Dwóch z wielu tysięcy
Nie wiem, czy st. post. Policji Państwowej (wówczas odpowiednik plutonowego w WP) z Oleska Łukasz Widawski poznał kiedykolwiek emerytowanego st. przodownika (odp. st. sierż. WP) ze Lwowa Zdzisława Wróblewskiego. Zapewne nie. Dzieliła ich bowiem różnica wieku (16 lat), czasu i miejsca pełnienia służby
Łukasz Widawski zaczął służbę w Policji Państwowej w 1923 r., Zdzisław Wróblewski zakończył ją rok później. Widawski służył w Sasowie, Olszance, Złoczowie, wreszcie w Olesku. Wróblewski służbę policyjną rozpoczął jeszcze w 1901 r. w policji austriackiej w ówczesnej Galicji. Od 1919 do 1923 roku był szefem Komisariatu PP na lwowskim Dworcu Głównym. W ostatnim roku służby, przed przejściem na emeryturę ze względu na stan zdrowia, był podobno zastępcą komendanta powiatowego w Borysławiu.
Łukasz Widawski w policji polskiej był praktycznie do dnia aresztowania przez NKWD na początku października 1939 r. Zdzisław Wróblewski otrzymywał przed wkroczeniem Armii Czerwonej 120 zł emerytury i nie miał stałego zajęcia. W marcu 1940 r. pracował krótko jako strażnik we lwowskiej fabryce lamp elektrycznych. Aresztowano go jako element aspołeczny we wrześniu 1940 r. Początkowo zajmował się nim wydział kryminalny milicji.
Widawski służył w Wojsku Polskim w piechocie do 1921 r. Wyszedł z armii w stopniu sierżanta. Był odznaczony medalem za wojnę 1918-1921 r. oraz medalem 10-lecia państwa polskiego. Wróblewski służył 3 lata w armii austriackiej na przełomie wieku i miał stopień kaprala.
Jest jeszcze jedna różnica zasadnicza. Widawski przeżył wojnę, walczył jeszcze z Niemcami, powrócił do Polski na początku 1947 r. i osiedlił się w rodzinnej Zduńskiej Woli. Wróblewski nie miał takiego szczęścia. Ten Bogu ducha winny człowiek został rozstrzelany podczas panicznego odwrotu w czerwcu 1941 roku.
Obydwaj nie mieli nic wspólnego z konspiracją antyradziecką. Widawski nie zdążył się nawet dobrze rozejrzeć, gdy go aresztowano. Wróblewski w momencie wybuchu wojny miał lat 59, w dodatku słabe zdrowie. Był starym kawalerem, który z dnia na dzień utracił policyjną emeryturę, a później zabrano mu mieszkanie. Zależało mu na tym, by móc przeżyć.
Przesłuchiwany przez zastępcę naczelnika grupy operacyjnej NKWD, lejtenanta (odpowiednik kapitana w Armii Czerwonej) Aleksandrowa, Łukasz Widawski stwierdził, że od 1936 r. był starszym posterunkowym w Oleski powiat Złoczów: Służba moja polega ta na utrzymaniu porządku, walce ze złodziejstwem, oprócz tego podczas nieobecności komendanta policji Rafała Caputy zastępowałem go.
W Olesku było 6 policjantów. Żaden z nich nie należał do policji tajnej, gdyż wydział śledczy zajmujący się prowadzeniem spraw kryminalnych, a także o działalność antypaństwową, znajdował się w powiecie. Mimo to w materiałach sprawy nazwano Łukasza Widawskiego referentem politycznym.
Widawski wyjaśnił, że tajną policją śledczą kierował w Złoczowie asp. (wówczas odpowiednik podporucznika) Władysław Czajkowski, wymienił także nazwiska innych znanych mu policjantów. Prawdopodobnie wiedział o tym, że zostali oni aresztowani niemal natychmiast po wkroczeniu Armii Czerwonej. Nie wiadomo jednak, czy znał ich późniejsze losy.
Asp. Czajkowski, komendant powiatowy w Złoczowie, kom. (odp. kapitana) Władysław Dańczuk, 4 innych policjantów oraz naczelnicy więzienia, wiceprokurator powiatowy i urzędnik starostwa (razem 10 osób) zostali rozstrzelani w Złoczowie w nocy z 21 na 22 września 1939 r. Warto zwrócić uwagę, że w sprawie tej zbrodni, uznanej przez władze za niezgodną z prawem, prowadziła postępowanie wyjaśniające komisja specjalna powołana przez ludowego komisarza spraw wewnętrznych USRR Iwana Sierowa. Siepacze usprawiedliwiali się, że przekroczenie przez nich uprawnień wynikało z zaleceń Nikity Chruszczowa (wówczas I sekretarz KC KPBU i zarazem członek Rady Wojskowej Frontu Ukraińskiego dowodzonego przez późniejszego marszałka ZSRR Siemiona Timoszenkę) i samego dowódcy frontu, którzy domagali się informacji o rozstrzelaniu choćby kilku nikczemników...
We wniosku oskarżającym w sprawie Łukasza Widawskiego czytamy, że prowadził aktywną walkę z rewolucyjnie nastawioną częścią ludności. Surowo rozprawiał się z uciskanymi przez polską władzę narodowościami ukraińską i żydowską, bijąc i wymierzając kary pieniężne. W celu osiągnięcia swych policyjnych zamierzeń rozbijał szeregi rewolucyjnych robotników, werbując agenturę. Wobec powyższego Zarząd Bezpieczeństwa Państwowego NKWD Ukrainy uznał, że Łukasz Widawski podlega osądzeniu przez trybunał wojskowy.
Sprawę rozpatrywał 29 listopada I 1939 r. Trybunał Wojskowy Kijowskiego Okręgu Wojskowego na sesji wyjazdowej i na jawnym posiedzeniu w Złoczowie... bez udziału prokuratora i obrony. Stawili się 3 świadkowie oskarżenia, dwaj Żydzi i Ukrainiec. Podsądny prosił o wezwanie świadków obrony (w tym 3 narodowości żydowskiej), lecz sąd odmówił... ponieważ nic istotnego do sprawy nie wniosą. Na zapytanie sądu Widawski odpowiedział, że rozumie istotę przedłożonego mu oskarżenia, do winy się nie przyznaje i chce składać wyjaśnienia w sprawie.
Najpierw jednak przesłuchano... świadków. Michel M. zeznał, że Widawski zajmował się sprawami politycznymi, usiłował zwerbować prowokatora w ruchu komunistycznym (ów nie mógł tego potwierdzić, gdyż już nie żył), aresztował ukraińskiego nacjonalistę i karał grzywną rolników i mieszkańców za najmniejsze przewinienia.
Świadek Herman Sz. zeznał z kolei, że policjant namawiał go do donosów na działaczy politycznych, złodziei i pędzących bimber, wzywał na posterunek, krzyczał tak, że ze strachu obiecałem dostarczyć informacje o działaczach politycznych, ale ani jednej nie dostarczyłem mu, bo sam byłem rewolucjonistą.
Natomiast świadek Osip S. podkreślił, że w roku 1938 policja, przy aktywnym udziale oskarżonego, rozpędziła demonstrujących Ukraińców. Ukraińcy i Żydzi skarżyli się na Widawskiego i mówili, że najgorzej ze wszystkich traktuje ich Widawski.
Oskarżony usiłował się bronić. Stwierdził więc, że świadkowie są źli na niego, gdyż ukarał ich grzywną: Hermana Sz. - za antysanitarne warunki panujące w jego zakładzie fryzjerskim, Michela M. - za antysanitarne warunki w jego sklepiku (w rosyjskim protokole tak właśnie to zapisano: „ławoczka”). Hermana Sz. nie werbował na konfidenta i nie mógł być on donosicielem politycznym, ponieważ do żadnej partii nie należał i żadnej informacji udzielić nie mógł.
W swoim ostatnim słowie Łukasz Widawski prosił sąd o zwolnienie go od kary, ponieważ jest niewinny i zwracał się o danie mu możliwości pracy i utrzymania rodziny. Po dwudziestominutowej przerwie przewodniczący trybunału, prawnik wojskowy (w tym czasie prawnicy, lekarze, pracownicy polityczni, inżynierowie itp. w Armii Czerwonej nosili takie rangi odpowiadające stopniom oficerskim) Gnidienko ogłosił wyrok. Jego sentencja wraz z uzasadnieniem, jak skrzętnie zapisano, trwała 5 minut. St. post. Łukasz Widawski został skazany z par. 54-13 (działalność antypaństwowa) kodeksu karnego USRR na 8 lat wychowawczego obozu pracy i później zesłany do Workuty.
Zwolniono go na mocy amnestii w październiku 1941 r. i skierowano do organizującej się Armii Polskiej w Buzułuku. Później walczył w 2 Korpusie Polskim gen. W. Andersa we Włoszech i dosłużył się stopnia st. sierżanta.
Do Polski wrócił po demobilizacji. Nauczony doświadczeniem, wypełniając ankietę repatriacyjną 13 lutego 1947 r., swoją profesję określił jako podoficera zawodowego. W rubryce „miejsce pobytu podczas okupacji” wpisał: 1939 r. Rosja niewola. Ani słowa o „wyroku” oraz pobycie w łagrze...
STARSZY, KTÓRY NIE MIAŁ TAKIEGO SZCZĘŚCIA
O sprawie byłego st. przodownika Zdzisława Wróblewskiego wiadomo znacznie mniej. Aresztowany na jesieni 1940 r. przez organa milicji, nie posiadał już wówczas stałego miejsca zamieszkania, emerytury ani nawet dowodu osobistego (po rosyjsku - pasport).
Prowadzący jego sprawę sierżant milicji Butienko postanowił skierować ją do I Oddziału Specjalnego Zarządu
Bezpieczeństwa Państwowego NKWD obwodu lwowskiego: Tam szybko uznano, że Zdzisław Wróblewski został zdemaskowany w pełni i niejednokrotnie uczestniczył w tłumieniu robotniczych i studenckich strajków, walczył z ruchem rewolucyjnym na Zachodniej Ukrainie. Postanowiono więc postawić go w stan oskarżenia.
W tzw. wniosku oskarżającym zapisano, że Wróblewski przyznał się do winy w całej rozciągłości, oprócz tego demaskują go zeznania świadków (w tym miejscu figurują 3 polskie nazwiska, w tym członka rodziny). Tym razem jednak darowano sobie postępowanie sądowe. Sprawę postanowiono skierować do rozpatrzenia (postanowienie podpisał pomocnik prokuratora obwodowego ds. specjalnych, niejaki Nowicki) przez Kolegium Specjalne(osoboje sowieszczanije - tzw. trójka, podejmująca decyzje do kary śmierci włącznie w sposób absolutnie pozasądowy) przy NKWD ZSRR.
Dokładnie w dniu hitlerowskiej agresji na Związek Radziecki, 22 czerwca 1941 roku starszy śledczy Kostienko z Zarządu Bezpieczeństwa Państwowego NKWD Ukrainy zaaprobował propozycję niższych instancji. Niestety, sytuacja pokrzyżowała plany radzieckiej biurokracji.
W dokumentach znalezionych na Ukrainie natrafiono na niepodpisaną wprawdzie, ale chyba nieprzypadkowo, informację NKWD ZSRR sporządzoną już w Swierdłowsku (po częściowej ewakuacji Moskwy), datowaną na 1 lutego 1942 r. Wynika z niej, że sprawa Zdzisława Wróblewskiego została zdjęta z porządku obrad kolegium specjalnego. Jako powód podano, że Wróblewskiego ewakuowano ze strefy przyfrontowej w związku z sytuacją wojenną i nie odnaleziono . w więzieniach. Brak więc było informacji o miejscu pobytu oskarżonego.
Nie była to prawda. Po wielu latach prawdziwe dane odnaleziono w Centralnym Archiwum MSWiA w Warszawie. Zdzisław Wróblewski został rozstrzelany podczas ewakuacji więzienia we Lwowie 26 czerwca 1941 roku...
Artykuł opracowano na podstawie zbioru dokumentów pt. „Polskie podziemie 1939-1941. Lwów-Kołomyja-Stryj-Złoczów”; Warszawa-Kijów 1998, wydanych przez Centralne Archiwum MSWiA RP i Państwowe Archiwum Służby Bezpieczeństwa Ukrainy.
Źródło: Gazeta Policyjna/Marcel Tabor, nr 27/1999, s 8-9