
Żona przedwojennego komendanta pod pseudonimem „Perła” zaangażowała się w konspirację. Była „skrzynką kontaktową” dla podziemia, dzieci często przenosiły wiadomości.
Helena Adamczyk zmarła w 1977 r. w Warszawie, do końca czekając na męża. Poszukiwania przez Czerwony Krzyż nie dały rezultatu. Wiedziała o Katyniu, ale mimo to łudziła się, że może jej Mitek przeżył gdzieś na Syberii i jeszcze wróci. Nigdy nie wyszła powtórnie za mąż.
Lata powojenne - rodzinie przedwojennego policjanta pomogli przetrwać okoliczni mieszkańcy, którzy pamiętali, jakim człowiekiem był komendant Adamczyk.
Wdowie i sierotom po funkcjonariuszu PP odmówiono w komunistycznej Polsce prawa do renty. Znowu pomogli dobrzy ludzie, m.in. administrator browaru w Sarnakach, który zatrudnił panią Helenę i jej syna, aby mieli ubezpieczenie.
Nazwisko Michała Adamczyka figuruje na piątej pozycji listy NKWD z datą 20 kwietnia 1940 r.
Pani Krystyna od lat kultywuje pamięć o ojcu. W publikacjach i wystawach przypomina także postać zmarłego przed siedmioma laty męża - Zdzisława Krzyszkowiaka, lekkoatletę, mistrza olimpijskiego z 1960 r. w biegu na 3000 m z przeszkodami, rekordzistę Polski, Europy i świata. Ale to już całkiem inna historia...
Źródło: POLICJA 997 luty 2010 r. str. 22 PAWEŁ OSTASZEWSKI zdj. autor i z archiwum Krystyny Krzyszkowiak