Aktualności

Eskorta

Data publikacji 08.10.2021

S-ki, członek osławionej bandy ,Władka", grasującej na terenie 3 powiatów w 19 . . roku, wyrokiem sądu okręgowego został skazany za jeden ze swych wyczynów na bezterminowe więzienie. Władze sądowe zarządziły przetransportowanie S-kiego i 11 innych współoskarżonych z więzienia prewencyjnego w R. do więzienia w S., odległego o 30 km.

Otrzymawszy to poważne zlecenie, wyzna­czyłem do te] funkcji jednego ze zdolniejszych przodowników P. wraz z odpowiednią asystą w sile 6 ludzi. Udzieliłem oczywiście odpowied­nich instrukcji, pouczeń i ostrzeżeń, polecając specjalnej opiece bandytę S-kiego, znanego mi osobiście jako niebezpiecznego przestępcę. Przodownik P. dla pewności skuł S-kiego wraz z innym mniej ważnym opryszkiem i posadzłi przed sobą na swoim wozie, zapewniając mnie, że raczej sam nie wróci, a nigdy nie dopuści do jego ucieczki.

Eskorta ruszyła o godz. 14 w jesienny dzień podwodami. Po ujechaniu 7 km podwody zwolniły w piasku pod górkę, w zagajniku. Ściemniło się. Bandyta S-ki w pewnej chwili błyskawicznie zeskoczył z wozu do rowu (wi­docznie rozkuł się w czasie jazdy), zostawiając towarzysza na wozie i następnie skrył się w za­gajnik. Za nim skoczył przodownik. Tu szczę­ście nie posłużyło bandycie, potknął się bowiem w rowie, z czego skorzystał przodownik, wnet dopadł go i powtórnie skuł — lepiej, mocniej.

Furmanki ruszyły i gdzieś około godziny 19 dojechały szczęśliwie na duży dziedziniec, otaczający więzienie, z trzech stron ogrodzony murem, a z jednej drutem kolczastym. Wszyscy zeszli przepisowo z wozów i zaczęli tuż przy więzieniu poprawiać garderobę, rozgrzewać się itp. Jeden z szeregowych podszedł do bramy więziennej i zadzwonił. Ponieważ nie było od­powiedzi, przód. P. rozgniewał się na po­licjanta, że nie umie dzwonić, kazał mu pilno­wać dalej eskortowanych, a sam począł dzwo­nić energiczniej. Wreszcie drzwi więzienia*otwarły się i zaczęto kolejno wpuszczać aresztowanych. Jakież było zdziwienie przodownika P., kiedy naliczył wszystkiego 11-tu więźniów i stwierdził brak właśnie S-kiego. Nie namyślając się dłu­go, przodownik powierzył dalszą pieczę nad więźniami i załatwianie formalności z przekazy­waniem ich władzom więziennym jednemu ze starszych policjantów, zabraniając mu składania meldunku o ucieczce, a sam, dobrawszy do po­mocy jednego z szeregowych, ruszył w pościg. Po dokładnych oględzinach drutu stanowiącego ogrodzenie i położonego przy nim kartofliska przy świetle latarki, ustalono mniej więcej kie­runek ucieczki bandyty.

Nad ranem policjanci znaleźli się na szo­sie w odległości 2 km od miasteczka B. Zmę­czeni i wyczerpani fizycznie położyli się w rowie przydrożnym, straciwszy zupełnie nadzieję przy­łapania S-kiego. Namyślali się, co robić dalej i postanowili chwilę odpocząć, a potem udać się do miasteczka i zaalarmować policję oraz sąsiednie posterunki.

W pewnej chwili, paląc w ukryciu papie-rosy, zauważyli w odległości 1/2 km pod lasem czołgającego się człowieka z rowu przez szosę. Bez najmniejszych wątpliwości poznali w nim S-kiego i po krótkim ostrzeżeniu użyli broni. W rezultacie na drugim brzegu szosy padł na wznak S-ki w kałuży krwi. Dopadli go policjanci i stwierdzili, że nie daje oznak życia. Przodownik P., więcej zmęczony i niedowierzający policjantowi, postanowił zaczekać przy zabitym, a policjanta wysłał do miasteczka po furmankę.

Po godzinie czasu nadjechał policjant. Obaj załadowali zwłoki na furmankę, umieszczając je w tyle wozu na słomie, a sami zziębnięci i zmęczeni przysiedli do furmana. Przodownik P. kazał jechać bocznymi ulicami miasteczka do posterunku, by nie wzbudzać sensacji. Po pewnym czasie obejrzał się w tył wozu, aby sprawdzić, czy aby nieboszczyk nie zsunął się po śliskiej słomie. 1 tu ponowna rozpacz; nieboszczyk ,zwiał". Można sobie wyobrazić rozpacz i gniew przodownika.

Po godzinie czasu nadjechał policjant. Obaj załadowali zwłoki na furmankę, umieszczając je w tyle wozu na słomie, a sami zziębnięci i zmęczeni przysiedli do furmana. Przodownik P. kazał jechać bocznymi ulicami miasteczka do posterunku, by nie wzbudzać sensacji. Po pewnym czasie obejrzał się w tył wozu, aby sprawdzić, czy aby nieboszczyk nie zsunął się po śliskiej słomie. 1 tu ponowna rozpacz; nieboszczyk ,zwiał". Można sobie wyobrazić rozpacz i gniew przodownika.

Zmobilizowano zaraz policję w miasteczku, która razem ze wszystkimi miejscowymi władza mi brała udział w poszukiwaniu „nieboszczyka" — daremnie. W nocy wystawiono warty dookoła miasteczka przy pomocy stróżów i życzliwych. Przodownik P. obrał sobie miejsce czat na wzgórzu pod laskiem, przy trakcie wiodącym w rodzinne strony bandyty. W pewnej chwili ze znużenia zdrzemnął się.

Jak długo spał — nie pamięta. Zbudził się, kiedy już było zupełnie widno. Zauważył wtedy kulawą kobietę, idącą w jego stronę z miasteczka. Kiedy zbliżyła się, przodownik zapytał, czy nie spotkała lub nie widziała kogo na drodze, chcąc w ten sposób upewnić się, czy nie przespał jakichś przechodniów. W czasie rozmowy zauważył, że kobieta niechętnie odpowiada i odwraca zasłoniętą chustą twarz. Zaintrygowany zachowaniem się kobiety, przodownik nie dał za wygraną i zerwał z niej chustę. Teraz z przerażeniem stwierdził, że był to we własnej obobie bandyta S-ki, którego po skuciu w kajdanki z wielkim triumfem odprowadził na posterunek. Okazało się, że S-ki był tylko lekko ranny w nogę, symulował nieboszczyka i po ucieczce z furmanki przenocował w chlewie. .Dobrzy ludzie" pomogli mu się przebrać w ubranie kobiety.

Przodownik P. dopiero we czwartek zameldował mi o wykonaniu rozkazu i swoich przy-godach.

Morał z tego przypadku: nigdy nie należy być zbyt pewnym siebie, lecz gruntownie opanować przepisy dotyczące eskort i nie lekceważyć ich oraz nauczyć się wprawnie władać naszą pomocniczą bronią — kajdankami.

Źródło: „Na Posterunku”, Teodor Borucki, nadkomisarz P. P.

  • Eskorta przestępcy
Powrót na górę strony