Maszyny piekielne
Policja, mając za zadanie ochronę bezpieczeństwa i spokoju obywateli, spotyka się często w swej służbie z wszelkiego rodzaju bronią, która nierzadko służy za narzędzie zbrodni. Jednym z rodzajów broni, wyraźnie i wyłącznie używanym w celach zbrodniczych, są maszyny piekielne, zwane inaczej zegarami Thomasa, W ramach niniejszego artykułu postaramy się chociaż w krótkości dać odpowiedni rys historyczny tego zbrodniczego narzędzia, lata bowiem minione daty sporo z niem wydarzeń i wykazały dość znaczną różnorodność pomysłów.
Sięgając do dawniejszych czasów, na terenie Polski notujemy już w roku 1581 ciekawy wypadek, w tym bowiem czasie wojen moskiewsko-polskich polecono skonstruować rusznikarzowi Janowi Ostromeckiemu maszynę piekielną i wysłać ją Iwanowi Piotrowiczowi Szujskiemu, który bronił Połocka. Plan nie udał się, gdyż Szujski nie był obecny przy otwieraniu nadesłanej skrzyni, a tem samem ocalał, natomiast kilka osób z jego otoczenia poniosło śmierć,
Gdybyśmy mówili jednak o zaczątkach maszyny piekielnej, to sięgają one roku 1405, W roku tym inżynier frankoński Konrad Kyeser zalecał wypełniać kości prochem i zaopatrywać w lont, by następnie podrzucać do izb jadalnych nieprzyjemnych sobie osób, a zwłaszcza innowierców, korzystając z tej właśnie sytuacji, iż dawał się odczuwać brak środków żywności i panował wogóle głód.
Jest rzeczą jasną, iż lontem można było wówczas określić zapał tylko na krótki czas, wobec czego Leonardo da Vinci już w roku 1510 myślał nad tem, by wybuch mógł nastąpić dopiero po większym okresie czasu i to bez uprzedniego zwrócenia uwagi niewtajemniczonych osób. Praca doprowadziła do wyniku, ale praktyczna strona zawiodła ze względu na bardzo skomplikowany aparat, który też łatwo musiał wpadać w oczy. Leonardo da Vinci zanurzył bardzo cienkie rureczki w naczyniu z rtęcią, która na mocy włoskowatości unosiła się, a następnie spadała do drugiego naczynia, jakie z chwilą napełnienia się, czasami po kilku miesiącach, pod wpływem ciężaru spadało i w ten sposób powodowało zapał, krzesząc iskry z krzemienia.
Znaczne postępy wykazał w Austrji Veitt Wulff Senfftenberg w roku 1568, on to bowiem pomyślał nietylko nad konstrukcją maszyny piekielnej, ale starał się także o jej zewnętrzny wygląd, a wiec szedł w pracach swych w tym kierunku, by nadać maszynie postać najmniej wpadającą w oko. Konstruktor ten daje pewne rady i instrukcje, zalecając używania wszelkich podstępów przy dostarczaniu maszyny piekielnej na oznaczone miejsce, w owym czasie bowiem uważał on ją za znakomity środek do uzyskania pewnych celów natury ogólnej, a nawet upragnionego przez każdego pokoju.
W owym okresie maszyna piekielna jest już znacznie lepiej przemyślana, a ulubioną jej formą jest skrzynia, która zazwyczaj wybuchała przy poruszeniu kluczem w zamku lub z chwilą otworzenia wieka.
Senfftenberg miał ogromną moc pomysłów i maszynę piekielną starał się zastosować do wszelkich potrzeb, stąd wygotował nawet plany zniszczenia nieprzyjacielskiej artylerji przez dostarczenie jej w formie zdobyczy wojennej beczek z prochem i kulami, właściwie zaś śmiercionośnych machin. Można o tym konstruktorze powiedzieć, że bardzo dużo czasu i pracy poświęcił nad ustaleniem taktyki użycia maszyny piekielnej we wszelkich możliwych wypadkach, według maksymy: cel uświęca środki.
W roku 1573 doszło do tego, że rusznikarze znali ogromną ilość konstrukcyj maszyn piekielnych, w których krzesanie iskier w stronę materjału wybuchowego odgrywało zasadniczą rolą, podczas gdy uderzenie, pociągniecie, nacisk, nadeptanie i t. p, czynności, zmierzające do wywołania zapału, powstawały jako rzecz zależna od wykonawcy i celu. W każdym razie czasy te przynoszą nową fale pomysłów i maszyny piekielne podsuwane są jako meble, apteczki, zakopane skarby — jednem słowem wciskają się pod różną postacią. Zapał, a z nim wybuch, zaczęto wywoływać przez zastosowanie rozmaitych urządzeń z ciężarkami, które zezwalały poniekąd na ścisłe oznaczanie godziny eksplozji.
Rozwój maszyny piekielnej postępuje tak szybko, iż w roku 1598 Boillot konstruuje maszyny piekielne już w postaci kufra, beczki czy belek na dwukołowym wózku, albo jako kosz z jajami i t. p. Skutki były też łatwe do przewidzenia i wszyscy w owym czasie żyli pod panicznym strachem, a niejeden rzemieślnik, zamknięty w swej pracowni, z łatwością posądzany był choćby z błahych powodów o fabrykacje maszyny piekielnej.
Poważniejsze zamachy notowane są od roku 1645, w tym bowiem czasie w jednym z portowych miast Danji zdołano zanieść na dwa okręty szwedzkiej floty najezdnej skrzynie pod pozorem podarunku dla admirałów, którzyby niechybnie wówczas zginęli, gdyby nie ciekawość jednego z załogi, co pozwoliło na wykrycie chodzącego zegara w skrzyni, będącej niczem innem jak maszyną piekielną. W tym wypadku stalowe kółko miało w pewnym czasie otrzeć się silnie o krzemień i wywołać zapał, a następnie wybuch materjału, który był na każdym z okrętów w takiej sile, iż mógł je kompletnie zniszczyć, w najlepszym zaś razie wywołać ogromny pożar.
Jeśli chodzi o nazwą, to maszyną piekielną nazwano okręt z materjałem wybuchowym, jaki zbudował w roku 1693 Wiliem Meester w celu zniszczenia pewnych objektów na wodzie. Konstrukcja tego rodzaju maszyny piekielnej nie była wówczas nowością, albowiem już w roku 1586 obrońcy Antwerpji wysyłali takie machiny przeciw Aleksandrowi z Parmy, w każdym jednak razie okręty „wybuchowe” zaczęły być w użyciu.
Twórcą okrętów-maszyn piekielnych, użytych przez obrońców Antwerpji, był italski inżynier Federigo Gianibelli, ten zaś prace swe rozpoczął za namową jednego z miejscowych obywateli. Wspomniany inżynier miał za zadanie zniszczenie mostu budowanego przez nieprzyjaciela na rzece, próby zaś trwały dość długo, lecz ostatecznie plan się powiódł, gdy do pracy stanął jeszcze razem z nim inżynier Piotr Timmermann z Antwerpji, a okręty, dla lepszej sprawności w utrzymaniu kierunku, zaopatrzono w żagle.
Gwoli ścisłości zaznaczyć musimy, że wspomniany już przez nas Leonardo da Vinci jeszcze w roku 1493 znał tego rodzaju okręty i uważał je za całkiem trafny środek do zapalania mostów lub zniszczenia bazy nieprzyjacielskiej floty.
O wziętości w swym czasie maszyn piekielnych w postaci okrętów świadczyć może także ten fakt, iż w roku 1588 Gianibelli wybudował jeszcze kilka okrętów własnej konstrukcji w celu użycia ich przeciwko Wielkiej Armadzie pod Calais. Wówczas już samo ukazanie się podejrzanych okrętów sprawiło to, że Hiszpanie, pamiętni na wypadki pod Antwerpją, szybko ratowali się ucieczką i zrezygnowali z planu lądowania w Anglji.
Lata późniejsze przynoszą dalszy rozwój okrętów — maszyn piekielnych i w roku 1796 Edward Thomas z angielskiej marynarki skonstruował model okrętu poruszanego już parą oraz zaopatrzonego w odpowiednie stery (FireShip).
Kiedy maszyny piekielne miały za sobą pokaźną historję rozwoju, zaczęły mnożyć się wypadki ich użycia. Z poważniejszych wypadków w 1800 zanotowano rzucenie maszyny piekielnej pod wóz Napoleona I w chwili, gdy jechał do sali teatralnej. W roku 1835 dokonano zamachu na Ludwika Filipa przy pomocy maszyny piekielnej. Ciekawą bardzo maszynę piekielną skonstruowano do zamachu na prezyzydenta Napoleona w Marsylji (w roku 1852), składała się ona bowiem z 250 luf karabinowych i 4 luf z kartaczownic. Maszyna piekielna tak była zbudowana, iż można ją było rozkładać na odpowiednie części, łatwe do przenoszenia, policja jednak na czas zamach wykryła.
Z podanych notatek wnosić możemy, iż użycie maszyn piekielnych w rozmaitej formie stale się powtarza. Anarchista Orsini w roku 1858, czyniąc zamach w Paryżu na Napoleona III, spowodował wybuch 3 bomb, które sporządzone były w Anglji, a tak skonstruowane, że specjalnie ciężkie dna zaopatrzone były w 25 kominków z kapslami, co dawało pewność wywołania zapału po upadku na jezdnię takiego materjału, jak piorunian rtęci. Eksplozja tych maszyn była ogromna, aczkolwiek tylko 3 bomby eksplodowały. Cesarz i jego małżonka uszli z życiem, z publiczności zaś 8 osób poniosło śmierć, a 148 odniosło rany. Jedna bomba została na ulicy, a jedną jeszcze znaleziono u pewnego spiskowca. Orsini został ranny, wkrótce zaś został stracony na szafocie.
Na wstępie artykułu wspominaliśmy, iż maszyny piekielne zwane są także zegarami Thomasa, dlatego też wykazać jeszcze musimy pochodzenie tej nazwy, która sięga roku 1875 i wyłoniła się z wypadku zaszłego w Bremie. Otóż niejaki Aleksander Keith, przybrawszy sobie nazwisko Thomasa, udał się do zdolnego mechanika Fuchsa i zamówił u niego zegarek, któryby chodził w każdem położeniu dokładnie i był odpowiednio wytrzymały, przyczem zaznaczył, iż posłuży mu on do puszczania w ruch co pewien odstęp czasu pewnej maszyny tkackiej. Thomas otrzymany mechanizm użył do skonstruowania maszyny piekielnej, która miała wybuchnąć wówczas, gdy jego towar, załadowany w beczkach, znajdzie się na pełnem morzu. W ten sposób konstruktor chciał uzyskać wysokie ubezpieczenie. Traf jednak chciał, że beczka w forcie upadła i eksplodowała, skutkiem czego cały plan wyszedł na światło dzienne, poczem pokazało się też, że asekurowany towar składał się wyłącznie z kamieni.
Maszyna piekielna Thomasa jako materjał wybuchowy miała dynamit i notujemy to jako pierwszy wypadek w historji maszyn piekielnych.
Od tego czasu już bardzo często spotykamy się z użyciem mechanizmu zegarowego do maszyn piekielnych. W roku 1885 skonstruowano maszynę piekielną w ten sposób, że zegar o pewnym czasie przecinał ostrym nożykiem napięty sznurek, który natychmiast zwalniał sprężynę, a ta znowu powodowała uderzenie o kapslę i następnie wybuch. Były też takie wypadki, że zdjęcie nakrywki z jakiejś paczki powodowało natychmiastową działalność mechanizmu, który wywoływał eksplozję momentalną, albo też dopiero po pewnym czasie, zależnie od nastawienia. W każdym razie zegarek jest zawsze w ten sposób wykorzystywany, że powoduje on silne uderzenie do wywołania zapału w pewnym, ściśle określonym czasie. Zasada ta jest bardzo rozpowszechniona, nie przesądza jednak istnienia innego rodzaju maszyn piekielnych i to czasami bardzo skomplikowanych.
Wspomnieć też należy, iż maszyny piekielne często wykorzystywane są do wywołania pożarów i tu policjant musi mieć na uwadze wszelkie możliwości w czasie spełniania swych obowiązków.
Muzea posiadają niektóre typy maszyn piekielnych (najładniejsze zbiory są w Budapeszcie), najczęściej jednak są tam bardzo prymitywne pomysły, gdyż o dobre wyroby trudno, skoro eksplodują i nie dają możności zbadania ich, tworząc nadal tajemnicę konstruktora.
Źródło: „Na Posterunku”, nr 6/1932, nadkomisarz Kom, Gł. P. P. Czesław Stronczak, zdj. NAC