Trzy ściegi w rękawiczce
Po uzyskaniu naszej niepodległości państwowej przydzielony zostałem Jako żandarm próbny do służby na posterunku żandarmerii krajowej w pewnej miejscowości Śląska Cieszyńskiego. Tam po raz pierwszy brałem udział w jednej z najważniejszych czynności, jaką jest dochodzenie w sprawie karnej. Był to mój pierwszy krok na tej drodze.
Pewnej nocy do mieszkania bogatych państwa W. W. włamali się nieznani sprawcy, których łupem padły biżuteria i garderoba łącznej wartości ponad 16.000 koron austriackich. Przy dochodzeniach w sprawie tej kradzieży asysto-wałem wachmistrzowi H. — jednemu z rutynowanych .wygów" żandarmskich. Tak go do dziś nazywam. Ale wtedy? W czasie badań padają z ust Jego pytania: .Co nosił pan w kieszeniach?* .Co pan pali — papierosy, cygara czy fajkę?" .Czy używa pan papierośnicy czy też wkłada pan papierosy względnie ich niedopałki wprost do kieszeni?” .Czy I w którym miejscu żakiet, spodnie, mankiety lub tp. byty przepalone?” „Czy w kieszeniach nie pozostały bilety wstępu do teatru, na dancing lub tp.?* Wściekłość mnie bierze, gdy wreszcie po tylu 1 wielu jeszcze im podobnych pytań, pada: .Czy rękawiczki pana nie były dziurawe?*... To już szczyt bezczelności—pomyślałem. Bo wyraźnie zdawało mi się, że pani W. ze wstydu się rumieni, jej mąż zaś gryzie wargi ze złości na źandarma-intruza, który tego rodzaju pytanie im zadaje. A wachmistrz H. ze spokojem notuje niektóre odpowiedzi indagowanych, pisząc między innymi do swego notatnika: „Trzy ściegi białą nicią między kciukiem, a palcem wskazującym rękawiczki lewej”.
Do głowy przychodzi ml wtedy uporczywe pytanie: „Po cóż te wszystkie niedorzeczności?”. Postanowiłem jednak cierpliwie czekać i niebawem przekonałem się, Jak bardzo się pomyliłem, piętnując (w myślach) taktykę wachmistrza.
Zmęczeni kilkugodzinnymi dochodzeniami, wstąpiliśmy do restauracji na herbatkę. Po chwili, z pozdrowieniem: „Cześć, panie kolego!” — wita się z nami sierżant R. i siada przy naszym stole, kładąc nań swoje rękawiczki skórkowe. Wachmistrz H., jakby odruchowo, w czasie rozmowy bierze te rękawiczki w ręce, po czym nagle przerywa poprzedni temat rozmowy pytaniem: „A skąd pan kolega ma te rękawiczki?”. Sierżant R. odpowiada, że sprzedał mu je maszynista, mieszkający w miejscowości Z. (gdzie mieścił się nasz posterunek), nie wie jednak, jakie jest Jego nazwisko; koledzy nazywali go „Francek”.
Teraz dopiero znaleźliśmy właściwą drogę, po której doszliśmy zarówno do wszystkich sprawców, jak i do wszelkich przedmiotów, skradzionych u państwa W. W. Oczywiście włamywacze i paserzy powędrowali do więzienia, a pokrzywdzeni bardzo się ucieszyli odzyskaniem utraconego mienia. f\ to wszystko zdziałały... trzy ściegi białą nicią w rękawiczce!... Wtedy dopiero zrozumiałem, że wachmistrz H. miał rację.
Wachmistrz H. bezsprzecznie był dobrym nauczycielem, bo stosując jego taktykę śledczą w dalszej moje] służbie bezpieczeństwa, mogłem osiągnąć pomyślne wyniki w wykrywaniu różnych kradzieży.
Źródło:
RUDOLF SZOSTOK,
st. posterunkowy Pol. Woj. Śląsk.
Na Posterunku nr 4/1939
Fotografie:
NAC