Akcja „Bollwerk” w Poznaniu
Niemiecka polityka okupacyjna była szczególnie brutalna na obszarach bezpośrednio włączonych do III Rzeszy. Na terenie Wielkopolski, stanowiącej część tzw. Warthelandu (Kraju Warty), okupant dążył do całkowitego wyniszczenia pierwiastka polskiego. W związku z tym podziemie nie zdołało rozwinąć się na tym obszarze w takim stopniu jak w Generalnym Gubernatorstwie. Okręg ZWZ-AK Poznań nie był w stanie prowadzić działalności antyniemieckiej na szeroką skalę. Nie oznacza to jednak, że nie odniósł sukcesów w walce z wrogiem. Jednym z największych było zniszczenie w nocy z 20 na 21 lutego 1942 r. magazynów wojskowych w poznańskim porcie.
Po niemieckim ataku na Związek Sowiecki dużego znaczenia nabrały magazyny portu rzecznego w Poznaniu. Służyły jako składnica zaopatrzenia dla oddziałów Wehrmachtu uwikłanych w walki z Armią Czerwoną. Niemcy zgromadzili w nich sporo towarów o strategicznym znaczeniu, m.in.: kilka ton żywności, tekstylia oraz około 5 tysięcy kompletów opon do samochodów wojskowych. Ponadto znajdowały się tam także dary narodu niemieckiego złożone na apel Adolfa Hitlera o wspieranie armii walczącej na Wschodzie. Przeważała ciepła odzież, buty, koce oraz narty, czyli zaopatrzenie niezbędne do przetrwania srogiej rosyjskiej zimy.
Dowództwo Okręgu Poznańskiego ZWZ, mając świadomość, jak ważną rolę w niemieckim systemie aprowizacyjnym odgrywają magazyny nad Wartą, postanowiło przygotować akcję ich zniszczenia. Rozpracowaniem wywiadowczym portu dowodził chor. Stanisław Kwaśniewski „Łysy”, pracujący w niemieckiej firmie wartowniczej Wachund Schliessgesellschaft, która ochraniała tereny portowe. Współpracowali z nim członkowie podziemia zatrudnieni w poszczególnych częściach magazynów, które mieściły się w kilku drewnianych budynkach. Plan uderzenia przygotował st. sierż. Michał Garczyk „Kuba”, dowódca Lotnego Oddziału Dywersji Bojowej „Kuba” Wielkopolskiego Kierownictwa Związku Odwetu. Jego oddział miał stanowić trzon grupy wykonującej zadanie.
Gdy przygotowania do akcji były już mocno zaawansowane, pojawił się problem z uzyskaniem pozwolenia na jej wykonanie. Decyzja nie leżała bowiem w gestii władz okręgu. Potrzebna była akceptacja Warszawy. Wkrótce szer. Mieczysław Jankowiak „Jaworski” przywiózł zgodę od szefa Związku Odwetu KG ZWZ. Z planowaną akcją duże nadzieje wiązał sam Naczelny Wódz Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie gen. Władysław Sikorski. Zniszczenie zaopatrzenia przeznaczonego dla niemieckich żołnierzy walczących z Sowietami dawało mu argument w rozmowach z Józefem Stalinem.
Termin akcji wyznaczono na noc z 20 na 21 lutego 1942 r. Późnym wieczorem 20 lutego na teren portu przedostało się 12 członków oddziału pod dowództwem Garczyka. Wspomagało ich kilku dalszych akowców zatrudnionych w porcie. W sześciu magazynach stworzone zostały punkty zapalne. Polegało to na zgromadzeniu obok siebie materiałów łatwopalnych m.in.: słomy, szmat, rolek papieru, terpentyny, oleju. Tak przygotowane punkty nad ranem podpalono przy pomocy specjalnych lontów skręconych ze słomy. W celu upozorowania pożaru jako nieszczęśliwego wypadku zastosowano pewien fortel.
W jednym z pomieszczeń kilka godzin wcześniej został zamontowany specjalnie przerobiony piecyk elektryczny, który włączył się samoistnie, doprowadzając do zapłonu złożonych przy nim materiałów. Miało to przekonać Niemców, że do pożaru doszło wskutek zwarcia instalacji. Jak wspominał Henryk Golimowski, który na prośbę akowców przygotował piecyk: Miałem w domu stary polski zegar sterujący, taki na sprężynę, który gdzieś wymontowałem przy wymianie na niemiecki napędzany elektrycznie. Postanowiłem go przynieść i wypróbować. Umówiliśmy się z żołnierzami, że jutro na spotkanie przyniosą również piecyk. Nazajutrz wszystko mieliśmy przygotowane, nawet nieosiągalny wcześniej przewód w firmie udało mi się zorganizować. Jeszcze tego samego dnia przystąpiliśmy do wykonania prób z piecykiem połączonym z zegarem. Udało się znakomicie. Zegar włączył piecyk na ustawioną na tarczy godzinę.
Akcja „Bollwerk” (Grobla), bo taki nadano jej kryptonim, przebiegła zgodnie z planem. Jak wynika z tekstu zamieszczonego 22 lutego w dzienniku „Ostdeutcher Beobachter”, organie prasowym poznańskiego oddziału NSDAP, dopiero około godz. 7.00 rano 21 lutego straż zaczęła gasić pożary. W akcji brało udział 6 zastępów strażackich, zużyto 3000 kubików wody z 20 węży gaśniczych. Do gaszenia użyto armatki wodnej oraz przenośnych pomp wodnych zasysających wodę z Warty, bowiem duże zużycie wody spowodowało obniżenie ciśnienia w sieci wodociągowej. Pod koniec akcji w gaszeniu uczestniczyła nawet jednostka gaśnicza sił powietrznych.
Mimo to nie udało się uratować magazynów ani złożonych w nich materiałów. Straty zostały oszacowane na ponad 1,5 miliona ówczesnych marek. Najistotniejszy był fakt, że zniszczeniu uległy zapasy wojskowe, które miały wzmocnić armię niemiecką na Wschodzie. O sukcesie poznańskiego podziemia, Informacja o pożarze w poznańskim porcie w dzienniku „Ostdeutcher Beobachter” za pośrednictwem gen. Władysława Andersa, dowiedział się sam Józef Stalin. Podczas jednego ze spotkań w Moskwie Anders relacjonował: Gen. Sikorski polecił mi donieść Panu Prezydentowi, że spalenie olbrzymich magazynów ciepłej odzieży w Poznaniu, zebranej z całej Rzeszy, na progu zimy, przysłużyło się chyba poważnie sprawie. Stalin: To nieźle.
Celne uderzenie poznańskiej AK okazało się jej największym sukcesem. Początkowo wydawało się, że trick z kuchenką „chwycił”. Niemiecka policja kryminalna badająca pożar jako pierwsza doszła do wniosku, że zawiniła przestarzała instalacja elektryczna w magazynach. Dlatego zwolnionych zostało około 60 osób aresztowanych w porcie. Niestety gestapo poczyniło zupełnie inne ustalenia, które okazały się niezwykle tragiczne w skutkach. Aresztowania objęły ponad 170 członków podziemia, w tym niemal wszystkich uczestników akcji. Wyrokiem niemieckiego sądu specjalnego (Sondergerichtu) 11 akowców, w tym Michał Garczyk, zostało skazanych na karę śmierci i powieszonych w grudniu 1943 r. w więzieniu przy ul. Młyńskiej w Poznaniu. Trzej zakończyli żywot w obozach koncentracyjnych. Jeden z najaktywniejszych uczestników akcji Antoni Gąsiorowski „Ślepy Antek”, w AK noszący pseudonim „Ślepy”, nie dotrwał nawet do procesu. Został zakatowany już drugiego dnia po aresztowaniu. Podczas przesłuchania przegryzł bowiem gardło jednemu z gestapowców. Oprócz tego życie straciło kilka innych osób związanych z wydarzeniami w poznańskim porcie.
Przy ul. Estkowskiego w Poznaniu stoi pomnik poświęcony uczestnikom akcji, na którym znajduje się napis:
NA ROZKAZ/ GEN. WŁ. SIKORSKIEGO/ W DNIU 21 LUTEGO 1942 ROKU/ ODDZIAŁ DYWERSJI BOJOWEJ/ ZWIĄZKU ODWETU „KUBA”/ W BRAWUROWEJ AKCJI „BOLLWERK”/ DOKONAŁ SPALENIA/ OBIEKTÓW MAGAZYNOWYCH PORTU RZECZNEGO/ ZADAJĄC OKUPANTOWI DOTKLIWE STRATY/ W ODWECIE ZA TĘ AKCJĘ HITLEROWCY STRACILI/ W POZNANIU I W WARSZAWIE SZEREG POZNANIAKÓW/ ŻOŁNIERZY ARMII KRAJOWEJ. Niżej wymienione są nazwiska zamordowanych uczestników akcji oraz widnieją słowa: CZEŚĆ/ ICH PAMIĘCI.
Tekst na podstawie:
Wojciech Königsberg, AK 75. Brawurowe akcje Armii Krajowej (Akcja "Bollwerk" w Poznaniu), Kraków 2017.
Źródła ilustracji i fotografii:
www.poznan.pl, NAC, zbiory prywatne Wojciecha Königsberga, fotografie Łukasza Cyruk
Fot. 1 - Jerzy Korczak, Konspiratorzy i zdrada, Poznań 2000.
Fot. 2 - http://www.poznan.pl/mim/main/pictures/michal-garczyk-kuba,pic1,1017,58686,78668,show2.jpg, dostęp: 03.03.2021.
Fot. 3 - Narodowe Archiwum Cyfrowe, Koncern Ilustrowany Kurier Codzienny - Archiwum Ilustracji, sygn. 1-G-4423, https://audiovis.nac.gov.pl, dostęp: 03.03.2021.
Fot. 4 - Zbiory prywatne Wojciecha Königsberga.
Fot. 5, 6 - Fot. Łukasz Cyruk.