Aktualności

KOMISARIAT Z „BEVERLY HILLS" 1/2

Data publikacji 25.02.2021

Budynki są niemymi świadkami historii, czasem żal, że nie potrafią przemówić, choć niekiedy lepiej, iż nie zdradzają swoich tajemnic. W II RP Policja Państwowa mierzyła się z poważnymi problemami lokalowymi, a warunki panujące w wielu posterunkach spełniały ostry spartański rygor. Aby zaradzić trudnej sytuacji w 1928 roku zatwierdzono projekt modelowego, funkcjonalnego posterunku o estetycznej bryle opracowanego przez wojskowego architekta inż. płk. Filipowskiego. Alternatywnie adaptowano dla potrzeb policji budynki mieszkalne. Warto wspomnieć komisariat w szczególnym, podwarszawskim Konstancinie, którego obsada miała pilnować mieszkańców sielskiego miasta-ogrodu, w którego harmonijna egzystencja sprawia, że wydało się ono bezpieczne i wolne od jakichkolwiek występków.

Budynek ten służył funkcjonariuszom od lat 20-tych XX w. do współczesności stając się  tym samym łącznikiem pomiędzy różnymi epokami.    

Każde miasto na świecie ma swoje „Beverly Hills”, enklawę dla ludzi zamożnych, ludzi biznesu, świata polityki, ekranu. Ludzi, którym powiodło się w życiu, których status materialny pozwala na kupno działki po 150-300 USD za metr kwadratowy. A takie właśnie ceny obowiązują dziś w Konstancinie, mieście uzdrowisku położonym za południowymi rogatkami Warszawy.

 

To polskie Beverly Hills zrobiło się szczególnie modne w ostatnim dziesięcioleciu. Dla naszych rodzimych Rockefelerów zamieszkać tutaj, to swoista nobilitacja, podkreślenie przynależności do elity finansowej kraju. Rosną więc jak grzyby po deszczu coraz to nowe wille i rezydencje, które nawet swym zewnętrznym przepychem przyprawiają o zawrót głowy. Spora część z nich ukryta jest za wysokim szczelnym ogrodzeniem, które zapewnia swemu majętnemu gospodarzowi pełną anonimowość i dyskrecję.

DRUGI KONSTANCIN

Jest komunalny, szary, niedoinwestowany, wstydliwie jakby kryjący się wśród pięknego leśnego drzewostanu. Konstancin ludzi biednych. Są także mocno nadgryzione zębem czasu przedwojenne wille, dawno już mające za sobą okres świetności. Nieremontowane od lat, popadają w ruinę, bo ich właścicieli nie stać na odbudowę. Za rok, dwa czy pięć obiekty te staną się własnością kolejnego biznesmena, który zrówna je z ziemią, usunie stare fundamenty, a na ich miejscu postawi swój pałacyk z basztami i okrągłymi oknami. Wykopie i wykafelkuje basen, urządzi zimowy ogród. Taki jak u sąsiada. Cały teren ogrodzi metalowymi sztachetami, wysokimi na 3-4 metry, obsadzi gęstymi tujami, żeby osłonić się od ciekawskich oczu, lub postawi gruby mur. W tym samym zresztą celu. Bo dzisiejszy milioner nie lubi intruzów. Pod żadną postacią. Na tych bardziej niesubordynowanych czeka ochrona, strzegąca majętnego pryncypała i jego dobytku przez 24 godziny na dobę.

Ciekawe, czy tak właśnie wyobrażał sobie Witold hr. Skórzewski, właściciel Konstancina z końca XIX w., przyszłość swych włości. To on właśnie na wydzielonym obszarze 225 mórg ziemi, nad rozlewiskiem Jeziorki, postanowił - dla uczczenia pamięci swej matki Konstancji z Potulickich - urządzić tu letnisko, wzorowane na zachodnich kurortach. Z rozmachem zabrał się do pracy. Już na kilka lat przed wybuchem I wojny światowej całą miejscowość skanalizowano i zelektryfikowano, podłączono także telefony, co było zupełnym ewenementem w tamtych czasach.

Konstancin bardzo szybko stał się jednym z najelegantszych i najdroższych podwarszawskich letnisk, które upodobali sobie przede wszystkim ludzie bogaci: bankierzy, przemysłowcy, lekarze, prawnicy, wzięci artyści, popularni aktorzy.

Równolegle z Konstancinem rozbudowywały się sąsiadujące z nim letniska: Skolimów i Chylice, gdzie również wznoszono okazale wille i pensjonaty. Dziś wszystkie te miejscowości stanowią jeden organizm miejski.

II wojna światowa obeszła się z Konstancinem dość łagodnie. Najbardziej niekorzystny dla miasta okazał się okres powojenny, kiedy liczne wille objęte zostały kwaterunkiem i zasiedlone przez zupełnie przypadkowych lokatorów. Wielu właścicieli na zawsze utraciło swoje nieruchomości przejęte przez państwo lub wyższych urzędników ówczesnej administracji. Wtedy też zaczęła postępować dewastacja budynków i ich najbliższego otoczenia.

Od 1917 r. Konstancin ma status uzdrowiska. Zadecydował o tym specyficzny mikroklimat tego terenu, stworzony przez występujące tu zespoły leśne (Lasy Chojnowskie, Las Kabacki i Lasy Słomczyńskie), cieplicowe wody mineralne (solanka) i pokłady borowiny. Dziś działa tu kilkanaście szpitali i sanatoriów, w których leczy się m.in. zaburzenia hormonalne i przemiany materii oraz choroby układu krążenia. Jest tu m.in. filia szpitala MSWiA - jego oddział kardiologiczny.

Dzisiejszy Konstancin to przeszło 22 tys. stałych mieszkańców i ok. 3 tys. osób przebywających tu czasowo: kuracjusze, pacjenci szpitali, robotnicy itp. Nad bezpieczeństwem ich wszystkich czuwa…

20 STRÓŻÓW PRAWA

Tylu bowiem funkcjonariuszy liczy załoga miejscowego komisariatu Policji, dowodzona przez kom. Lecha Guta, byłego naczelnika wydziału prewencji piaseczyńskiej komendy powiatowej. Niestety, nie dane mi było go spotkać - wykorzystywał zaległy urlop. Jednostka znalazła się więc tymczasowo w rękach kom. Ewy Rosołowskiej, sympatycznej, drobnej blondynki, która także trafiła tu z Piaseczna, z wydziału dochodzeniowo-śledczego. Dokładnie dwa i pół roku temu.

Pogodna z natury pani komendant potrafi jednak być stanowcza i bezkompromisowa w sprawach zasadniczych, zwłaszcza gdy ktoś pracuje metodą odfajkowania. Ale, na szczęście - jak mówi - nie zdarza się to często. Nie musi więc na co dzień podnosić głosu ani tupać nogą, by wyegzekwować wykonanie polecenia. Nie musi, bo...

- Załoga jest naprawdę bardzo dobrym, kompetentnym zespołem - mówi kom. E. Rosołowska. -Braki kadrowe (5 wakatów) nadrabia ogromnym zaangażowaniem i bezpłatnymi godzinami nadliczbowymi. Po prostu ofiarnością. Większość funkcjonariuszy to ludzie młodzi, energiczni. Średnia wieku nie przekracza u nas 30 lat.

To rzeczywiście chyba jeszcze za wcześnie, by spocząć na przysłowiowych laurach. Chociaż z drugiej strony znam kilku takich, którzy już w tym wieku z chęcią przyjęliby status emeryta. W konstancińskim komisariacie, na szczęście, jest inaczej. Dzięki m.in. takim osobom, jak: mł. asp. Bożena Stępień z zespołu kryminalnego, specjalizująca się w sprawach patologii w rodzinach, st. sierż. sztab. Albert Citkowicz, detektyw z kilkunastoletnim stażem w Policji, który „pracuje aż do skutku”, st. sierż. Marcin Taraszewski - były dzielnicowy, obecnie świetny „operacyjniak", sierż. sztab. Tomasz Nowakowski - kierownik ogniwa patrolowo-interwencyjnego, nagradzany przez komendanta głównego Policji, obecnie podnosi kwalifikacje w szkole w Słupsku, mł. asp. Marian Walczak - wzór dyżurnego: kompetentny, dyspozycyjny, uprzejmy dla interesantów.

Załoga konstancińskiego komisariatu - jak wynika z prowadzonych statystyk - na brak pracy narzekać nie może. Mimo że miasto ma status uzdrowiska, nie jest wcale z tego tytułu jakoś specjalnie uprzywilejowane. Może jedynie liczebnością znaków drogowych, informujących o ograniczeniu prędkości do 40 km/godz. Szkoda tylko, że nikt tych ograniczeń nie przestrzega. Może gdyby częściej zaglądała tu piaseczyńska drogówka ze swoim sprzętem kontrolno-pomiarowym albo miasto zakupiło jakiś fotoradar i dokładnie rozliczało piratów drogowych, tak jak to robią np. Niemcy, sytuacja uległaby poprawie. Niestety, raczej nie zanosi się na to w najbliższym czasie. Warto więc ostrzec pacjentów ze STOCER-a (Stołeczne Centrum Rehabilitacji im. prof. M. Weissa) oraz Centrum Rehabilitacji i Kształcenia Inwalidów, poruszających się w większości na wózkach, aby dla własnego bezpieczeństwa nie pokazywali się na ulicach.

- Dominuje tu na ogół drobna, ale dokuczliwa przestępczość - mówi kom. Rosołowska. - W tym roku odnotowaliśmy już 455 przypadków naruszeń prawa, w ubiegłym było podobnie. Większość stanowiły włamania i kradzieże, a więc przestępstwa popełniane z chęci zysku. Trzeba podkreślić, że sprawcy nie gardzą dziś niczym. Kradną zarówno samochody, jak i elementy wyposażenia lokalu gastronomicznego albo szyldy reklamowe.

Ostatnio wyspecjalizowali się  w kradzieżach metodą „na śpiocha”. Nocą, w czasie snu gospodarzy, włamują się do domów jednorodzinnych. Zabierają biżuterię, pieniądze, karty kredytowe oraz kluczyki i dokumenty samochodów, stojących w garażu. Potem wyjeżdżają nimi w siną dal i ślad po nich ginie. W tej sytuacji wykrycie  sprawców jest praktycznie niemożliwe.

Do konstancińskiej jednostki zgłaszają się również poszkodowani kuracjusze, których okradziono w uzdrowiskach i szpitalach. Jak dotąd, nie pojawił się tu żaden mieszkaniec bogatej części Konstancina. On jednak nie musi bać się drobnych złodziejaszków ani specjalistów od „śpiocha". Chroni go wysoki mur, system monitoringu, elektronicznych alarmów, a nierzadko także kilku własnych „goryli”.

KOMISARIAT Z „BEVERLY HILLS”

Stary, zaadaptowany do policyjnych potrzeb budynek wymaga natychmiastowego remontu. I to od podstaw aż po dach. Sypią się tynki, dziurawe podłogi przykrywa wytarta wykładzina, a pod cieknące rury policjanci podstawiają plastikowe butelki. Pomysł godny opatentowania.

Na drzwiach łazienki przypięta karta z podpisem i pieczątką komendanta Guta: „Obowiązuje zakaz używania wody z ujęcia komisariatu do picia i celów gospodarczych (do odwołania)”. Data: 30.09.2002 r. Nie, to nie widzimisię szefa jednostki, ale polecenie miejscowego Sanepidu, który stwierdził zbyt bogatą florę bakteryjną w policyjnym wodociągu.

Pilnie też należy wybudować nowe szambo, bo stare, nie bacząc na powagę urzędu, notorycznie zalewa posesję cuchnącymi nieczystościami. Ciekawe - ul. Niecała, przy której znajduje się konstanciński komisariat, od dawna już jest skanalizowana. Dlaczego więc policyjnego obiektu nie spotkał zaszczyt podłączenia do miejskiej sieci kanalizacyjnej?

Przyznam, że nie tak wyobrażałem sobie konstanciński komisariat Policji. Miasto z takimi tradycjami, kurort o międzynarodowej sławie, z takim przepychem za miedzą, zapomniało chyba zupełnie o swoich policjantach. Niestety, wygląda na to, że zapomnieli o nich również przełożeni z Pałacu Mostowskich.

Mam w związku z tym pewien pomysł. Posesja, na której zlokalizowany jest komisariat, liczy - tak na oko - około 1300-1500 mkw. W tej części miasta cena jednego metra gruntu waha się od 250 do 300 USD. Może więc opłacałoby się sprzedać obecny komisariat Policji wraz z całą działką, a za uzyskaną fortunę wybudować nowoczesną, świetnie wyposażoną policyjną jednostkę, tyle że w innej, mniej prestiżowej części kurortu. Myślę, że obecna załoga komisariatu z „Beverly Hills” nie miałaby nic przeciwko temu.

Źródło: Gazeta Policyjna 42/2002 str.  8 Autor i zdjęcia: Jerzy Paciorkowski

 

  • Posterunek w Konstancinie-Jeziornej
  • Willa w Konstancinie
  • Posterunek w Konstancinie-Jeziornej
  • Posterunek w Konstancinie-Jeziornej - droga dojazdowa
Powrót na górę strony