Aktualności

Pomysłowy podpalacz

Data publikacji 19.09.2021

Wiemy o tym, że dochodzenia w sprawach pożarowych wymagają od prowadzącego je wiele bystrości umysłu, sprytu i wytrwałości. W wypadkach pożaru dążymy przede wszystkim do ustalenia istotnej przyczyny pożaru. Zdarzają się jednak częstokroć wypadki, że przyczyny pożaru nie można ustalić, jakkolwiek pewne okoliczności przemawiają za tym, że pożar powstał od umyślnego podpalenia. W tych wypadkach przestępstwo pozostaje zwykle bezkarne.

Opiszę tu wypadek podpalenia dokonane­go za pomocą środków dość pomysłowych i skomplikowanych. Dochodzenia te prowadzi­łem osobiście i sprawcy podpalenia winę udowodniłem.

W nocy z 15 na 16.1. 1934 r. w miejsco­wości J. wybuchł pożar w zabudowaniach gospodarczych szkoły powszechnej. Spaliła się sto­dółka z przybudówkami, słoma i drzewo opa­łowe, poza tym spalił się stojący w stodółce samochód osobowy, stanowiący prywatną wła­sność nauczyciela w tejże szkole W., który sa­mochód ten nabył latem 1933 r., a nie mając prawa jazdy, nie używał go. W październiku 1933 r. samochód ten (stary Ford), przedsta­wiający wartość 1.000 zł, W. ubezpieczył na kwotę 6.000 zł. W grudniu tegoż roku wpłacił od razu dwie składki ubezpieczeniowe, a mie­siąc później samochód uległ spaleniu. Ponieważ W. znajdował się w złych warunkach material­nych, nasunęło się przypuszczenie, że pożar został spowodowany umyślnie z chęci otrzy­mania premii asekuracyjnej. Podejrzenie o pod­palenie padło na właściciela samochodu, gdyż on tylko mógł z premii skorzystać, zabudowa­nia bowiem, choć były ubezpieczone, stano­wiły własność gminy.

Jak wykazało dochodzenie, podejrzany w dniu 15.1. około godz. 12 w południe wyje­chał rowerem do swych krewnych w miejsco­wości K., położonej w odległości około 70 km od miejsca pożaru, a wrócił do domu dnia 16.1. około godz. 6 rano, a więc wyjechał na 12 godzin przed wybuchem pożaru, a powrócił w 6 godzin po pożarze, Alibi jego zostało całkowicie potwierdzone i zdawało się, że on nie mo­że być brany w rachubę jako sprawca pod­palenia.

Przy szczegółowych oględzinach miejsca pożaru w odległości 1 metra od tylnego koła spalonego samochodu, stojącego na klepisku, w sąsieku przy rozgrzebywaniu spaleniska po usunięciu gruzu i dachówek stwierdzono trzy warstwy węgla i popiołu, z których górna, skła­dająca się z węgla drzewnego, wskazywała na to, że paliły się tu grubsze polana lub gałęzie, popiół drugiej warstwy wskazywał na spalony chrust (cienkie gałęzie), trzecią zaś dolną war­stwę tworzył popiół spalonej słomy. W warstwie tej znaleziono trochę zgniecionej i niedopalonej słomy, która miała zapach benzyny lub ben­zolu. Ponadto w miejscu tym przy bardzo ostrożnym rozgrzebywaniu popiołu natrafiono na 9 opalonych wkładek od bateryj do elektrycznych lampek kieszonkowych, połączonych przepalo­nym drutem, oraz kawałki drutu miedzianego i ślady po spalonych drucikach. Ziemia w tym miejscu była nasiąknięta płynem wydającym woń smoły drzewnej.

Przy rozpytywaniu świadków ustaliłem, że jeden z rolników, przeglądający pogorzelisko jeszcze przed przybyciem policji, znalazł w ro­gu sąsieka spalony mechanizm od zegarka bu­dzika, który podniósł i podał innemu, ten oddał go drugiemu i tak przechodząc z rąk do rąk, mechanizm ten dostał się w ręce właściciela samochodu, który na żądanie policji nie mógł wyjaśnić, gdzie ten mechanizm ukrył. Przepro­wadzona u niego rewizja wyniku nie dała. Przy dalszym badaniu świadków ustalono, że już na kilka tygodni przed pożarem starał się on ku­pić okazyjnie stary mechanizm od budzika, i wreszcie nabył go za cenę 1.50 zł. Nasuwało się przypuszczenie, że mechanizm ten przy wy­buchu pożaru spełnił jakąś niepowszednią rolę.

Jak w rezultacie w dochodzeniu ustalono, podejrzany skonstruował przyrząd, przy pomo­cy którego wywołał pożar w czasie swej nie­obecności w domu. Mianowicie połączył 9 ba­teryj od lampek elektrycznych drutem, którego jeden koniec umieścił na poprzednio ułożonym materiale łatwo palnym, a drugi koniec drutu poprowadził do mechanizmu zegara, od które­go drugi drut przeprowadził do cewki indukcyj­nej samochodu. Od cewki tej przeprowadził drut w kierunku baterii i tu ułożył oba końce dru­tów, tj. od baterii i cewki indukcyjnej w bezpośredniej bliskości (nie łącząc ich) na materiale łatwopalnym, prawdopodobnie na wacie. Wszyst­ko nakrył chrustem, a następnie gałęziami. Me­chanizm zegara, odpowiednio przerobiony, w tym wypadku odegrał rolę kontaktu; nastawiony o godz. 12 w południe, po przejściu wskazówki dookoła tarczy zegarowej, tj. po upływie 12 godzin, automatycznie połączył przewody, przez co w miejscu nie złączonych drucików spowo­dował iskrę elektryczną, która, padając na łatwo­palny materiał, wywołała ogień. W. posłużył się tu cewką indukcyjną samochodu dlatego, że prąd elektryczny z samych bateryj byłby za słaby.

Rozumowanie to potwierdził stwierdzony w dochodzeniu fakt, że w dniu 15.1. około go­dziny 12 podejrzany przebywał przez czas dłuż­szy w stodółce, po czym drzwi stodółki zamknął na klucz i zabierając go z sobą, odjechał. Pożar wybuchł o godz. 23,30 w nocy, a więc nie ule­ga wątpliwości, że W. w czasie pobytu w sto­dółce cały ten pomysłowy przyrząd zmontował i mechanizm zegara puścił w ruch.

Na rozprawie sądowej biegły elektromon­ter na polecenie sądu zademonstrował wywoła­nie pożaru przy użyciu tego samego rodzaju środków, jakimi w danym wypadku posłużył się W. Eksperyment całkowicie się udał i potwier­dził podejrzenia. Sąd wydał wyrok skazujący.

Antoni Dzwoniarek, podkomisarz P. P.

Źródło: „Na Posterunku” 1939 r., zdj. NAC

  • Pożar zabudowań
Powrót na górę strony