Zagadkowa śmierć
Niejednokrotnie organa P. P. zostają zawiadomione o nagłym zgonie osoby na wsi, w osadzie lub w miasteczku zwykle przez najbliższych członków rodziny lub służbę domową. Z chwilą otrzymania zawiadomienia często komendant posterunku czy też policjant, znając zmarłego i jego rodzinę, ani na chwilę nie przypuszcza, że śmierć danej osoby mogła nastąpić z przyczyn nienaturalnych, ograniczają się więc do zawiadomienia właściwego wiceprokuratora, który nie znając miejscowych stosunków i polegając jedynie na opinii miejscowych organów P. P., pozwala po dokonaniu oględzin na pochowanie zwłok.
Nie należy jednak zbytnio lekceważyć sprawy nagłych zgonów i do rozpracowania takich zagadnień przystępować z całą sumiennością. Przytoczę tutaj następujący przykład:
W sierpniu 1935 r. posterunek P. P. w S. zawiadomił Wydział Śledczy i właściwego wiceprokuratora o nagłym zgonie zamożnego gospodarza N.
Zainteresowany tym wypadkiem, udałem się z przód. sł. śl. K. natychmiast na miejsce wypadku, a po dokonaniu oględzin zwłok i miejsca, korzystając z ładnej pogody i robót w polu, udałem się pomiędzy ludzi zajętych żniwami. W potocznej rozmowie na temat urodzajów, zbiorów i innych spraw związanych z ówczesną sytuacją w rolnictwie, na pozór obojętnie skierowałem rozmowę na temat śmierci N. I pozostawienia dobrze zagospodarowanego gospodarstwa na własność jego żonie, gdyż małżeństwo N. było bezdzietne. Mój rozmówca, opowiadając mi o stosunkach rodzinnych małżonków N., mimochodem wspomniał, że żona N. podczas jego choroby widziana była kilka razy z również zamożnym gospodarzem M„ zamieszkałym w sąsiedniej wsi,
Mając pewne podejrzenia co do nienaturalnego zgonu N., podzieliłem się nimi z przód. K. i wysłałem go na dalszy wywiad wśród sąsiadów zmarłego i gospodarza M. Sam udałem się na posterunek i telefonicznie porozumiałem się z wiceprokuratorem rejonowym, komunikując mu, że aczkolwiek na zwłokach nie ma żadnych śladów gwałtownej śmierci i można sądzić, że N. umarł śmiercią naturalną, jednak wskazanym byłoby przeprowadzenie sekcji zwłok. Przy tej sposobności podzieliłem się z wiceprokuratorem swoimi podejrzeniami. Na tej podstawie zarządził on sekcję zwłok, która wykazała śmierć przez tzw. „scharlaczenie”. Równocześnie żołądek zmarłego zabrany został do analizy.
W toku dalszych wywiadów wśród sąsiadów i służby małżonków N. zebraliśmy rewelacyjne Informacje. Ustaliliśmy, że nieboszczyk od roku mniej więcej chorował, że żona wzywała do niego lekarza tylko raz w lecie 1934 r., że korzystając z choroby męża utrzymywała stosunki z gospodarzem M., z którym spotykała się w osadzie S. w piwiarniach i restauracjach i że niejednokrotnie nocowała z nim w swojej stodole. Od parobka, którego zobowiązaliśmy na razie do utrzymania tajemnicy, dowiedzieliśmy się, że na trzy dni przed śmiercią N. żona jego usmażyła dla wszystkich na kolację jajecznicę, co było niezwykłym wypadkiem, przy czym dla męża swego usmażyła ją osobno. Mąż jej, spożywając jajecznicę mówił, że wydaje mu się jakby była z mąką i miała słodkawy smak. Z opowiadania parobka dowiedzieliśmy się, że zmarły po spożyciu jajecznicy dostał silnych boleści żołądka oraz torsji, żona zaś jego w tym czasie wyszła na dwór do traczy dla zrobienia obrachunku, pozostawiając męża swego na opiece bezradnej służby. Mając takie dowody, doszliśmy do przekonania, że N. został otruty, co też wkrótce potwierdziła analiza żołądka, która wykazała otrucie arszenikiem.
Dla informacji dodaję, że wśród nieuświadomionych sfer społeczeństwa, a zwłaszcza na wsi, panuje przeświadczenie, że każda trucizna musi mieć smak gorzki i odrażający, dlatego w wypadkach podawania trucizn podają ją w pokarmach osłodzonych.
E. Załucki, komisarz P. P.
Źródło: „Na Posterunku”, 1939 r.