Wywiad
Z doświadczenia wiemy, jak duże znaczenie ma wywiad przy prowadzeniu dochodzeń. Mam na myśli, mówiąc prościej, zbieranie informacji, rozpytywanie, umiejętność nawiązywania rozmów dla ustalenia okoliczności mających związek ze sprawą.
Policjant, prowadząc wywiad, powinien umieć podchodzić do ludzi z każdego środowiska, z każdej sfery, powinien umieć stawiać pytania, a nawet pytaniami tymi zanudzać, starając się jednocześnie zyskać sobie życzliwość rozpytywanej osoby, gdyż w przeciwnym razie niczego się nie dowie.
W ciągu długoletniej swojej praktyki spotkałem jednego szeregowego, który miał dar rozpytywania. Zdawało się niejednokrotnie, że wyczerpał już temat rozmowy, gdy nagle wracał i znienacka zarzucał świadka całym szeregiem dalszych pytań. A pytał szczegółowo, drobiazgowo, aż do przesady i tylko dzięki temu zdobywał cenne informacje, które posłużyły do rozwiązania nie jednej zagadki śledczej. Takim drobiazgowym winien być policjant, bo wtedy będzie można o nim powiedzieć, że spełnia obowiązek swój sumiennie.
Poniżej przytoczę ciekawy wypadek z Gdyni, gdzie dzięki skrupulatności w rozpytywaniu zdołałem ustalić tożsamość osoby zamordowanej.
W dniu 23.XI.193 . . r. w nocy zostałem zawiadomiony, że w jednym z wagonów kolejowych, stojącym na bocznicy kolejowej znaleziono zwłoki jakiegoś mężczyzny, najwidoczniej zamordowanego. W toku dokonanych natychmiast oględzin stwierdziłem, że zamordowany, który leżał w wagonie na wznak, mógł mieć lat około 30—35. Miał na sobie kalesony trykotowe, dwie koszule i krawat. Wejście do wagonu zamknięte było na zasuwę i na zewnątrz nie było żadnych śladów, które by wskazywały na gwałtowne otwieranie wagonu. Duża warstwa kurzu węglowego na podłodze wskazywała na to, że wagon ten był uprzednio naładowany węglem. Zamordowany leżał w kącie wagonu, miał usta zamknięte, a na wargach lekki osad krwi. Krawat był mocno zaciśnięty na szyi, co nasuwało podejrzenie, że krawatem tym został uduszony. H potezę tę potwierdziło później badanie lekarskie. Wygląd zamordowanego i jego ręce zabrudzone smarem pozwalały przypuszczać, że jest to marynarz, palacz okrętowy lub ślusarz.
Na miejscu dokonałem zdjęć fotograficznych, przy czym specjalną uwagę zwróciłem na tzw. toaletę pośmiertną, nadając zamordowanemu wygląd możliwie taki, jaki mógł mieć przed śmiercią.
Prowadząc wywiady ustaliłem, że wagon o którym mowa, był podstawiony wraz z całym składem pociągu z węglem do wyładowania na nabrzeżu estońskim w dn. 21 listopada o godz. 19 i tegoż dnia przed godz. 23 został wyładowany. Po wyładowaniu stał na tymże wybrzeżu do 22 listopada godz. 23,40, kiedy to z innymi pustymi wagonami przetoczony został na miejsce, w którym go zastałem w dn. 23 listopada o godz. 2,45. Z powyższego wysnułem wniosek, że morderstwo musiało być dokonane między godz. 23 a 2, gdyż w tym czasie zwłoki zostały ujawnione.
Świadków którzy by mogli udzielić jakichkolwiek informacji, na miejscu nie ustaliłem. Zmierzając do ujawnienia sprawcy morderstwa, należało w pierwszym rzędzie ustalić tożsamość zamordowanego. W tym też celu sporządziłem większą ilość odbitek fotograficznych zamordowanego i rozdając je kilkunastu szeregowym, poleciłem im odwiedzać wszystkie bary, restauracje, lokale rozrywkowe i rozpytywać personel dla ewentualnego rozpoznania nieznajomego. Jednocześnie poleciłem w tym samym celu okazywać odbitkę fotograficzną wszystkim prostytutkom.
Tu muszę wspomnieć o pewnym szczególe, charakteryzującym życie marynarzy. Zdarza się często, że z licznie przybywających do portu statków zagranicznych schodzą na ląd marynarze, którzy na statek więcej nie wracają. Kapitanowie okrętów, mimo stwierdzenia przy odejściu statku, że brak kogoś z załogi — nie zgłaszają nikomu o tym i dlatego też w danym wypadku nie było zgłoszenia o zaginięciu marynarza.
W toku żmudnych i szczegółowych rozpytywań natrafiłem w rezultacie na pracowników jednego z mniejszych barów, którzy w okazanej fotografii rozpoznali z całą stanowczością marynarza ze statku estońskiego, który, w czasie kilkudniowego postoju statku na nabrzeżu estońskim przychodził z kolegami do baru. W rozmowie z jedną z kelnerek zwierzył się, że zszedł ze statku w tym celu, ażeby udać się do lekarza z prośbą o poradę, gdyż był chory. Jak nazywał się marynarz i do jakiego lekarza miał się udać, nikt nie umiał powiedzieć.
Ponowiłem więc poszukiwania wśród lekarzy, co w rezultacie dało nadspodziewany wynik. Jeden z lekarzy rozpoznał z fotografii marynarza, który zasięgał u niego porady. Nazwisko pacjenta figurowało oczywiście w książce lekarza.
Kiedy następnie ustaliłem nazwę statku estońskiego, stojącego w tym czasie w porcie i kiedy statek ten po raz drugi po dłuższym czasie przybył do portu, marynarz ten rozpoznany został przez załogę. Zeszedł on ze statku podczas poprzedniego pobytu w Gdyni i nie powrócił.
Jak widzimy, drobny zdawać by się mogło na pozór szczegół, że w toku rozpytywań kelnerki ustalono zamiar marynarza udania się do lekarza, przyczynił się do ustalenia jego tożsamości. Dzięki więc drobiazgowości i sumienności w przesłuchiwaniach — zagadka została rozwiązana.
Sprawa wykrycia mordercy w tym stanie rzeczy była już teraz znacznie ułatwiona i dochodzenie uwieńczone zostało pomyślnym wynikiem.
Szynkman Feliks, podkomisarz P. P.
Źródło: „Na Posterunku”, 1939 r., zdj. NAC