Aktualności

Wywiad

Data publikacji 20.08.2021

Z doświadczenia wiemy, jak duże znaczenie ma wywiad przy prowadzeniu dochodzeń. Mam na myśli, mówiąc prościej, zbieranie informacji, rozpytywanie, umiejętność nawiązywania rozmów dla ustalenia okoliczności mających związek ze sprawą.

Policjant, prowadząc wywiad, powinien umieć podchodzić do ludzi z każdego środowiska, z każdej sfery, powinien umieć stawiać pytania, a nawet pytaniami tymi zanudzać, starając się jednocześnie zyskać sobie życzliwość rozpytywanej osoby, gdyż w prze­ciwnym razie niczego się nie dowie.

W ciągu długoletniej swojej praktyki spot­kałem jednego szeregowego, który miał dar rozpytywania. Zdawało się niejednokrotnie, że wyczerpał już temat rozmowy, gdy nagle wracał i znienacka zarzucał świadka całym szeregiem dalszych pytań. A pytał szczegółowo, drobiaz­gowo, aż do przesady i tylko dzięki temu zdo­bywał cenne informacje, które posłużyły do rozwiązania nie jednej zagadki śledczej. Takim drobiazgowym winien być policjant, bo wtedy będzie można o nim powiedzieć, że spełnia obowiązek swój sumiennie.

Poniżej przytoczę ciekawy wypadek z Gdy­ni, gdzie dzięki skrupulatności w rozpytywa­niu zdołałem ustalić tożsamość osoby zamor­dowanej.

W dniu 23.XI.193 . . r. w nocy zostałem zawiadomiony, że w jednym z wagonów kole­jowych, stojącym na bocznicy kolejowej znale­ziono zwłoki jakiegoś mężczyzny, najwidoczniej zamordowanego. W toku dokonanych natych­miast oględzin stwierdziłem, że zamordowany, który leżał w wagonie na wznak, mógł mieć lat około 30—35. Miał na sobie kalesony try­kotowe, dwie koszule i krawat. Wejście do wa­gonu zamknięte było na zasuwę i na zewnątrz nie było żadnych śladów, które by wskazywały na gwałtowne otwieranie wagonu. Duża warstwa kurzu węglowego na podłodze wskazywała na to, że wagon ten był uprzednio naładowany węglem. Zamordowany leżał w kącie wagonu, miał usta zamknięte, a na wargach lekki osad krwi. Krawat był mocno zaciśnięty na szyi, co nasuwało podejrzenie, że krawatem tym został uduszony. H potezę tę potwierdziło później ba­danie lekarskie. Wygląd zamordowanego i jego ręce zabrudzone smarem pozwalały przypusz­czać, że jest to marynarz, palacz okrętowy lub ślusarz.

Na miejscu dokonałem zdjęć fotograficz­nych, przy czym specjalną uwagę zwróciłem na tzw. toaletę pośmiertną, nadając zamordowane­mu wygląd możliwie taki, jaki mógł mieć przed śmiercią.

Prowadząc wywiady ustaliłem, że wagon o  którym mowa, był podstawiony wraz z całym składem pociągu z węglem do wyładowania na nabrzeżu estońskim w dn. 21 listopada o godz. 19 i tegoż dnia przed godz. 23 został wyłado­wany. Po wyładowaniu stał na tymże wybrzeżu do 22 listopada godz. 23,40, kiedy to z innymi pustymi wagonami przetoczony został na miej­sce, w którym go zastałem w dn. 23 listopada o godz. 2,45. Z powyższego wysnułem wniosek, że morderstwo musiało być dokonane między godz. 23 a 2, gdyż w tym czasie zwłoki zostały ujawnione.

Świadków którzy by mogli udzielić jakich­kolwiek informacji, na miejscu nie ustaliłem. Zmierzając do ujawnienia sprawcy morderstwa, należało w pierwszym rzędzie ustalić tożsamość zamordowanego. W tym też celu sporządziłem większą ilość odbitek fotograficznych zamordo­wanego i rozdając je kilkunastu szeregowym, poleciłem im odwiedzać wszystkie bary, restau­racje, lokale rozrywkowe i rozpytywać personel dla ewentualnego rozpoznania nieznajomego. Jednocześnie poleciłem w tym samym celu okazywać odbitkę fotograficzną wszystkim pro­stytutkom.

Tu muszę wspomnieć o pewnym szczegó­le, charakteryzującym życie marynarzy. Zdarza się często, że z licznie przybywających do portu statków zagranicznych schodzą na ląd marynarze, którzy na statek więcej nie wracają. Kapi­tanowie okrętów, mimo stwierdzenia przy odej­ściu statku, że brak kogoś z załogi — nie zgła­szają nikomu o tym i dlatego też w danym wypadku nie było zgłoszenia o zaginięciu mary­narza.

W toku żmudnych i szczegółowych rozpytywań natrafiłem w rezultacie na pracowników jednego z mniejszych barów, którzy w okaza­nej fotografii rozpoznali z całą stanowczością marynarza ze statku estońskiego, który, w cza­sie kilkudniowego postoju statku na nabrzeżu estońskim przychodził z kolegami do baru. W rozmowie z jedną z kelnerek zwierzył się, że zszedł ze statku w tym celu, ażeby udać się do lekarza z prośbą o poradę, gdyż był chory. Jak nazywał się marynarz i do jakiego lekarza miał się udać, nikt nie umiał powiedzieć.

Ponowiłem więc poszukiwania wśród leka­rzy, co w rezultacie dało nadspodziewany wy­nik. Jeden z lekarzy rozpoznał z fotografii ma­rynarza, który zasięgał u niego porady. Nazwi­sko pacjenta figurowało oczywiście w książce lekarza.

Kiedy następnie ustaliłem nazwę statku estońskiego, stojącego w tym czasie w porcie i kiedy statek ten po raz drugi po dłuższym czasie przybył do portu, marynarz ten rozpo­znany został przez załogę. Zeszedł on ze statku podczas poprzedniego pobytu w Gdyni i nie powrócił.

Jak widzimy, drobny zdawać by się mogło na pozór szczegół, że w toku rozpytywań kel­nerki ustalono zamiar marynarza udania się do lekarza, przyczynił się do ustalenia jego tożsa­mości. Dzięki więc drobiazgowości i sumienności w przesłuchiwaniach — zagadka została rozwiązana.

Sprawa wykrycia mordercy w tym stanie rzeczy była już teraz znacznie ułatwiona i dochodzenie uwieńczone zostało pomyślnym wy­nikiem.

Szynkman Feliks, podkomisarz P. P.

Źródło: „Na Posterunku”, 1939 r., zdj. NAC

  • Wagony na stacji kolejowej
Powrót na górę strony