HOBBYŚCI W SZEREGACH POLICJI PAŃSTWOWEJ
Miłośników przedwojennej prasy policyjnej z pewnością dziwić musi fakt, że na łamach tygodników „Na Posterunku”, „Gazety Administracji i Policji Państwowej” oraz dwumiesięcznika „Przegląd Policyjny” dosyć rzadko gościły tzw. lżejsze tematy, niezwiązane bezpośrednio ze służbą, a dotyczące pomysłów na zagospodarowanie funkcjonariuszom czasu wolnego po pracy
Próżno więc szukać tam, na przykład, reportaży poświęconych osobistym pasjom ówczesnych stróżów porządku i bezpieczeństwa, takim jak choćby kolekcjonerstwo, fotografia, malarstwo, majsterkowanie czy uprawianie działki. Nasuwa się więc pytanie, czy w szeregach policyjnego korpusu brakowało wówczas hobbystów? Czyżby nie było zapalonych numizmatyków, filatelistów, bibliofili, grzybiarzy, wędkarzy, rowerzystów czy turystów pieszych? Nie sądzę, a utwierdza mnie w tym niezła – jak sadzę - orientacja w zawartości tych czasopism. Otóż, już po przejrzeniu jednego choćby rocznika „Na Posterunku” łatwo zauważyć, że
Inspiracja w doborze tematów
do poszczególnych numerów nie była przypadkowa. Zresztą, nie mogło być inaczej. Policyjne periodyki nie były przecież wydawnictwami prywatnymi, reprezentowały ważny resort administracji państwowej i konkretną formację, której służyły. Musiały więc wykonywać jej zalecenia i działać zgodnie z intencjami swego kierownictwa. A te koncentrowały się przede wszystkim na problematyce ochrony bezpieczeństwa, spokoju i porządku publicznego oraz walki z przestępczością i szerzącym się bandytyzmem.
Nie oznacza to jednak, że tematyka społeczna czy kulturalno-oświatowa były całkowicie pomijane w branżowej prasie. Wprost przeciwnie, czasopisma policyjne często po nie sięgały, promując jednak nie indywidualnych pasjonatów (kolekcjonerów, malarzy, poetów itp.) lecz zorganizowane formy działań pozasłużbowych, takie jak: szerzenie czytelnictwa, ożywianie stosunków towarzyskich w miejscu zamieszkania funkcjonariuszy, organizowanie różnych form samopomocy (wolontariat), a także rozbudzanie zainteresowania do czynnego uprawiania sportu.
Tym działaniom wychodziła naprzeciw decyzja komendanta głównego PP Mariana Borzęckiego dotycząca utworzenia w KG PP referatu kulturalno-oświatowego, w którym ześrodkowałaby się cała praca oświatowa, oraz powołanie analogicznych struktur w komendach wojewódzkich PP. Po półtorarocznym okresie funkcjonowania tych referatów, w połowie 1928 roku – jak podaje tygodnik „Na Posterunku” – osiągnięto wcale poważne rezultaty: otworzono 130 bibliotek, 69 klubów i kół sportowych, 11 świetlic policyjnych, 4 koła i 5 towarzystw kulturalno-oświatowych oraz kilkanaście nieznanych wcześniej amatorskich zespołów artystycznych, które udzielały się nie tylko w środowisku policyjnym, ale i na zewnątrz, wśród lokalnej społeczności.
Największym jednak powodzeniem cieszyły się policyjne kluby sportowe (PKS), których np. w 1929 r. było 101. Zrzeszały one – jak podaje Robert Litwiński w swojej książce „Korpus Policji w II RP” – 9891 członków. Dodajmy - samych pasjonatów, bo jak inaczej nazwać miłośników sportów i tężyzny fizycznej. Tego jednak wątku poruszać nie będę, bowiem redakcja magazynu „Policja 997” przygotowuje numer specjalny poświęcony policyjnym sportowcom.
Teatr amatorski
To jedna z dziedzin, które znalazły się wśród preferowanych przez kierownictwo korpusu PP działań kulturalno-oświatowych policji.
Teatr amatorski zawsze cieszył się w Polsce szczególną estymą. Zwłaszcza wśród biedniejszych sfer społecznych, dla których niedostępne były progi drogich teatrów zawodowych. Jego historia sięga czasów renesansu, ale okres świetności przypada na wiek XIX (kiedy w czasach zaborów teatr pielęgnował polską kulturę) i okres międzywojnia, gdy budziła się świadomość narodowa po odzyskaniu niepodległości.
Nic więc dziwnego, że ruch ten był mocno wspierany przez KG PP i policyjną prasę, na której łamach informowano o premierach wystawianych sztuk, często je recenzowano, zamieszczając jednocześnie zdjęcia ze spektakli. Ta forma reklamy miała na celu jak najszersze rozpropagowanie idei tworzenia kół teatralnych w środowisku, pozyskania nowych aktorów –pasjonatów żywego słowa i krzewicieli narodowej literatury.
W 1926 r. funkcjonowało w PP tylko siedem zespołów teatralnych. Ustępowały, co prawda, trzynastu orkiestrom policyjnym, ale przewyższały liczbę chórów w policyjnym korpusie, których było pięć. Półtora roku później ich liczba wzrosła do trzynastu. Jednak najbardziej owocnym dla policyjnych aktorów był rok 1938, w którym działały 23 kółka teatralne, zrzeszające samych pasjonatów.
Niestety, mimo sprzyjającego klimatu i warunków do pracy, stwarzanych przez kierownictwo policji amatorskim zespołom teatralnym, dziwi brak rzetelnej informacji o samych aktorach z tych zespołów (choćby ich krótkich biogramów).
Nie wiadomo więc ilu ich w sumie było, w jakich spektaklach brali udział, w jakie postacie się wcielali. Wiadomo natomiast (z zamieszczanych recenzji), że przedstawienia z ich udziałem przyjmowane były z aplauzem. W numerze 5 z 1929 r. tygodnika „Na Posterunku” zamieszczono, na przykład, zdjęcia z czterech spektakli odegranych przez zespoły teatralne z Brzeska (woj. krakowskie), Lidy (woj. nowogródzkie), Nowogródka i Wołożyna (woj. nowogródzkie). Na wszystkich aktorzy pozostają jednak anonimowi.
Częściej ich nazwiska można znaleźć w zamieszczanych recenzjach. 10 lutego 1929 r., na przykład, sekcja dramatyczna Policyjnego Klubu Sportowego w Kielcach wystawiła w miejscowym Teatrze Polskim krotochwilę w 3 aktach pt. „Dom wariatów”, przeznaczając całkowity dochód z przedstawienia dla funkcjonariuszy PP chorych na gruźlicę, pacjentów sanatorium. W tym przypadku podano obsadę ról: wystąpiły panie Kardasowa, Popielówna, Jantarzanka, Bernhardowa, Jabłońska i Wójcikówna, oraz panowie: podkom. Szyszko, starsi przodownicy: Kartas, Kasiura, Łęgosz, Nowakowski, przodownicy: Rasała i Paulin oraz post. Konietz.
W Wierzbniku (pow. Iłżecki), dzięki inicjatywie funkcjonariuszy z miejscowej KP PP, utworzono w połowie 1928 r. Koło Miłośników Sceny Polskiej, któremu przewodniczył kom. L. Karbowski. Pasję aktorską odkryło w sobie sześć pań: A. Chmielewska, J. Wyrzykowska, A. Świderska, L. Jasińska, siostry W. i M. Spytkowskie, oraz siedmiu panów: st. przod. L. W. Chmielewski, st. przod. S. Dróżdż, starsi posterunkowi W. Wyrzykowski i B. Guzik, dwaj emeryci J. Czerwiński i A. Polakowski oraz wspomniany kom. Karbowski.
Wymienieni aktorzy-amatorzy, niczym rasowi profesjonaliści, ostro zabrali się do pracy i już w listopadzie wystąpili z pierwszym przedstawieniem, na które złożyły się trzy jednoaktówki pt. „Lustracja u Pana Wójta”, „Chrapanie z rozkazu” i „Woźny dyrektora”. Sztuki reżyserował st. post. B. Guzik. Powodzenie było duże, bo gdziekolwiek je wystawiano – a grano je w Wierzbniku, Iłży i Chybicach – wszędzie sale były pełne.
Pasjonaci-literaci
W podobnej sytuacji jak aktorzy-amatorzy znaleźli się także ludzie pióra, którzy swoje utwory publikowali w policyjnych periodykach. Zamieszczane tam wiersze, opowiadania, nowele, humoreski i „kryminały”, będące wytworem ich pasji pisarskiej, z reguły podpisywane były jedynie pełnym imieniem (lub inicjałem imienia) oraz nazwiskiem. Żadnych innych informacji o autorze już nie było. Zupełnie jakby w latach międzywojnia obowiązywała ustawa o ochronie danych osobowych.
Dlatego też nie jestem w stanie zidentyfikować literatów współpracujących z policyjnymi periodykami. Nie wiem czy poeta T. Modrzejewski, autor okolicznościowych wierszy (m.in. „W noc sylwestrową” – NP 1/1920) lub bardziej zaangażowanych („Jakim policjant musi być?” – NP 11/1923; „Ty pierwszy” – NP 5/1920), regularnie drukował w tygodniku „Na Posterunku”? Czy był policjantem, albo emerytem policyjnym? Też trudno powiedzieć. Z pewnością jednak był pasjonatem w swojej dziedzinie.
Podobnie jak Franciszek Pilek, autor wiersza „Naprzód Policjo Państwowa” (NP 3/1925); J. Stachura – m.in. wiersze: „Wskazania” (NP 33/1925) i „Przy nowym roku” (NP 1/1925); st. przod. A.R. z pow. dolińskiego – autora m.in. wiersza „Spóźnienie wiosny” (NP. 17/1928) i wielu wielu innych. Nie tylko poetów, ale również autorów opowiadań, reportaży kryminalnych, humoresek.
Jako ciekawostkę warto wymienić także postać znakomitego pisarza Kornela Makuszyńskiego, znanego głównie z twórczości dla dzieci i młodzieży (ale nie tylko), autora choćby „Przygód Koziołka Matołka”, „Szatana z siódmej klasy”, „O dwóch takich, co ukradli księżyc”, „Awantury o Basię”, który także zamieszczał swoje wiersze na łamach tygodnika „Na Posterunku”, choć – jak wiadomo - policjantem nie był. Najbardziej chyba znanym jest jego panegiryk „Nasi policjanci w 1920 roku”, poświęcony bohaterskiej postawie funkcjonariuszy PP w wojnie polsko-bolszewickiej. Przy zamieszczonym w nr 38 tygodnika z 1925 r. wierszu również brak jakiejkolwiek notki o jego autorze. A szkoda, bo dla każdej szanującej się redakcji pozyskanie tekstu od tak znanego twórcy byłoby powodem do chwały i wielką nobilitacją dla zespołu.
Kurnatowski, Bachrach i Jeremski
W latach międzywojnia objawili się w Polsce trzej prozaicy z policyjnym rodowodem. Utalentowani, inteligentni, z weną twórczą i darem łatwego posługiwania się piórem.
Ludwik Marian Kurnatowski i Daniel Bachrach pracowali w stołecznym Urzędzie Śledczym. Kurnatowski, w stopniu komisarza, był zastępcą naczelnika tego urzędu, aspirant Bachrach jego podwładnym. Obaj zajmowali się najtrudniejszymi sprawami kryminalnymi, z których wiele udało im się rozwiązać i sprawców doprowadzić do sądów. Mieli bogate doświadczenie zawodowe, bowiem w służbie śledczej pracowali jeszcze przed I wojną światową: Kurnatowski w policji moskiewskiej, Bachrach w kijowskiej.
Po odzyskaniu niepodległości wrócili do kraju. Z otwartymi ramionami przyjęto ich do Policji Państwowej, bowiem niewielu wówczas było takich fachowców jak oni. Szybko też dali się we znaki stołecznym przestępcom, rozbijając „z marszu” kilka groźnych gangów, a lokalny światek przestępczy z szacunkiem zaczął mówić o asp. Bachrachu, nazywając go „warszawskim Sherlockiem Holmesem”.
Trudno dziś powiedzieć, który z nich pierwszy wpadł na pomysł opisywania „własnych” spraw kryminalnych. Ich sensacyjne reportaże zaczęły się ukazywać pod koniec lat dwudziestych i cieszyły się dużą popularnością. Od kilku lat stołeczne Wydawnictwo CM wznawia je w serii: „Kryminały przedwojennej Warszawy”. Dotychczas ukazały się L. Kurnatowskiego m.in.: Branka cyganów (z roku 1931), Szpilka z trupia główką (1931), Tajemnica Belwederu (1931), Obłęd złota (1932) , Zagadkowi milionerzy (1932), Sprawy kryminalne II RP (2014).
Z książek A. Bachracha największą poczytnością cieszyły się: Międzynarodowa szajka fałszerzy i inne autentyczne opowieści kryminalne (1927), Król sutenerów (1931), Tajemnica pokoju nr 18 (1932), Sprawy kryminalne sprzed 1918 r. (2014).
Niestety, w połowie lat dwudziestych obydwaj oficerowie śledczy musieli się pożegnać z policją. Oskarżono ich o poważne przestępstwa kryminalne (Kurnatowski - korupcja; Bachrach - współpraca ze światem przestępczym, szefowanie szajce fałszerzy paszportów i korupcja). O ile Kurnatowskiemu nie udowodniono winy, o tyle Bachrach trafił na długie lata za kraty.
O trzecim z prozaików, Józefie Jeremskim (prawdziwe nazwisko – Józef Jatczyk) też za wiele informacji nie znajdziemy. Urodził się w 1886 r. w Łodzi. W wieku 13 lat musiał podjąć pracę w fabryce bawełny. W czasie I wojny światowej brał udział w zamachu na carskiego urzędnika, w wyniku czego ratował się ucieczką do Warszawy. Po odzyskaniu niepodległości pracował jako sekretarz w policji, na stanowisku cywilnym. W wolnym czasie dorabiał dziennikarstwem i pisarstwem. Jest autorem ośmiu powieści (głównie kryminalnych), które przed wojną doczekały się kilku wydań. Były to m.in.: Bratobójcy (1930), Tajemnica komisarza policji (1930), Zezowate oko (1933), Przekleństwo życia (1933), Ludzie z parteru (1936). W 2014 r., w ramach serii „Kryminały przedwojennej Warszawy”, ukazała się jego powieść z 1930 r. – Tajemnica komisarza policji.
Ofiarność ich pasją
Czy dobroczynność może być pasją? Czy podejmowane przez funkcjonariuszy PP akcje charytatywne, które nie wynikały ze służbowego regulaminu, ale zwykłej potrzeby serca oraz empatii co bardziej wrażliwych na biedę i ludzką niedolę policjantów, można zakwalifikować do kategorii działań hobbystycznych? Brzmi to może trochę dziwnie, ale w sytuacji, gdy nie było żadnego formalnego przymusu uczestniczenia w tych dobroczynnych akcjach, policyjny wolontariat był dla każdego funkcjonariusza jedynie wynikiem jego wewnętrznej potrzeby do działania (czyt. niesienia pomocy).
O takich inicjatywach informowała na bieżąco policyjna prasa, nie szczędząc miejsca na promowanie charytatywnych postaw wśród członków swojej formacji. Oto kilka przykładów z ciężkich dla kraju początkach lat 20-tych ubiegłego wieku.
● W 1922 r. pogotowie ratunkowe w Wilnie przeżywało ostry kryzys finansowy, groziło mu zamknięcie. Z pomocą ruszyli funkcjonariusze Okręgu XVI PP Wileńskiego, którzy z dobrowolnych składek zebrali znaczną wówczas kwotę – blisko 1,5 mln mkp (marek polskich).
● Przez długi czas wszystkie okręgi policyjne zasilały składkami fundusz na rzecz repatriantów z Rosji oraz inwalidów wojennych, a takze niosły wydatną pomoc materialną powstańcom śląskim. Między poszczególnymi okręgami policyjnymi wytworzyła się nawet pewna rywalizacja: kto zbierze więcej.
● Kiedy w październiku 1923 r. w Warszawie dokonano aktu terrorystycznego, wysadzając w powietrze cytadelę, z pomocą poszkodowanym ruszyli policjanci z całego kraju, organizując dobrowolne zbiórki. Za budujący przykład może posłużyć IX kompania graniczna PP w Kołtunianach (woj. wileńskie), której funkcjonariusze – sami żyjący w spartańskich warunkach na krańcach Rzeczypospolitej – odłożyli ze swych skromnych poborów 8 900 000 mkp.
● Niespełna miesiąc wcześniej tragedia dotknęła rodziny górników z KWK „Reden” w Dąbrowie Górniczej. Na skutek pożaru w tej kopalni i nieudolnie prowadzonej akcji ratowniczej zginęło 38 górników. Solidaryzując się z rodzinami ofiar katastrofy, ogłoszono na łamach „GAiPP” apel o zbiórkę pieniędzy. Pomoc nadeszła z całego kraju, ze wszystkich jednostek PP. Z jednego tylko Okręgu VI PP m.st. Warszawy zebrano ponad 42 mln mkp. Warto podkreślić, że stołeczni policjanci równolegle, przez dwa miesiące, dobrowolnie wspomagali swoimi składkami warszawskie pogotowie ratunkowe. Przekazali tam w sumie ponad 25 mln mkp.
● Funkcjonariusze PP przyczynili się również do powstania pierwszego w odrodzonej ojczyźnie Banku Polskiego, dzięki wykupieniu 16 160 jego akcji. Nie kupował ich policjant jak kapitalista, dla swej osobistej korzyści – pisała „GAiPP”. – Było to z jego strony wielką ofiarą materialną, zmuszającą do znacznej nieraz redukcji budżetu miesięcznego.
Na liście beneficjentów policyjnej ofiarności znalazły się także: Liga Obrony Powietrznej Państwa, Polski Czerwony Krzyż, Liga Morska Kraju, a także utworzony w 1936 r. dekretem prezydenta Ignacego Mościckiego Fundusz Obrony Narodowej.
Warto przypomnieć, że w ustawie o Policji Państwowej z 24 lipca 1919 r. nie było ani słowa o dobroczynności , a rota przysięgi służbowej , stanowiąca aneks do niej tylko bardzo ogólnie nakazywała przedwojennemu policjantowi dobro publiczne mieć zawsze przed oczyma(…), wszystkich obywateli kraju w równem mając zachowaniu, obowiązki swoje spełniać gorliwie i sumiennie. Nic natomiast nie wspominała o niesieniu pomocy materialnej najbardziej potrzebującym.
Źródło: BEH-MP KGP/JP, fot: „Na Posterunku”