Upozorowana kradzież
W marcu 1937 r. do posterunku policji we W. zgłosił się Hersz L. z zameldowaniem, że nieznani sprawcy w czasie nieobecności domowników dokonali z mieszkania kradzieży różnej garderoby i obuwia na szkodę jego siostry Soni K, która przyjechała do niego w odwiedziny z Ameryki.
W związku z tym zawiadomieniem udałem się wraz z jednym posterunkowym na miejsce kradzieży i przystąpiłem do przyjęcia szczegółowego protokołu zameldowania o kradzieży. Stwierdziłem przy tym, że poszkodowana posługuje się z góry już przygotowanym spisem skradzionych rzeczy, w którym była podana dokładna wartość każdego przedmiotu. Ogólna wartość skradzionych rzeczy wynosiła 5.000 złotych. Brat poszkodowanej podał, że rzeczy te na kilka godzin przed kradzieżą zostały przywiezione ze stacji kolejowej i że nikt inny nie mógł dokonać kradzieży, tylko tragarze, którzy zwozili rzeczy ze stacji.
W czasie oględzin stwierdziłem, że rodzina L. zajmuje dwa połączone ze sobą pokoje z kuchnią, natomiast rzeczy Soni K. zostały złożone w oddzielnym pokoju nie zamieszkałym, do którego wejście znajdowało się od podwórza. Na miejscu kradzieży z wyjątkiem oderwanego zamka od drzwi oraz kosza również z oderwanym zamkiem, w którym znajdowały się dwa pantofle męskie, żadnych innych śladów nie ujawniłem. Ustaliłem tylko, że w czasie dokonywania kradzieży nikogo z domowników w mieszkaniu nie było.
Pantofle, których sprawcy nie skradli, były obydwa z lewej nogi. Zatrzymałem je do sprawy, gdyż zachowanie się samej poszkodowanej, jak i jej braci nasuwało mi pewne wątpliwości, czy kradzież faktycznie miała miejsce.
Dnia następnego, prowadząc dalsze dochodzenia i wywiady, ustaliłem, że skradziona garderoba nie stanowiła wyłącznej własności poszkodowanej, dużo bowiem z tych rzeczy otrzymała ona w Ameryce od znajomych, w celu przekazania po przybyciu do Polski ich rodzinom. Ponadto uzyskałem informacje, że Sonia K., wyjeżdżając z Ameryki do Polski, rzeczy te ubezpieczyła na sumę 1.000 dolarów. Na podstawie powyższych informacji, jak i na podstawie spostrzeżeń w czasie przyjmowania zameldowania o kradzieży, a mianowicie posługiwania się przygotowanym zawczasu spisem skradzionych rzeczy, złożenia rzeczy po przywiezieniu ze stacji w oddzielnym pokoju, w którym nikt nie zamieszkiwał, nabrałem już przekonania, że kradzieży żadnej nie było, a tylko została ona upozorowana w celu otrzymania 1.000 dolarów jako sumy ubezpieczeniowej.
W związku z powyższym dokonałem w mieszkaniu rewizji, w czasie której odnalazłem dwa pantofle męskie oba z prawej nogi, które stanowiły pary dwóch pantofli, jakie pozostały na miejscu rzekomo nie skradzione, a następnie odnalazłem i wszystkie inne rzeczy rzekomo skradzione.
Mając takie dowody, przystąpiłem do ponownego przesłuchania K., która przyznała się, że żadnej kradzieży nie było, a tylko z jej namowy została ona upozorowana przez braci L. w celu otrzymania premii ubezpieczeniowej.
Źródło: Na posterunku 25/1939 str. 13, foto: NAC