„Malowanka dziecinna” – głównym dowodem rzeczowym
W nocy z 28 na 29 lutego 1928 r. dokonane zostało rozprucie kasy Urzędu Pocztowego w Radomiu. Sprawcy dostali się do urzędu przez piwnicę położoną pod pokojem, w którym znajdowała się kasa. Rozpruwszy ją rakiem, zabrali 112.486 zł. w banknotach. Znajdujący się w stojącej obok szafie żelaznej bilon w sumie około 7000 złotych włamywacze pozostawili, widocznie ze względu na jego wagę, pomimo że szafę rozbili.
Na miejscu znaleziono dowody rzeczowe w postaci narzędzi, któremi posługiwali się sprawcy przy włamaniu, teczki skórzanej oraz drobiazgu, który stał się szczególnie ważnym punktem wyjścia dla dochodzenia. Drobiazgiem tym był obrazek dziecinny, t. zw. malowanka, na której odwrocie wypisane było atramentem nazwisko „Aszersohn”.
Mając podejrzenie, że sprawcami rozprucia kasy są kasiarze warszawcy, policja radomska przystąpiła do odszukania w Warszawie osobnika o nazwisku Aszersohn. Okazało się, że w Warszawie mieszka niejaki Aszersohn Fajwel, notowany przez policję warszawską za kradzież. Przesłuchana w sprawie obrazka córka Aszersohna zeznała, że malowanka jest jej własnością, a napis umieszczony na odwrocie zrobiony był przez nią samą. Ojciec jej nie mógł wytłumaczyć, w jaki sposób obrazek jego córki znalazł się na miejscu dokonanego włamania kasowego. Podczas rewizji w jego mieszkaniu nie znaleziono żadnych szczególnych dowodów obciążających, poza gumowemi rękawiczkami, używanemi przez przestępców dla niezostawienia odcisków palców. Oczywiście, Aszersohna zatrzymano.
W trakcie dalszego dochodzenia natrafiono na pewnego radomskiego kelnera, który zeznał, że w nocy, kiedy miało miejsce włamanie kasowe w Urzędzie Pocztowym, około godziny pół do drugiej, gdy wracał do domu, zauważył kręcących się koło Urzędu Pocztowego kilku osobników. Jeden z nich przystąpił nawet do zeznającego dla zapalenia papierosa. Przy świetle zapałki widział zeznający dokładnie twarz tego człowieka, którego zna z widzenia w Radomiu, choć nie wie jego nazwiska.
Ponieważ uzyskano poufne informacje, że nadawcą włamania był radomski złodziej Moszek Turower, przeto wszczęto za nim poszukiwania. W tym celu poddano rewizji herbaciarnię niejakiego Zalcmana, znanej meliny złodziejskiej. Podczas rewizji znaleziono ukryte w piecu narzędzia złodziejskie w postaci świdrów i wytrychów, co do których Zalcman oświadczył, że należą do Turowera. Samego Turowera narazie nie znaleziono: zatrzymano go jednak wkrótce w Chełmie, dokąd zbiegł zaraz po włamaniu i gdzie zainstalował się u znajomej prostytutki. W następstwie aresztowania Moszka Turowera zatrzymano i jego brata Icka, zamieszkałego stale w Warszawie, a to przedewszystkiem z tego powodu, że bez usprawiedliwionego powodu przyjechał on do Radomia, do swego brata Moszka, akurat w przeddzień włamania, chociaż, jak sam zresztą oświadczył, żadnych stosunków od kilku lat z bratem nie utrzymywał.
Ponieważ główne podejrzenie kierowało się na Aszersohna, a to ze względu na obrazek jego córki znaleziony na miejscu włamania, przeto zatrzymano również jego szwagra Flokstrumpfa, znanego na terenie Warszawy kasiarza. Wślad za tem podejrzenie rozszerzyło się na innych kasiarzy, co do których stwierdzono, że ostatniemi czasy pozostawali w ścisłym kontakcie z Flokstrumpfem. Jednak kasiarzy tych, którymi byli: Sznajderman, Zalewski i Zakrzewski nie można było odszukać. Stwierdzono jednak, że Zalewski tuż przed datą włamania w Radomiu pożyczył od Aszersohna skórzaną teczkę — tę samą, którą znaleziono na miejscu włamania. Ustalono dalej, że wspomniani kasiarze warszawscy, natychmiast po zatrzymaniu Aszersohna, zebrali się u jego żony, z którą naradzali się w jaki sposób możnaby przyjść Aszersohnowi z pomocą. Ujawniono dalej, że kasiarze ci rozporządzali ostatnio większemi sumami pieniężnemi. Wreszcie w mieszkaniu niejakiego Zadrożnego, który był teściem Zakrzewskiego, znaleziono walizkę skórzaną, w której była chustka do nosa ze śladami krwi, popiołu i rdzy, przedarta w dwu miejscach i złożona w charakterystyczne fałdy, wskazujące, że w chustkę tę było owijane jakieś żelazo, prawdopodobnie rak lub bor do borowania żelaza.
Ponieważ podejrzanych kasiarzy nie można było odszukać, przeto poddano ścisłej obserwacji osoby ściślej z nimi związane. W szczególności obserwacja żony Zakrzewskiego dała ciekawsze rezultaty. Ustalono mianowicie, że żona Zakrzewskiego utrzymuje ciągły kontakt z rodzinami pozostałych kasiarzy, do których ciągle jeździ. W dniu 12 maja 1928 r. zauważono, że żona Zakrzewskiego nadaje na pocztę list polecony-expres na Kubę, na imię Zakrzewskiego. Zatrzymany przez władze śledcze, list ten dał wiele cennego materjału informacyjnego. Wynikało z niego, że Zakrzewski zbiegł na Kubę. Z obserwacji rodzin pozostałych kasiarzy ustalono, że i one korespondują ze swymi mężami, którzy również zbiegli na Kubę. Ten kierunek Ucieczki został obrany z tego względu, że na Kubie zamieszkiwał stale brat kasiarza Flokstrumpfa. przebywającego obecnie w więzieniu. W treści listu żony Zakrzewskiego, zatrzymanego na poczcie, znalazły się między innemi następujące charakterystyczne zwroty: „pieniędzy dotychczas nie złożyłam i nic wiem gdzie, gdyż P. K. O. przyjmuje tylko do 5000 zł., a nie więcej, wobec czego namyślam się co zrobić z niemi"—„o ile potrzeba ci pieniędzy, to ci poślę" — „ciotka stale pyta, co zrobimy z pieniędzmi". Ze zwrotów tych wynikało w sposób oczywisty, że żona Zakrzewskiego ma pieniądze pochodzące z ograbienia kasy pocztowej w Radomiu, a przynajmniej pokaźną ich część. Jakoż w trakcie dalszych dociekań znaleziono w pomieszczeniu żony Zakrzewskiego w komórce pod węglem, 2000 złotych w banknotach, silnie zwilgotniałych, pomimo, że były zawinięte w papier woskowy i dwie pary skarpetek.
U teścia Zakrzewskiego znaleziono księżeczkę P. K. O. z wkładem 1000 złotych,, na nazwisko żony Zakrzewskiego.
Więcej pieniędzy zrabowanych na poczcie odzyskać narazie nie zdołano. Pościg za zbiegłymi na Kubę kasiarzami, wskutek wielkiego oddalenia ich miejsca ucieczki, został oczywiście poważnie zahamowany.
Źródło: „Na Posterunku”, nr 13/1932, M, zdj. NAC