Aktualności

KOŃ-BOHATERSKI TOWARZYSZ POLICJANTA

Data publikacji 24.06.2021

Tak jak i człowiek — koń ulega nieszczęśliwym wypadkom. Takie wypadki zdarzają się też i koniom policyjnym. I w takich właśnie wypadkach poznać możemy, ile niemal ludzkiej wytrwałości, wytrzymałości i cierpliwości okazać może koń policyjny.

Takiemu właśnie wypadkowi uległ w czerwcu ub. r. wałach „Kryzys”. Gniadosz ten pełnił służbę przed Belwederem w dniu, w którym odbywały się w Łazienkach wielkie zawody konne. Ruch pojazdów w takie dni jest ogromny. Nieprzerwanym sznurem płyną tłumy, toczą się pojazdy konne, mkną samochody prywatne i taksówki. Wśród tego zgiełkliwego potoku, w którym o wypadek nie trudno, pełnił swą służbę „Kryzys". I oto nadeszła taka chwila, gdy jeden z szoferów, nie zachowując należytej ostrożności, mijał konia zbyt blisko i wystającą klamką drzwi taksówki rozdarł „Kryzysowi” lewe udo.

Rana okazała się poważna, gdyż uszkodzona powierzchnia wynosiła 27 cm. x 37 cm., a co najważniejsze — głębokość rany wynosiła 16 cm. Rana należała do kategorji dartych, trzeba więc było w drodze operacji usunąć skórę z całego uszkodzonego miejsca, a więc z prawie 1000 cm kw. Całą operację wykonano bez jakiegokolwiek znieczulenia. Z całkowitym spokojem, bez jakichkolwiek środków krępujących wytrzymał „Kryzys" bez drgnienia obcinanie zwisającej skóry i usuwanie poszarpanych mięśni. Te bolesne przejścia nie zniechęciły go jednak do lekarza wet., który dokonał operacji. Czuł i rozumiał, że człowiek przyszedł mu z pomocą i choć sprawił ból, zasługuje na wdzięczność. „Kryzys" nie okazał się niewdzięcznym. Przywiązał się do swego lekarza, a puszczony luzem sam się do niego zbliżał, by mu dokonał dalszych, jakże bolesnych zabiegów, bo zdzierania nawierzchni gojącej się rany.

I obecnie, chociaż to już rok przeszło minął od owego wypadku, „Kryzys" nieodmiennie darzy przyjaźnią swego dobrodzieja. Na głos swego lekarza wychodzi ze stajni, nieomylnie znajduje go nawet wśród liczniejszego szeregu osób, za co go też nie mija nagroda w postaci kilku kostek cukru, które jego opiekun zawsze ma dla swego pupila.

***

Wytrwałość, wierność, wytrzymałość, odwaga i ofiarność, to jeszcze nie wszystkie cechy konia policyjnego, godne podkreślenia. Udziałem jego jest również bohaterstwo. — Bohaterstwo, — bo nie można inaczej nazwać tego, co okazał wałach „Urwis” na ulicach Warszawy w dniu 17 lipca 1925 r.

Zdarzenia tego dnia szerokiem echem odbiły się w całym kraju i w pamięci niejednego pozostały po dziś dzień. Pamiętne to zajście, którego następstwem było 2-ch zabitych i 10 rannych, zaczęło się od zwykłego legitymowania 3-ch podejrzanych osobników przez 2-ch wywiadowców Urzędu Śledczego. Celem wylegitymowania podejrzanych wywiadowcy wprowadzili ich do bramy domu Nr. 1 przy ul. Zgoda. Ponieważ okazane przez legitymowanych nowiuteńkie dowody osobiste nie posiadały adnotacji o zameldowaniu i budziły wątpliwości co do swej autentyczności, wywiadowcy postanowili doprowadzić podejrzanych do komisarjatu. Zaledwie jeden z wywiadowców przekroczył próg bramy, gdy zatrzymani, dobywszy rewolwerów i postrzeliwszy drugiego wywiadowcę, rzucili się do ucieczki. Okazało się bowiem, że zatrzymani byli terorystami komunistycznymi i czatowali na pewnego wywiadowcę z brygady politycznej, którego postanowili zgładzić. Zatrzymani sądzili, że zostali zdemaskowani i z bronią w ręku postanowili szukać drogi do wolności. Rozpoczęła się krwawa ucieczka Turewicza, Rutkowskiego i Kniewskiego (na takie bowiem nazwiska wystawione były zakwestjonowane dowody osobiste, od tego, że ostrzeliwując się gęsto, Turewicz i Rutkowski skierowali się w ulicę Chmielną, Kniewski zaś — w ul. Bracką.

Tą ostatnią ulicą wracał właśnie ze służby posterunkowy Igielski na wałachu „Urwis". Słysząc strzały, post. Igielski zawrócił konia, kierując go na biegnącego z dwoma rewolwerami w dłoniach terorystę Kniewskiego. Ujrzawszy konnego policjanta, Kniewski kieruje przeciwko niemu rewolwery, padają strzały, lecz chybiają. „Urwis” odważnie wytrzymuje ogień, nie ustępując przed zbrojnem natarciem. Kierowany ręką jeźdźca, bez najmniejszego oporu, pomimo huku strzałów i grożącego niebezpieczeństwa, odważnie podąża za ostrzeliwującym się terorystą. Kniewski, dobiegłszy domu Nr. 9 przy ul. Widok, zatrzymuje się, przysiada i ponownie celuje do konnego policjanta. Pada strzał, kula trafia konia w serce i bohaterski „Urwis" pada trupem na miejscu.

Ten piękny, spokojny i wyjątkowo rozumny koń zginął śmiercią bohaterską; tak jak policjant—wytrwał do końca, wierny swemu obowiązkowi.

***

Podane wypadki bohaterskiego zachowania się koni policyjnych w służbie bez wątpienia nie są odosobnione. A może znacie, Czytelnicy, podobne? Napiszcie o nich do Redakcji. Niech pamięć o naszych bohaterskich koniach — towarzyszach służby, nie zatrze się wśród braci policyjnej. 


M. TARWID, nadkomisarz P. P.

Źródło: „Na posterunku”  nr 25/1935 str. 7, foto: NAC

 

 

  • Policja konna defiluje przed Pałacem Saskim.
Powrót na górę strony