Aktualności

Krzyż prawdy i pamięci cz. 2

Data publikacji 12.05.2021

W połowie kwietnia 1940 roku ro­dziny policjantów z kresów wschod­nich zostały załadowane do wago­nów bydlęcych. Witold Banaś wspomina, że „pomógł” mu wsiąść polski komunista, uderzając go kolbą w plecy. Następnie zaryglowano drzwi i pociąg ruszył. Podróż trwała pra­wie miesiąc i zakończyła się w miej­scowości Dżuruń w Kazachstanie. Potem, już samochodami, zesłańcy zostali przewiezieni do kołchozu, a następnie do sowchozu. Tam prze­bywały niemalże same kobiety, któ­re byty co rano budzone przez nad­zorcę uderzeniem nahaja o chole­wę. Praca w temperaturze 45°C wy­magała nadludzkiego wysiłku, który nagradzany byt głodową racją żyw­ności.

Z Kazachstanu matka pana Witol­da pisała do Ostaszkowa z pytaniem o męża. Dostała odpowiedź, że obóz zlikwidowano i nikogo już tam nie ma. Miejscowy enkawudzista powie­dział im potem, że wszystkich jeń­ców wywieziono nad Morze Białe i tam utopiono.

W 1941 roku zesłańcom nie uda­ło się wydostać z ZSRR, korzystając z ledwo co zawartego układu Sikorski-Majski. W sowchozie pano­wał głód, aby przeżyć dzieci kradły owoce i jarzyny z ogródków. Jesienią 1943 roku Witold Banaś z po­wodu choroby matki trafił do domu dziecka: Śmierć zbierała obfite żni­wo. Pamiętam jak przywieziono tam dwoje bliźniaków, może 5-6-letnich. Chłopak dostał chleb, złamał go na pół i chciał nakarmić siostrę. Ona już nie mogła jeść. Oboje umarli - wspomina.

Po powrocie po wojnie do kraju Witold Banaś znalazł się w Czeladzi. Tam ukończył szkołę górniczą, po­tem technikum, był typowany na Po­litechnikę Śląską.

Zamiast na studia trafiłem jednak do wojska, do batalionów roboczych. Tam byli powstańcy warszawscy, kry­minaliści i my... Nie dane mi było, ze względu na pochodzenie, kontynu­ować policyjnych tradycji rodzinnych - mówi.

Podobne przeszkody spotykały dzieci wszystkich policjantów. Przedwojenni funkcjonariusze porządku publicznego byli uznawani za wrogów systemu i kolaborantów. Maria Madej wspomina, jak z powo­du biedy nakłoniła matkę do uzna­nia ojca za zmarłego i ubieganie się o emeryturę. Pieniędzy nie dostała za to, że mąż służył w przedwojen­nej policji. W dokumencie, który otrzymała, napisano, że powyższa decyzja nie wymaga żadnego uza­sadnienia.

Hubert Szymkowiak (jego ojciec, Franciszek, był jeńcem Ostaszko­wa) dodaje: Po 1945 roku dano mi odczuć, że jestem synem policjanta co się z tym wiąże - byłem obywa­telem ostatniej kategorii. Wojsko przeznaczyło mnie, jako element niepewny politycznie, do pracy na dole w kopalni Concordia w Zabrzu.

Mimo napotykanych na każdym kroku przeciwności nie zrezygno­wali z odnalezienia śladów ojców. Próbowali szukać przez Czerwony Krzyż i inne organizacje humanitar­ne. Jednak nikt nie znał losu jeńców Ostaszkowa. Maria Nowak otrzyma­ła w 1959 roku list z ZSRR, który stwierdzał, że jej ojca nigdy na tere­nie tego państwa nie było. Rodziny nie traciły jednak nadziei. Matka Hu­berta Szymkowiaka oszczędzała nawet pieniądze na otwarcie piekar­ni, ponieważ jej mąż, Franciszek, był z zawodu piekarzem. Maria Madej: Ten czas wspominam strasznie, każ­dy nocny szelest, jakieś stukanie w okno stawiało nas na równe nogi, bo myśleliśmy, te to on.

Tymczasem w lesie, gdzie spo­czywały ciała, w 1965 roku przystą­piono do rozbudowy ośrodka wcza­sowego. Na mogiły natknięto się podczas budowy otworu kloaczne- go, co jednak nie przeszkodziło do­kończyć budowy.

Milczenie o tragedii przerwano dopiero w 1990 roku, kiedy Woj­ciech Jaruzelski podczas wizyty w Moskwie otrzymał od Michaiła Gor­baczowa listy, które nakazywały przekazać wymienionych w nich jeńców do dyspozycji NKWD. Maria Madej wspomina: Poszłam do „Ro­dziny Katyńskiej”, udostępniono mi te dokumenty. Tam odszukałam ojca na liście nr 20 z 19 kwietnia 1940 ro­ku, strona 4., pozycja 68. Numer ar­chiwalny 116.

Rosjanie to wszystko skrupulatnie odnotowali. W tym jednym byli bar­dzo dokładni - dodaje Krystyna Ka­sperczyk, która na listach odnalazła również swojego ojca, Franciszka.

W listopadzie 1990 roku na tere­nie Komendy Wojewódzkiej Policji w Katowicach doszło do spotkania inicjatywnego odradzającego się Stowarzyszenia „Rodzina Policyj­na”. Pół roku później jego założy­ciele mieli już siedzibę, a 17 lipca 1991 roku zostali zarejestrowani w sądzie jako Ogólnopolskie Stowa­rzyszenie „Rodzina Policyjna 1939 r.”. Nazwa była nawiązaniem do przedwojennej organizacji, która prowadziła działalność charytatywną - pomagała sierotom i wdowom po policjantach. Obecnie stowarzy­szenie stawia sobie za cel upo­wszechnienie prawdy o przedwo­jennej Policji Państwowej, a także zapewnienie miejsca wiecznego spoczynku wymordowanym jeń­com Ostaszkowa, gdzie około 6000 ofiar z ogólnej liczby ponad 6300 nosiło granatowy mundur stróża porządku publicznego.

Prace ekshumacyjne w Miednoje rozpoczęły się 15 sierpnia 1991 ro­ku. Miejsce wskazał Dymitr Tokariew, wtedy 92-letni, niewidomy, je­dyny żyjący świadek tej tragedii. Po­zostali, w tym kaci, poumierali bądź popełnili samobójstwo, jak Błochin, komendant więzienia w Twerze. Je­go słowa potwierdziły zdjęcia wyko­nane w 1942 roku przez Luftwaffe, na których wyraźnie widać było te­ren bezleśny w otoczeniu ściany lasu. Dokładnie o godzinie 11.08 1 (czas wspomina jeden z członków ekspedycji, płk. w st. spocz. Zdzi­sław Sawicki) ruszyła pierwsza ko­parka. Początkowo trafiono na frag­ment munduru, następnie na guziki i odznakę. Kilkadziesiąt centyme­trów niżej łyżka koparki odkryła pierwszą zbiorową mogiłę, miejsce, w którym spoczywały ciała jeńców Ostaszkowa. Oczom ekspedycji ukazały się kompletne, zmumifiko­wane ciała mężczyzn ubranych w mundury, niektóre miały jeszcze włosy czy resztki zarostu. Zwłoki le­żały w bezładzie w prawie dwume­trowej warstwie. Czaszki miały wloty na potylicy, a wyloty na kości czoło­wej. Widać było, że kat osiągnął per­fekcję...

Cała trudność polegała na od­dzieleniu od siebie sprasowanych ciał. Każde zwłoki przenoszono na drewnianych nosiłkach, a następnie przeszukiwano. Znaleziono przy nich, oprócz listów i dokumentów, przybory toaletowe, takie jak: mydła czy złożone ręczniki, oraz okulary, grzebienie, portmonetki, monety, podeszwy wycięte z drewna. Miej­sce, z którego pochodzili jeńcy określają odnalezione: pudełko na tytoń z napisem „Ostaszków - Seliger 1940” oraz tabliczka oderwana z mebli, na której znajdował się na­pis: „TK UNKWD Ostaszków 5588”. Nieco dalej podczas wykopów son­dażowych odkryto policyjne rapor­tówki, pasy, szczotki czy kubeczki. Zachowała się nawet manierka z nie dojedzoną kaszą...

31 sierpnia 1991 roku, po zakoń­czeniu pierwszej tury prac ekshumacyjnych, odbył się uroczysty po­grzeb szczątków pomordowanych jeńców Ostaszkowa. Mszę świętą celebrował ks. bp Sławoj Leszek Głódź, a brała w niej udział delega­cja państwowa, w skład której wcho­dzili przedstawiciele MSW oraz Poli­cji.

Wspomina Maria Madej: Na uro­czystości w Miednoje przyszło wielu mieszkańców tej miejscowości. Były również matki z małymi dziećmi. Na­sza grupa miała ze sobą słodycze przywiezione z Polski, więc rozda­wałyśmy je tym maluchom. Mówiły­śmy ich rodzicom: oby się coś takie­go, co tu zaszło, nigdy więcej nie po­wtórzyło.

Trzy miesiące później stowarzy­szenie przyjęło uchwałę nr 1, która zobowiązywała zarząd do podjęcia negocjacji w sprawie dalszych eks­humacji w Miednoje. Ponadto w punkcie drugim postanowiono roz­począć budowę cmentarza oraz po­starać się o odzyskanie dokumenta­cji jeńców Ostaszkowa. W ostatnim nawoływano do moralnego i mate­rialnego zadośćuczynienia rodzi­nom ofiar.

W 1992 roku zrodził się pomysł ustawienia na terenie komendy w Katowicach obelisku upamiętniają­cego pomordowanych. Witold Ba­naś: Początkowo chcieliśmy wyko­rzystać pomnik milicjantów, którzy zginęli w obronie władzy ludowej. Potem jednak doszedłem do wnio­sku, że to nie jest w porządku. Za­mordowani przedwojenni policjanci powinni mieć coś własnego.

W maju roku następnego przystą­piono do realizacji projektu. Budo­wę ukończono zaledwie w ciągu trzech i pół miesiąca. 17 września 1993 roku, w 54. rocznicę agresji so­wieckiej, odbyła się uroczystość zło­żenia Szczątków Nieznanego Poli­cjanta w Grobie w Katowicach. Roz­poczęła się wyprowadzeniem trum­ny z Izby Pamięci do archikatedry pw. Chrystusa Króla, gdzie odbyt się pogrzeb. Mszę żałobną celebrował arcybiskup Damian Zimoń w asy­ście ośmiu księży. Następnie miał miejsce uroczysty przemarsz ulica­mi Katowic.

W 1994 roku przystąpiono do bu­dowy i montowania płyt nagrobko­wych z nazwiskami pomordowa­nych policjantów II RP, a dwa lata później został oficjalnie uznany za miejsce pamięci narodowej. Jed­nak stowarzyszenie ciągle dążyło do wybudowania pamiątkowego cmentarza w Miednoje. 11 czerwca 1995 roku miał miejsce jeden z naj­ważniejszych dni w historii rodzin pomordowanych policjantów. W le­sie, gdzie przez kilkadziesiąt lat w dołach śmierci spoczywały ciała, odbyła się uroczystość wmurowa­nia kamienia węgielnego pod przy­szły Cmentarz Wojskowy. Wtedy wiele rodzin policjantów po raz pierwszy ujrzało miejsce kaźni i wiecznego spoczynku swoich oj­ców.

Stowarzyszenie spełniło drugi punkt swojej pierwszej uchwały - w Miednoje powstanie Cmentarz Woj­skowy. Będzie się składał z 22 zbio­rowych mogił, na których znajdą się tablice nagrobkowe z nazwiskami wszystkich ofiar kalinińskiego NKWD. Na każdym grobie stanie, wznoszący się wysoko między ko­nary drzew, siedmiometrowy krzyż. Uroczyste otwarcie nekropolii zapla­nowano na rok 2000.

Wracamy spod grobu tą sama drogą, którą przyszliśmy. Pytam Wi­tolda Banasia, co dalej? - Prowadzi­my obecnie starania o odzyskanie teczek, w których znajdziemy po­twierdzenie zbrodni popełnionej na jeńcach Ostaszkowa. Obecnie są oni uznani za zamordowanych przez NKWD, potrzebny jest nam dowód - teczki, w których to zapisano... Po­nadto będziemy dalej prowadzili prelekcje dla młodzieży. Nas jest już coraz mniej, a ktoś musi kultywować tradycję, ktoś musi pamiętać.

Źródło: Gazeta Policyjna/Tomasz Cygan, nr 35/1999, s. 8-9

  • Bogumiła Zdankiewicz siedzi druga z lewej, wywieziona wraz z matką 13 kwietnia 1940 roku
  • Deportowane dzieci, Krotoszyn, rejon barnaulski, 1940 rok
  • Wywózka Polaków w głąb ZSRS
Powrót na górę strony